Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21. Bójka i inne dziwne rzeczy

Pov.Legolas

Kiedy nastał wczesny ranek, udałem się do jej komnaty. Zapukałem, a gdy nie usłyszałem odpowiedzi, wszedłem. Spała spokojnie, ale jej kołdra wyglądała jakby  miała przed chwilą koszmar-porozrzucana na wszystkie strony. Usiadłem koło niej i pogłaskałem ją po wyciągniętej dłoni. Poruszyła się niespokojnie.
-Już dobrze.. To tylko ja-uśmiechnąłem się, gdy zobaczyłem, że Vanyamë zaczęła się wybudza.
-Mhmm...-mruknęła podnosząc się do pozycji siedzącej. Ziewnęła i odwzajemniła uśmiech. Chciałem jej coś powiedzieć, ale uprzedziło mnie pukanie do drzwi, a potem czyjeś wejście.
-Witaj Vanya... Co on tu robi?!-i już wiedziałem kto nas odwiedził.
-Mirendul, to nie tak... On tylko...-zaczęła zmieszana elfka.
-Nie tłumacz się! To on tu przyszedł! Chodź, stań do walki, gówniarzu!-wrzasnął nienawistnie. Zerwałem się z łóżka.
-To, że jestem kilkanaście lat od ciebie młodszy, to nie znaczy, że masz prawo się tak do mnie odzywać! Jestem księciem!-warknąłem. Rzucił się na mnie. Uderzył mnie w twarz pięścią, ale nie pozostawałem mu dłużny. Natychmiast, gdy się otrząsnąłem po chwilowym szoku, również mu przywaliłem. I się zaczęło... Rozgorzała pomiędzy nami prawdziwa walka! W tle słyszałem tylko piski Vanyamë i błagania, byśmy przestali. Żadne z nas nie planowało zrobić. Gdy nagle ktoś otworzył drzwi i ten cały Mirendul wykorzystał chwilę mojego rozkojarzenia i z całej siły kopnął mnie w brzuch. Zawyłem z bólu, co mogło oznaczać moją słabość... Ehh... Upokorzyłem się również przed osobą która weszła. Zacząłem przyjmować na siebie serię bolesnych ciosów. Po chwili ktoś próbował nas rozdzielić, ale narzeczony mojej ukochanej pchnął mnie na ścianę, w którą walnąłem głową. Wszystko zaczęło mi się rozmazywać przed oczami. Słyszałem jeszcze jakieś głosy, ale posłałem tylko słaby uśmiech.

***

Po jakimś czasie zobaczyłem ostre światło, a gdy bardziej otworzyłem oczy, również Vanyamë siedzącą obok. Byliśmy w jej komnacie. Na jej łóżku.
-Ty durniu!-krzyknęła wyraźnie wkurzona-Jesteś idiotą! Jak mogłeś?!
-To on zaczął-próbowałem się choć trochę usprawiedliwić.
-Mam to gdzieś! Zaprzepaściłeś wszystko, co mogło się wydarzyć! Myślałam, że może wuj jeszcze unieważni narzeczeństwo, ale nie! Musieliście sobie ubzdurać bójkę!-dopiero po tych słowach zrozumiałem powagę sytuacji.
-A świadkiem wszystkiego był Glorfindel. Super! Teraz mogę ci spokojnie wręczyć zaproszenie na ślub!-mówiła przez łzy. Usiadłem, chciałem ją pocieszyć.
-Nie dotykaj mnie!-krzyknęła.
-Gdzie Mirendul?-spytałem oschle.
-Wyjechał.
-Tchórz-burknąłem pod nosem-Nawet nie potrafi wziąć odpowiedzialności za swe czyny...
-On rano przyszedł się pożegnać, był spakowany i miał pojechać, by szykować ślub. Teraz ten cholerny ślub  został przeniesiony na szybszy termin. Naopowiadał wszystkim jakichś kłamstw, że przyszedłeś tu w jednym celu... Wiesz w jakim...
-I wszyscy uwierzyli?!-zdziwiłem się.
-Mhm. Nikt nie chciał mnie słuchać! Może lepiej idź już do swojej komnaty, bo w ogóle nie pozwolą nam się widywać. Ja idę do Eruantira-wstała i wyszła. Dotarło do mnie, jaki jestem głupi i nieodpowiedzialny. Przecież to było oczywiste, że coś takiego będzie miało miejsce! Ehh... Znajdę jeszcze tego szczura...

***
Pov.Trzecia osoba

Król w najlepsze rozmawiał z Elrondem, o wydarzeniach ostatnich dni, gdy wtrącił się Eladon.
-Panie... Muszę ci powiedzieć, że i ja jestem wszystkim zszokowany, ale mam pewne podejrzenia-elf patrzył królowi prosto w oczy.
-Co masz na myśli?-spytał Thranduil obserwując bacznie czarne oczy doradcy.
-Książę Beliand jest ostatnio jakiś dziwny... Nie sądzisz panie? Nie chciał się zająć sprawą orków pod zamkiem... Stara się unikać towarzystwa, oraz ciągle do kogoś pisze listy...-zaczął Czarnowłosy podstępnie.
-Bzdury! Znam Belianda od dziecka i nie skrzywdziłby nawet muchy, a co dopiero przeprowadził zamach na ojca!-Prychnął Elrond lekceważąco.
-Przemyśl to panie-odparł opanowany Eladon i podał królowi kielich, który rzekomo posiadał w sobie wino. Po jakimś czasie władca Rivendel poszedł i zostali sami.
Czarnowłosy elf jeszcze raz porządnie spojrzał w oczy Thranduila. Jego źrenice były tak powiększone, że prawie nie było widać lodowych tęczówek. Teraz mógł działać dalej.
-Panie, przemyślałeś to co ci mówiłem? -Spytał. Król spojrzał na niego sztucznym wzrokiem i pokiwał głową.
-Także musimy coś zrobić z twoim zdradzieckim synem. Najlepiej go stracić. Pojutrze-kontynuował odważnie Eladon. Thranduil potwierdził i to. Potem wstał i powiedział:
-Straże! Natychmiast zabierzcie Belianda do celi. Oświadczcie mu, że dopuścił się najwyższej zdrady i chciał zabić króla.
Zdziwieni strażnicy spojrzeli na siebie, ale gdy król jeszcze na nich wrzasnął, szybciutko pobiegli.
-Dobra decyzja, panie-uśmiechnął się szyderczo Czarnowłosy.-On chciał cię zabić, gdyż jest pierwszy w kolejce do tronu. Było do przewidzenia, że posunie się do czegoś takiego.

***
Pov.Vanyamë

Usiadłam na krzesełku w pokoju Eruantira. Mały bawił się figurką smoka. Postanowiłam do niego dołączyć i wzięłam drugą figurkę.
-Cześć Eruś-zdrobniłam jego imię, a on uśmiechnął się do mnie.-Byłeś sam, mały? Czy ktoś tu z tobą był.
-Siam-odparł mały. Jego sposób mówienia był taki śmieszny, ale zastanawiało mnie, czemu chłopiec był zostawiony sam sobie. Ale nie ważne, dalej się bawiliśmy. Nagle za drzwiami usłyszałam szamotaninę i krzyki.
-Wykończą mnie!-mruknęłam,  wzięłam na ręce Eruantira i wyszłam zobaczyć co się dzieje. Na korytarzu stali strażnicy, którzy szarpali się z Beliandem.
-Co wy robicie?! Zostawcie go!-krzyknęłam i próbowałam jedną ręką ich rozdzielić.
-To rozkaz króla. Książę został oskarżony, o zdradę-powiedział jeden. Przeraziłam się tymi słowami. Zrobiłam pytającą minę i podsadziłam wyżej, trzymanego przeze mnie chłopca. Pisnął cicho niezadowolony.
-To niemożliwe! Beliand by tego nie zrobił-krzyknęłam starając się ich zatrzymać. Książę spojrzał na mnie błagalnie, bym nie utrudniała.
Poszli dalej, w stronę lochów. Nie mogłam tego tak zostawić! Idę do króla...

No dobra, jest rozdział, w miarę długi, ale nudny. Przynajmniej dla mnie. Długo mi się pisało, itd... No i miało wyjść inaczej. Papatki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro