Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19. Wyprawa w las

Pov.Vanyamë

Po opanowaniu sytuacji, i ulukowaniu gości z powrotem w pokojach (co trwało do samego rana!), można było w końcu dowiedzieć się co z Ferenem. Wiedziałam, że elf jest gotów oddać życie za króla, ale nie myślałam, że jego poświęcenie będzie potrzebne. Pobiegłam do pokoju medyka, ale przed nim zastałam siedzącego władcę.
-To ja miałem dostać, nie on-mruknął cicho pod nosem. Usiadłam obok niego.
-Hir-nin... Nie wiń siebie. Ktoś podstępem zakradł się do zamku, ale to nie była twoja wina-powiedziałam spokojnie.-Poza tym wszyscy wiemy, że Feren jest silnym elfem i da sobie radę. A teraz wybacz, hir-nin, ale pójdę do Legolasa.

***

Weszłam na salę balową. Książę siedział na podeście zamyślony. Podeszłam do niego i od razu zaczęłam mówić.
-Jak myślisz? O co mogło Ferenowi chodzić? No wiesz, z tą chatą na skraju lasu.
-Nie mam pojęcia. Musimy to sprawdzić i to jak najszybciej-odparł Legolas.
-Twój ojciec nam nie pozwoli-mruknęłam, a on wzruszył ramionami.
-To powiemy komuś, żeby mu przekazał, a sami będziemy już w drodze. Elrond o ile się nie mylę, jest w sali uzdrowiciela, więc on raczej nie będzie sprawiał problemów-tak jak powiedział, tak zrobiliśmy. Już po niedługim czasie byłam gotowa, ubrana w zbroję. Wzięłam mój łuk i miecz. Pozostawalo mi tylko poczekać na księcia, który zresztą chwilę później się zjawił. Udaliśmy się do stajni po nasze konie i już po chwili jechaliśmy na północ.
-Skąd wiedziałeś?-spytałam galopując na moim ogierze.
-O niebezpieczeństwie? Domyśliłem się, gdy zobaczyłem pewnego faceta. Próbował znaleźć odludne miejsce, a potem spod jego płaszcza ujrzałem wystającą strzałę. To nie mógł być nikt inny niż zamachowiec-zakończył Legolas.
-A umiesz go rozpoznać?
-Nie wiem... Może...
Reszta długiej drogi minęła nam w ciszy, przerwyanej rżeniem koni. W końcu w oddali zobaczyliśmy światło dzienne, które oświetlało małą, drewnianą i porośniętą roślinami chatę.
-To na pewno tutaj-zsiadłam z ogiera i pogładziłam go po szyi. Legolas zrobił to samo i już po chwili pukaliśmy do drzwi domku.
Te po chwili otworzyły się ze skrzypieniem, a stanęła w nich młoda kobieta.
-Witajcie. W czym mogę pomóc?-spytała uśmiechając się i wycierając ręce w fartuszek.
-Yyy... Przysłał nas tu Feren-powiedział ewidentnie zakłopotany Legolas.
-A więc zapraszam do środka. Spodziewałam się was-zbladła trochę i posmutniała. Weszliśmy. W środku było bardzo skromnie, ale przytulnie. W kominku palił się ogień, a nad nim coś się gotowało. Kobieta przedstawiła się jako Esmeralda i kazała nam usiąść przy stole.
-A więc coś mu się stało?-spytała smutno, lecz nie czekając na odpowiedź mówiła dalej-Powiedział, że nas nie zostawi, a jeżeli tak, to ktoś po niego przyjedzie...
-Przyjedzie po kogo?-zapytałam zdziwiona. Esmeralda wstała i weszła do sąsiedniej izby, lecz gdy wróciła trzymała coś w ręku. Albo raczej kogoś.
-To Eruantir, jego syn. Nie mówił wam?-po jej słowach spojrzałam na Leggy'ego. Miał otwarte z wrażenia usta.-To ten maluch jest celem waszej wyprawy. Ma dwa i pół roku. Najlepiej jakbyście go wzięli od razu, gdy jeszcze śpi.
-Ale to pani jest... Jego żoną?-spytałam zmieszana.
-Widzę, że nic nie wiecie...-zrezygnowana usiadła-Więc muszę wam powiedzieć. Kilka lat temu, moja siostra zakochała się w elfie, a że w wiosce w której mieszkałyśmy taki związek był zakazany, musiała uciec, by być z ukochanym. Wzięli ślub, ona była w ciąży i wkrótce urodziła, ale nie było dane im być razem. On nie mógł jej sprowadzić do Mrocznej Puszczy, a więc zamieszkała sama, a on każdej nocy ją odwiedzał, ale pewnego dnia moją siostrę znaleźli ludzie z naszej wioski. Zdążyła ukryć synka i ją zabrali, by zabić za zdradę. Ostatnie słowa, które moja siostrzyczka powiedziała, to:"Znajdź ich"... Wiedziałam o co chodzi, więc wykonałam jej ostatnią wolę. Gdy tu dotarłam, na szczęście był Feren. Oboje umówiliśmy się, że będę się zajmować małym, on będzie mi pomagać, a jeśli elf zginie, to kogoś przyśle. Czy on nie żyje?-mówiła przez łzy.
-Nie zginął... Jest ranny, ale myślę, że wszystko będzie dobrze-objęłam młodą kobietę, by ją pocieszyć.
-Weźmiecie małego?-spytała cicho.
-Jeśli taka jest wola Ferena... Choć oczywiście ty też musisz wyrazić swoje zdanie-odparł Legolas.
-Muszę go oddać, gdyż moją powinnością jest dalsze pełnienie obowiązków u boku ojca.
-Ale oni mogą i ciebie zabić!-powiedziałam. Kobieta uśmiechnęła się i wzdychając podała mi zawiniętego w koce chłopczyka. Miał ciemne włoski, jasną cerę i ssał kciuka. Jego uszka były tylko delikatnie spiczaste, co oznaczało iż jest pół elfem. Po długim pożegnaniu z Esmeraldą, musieliśmy już jechać, gdyż możliwe było, że król wysłał po nas patrole. Wsiadłam na konia, a Legolas podał mi Eruantira. Spał tak słodko...
-Żegnajcie-krzyknęła jeszcze za nami ciotka naszego nowego podopiecznego.
-To się porobiło...-powiedział Leggy, gdy tylko wjechaliśmy głębiej do lasu.
-Mhm...-potwierdziłam cicho, by nie zbudzić dziecka, tak uroczo śpiącego w mych ramionach. Miejmy tylko nadzieje, że jego ojciec żyje i ma się lepiej.
-Tańczyłaś z nim na balu-rzekł nagle książę, zmieniając temat, nawet na mnie nie patrząc.
-To jeszcze nie znaczy, że go kocham-odparłam spokojnie.
-Mi nie poświęciłaś ani sekundy.
-Jak miałam to zrobić, skoro cię nie widziałam, a potem sam wiesz co się działo...
-Muszę ci coś powiedzieć... To właśnie mężczyzna z którym tańczyłaś, był zamachowcem-powiedział dumnie Legolas.
-Tak? I kto w to uwierzy?-prychnęłam pod nosem.-Wiem, że ci na tym zależy, ale nie zmienisz tego co ma być.
-Naprawdę? Myślisz, że wyssałem to z palca? Mylisz się. Pamiętam te włosy... To musiał być on-książę bronił swojego zdania. Gdyby to była prawda... Ale nie jest. I oboje musimy się pogodzić z tym, że nie jest nam pisane bycie razem.




Ok... Mae govannen mellon! Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni iż dodaję częściej rozdziały. Ostatnio wena dopisuje i mam już plany na następne notki :3 Także do zaczytania!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro