Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23. Smutek i radość

Pov.Trzecia osoba

Piętnasty marca. To właśnie wtedy to się stało. Dziś mija dokładnie drugi tydzień od tej tragedii. Książę zmarł niedługo po ingerencji Elronda, gdyż mistrz pomimo swojej ogromnej siły i magii, nie mógł nic zrobić. W zamku panuje cisza, żałoba. Król zamknął się w pokoju, ponieważ cały czas obwinia się o śmierć swojego syna, swojego dziedzica. Oczywiście również jego pozostałe dzieci przygnębione nie opuszczają komnat. Ale władca w ogóle nie je, nie pije, nie śpi... Lord Elrond starał się jakoś pomóc, ale Thranduil nie chciał przyjąć jakiegokolwiek wsparcia. Próbował się nawet targnąć na swoje życie, skacząc z balkonu, ale w momencie w którym miał to zrobić, do jego komnaty weszła Vanyamë. Dziewczyna błagała go, by tego nie robił. Popłakała się, że nawet dla niej jest jak ojciec i nie zniosłaby straty również jego. Od tego czasu nie strzelają mu do głowy takie rzeczy.
-Panienko, list do ciebie-do pokoju Vanyamë weszła służka, skłoniła się i podała jej małą karteczkę.
-Mhm, możesz iść-odparła obojętnie elfka. Gdy tylko usłyszała trzaśnięcie drzwiami, zabrała się do czytania listu.

-"Moja kochana!
Słyszałem, iż trzeba przełożyć ślub. Informacja ta bardzo mnie zmartwiła, gdyż wszystko było już załatwione. Raczej wolałbym, by ślub odbył się w terminie, ponieważ później może coś nie wypalić. Przekaż swojemu wujowi, że również masz taką wolę.
~Mirendul"-odczytała treść listu i spaliła go w płomieniach płonącej na stole świeczki. Patrzyła smętnie jak papier powoli był trawiony przez ogień. Porównała to do sytuacji króla. To wszystko zżera go od środka.-Ten dureń Mirendul myśli, że dla niego wszystko zrobię, bo z nim tańczyłam... Niech spada, mam do zrobienia jeszcze wiele rzeczy. Na wolności-mruknęła cicho popijając jakieś zioła odstrewywujące.

Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Vanyamë odstawiła filiżankę i zaprosiła do środka osobę dobijającą się do jej pokoju. Okazało się, że był to Legolas.
-Mam dobre wieści. Chociaż jedną na ten trudny czas-powiedział smutno.
-Mów wreszcie!-pospieszała księcia.
-Feren się wybudził-dziewczynie momentalnie ulżyło, jakby jedna troska odleciała gdzieś daleko. Oboje szybko poszli do sali uzdrowiciela. Kapitan Straży był właśnie karmiony łyżeczką, ponieważ musiał zgłodnieć, skoro spał jakieś trzy tygodnie. Elfka usiadła na jego łóżku.
-Jak się czujesz? Napędziłeś nam niezłego stracha-powiedziała, wysilając się na uśmiech.
-Jak tak to bardzo przepraszam-zaśmiał się elf, ale po chwili spoważniał-Co tu się dzieje? Wszyscy chodzą na czarno, cisza jakby ktoś umarł!
-To się wstrzeliłeś-mruknęła dziewczyna i opowiedziała mu co się działo podczas jego śpiączki. Nastała cisza. Spojrzenie Ferena mówiło wszystko, nie potrzebne były słowa. Nagle drzwi do sali uchyliły się i ktoś przez nie wbiegł. Vanyamë odwróciła się, by zobaczyć kto i z zaskoczeniem ujrzała Eruantira. Chłopczyk podbiegł do niej patrząc przerażony na swojego prawdziwego tatę. No i jego ojciec otworzył szeroko oczy.
-Co... Co on tu robi?-spytał zaskoczony.
-Eruś? Kazałeś nam po niego pojechać, więc tak zrobiliśmy-wzruszyła ramionami elfka i potargała ciemne włoski chłopca. Maluch przytulił się do jej nogi.
-Ja... Nie pamiętam, bym wam coś mówił-podejrzliwie powiedział Kapitan Straży.
-Byłeś ranny! Mogłeś nie pamiętać. Ale wyjaśnij mi jedno. Czemu nie sprowadziłeś tu małego po śmierci żony? Już abstrahując od tego, że król nie miałby nic przeciwko, by i ona tu była-zapytała Vanyamë. Elf westchnął ciężko.
-Prawda jest taka, że ja po prostu nie potrafiłem się nim zająć, dalej nie umiem... Nie jestem dobrym rodzicem, nie zasługuję na niego-przymknął oczy, widocznie zaczęło go coś boleć.
-Nie jest to teraz ważne... Odpoczywaj-odparła Vany, kładąc mu rękę na ramieniu. Wzięła małego i wyszła.

Legolas cicho zapukał do drewnianych, rzeźbionych drzwi. Nie słysząc odpowiedzi wszedł do środka. Jego ojciec siedział przy biurku. Podkrążone oczy świadczyły o wielu nieprzespanych nocach, a mocno wyraźne kości policzkowe o głodówce, którą przeżywał król.
-Adar...-mruknął Legolas stawiając wniesioną przez niego tacę na stole. Kucnął przy władcy.-Musisz coś zjeść. Wyglądasz strasznie.
-Trudno. Nie jestem głodny-odparł oschle Thranduil.
-Nie ma mowy! A i jeszcze jedno...
Feren, obudził się-na to władca podniósł delikatnie głowę.
-Jak się czuje?-spytał cicho.
-Może poszedłbyś swojego przyjaciela odwiedzić? Ada, nie zmienisz przeszłości. Zostałeś podle wykorzystany, zostałeś zaczarowany! Nie miałeś na to wpływu...
-Miałem! Nawet nie wiesz jaki! Mogłem najpierw się upewnić, czy ten zdrajca nadaje się na mojego doradcę... Skazałem mojego synka na śmierć-schował twarz za dłońmi.
-Ale ada! Ja również bardzo kochałem mojego brata, lecz posłuchaj. Musisz normalnie żyć, żyć dla nas! Też jesteśmy twoimi dziećmi! O nas nie pomyślisz?!-krzyknął Legolas ciężko oddychając. W jego oczach widać było łzy.
-Ja... Gdy zaginął Elandiel obiecałem twojej matce, że będę za wszelką cenę was chronił. Nie potrafię zrobić nawet tego...-dolna warga Thranduila zaczęła mocno drgać. Jego syn nie wytrzymał. Wstał i wybiegł zdenerwowany trzaskając drzwiami. Za rogiem oparł się o ścianę i zsunął do pozycji siedzącej. Zaczął szlochać, pierwszy raz od tyłu lat... Ktoś kucnął przy nim i poklepał go po ramieniu. Był to Elrond.
-Ja już nie wytrzymam...-jeknął Leggy.-Mam tego dość... Najpierw straciłem swoją miłość, potem dwóch braci, a teraz ojca!-władca Rivendel położył mu na czole rękę. Dziwnie się poczuł, jakby miał zasłabnąć. Powoli tracił kontakt z rzeczywistością.
-Legolasie, twój ojciec cię kocha...-usłyszał jeszcze przed ujrzeniem ciemności.

Było gorące lato. Siedzieli na zielonej polanie i patrzyli na zwierzęta biegające dookoła.
-Jak myślisz, Vanyamë, jak nazwiemy naszego skarba?-dziewczyna pogłaskała się po wypukłym brzuszku.
-Jakieś sugestie?-zaśmiała się. Blond włosy elf udawał zamyślonego, by ostatecznie pokiwać głową, że na nic nie wpadł. Nagle ktoś do nich podbiegł. Był to chłopiec, o brązowych włosach i równie ciemnych oczach.
-Matko, ojcze-skłonił się. Elfka wyciągnęła rękę w stronę chłopaka. Ujął ją delikatnie i usiadł pomiędzy dwojgiem dorosłych.
-Melleth, mówiłam ci, że do nas nie musisz się kłaniać...
-Ale nie jesteście moimi prawdziwymi rodzicami więc muszę.
-Kto ci tak powiedział?-spytał Legolas.
-No... Moja koleżanka z zajęć szermierki-odparł chłopiec zmieszany. -Ehh... Nie możesz tak myśleć! Jesteś naszym najkochańszym synkiem, Eruś.

Gwałtownie się obudził. Ciężko oddychał, ale czuł się wyśmienicie. Leżał w swoim łóżku, a nad nim czuwał ojciec i Elrond. Patrzyli na niego zdenerwowani. Usiadł.
-Elrondzie, powiedz mi, że to będzie prawda! Błagam!-powiedział zdeterminowany. Pan Rivendel spojrzał na niego, jakby nic nie wiedział.
-Doskonale wiem, że umiesz przewidywać przyszłość!
-Ależ synu, co ty mówisz? Straciłeś przytomność na korytarzu, na oczach Elronda, który cię tu przyniósł.
-Vanyamë... Kiedy ona bierze ślub?-obu władców popatrzyło na siebie ze zdziwieniem.
-Aa... Co to ma do rzeczy?-zapytał Thranduil.
-Wy nic nie rozumiecie. Nawet jeżeli ją zmusisz do ślubu-tu spojrzał na Elronda-to ja do tego nie dopuszczę!
-Czemu, ion-nin?
-Ehh... Bo wy nic nie wiecie. Ja ją kocham! Jasne? Kocham!







Heloł. Jak życie, gdy zaczął się rok szkolny? Ja o dziwo się cieszę. A jak się podoba rozdział? Mam nadzieję, że jest ok xD
Ale mam też niespodziankę...

Otóż...



Prawdopodobnie wstawię nową książkę! Badum tsyyy! Oczywiście tematyka Hobbit. Jeżeli spodoba wam się pomysł nowej książki, to w następnym rozdziale pojawi się jej opis. Mogę zdradzić tylko, że będzie to o Thranduilu i małym Leggym.
A więc żegnajta ludziska!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro