*27*
Half and Half siedział i popijał letnią herbatę, obok siedział Deku, a przed nimi Siedzieli Elis i Bakugo. Deku wszystkich zebrał, bo musieli porozmawiać o doradcach.
- Rozmawiałem z Todorokim i zgodził się być moim doradcą. - oznajmił spokojnie patrząc na blondynów. - A moja propozycja, to by Elis został doradcą Bakugo. Czytałem o tym, jest starszy, bardziej stonowany, ma sporo rodziny wokół, więc może też przeprowadzać uliczne sondy. - mówi spokojnie.
- Ten... Jest moim rywalem, więc absolutnie! - warknął czerwonooki.
- Nie jest. Więc uspokój się.
- Jest. Pocałował cię. Zabrał twój pierwszy pocałunek. - warknął głośno.
- Skąd o tym wiesz? - zerknął na Todorokiego i poprawił swoje włosy. - To co się działo przed naszym randkowaniem nie powinno cię obchodzić Kacchan. - oznajmił. - Nie patrz na mnie tak. Powiedziałem ci coś. Nie obchodzi mnie twoja zazdrość. Nic między nami nie ma i nie będzie.
- Co ty pierdolisz?! Patrzył na ciebie jak zwierzę wtedy, chciał cię zerżnąć!
- Powstrzymał się wtedy na karaoke! Myślisz, że to jest zabawne do cholery?! Przestań po nim jechać! Sam byś mnie 'zerżnął' i jesteś w tym bliżej niż on, kiedykolwiek!
- Rozjebałbym mu wtedy łeb, gdyby cię dotknął!
- Jesteś od niego słabszy! Gdyby chciał to by mnie zgwałcił, a ty byś nie był w stanie go powstrzymać! - wrzasnął. Nastała bardzo długa cisza. Bakugo poczuł wściekłość, bo jego przyszła Luna powiedziała mu, że nie jest w stanie jej obronić. Gdy Deku wychodził z salonu, chciał iść za nim, ale Todoroki go zatrzymał.
- Nie idź do niego. Chcesz usłyszeć więcej o swoich słabościach? - zapytał. - Oboje się musicie uspokoić, więc nie idź.
- Wypierdalaj mi stąd Elis. - oznajmił poważnie Bakugo, patrząc na blondyna. - Wynoś się! - wrzasnął i chciał rzucić się na niego z pięściami. To przez niego. To wszystko przez niego!
- Dość - Todoroki postawił przed nim ścianę z lodu. Tylko na tyle by Elis zdążył wyjść. Jakby nie patrzeć , Bakugo nie wiedział, że mężczyzna znalazł sobie mate. To mogło tylko podsycać jego zazdrość. Ta myśl, że mężczyzna jest wolny, a Deku widział w nim partnera. Potencjalnego ojca swoich dzieci.
- Ty też wypierdalaj. Pokaże mu do kogo on należy. - oznajmił i ruszył do sypialni. Nie bawił się w pukanie, tylko uderzył w drzwi z buta. Był zbyt wściekły, by być miłym.
- Co ty robisz?! Wyjdź! - oznajmił chowając do szafki coś z prędkością światła. Kacchan to wychaczył i ruszył w jej stronę, ale ten go zatrzymał. - Wyjdź!
- Co to kurwa ?! Pokaż! Zdradzasz mnie z czym kurwa?! - pyta i odsuwa go z takim impetem, że ten się podknął i wylądował na łóżku. - Co to jest?! - zapytał pokazując mu tabletki.
- Jestem przeziębiony! Jesteś kurwa przewrażliwiony! - krzyknął. - Wynoszę się stąd, a ty nawet nie próbuj się do mnie odzywać. Mam dość twoich humorów! - warknął głośno, a ten uderzył go. Tak. Izuku dostał w twarz. Został spoliczkowany.
- Chyba sobie kurwa żartujesz - zaśmiał się Katsuki. - Nigdzie nie idziesz. Jesteś mój. - oznajmił, a Midoriya, zaczął iskrzeć. Był tak wściekły, że wystarczył jeden cios i Katsuki poleciał na szafę. Zielonowłosy wybiegł z pokoju czym prędzej. Może i uciekał, ale miał do tego prawo. Blondyn był okropny. Próbował ograniczyć mu wolność! Sukinsyn!
***
Katsuki patrzył na swój telefon w pełnym skupieniu. Czekał, nadal czekał aż Izuku mu odpisze. Po ich kłótni, okazało się, że musi zostać w watasze, więc nie widział go już od tygodnia i dostawał szału. Okej. Zrobił za dużo, ale Deku też nie był święty, okej? Wszystko działo się za szybko, miał za dużo na głowie.
- Wyjdź - oznajmił, nawet nie patrząc na Kirishimie, który wszedł. Nie dopuszczał do siebie nikogo, po za tym nawet mało co jadł, bo... Czuł się winny. Okej? Też miał uczucia.
- Mówiłem ci. On nie chce. Od wczoraj nie tknął jedzenia. Pomóż mu Izuku, albo się zagłodzi - usłyszał blondyn i poderwał się do góry. Ruszył szybkim krokiem do drzwi i prawie wyrwał je z zawiasów, a gdy zobaczył za nimi swojego mate, to nogi się pod nim ugięły.
- D-Deku... - powiedział, a chłopak podszedł do niego bez słowa i przytulił go, wcześniej klękając. - Przepraszam za tamto. Wariuje bez ciebie... I przy tobie, bo myśl, że nadal ktoś może mi cię odebrać....wkurwia mnie. - oznajmił, a ten westchnął.
- Oj, Kacchan. - westchnął. - Do letnich wakacji już niedługo. Prawie wszystko ogarnięte do ślubów, a ty mnie tak potraktowałeś. Miałem prawo się wkurzyć. Musimy porozmawiać, więc wstań, idziesz coś zjeść i potem się przespać, albo wróce do domu. - powiedział poważnie. - Tęskniłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro