*95*
Zielonooki zmarszczył brwi. List od Luny innego stada go zaskoczył. Wiedział od męża, że Kobiety zostały wysłane do swojej watahy jakoś po tygodniu trzymania ich w zamknięciu i jak na razie dostały kategoryczny zakaz zbliżania się do kogokolwiek z watahy Katsukiego i do ich terytorium. Słyszał też, że dużo się działo przez ten czas na tamtych terenach, podobno miało to związek z Alfą i Luną stada, ale Katsuki nigdy nie dał mu dokończyć czytać artykułu.
Wracając, Deku postanowił zostawić sobie list na wieczór, gdy będzie sam, jak Katsuki będzie robił im kolację, Inaczej ten porwie list zanim zdąży przeczytać. Nie mógł mu na to pozwolić. Włożył go do szuflady i poczęstował się przekąską. Szefowa kuchni uwielbiała ich i często dawała im coś eksperymentalnego do spróbowania, za co ją uwielbiał, posiłki, co wychodziły spod jej palców zawsze smakowały bosko. Dosłownie niebo w gębie.
- Chodźmy się przejść Shoto. Chciałbym poczuć na stopach wodę - usmiechnął się do przyjaciela, a ten bez słowa pokiwał głową. Katsuki pomógł mu wstać i założyć luźny szlafrok. Przez temperaturę, najzwyczajniej w świecie, Deku chodził w luźnych spodenkach, a gdy wychodził na zewnątrz, to narzucał na to lekki satynowy szlafrok. Żadnej koszulki. Powoli zaczęli się kierować na plażę, Omegi szły przodem, a za nimi blondwłosy Alfa, które je pilnował. Elis pozwalał Shoto na krótkie spacery, więc ten był już wprawiony w chodzeniu, ale Deku praktycznie przeleżał te dwa miesiące. Jego samotne wędrówki były tylko do toalety i spowrotem.
Miło było poczuć pod palcami piasek i potem wodę, odprężało to, oraz pozwalało nie myśleć o niczym ważnym.
Elis jako Doradca i sekretarz, ciężko pracował w domku, w kuchni, skąd najlepiej łapał Internet. Przekopywał internetu, wyszukiwał określonych folderów, robił rozeznania. Jednakże zawsze gdy przychodził czas, rzucał to wszystko i przychodził po męża. Tym razem także tak było, objął delikatnie Shoto w pasie i położył dłoń na jego brzuszku.
- Jak dzisiaj samopoczucie kochanie? Maleństwo nie dawało ci w kość? - zapytał gładząc małą wystającą piłeczkę z jego brzucha.
- Nie dawało, dziś czułem się dobrze. Wracają mi siły. - oznajmił i musnął jego policzek z delikatnym zarostem. - Skończyłeś pracę? Możemy wracać do domu?
- Oczywiście najpiękniejszy. Idziemy do pokoju, zrobię ci kolację i poprzytulamy się trochę. Przeczytam maleństwu bajkę. - oznajmił i klęknął, całując wypukłość pod bezrękawnikiem. Shoto przygryzł wargę i zamknął oczy. Na myśl mu przyszło, że może nie ma do kogo mówić. Co jeżeli faktycznie płód jest martwy? Jak zareaguje Elis? Czy będzie na niego krzyczał, że ten to zataił? Todoroki się bał. Nie czuł, że ma w sobie drugie życie, bo może go nie było? Może powonien przestać się łudzić i zacząć starać się o kolejne? Nie, nie,nie! To dziecko żyje, ich kochane maleństwo. Najpiękniejsze i najcudowniejsze! Wyrośnie zdrowe i silne!
Czemu oszukiwał sam siebie? Gdy pytał o to czy dziecko żyje, lekarze kręcili głowami. Nie chcieli mu robić nadzieji, bo szanse są nikłe... To było okrutne.
Przytulił się do męża, chcąc ukryć łzy. Wszystkie te chwile, gdy leciały one po jego twarzy, zwalał na hormony, a wtedy blondyn brał go na ręce i delikatnie zanosił do łóżka. Tak było też i tym razem. Shoto miał w nim wsparcie. Przynajmniej na razie.
Deku usiadł na łóżku, po czym wyjął list z szuflady. Bakugo robił jedzenie, więc miał chwilę. Zapalił sobie lampkę, po czym wygodnie usiadł otwierając list.
'Witaj Deku,
Nie wiem czy odczytasz ten list, proszę, zrób to, oraz zrób to do końca.
Chciałam cię bardzo przeprosić za to co się działo w ostatnim czasie. Moja moc narobiła ogromnych szkód, jesteś pewnie na mnie wściekły, w pełni to rozumiem... Jestem gotowa podjąć karę za swoje czyny.
Pisze do ciebie, właściwie nie wiedząc dlaczego. Chyba próbuje się usprawiedliwić, to co zrobiłam było okrutne, zbyt złe i nie miało prawa się zdarzyć.
Może chce, by puściło poczucie winy, które trzyma mnie za gardło. To co tu jest napisane, jest szczerą prawdą... ' przeczytał spokojnie i uniósł brew, przeczytał jeszcze raz by zrozumieć. To było straszne, ale udało się. Czas na resztę....
'Dokladnie rok temu, błąkałam się po terenach różnych watah. Możesz nie wierzyć, ale byłam na waszym terenie, moja matka zmarła kilka miesięcy wcześniej. Od zawsze mieszkałyśmy na ulicy, więc nawet nie miałam jak jej wyprawić godnego pogrzebu. Błąkałam się tak, dopóki nie natknęłam się na wioskę. Pukałam od drzwi do drzwi, by ktoś poratował mnie kawałkiem chleba, niestety, nikt nie chciał pomóc. Byłam tylko słabą Omegą, na którą patrzono z góry. Może dlatego byłam i jestem taka zgorzkniała.
Chciałam wrócić do lasu, by skryć się tam przed chłodem, ale zatrzymały mnie dwie Alfy. Przez chwilę rozmawiali ze sobą, doskonale pamiętam te rozmowę 'nasi partnerzy są w ciąży, nie możemy się tak zabawić jak z nią. Dawaj, widać, że to dzikus, nie będzie konsekwencji'. Nie rozumiałam czego ode mnie chcą, a oni chcieli tylko i wyłącznie mojego ciała. Byłam dzieckiem, dopiero weszłam w okres dojrzewania, przez trudną sytuację. Nie miałam nawet miesiączki, więc uszło im na sucho to, że wzięli sobie moje ciało bez pozwolenia. Nie zgwałcili mnie raz ani dwa... Trwało to długo, tak długo, że myślałam, że umrę. Krzyczałam, błagałam.... Ale oni nic sobie z tego nie zrobili.
Po tym zdarzeniu, krwawiąc z dróg rodnych starałam się podnieść, uciec, ale nie dałam rady. Myślałam, że umrę, ale znalazła mnie pracownica domu dziecka.
Zabrali mnie na teren watahy Rachel, ale nawet tam nie miałam kolorowego życia. Katowali mnie i bili, bo uważali za brudną, zbrukaną.
Wtedy znalazła mnie moja Alfa.
Nigdy mnie nie dotknęła, mimo że miała swoje dni Alfy i napady, gdyż chciała potomka. Nadal czeka, aż będę gotowa się oddać, bo doskonale wie co się ze mną działo.
Dała mi dom, schronienie, ubrania, ciepłe posiłki i miłość, której nie umiałam odwzajemnić.
Tego dnia, co zrobiłam wam taką krzywdę.... Poszłam na spacer. Przy domach macie piękne ogrody, a ja lubię je oglądać... Jednak zobaczyłam ich. Te dwie Alfy, te podle szmaty, wraz z Omegami i rocznymi dziećmi. Wyglądali na szczęśliwych, zadowolonych... Wpadłam w histerię, nie umiałam się uspokoić, bałam się, że znowu coś mi zrobią i wiedziałam, że nikt nie przyjdzie mi z pomocą jak wtedy... Cała moja złość przeszła na twoją Alfę i twojego doradcy. Nie myślałam o tym, że wam robię krzywdę, tylko chciałam by męskie osobniki były jak najdalej ode mnie.
Wiem, że to nie jest wytłumaczenie tego co zrobiłam.....jestem świadoma, że jeżeli straciliście dzieci, poniosę kare. Chcę cię tylko prosić, byś nie karał też mojej żony. Pozwól jej żyć w spokoju. To tylko i wyłącznie moja wina.
Mam nadzieję, że jednak wszystko u was dobrze, oraz że kiedyś zobaczę wasze roześmiane buzię razem z maluchami.
Jess'
Po twarzy Izuku leciały łzy. Na kartce także były zaschnięte krople, ślad po nich, więc dla dziewczyny też to było trudne...
Poderwał głowę do góry spoglądając na męża. Ten zaalarmowany płaczem, który zobaczył, natychmiast podszedł do niego.
- W-Wracamy do watahy, K-Kacchan. Nie zostawię tego tak - szepnął i mocno się w niego wtulił, trzymając dłoń na dziecku. Nigdy nie pozwoli tak skrzywdzić maleństwa, które ma w sobie.
...
...
...
Dowiedzieliśmy się trochę o przeszłości Jess i jej motywacjach... Co o tym sądzicie? Czy to jest powód, by jej wybaczyć to co zrobiła?
Śmiało, wypowiedźcie się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro