Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*96*

Todoroki wysiadł z auta i uśmiechnął się delikatnie do męża. W końcu w domu, to naprawdę przyjemne uczucie. Ruszył powoli do środka i uśmiechnął się, gdy zobaczył Hawksa z Dabim i ich maleństwem na rękach.

- Cześć - szepnął spoglądając na dwumiesięczny brzuch mężczyzny. Był większy od tego jego, więc... Nie, nie dopuszczał do siebie myśli, że jego dziecko było martwo. Elis też zobaczył pewnął nieprawidłowość w wielkości brzuszków, ale nic nie powiedział. - Co u was?

- Przyszliśmy wam pomóc... - oznajmił skrzydlaty bohater i postawił na ziemi swojego synka. - W rozpakowywaniu. Dabi chciał. Martwił się o ciebie. - uśmiechnął się, gdy mąż rzucił mu spojrzenie, które mogłoby zabijać.

- Dziękuję - uśmiechnął się delikatnie i otworzył drzwi. Musieli w domu trochę odkurzyć, bo przez dwa miesiące naprawdę się dużo kurzu nazbierało. Todoroki zrobił wszystkim herbaty, a brat poprosił go o rozmowę. - Coś się stało? - zapytał, bo dał się wyciągnąć z domu i kierowali się głębiej w las.

- Chciała się z tobą spotkać - oznajmił, a chłopak przystanął, nie bardzo rozumiejąc o co chodzi Alfie. Zaczął odczuwać niepokój. Rozejrzał się w panice, bo czuł, że cały czas narasta. - Zaufaj mi, nie chce ci zrobić krzywdy - poprosił i zmienił się w wilka, białego jak śnieg, z delikatnymi niebieskimi pasemkami, po czym uciekł. Zza drzew wyszła postać w pelerynie. Ten szeroko otworzył oczy. Dziecko, tak, to na pewno była śmierć... Nie, nie odbierze mu bobasa.

- Shoto. - usłyszał damski głos. Postać zdjęła kaptur i poprawiła okulary. Uśmiechnęła się do niego swoimi pulchnymi  policzkami i  podeszła bliżej.

- Czekaj... Ty jesteś Nicole, prawda? - zapytał, a ta pokiwała głową. - czego chcesz? - zapytał.

- Przyszłam cię uspokoić. - podeszła bliżej i uśmiechnęła się. Delikatnie położyła dłonie na jego brzuszek. Gdy była tak blisko, Shoto mógł dostrzec zmęczenie na jej twarzy, wory pod oczami, bladą skórę... - On potrzebuje czasu, słonko. A twój stres mu nie pomaga. Zobaczysz, jeszcze będziesz miał upragniony brzuszek, tylko uwierz w niego. Nie jest słaby. - oznajmiła po dłuższej chwili ciszy. Ten patrzył na nią w szoku.

- O-On żyje? - zapytał bliski płaczu. Zakryła usta dłonią.

- Oczywiście kochanie. Nie wątp w niego. Pisana wam jest wielka przyszłość, on będzie ważny dla świata, tylko daj mu należyte wsparcie. - poprosiła.

- Ja... Oczywiście, moje dziecko jest dla mnie najważniejsze... - położył dłonie na tych jej, a ona się uśmiechnęła.  - Mówisz, że... Po prostu wolniej się rozwija?  Ale wszystko z nim dobrze? Wykreowałaś mu przyszłość?

- Nie skarbie. Nie mogę zmienić ścieżki życia. Mogę jedynie podsyłać wydarzenia, które pomogą głównej postaci zmienić decyzję.  Wasze ścieżki są zapisane w ogromnej księdze. Ja tylko pomagam wam z niej nie zboczyć, mimo że nie zawsze mi się udaje. - posmutniała widocznie, ale po chwili zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech. - Jego droga się tutaj nie kończy, ani jego, ani maleństwa Izuku. Mają długą, krętą ścieżkę życia, którą będą kroczyć.

- Będą żyli długo, tak? Nie musimy się martwić o to, że umrą? - zapytał łapiąc ją za łokieć.

- Posłuchaj mnie... Wkrótce nadejdą ciężkie czasy. Mroczne. Cieszcie się tym, co macie. - oznajmiła i cofnęła się narzucając kaptur. - Pamiętaj, on potrzebuje czasu. - oznajmiła i ruszyła między drzewa. Na chwilę się zatrzymała.  - Och i proszę przekaz Izuku ode mnie wiadomość...

Deku w tym czasie siedział w biurze męża i czytał list jeszcze raz. Na brudno konstruował odpowiedź, ale w końcu wszystko skreślił.
W liście napisał krótko. Chciałby, by dziewczyna z żoną przyjechały do nich w gościnę. Dał służbie zapieczętowaną kopertę i ruszył do męża, który był w sypialni.

- Zaprosiłem do nas Jess i Rachel. - oznajmił spokojnie, a ten uniósł brew. - Zanim zapytasz, daj mi wytłumaczyć. - poprosił a ten bezgłośnie się zgodził. - Dostałem list od Jess. Wiesz o tym. Była w nim opisana sytuacja, w której się znaleźliśmy z jej strony. Jej perspektywy - zamilkł by poukładać sobie wszystko w głowie. Po chwili westchnął. - Mogę wydawać wyroki?

- Oczywiście, jesteś moją Luną, twoje słowo jest tak samo ważne jak moje. - oznajmił i pogłaskał delikatnie jego brzuszek. - Możesz ją ściąć, albo dać na tortury, zrobiła ci świństwo.  - stwierdził. Deku westchnął. Nie jemu, w Omegę trafił rykoszet. To Alfa miał ucierpieć.

- Jeżeli przyjedzie... Nie wtrącaj się w to co będę robił, dobrze? - zapytał, a ten zmarszczył brwi.

- Pamiętaj, że masz się nie przemęczać. Ufam ci skarbie, więc nie pisnę, ale dbaj o siebie. - oznajmił poważnie całując go w czoło.

- Dobrze, obiecuje, że nie będę się narażał. - oznajmił i musnął jego usta delikatnie.


Bobo Shoto żyje! Pojawiła się znowu w powieści Nicole, coś jest na rzeczy, skoro przybyła, co nie?

Shoto będzie spokojniejszy na szczęście.

Dzieci mają jakąś przyszłość, coś wielkiego, ciekawe co takiego.

No i Deku zaprosił do siebie Jess i Rachel. Jak myślicie? Co zamierzał zrobić?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro