Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*98*

Zielonooki otworzył oczy i mlasnął językiem. Drzwi od łazienki się otworzyły i wyszedł przez nie blondyn, zadowolony, z uśmieszkiem na ustach. Na sobie miał tylko ręcznik obwiązany na biodrach. Gwizdał pod nosem więc miał naprawdę świetny humor, taki jakiego od dawna nie miał. Deku przyglądał się mu, gdy ten ubierał na siebie luźne rzeczy. Zobaczył w lustrze, że Omega nie śpi, więc się szeroko do niego wyszczerzył.

- Dzień dobry myszko... Wyspałeś się, mój mały napaleńcu? - zapytał z uśmiechem i wdrapał się na łóżko. Zawisł nad nim i pocałował do z pasją i oddaniem. Chłopak był zaskoczony, ale mile zaskoczony, to musiał przyznać.

- N-Nie jestem napaleńcem...

- Oh, jesteś pewien? Twoje ciało mówiło co innego. - oznajmił i ułożył się obok niego, przytulając go. - Wysunęły ci się pazurki i kły. Celowałeś w mój obojczyk, ale nie dałeś rady się podnieść aż tak i ugryzłeś mnie w rękę.

- Nie rozumiem... - szepnął, gdy ten odsłonił jego koszulkę i zaczął masować brzuszek. Wziął krem i zaczął go wmasowywać.

- Pewnie nie wiesz, ale twoje oznaczenie, jeżeli zacznę je pieścić, lizać, czy zasysać się na nim, sprawi, że oszalejesz z przyjemności. Próbowałeś mnie ugryźć, bo jeżeli Omegom dobrze, też chcą sprawić, że Alfa będzie szaleć. Takie ugryzienie w obojczyk podnieca, bardzo mocno. Tak jak ja bym cię ugryzł, to natychmiast byś się podniecił i byłbyś chętny.

- O-Oh... - zarumienił się delikatnie i wtulił w niego. - Przepraszam - oznajmił i pocałował go w bark, na którym były ślady jego paznokci. - Jakoś tak... Miałem mocną potrzebę, Omega we mnie... Było jej tak gorąco i bardzo tego pragnęła.

- Nie szkodzi kochanie. Mój Alfa też był zadowolony, jak jednak zdecydowałem się was zaspokoić. - oznajmił i pocałował go w usta.

- Mamy dziś dużo spraw na głowie, prawda? Masz kilka spotkań...

- Nie przejmuj się tym, wiesz, że dla ciebie wszystko - mruknął miękko, a chłopak się uśmiechnął. Usłyszeli pukanie, więc Katsukiemu od razu zmieniła się miną. Jego twarz stężała i wyrażała gniew. - Nie ważne kim jesteś, wypierdalaj spod tych drzwi! - warknął głosem Alfy, a ktoś za powłoką pisnął i słychać było stukot obcasików. To pewnie służąca była.

- Jestem przerażony tymi dwoma stronami. Jesteś dla mnie taki czuły i delikatny, a dla innych ostry i nie przyjemny... - westchnął, a ten wtulił go w siebie.

- To nic. - oznajmił i pocałował go. - Ubieramy cię, czy masz ochotę na rundkę? - uniósł brew, a ten go odsunął. Zaśmiał się i pomógł mu dojść do łazienki, by się mógł wykąpać.

Jess w tym momencie pakowała do walizki ubrania, jej żona była na spotkaniu biznesowym, więc Luna zajęła się pakowaniem. Spojrzała na dwa zestawy ubrań. Nie miała pojęcia w co powinna się ubrać, nie znała się na etykiecie. Czy to będzie okej, jeżeli ubierze granatową sukienkę na ramiączka, czy musi koniecznie mieć zakryte ramiona? Nie wiedziała jak to będzie się prezentować. Poczeka z wyborem na żonę. Zapieła walizki i ruszyła do biura.
Wydarzenie z Izuku i Shoto bardzo ją zmieniło. Stała się spokojniejsza, nie robiła takiego szumu wokół siebie, jednakże nie umiała pozbyć się tego, że była nie miła dla męskich Alf. Jej żona to na szczęście rozumiała.
Usiadła przy biurku i otworzyła laptopa. Rachel naprawdę o nią dbała. Załatwiła jej lekcje języków obcych przez internet, bo tak się składa, że dziewczyna w każdej chwili mogła dostać rui. Dwa miesiące temu była na krawędzi, ale stres ją powstrzymał. Teraz pani doktor mówiła, że może dostać za godzinę, albo za tydzień. Nie wiadomo.
Do pomieszczenia weszła jej żona. Zarumieniła się delikatnie, bo ta w czasie drogi rozpięła trzy pierwsze guziki koszuli i miała przerzuconą przez ramię marynarkę.

- Cześć Jess. Uczysz się? Tak późno wieczorem? - zapytała, a ta skinęła głową. Podniosła się i podeszła do niej. Niepewnie musnęła jej policzek. Starała się okazywać jej jakiekolwiek uczucia, mimo że nie wiedziała jak.

- Chciałam na ciebie poczekać, byś doradziła mi co mam ubrać. - oznajmiła, a ta skinęła głową i zaciągnęła się jej zapachem.

- Intensywny jest. Ciekawa jestem, kiedy dostaniesz rui. - oznajmiła i musnęła jej ucho. - Idę się wykąpać i ci pomogę. A potem kładźmy się spać. O której wyjeżdżamy?

- Po piątej...

- Tylko cztery godziny snu? Oh, no tak, późno się zakończyło to przeklęte spotkanie. Zaraz do ciebie przyjdę i pomogę, a ty przebierz się w piżamę i połóż się. - poradziła a ta pokiwała głową.











Jaki tu spokój... Tralala. Nic się nie dzieje, tralalala.

Jak dwie pary królewskiej się spotkają, to z pewnością będzie się dziać. Jesteście na to gotowi?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro