Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*86*

Brązowowłosa kobieta wysiadła z auta i podała dłoń swojej żonie.  Westchnęła, gdy ta odtrąciła pomoc i sama wysiadła
Alfa spojrzała na swoją Omegę z naciskiem. Chciała by ta się przebrała z tych dżinsów i bluzy. Nie było jeszcze za późno, nie może być tak, że Luna jej stada jest taka niechlujna. Ona sama miała na sobie damski garnitur w bordowym kolorze. Na podróż zdjęła  marynarkę, ale i tak dobrze się prezentowała.

- Będziemy rozmawiać o pokoju naszych watah, możliwe, że nasze przyszłe dzieci będą  małżeństwem, więc przestań mieć taki pretensjonalny sposób bycia, bo prędzej rozwścieczysz  parę rządzącą tej watahy! - syknęła, a młodszą o dziesięć lat partnerka pokazała jej środkowy palec. Kobieta zazgrzytała zębami.  - Gdy wrócimy do watahy, nie wrócisz do nauki w placówce szkolnej. Dostaniesz prywatnego nauczyciela i będziesz miała areszt domowy.

- Nie jestem twoją własnością! Nie będziesz o mnie decydować!

- Właśnie, że będę! Masz piętnaście lat i gdy cię oznaczyłam, przejęłam nad tobą opiekę. Chciałabyś wrócić do domu dziecka gdzie cię katowali? - syknęła wściekła, a ta zacisnęła zęby i weszla spowrotem do auta przebierając się w koszule. Wyszła naburmuszona i dała służbie spiąć swoje rude włosy w kłosa.

- Zadowolona? Jesteś pierdoloną dyktatorką! - syknęła i odwróciła się tyłem obrażona. Alfa próbowała się uspokoić i westchnęła na koniec. Jak miała przemówić jej do rozumu? Ruszyły do drzwi i zadzwoniła, otworzyła im służba.

- Witamy was, Panie. - dwie pokojówki im się pokłoniły. Zaprowadziły je do salonu i podały herbatę. - Prosimy o wybaczenie. Luna naszego stada ma gorszy okres, więc Alfa nie może do was zejść. Pokażemy Paniom zakwaterowanie, oraz powiadomimy, gdy Król będzie mógł się z wami spotkać. - oznajmiła jedna z nich, a kobieta pokiwała głową delikatnie. Dobrze... I tak przybyły za wcześnie. Miały być jutro, więc...

- Nie, nie! Czuje się dobrze - usłyszały głos młodego chłopaka.  Miał zielone oczy i zielone włosy. - Przepraszam, że musiałyście czekać, już jesteśmy. - mówi i stanął przed nimi. One wstały, zgodnie z etykietą zachowania, ale nie obyło się bez trącania. - Jestem Izuku Midoriya - Bakugo  - oznajmił, wyciągając dłoń witając się z nimi obiema.

- Jestem Rachel Stev, Alfa watahy czerwonego słońca - oznajmiła. - To moja żona. Luna mojego stada. - wskazała dziewczynę, a ta przestała przeżuwać gumę i przez chwilę nie wiedziała co się dzieje.

- Jestem Jess. Jess... Stev. - niechętnie się przedstawiła.

- Katsuki Bakugo. Król tych terenów - oznajmił spokojnie blondwłosy mężczyzna. - Usiądź sobie Deku. - oznajmił od razu, a chłopak skinął głową i wykonał polecenie. - Wybaczcie, że czekałyście, spodziewaliśmy się was dopiero jutro.

- Tak... Wybaczcie. Jesteśmy tutaj z propozycją biznesową,  oraz rozejmem. - oznajmiła.

- Rozumiem, tak jak w meilu, tak?  - zapytał Izuku, pochylając się herbatę. Nie czuł się najlepiej, ale musiał to ukryć. Nie mógł ich wszystkich zawieść. To jego wataha. - Jeżeli chodzi o rozejm, będziesz Alfo rozmawiała z moim mężem, ale co do oferty, będzie omawiana ze mną. Ja zajmuję się wymianami towarów pomiędzy watahami jako Luna.

- Ah... Wybacz, myślałam, że będziemy to omawiać z Alfą. Ominęła mnie  twoja oficjalna koronacja i przekazanie obowiązków?

- Nie. Ma się odbyć za dwa dni, zgodnie z planami, jednakże planowałem, by wam zaproponować, byście zostały dłużej. Będzie to okazja do poznania naszych upraw  prosto z krzaczka jak to się mówi - uśmiechnął się, a Alfa pokiwała głową.

- Z wielką chęcią - stwierdziła i zerknęła na swoją żonę. Widać było po niej niechęć. Tak... No przecież nienawidziła męskich Alf, a ten co siedzial przed nimi wyglądał na dumnego i takiego, który nie pyta o zdanie nikogo.

- Proponuje spacer. Nie planujmy na pusty żołądek, niedługo będzie obiad - powiedział Deku i się podniósł. Kobieta miała wrażenie, że lekko nogi się pod nim ugięły, ale jego mąż go złapał i podtrzymał.

- Dobrze. Tak, spacer po tak długiej podróży nam dobrze zrobi. - kiwnęła głową i wstała. Ruszyli do wyjścia. Widać było między nimi przepaść. Mężczyźni byli ze sobą blisko, prezentowali się dumnie i biło od nich ciepło, przynajmniej względem siebie. Kobiety szły w pewnej odległości od siebie i od młodszej biła niechęć do wszystkiego.  Tak dużo różnic... Czy oni się dogadają?













Wpadły do nas nowe postacie!

Deku stara się trzymać i mamy trochę z perspektywy dwóch kobiet. Młoda nie jest zbyt chętna do współpracy. Piętnaście lat to jeszcze dziecko w końcu.
Skoro nawet posiliłam się, by napisać wam ich częściowy opis kochani, to znaczy, że będą one dłużej z nami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro