Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30.

-Musimy zebrać wojska i tam wyruszyć-stwierdził gorączkowo
Elandiel.
-Masz rację. Tylko skąd je weźmiemy, skoro w zamku jest zaledwie jeden oddział?!-Namessi usiadła z żalem na ziemi. Może była złamana, a może chciała się zastanowić nad tą sytuacją.
-A jeżeli odkryli o tobie prawdę?!
-Wcale nie, znam ich. Są głupi i się nie skapną-odparł spokojnie.
-Miejmy nadzieję...-nagle dało się słyszeć głos rogu. Obaj młodzi elfowie zerwali się do bram.
Bali się, że zastaną tam wrogie wojska, jednak grubo się mylili.
-Elladan?! Elrohir?! Co wy tu robicie?!-księżniczka z podziwem zaczęła przyglądać się Rivendellskim książętom, których otoczały potężne, dwie armie.
Namessi rozpoznała je. Jedno oczywiście z Imladris, a drugie o dziwo z Lothlorien. Po krótkiej wymianie zdań, okazało się, że Galadriel widziała wszystkie te zdarzenia w Zwierciadle.
-Widzisz siostrzyczko? Teraz jest nadzieja...

***

-No Elandiela przecież!-Thranduil podniósł wzrok. Dagür spojrzał na niego triumfalnie.
-On nie żyje...
-Doprawdy? Czyli twój ukochany syn i ta jego zdzira nic ci nie powiedzieli?-stwierdził władca zbuntowanych.
-A... Co niby mieli mi powiedzieć?-spytał Thranduil, choć chyba coś przeczuwał.
-Gdy zostali porwani, to on uratował im życie. Pff... Myślałem, że jesteście bardziej zgraną rodzinką-zaśmiał się Dagür, patrząc jak król Mrocznej Puszczy powoli opuszcza wzrok i opada z hukiem na posadzkę. Z jego ust wypłynęła smużka krwi.
Poczuł ból całej głowy, oraz wszystkich ran. A było ich dużo.
-Błagam... Skończ że mną-jęknął cicho.
-O nie, Thranduilu. Będziesz cierpiał tak długo jak ja-odparł Dagür. Elfowi pociekły łzy po policzkach. Jego dzieci... Wszystko mu się już myliło. Legolas go okłamał? Nie powiedział mu wszystkiego, co się wtedy zdarzyło?
Te myśli spowodowały, a że nawet nie czuł pieczenia w gardle i ciepłej krwi z niego wypływającej. Chciał tylko umrzeć.
Czy to był jego syn? Czy to był ten chłopak, który chciał mu pomóc choć w najmniejszy sposób?
Niech tylko tu nie wraca... W pierwszej chwili Thranduil faktycznie nie zobaczył podobieństwa tego chłopaka do niego i jego żony, ale po dłuższym zastanowieniu wszystko stało się jasne.

***

Kathia szła ciemnym korytarzem. Zaczęła rozmyślać o tym, jak to się w ogóle wszystko stało, że mają u siebie samego króla Mrocznej Puszczy. Nagle ktoś złapał ją za nadgarstek, pociągnął wgłąb jednego z pokoi i przycisnął usta, by nie krzyczała. Przestraszona dziewczyna odetchnęła świeżym powietrzem, gdy napastnik ją puścił. Odwróciła się wściekła, by ujrzeć swojego ukochanego.
-Elandiel?! Co ci odbiło?!-spytała nieźle wkurzona. Miała ochotę uderzyć go z liścia, ale się powstrzymała.
-Posłuchaj, nikt nie może wiedzieć, że tu jestem-zaczął elf, ale ona mu przerwała.
-Ale jak to? Co się stało?
-Kochasz mnie?-spytał tak nagle, bez powodu.
-No oczywiście głupku, a co to ma do rzeczy?
-Dużo. Błagam idź do Thranduila i zajmij się nim, jakby to był twój ojciec-złapał ją delikatnie za dłoń i patrzył jej prosto w oczy.
-Zaraz, co? Mam zdradzić?!-wykrzyknęła zaskoczona. Zatkał jej usta.
-Ja nie mogę tego zrobić... Błagam cię, on musi żyć. Wolisz mnie, czy służbę u boku człowieka, który wymordował twoją rodzinę?-zapytał znacząco. Kathia nie musiała się długo zastanawiać. Podążyła za głosem serca. Nic jej już nie został, oprócz Elandiela.

Młoda półelfka powoli skradała się do więzień. Wkrótce do nich dotarła i odnalazła cele Thranduila. Elficki król był cały we krwi, nawet, lub w szczególności, na twarzy.
Dziewczyna weszła do środka i usiadła obok niego. Ten otworzył oczy, czego się nie spodziewała.
-Znasz go?-spytał słabo.
-Tak... Kocham-odparła cicho i zaczęła elfowi delikatnie przeżywać rany.
-Czemu to robisz?-powiedział patrząc na dziewczynę. Kathia uśmiechnęła się smutno. W sumie sama nie wiedziała co odpowiedzieć, więc po prostu nic nie mówiła. Król zakaszlał krwią, co bardzo ją zmartwiło.
-Krwotok wewnętrzny? Tylko nie to...-jęknęła cicho. Thranduil zamknął oczy, a jego głowa poleciała na bok.
-Panie, nie poddawaj się, nie teraz, kiedy twój syn po tylu latach cię odnalazł!-mruknęła zła sama na siebie, że nie pomogła im wszystkim wcześniej. Nagle zza murów dało się usłyszeć róg. Tylko czyj? Orków, a może elfów?
Kathia zerwała się z kolan, gdy przybiegł do niej strażnik. Nic mówić chwycił Thranduil i zaczął go ciągnąć w stronę schodów.
-Zostaw go!!!-krzyknęła, a gdy wojownik spojrzał na nią zdziwiony, szybko zmieniła temat.
-Yyy... Co się tam dzieje?
-Atakują nas! Nasz pan musi z tym żałosnym królem skończyć raz a dobrze i to na oczach jego bliskich-odparł najspokojniej w świecie mężczyzna i dalej pociągnął Thranduila.
-Cholera-mruknęła cicho Kathia.

***

Vanyamë stała wyczekująco, gdyż teraz, po opatrywaniu rannych nie zostało jej nic innego. Po jakimś czasie doszedł do niej Legolas, który objął ukochaną ramieniem i niespodziewanie oboje zobaczyli posłańca. Zbiegli że wzgórza.
-Hir-nin! Wiemy gdzie jest król! Wojska Imladris i Lothlorien już tam wyruszyły.
-Wspaniale... Więc prowadź, byśmy zdążyli na czas!-odparł uszczęśliwiony Leggy i zaczął zbierać żołnierzy zdolnych do walki. Zebrała się nawet spora grupka.
-Ruszamy!-wykrzyknęła Vanyamë, która była w wyjątkowo bojowym nastroju.

Tylko czy król jeszcze żyje?

Tsaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa....

Dzisiejszy rozdział zawdzięczacie zeswirowanyelf i
MOD-MAJ, które nie potrafią uszanować, że każdy ma swoje obowiązki 😉
Pozdrowiłabym je, ale mnie za bardzo wkurzyły.
Namarië!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro