Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*25*

Deku siedział na łóżku, nie dowierzając w to co zrobili tam w łazience. Dopiero teraz ogarnęło go to dziwne uczucie. Ocierali się penisami! Cholera...

- Wszystko w porządku, Izuku? - zapytał Todoroki, siadając przy nim. Zielonooki nie miał pojęcia jak pojawił się w domu głównym w watasze. Dostał swój pokój tutaj, tylko ciekawe dlaczego jest zaraz obok tego Katsukiego. Przecież może mieszkać tam, gdzie z matką. To jej dom, więc dlaczego nie?

- Tak... Chyba tak - powiedział i spojrzał na niego, ten wiedział, że zaraz zielonowłosy się złamie. - A może nie? Pragnę Katsukiego, ale z drugiej strony... Czy to nie za szybko? To jakby nie patrzeć, raz na całe życie. Co, jeżeli tylko pragnę jego ciała? Cholera.

- Midoriya. Myślisz o tym, czujesz to, to znaczy, że masz szczere zamiary. Słuchać to w twoim głosie. Jeżeli chodzi o Katsukiego. Też jest szczery. - oznajmił. - Elis z nim rozmawiał.

- Co? Kiedy? - zapytał zaskoczony.

- Niedawno. - przyznał. - Oboje jesteście poważni w swoich uczuciach. Wystarczy się zaangażować. Chodź sądząc po tym jak pachniecie to już to zrobiliście.

- C-Co? Co wyczułeś?! - zapytał zielonowłosy.

- Oboje pachniecie  sobą, ty nim a on tobą, przy tym czuć od was zapach podniecenia.

- To to można wyczuć?! - pisnął cicho i zakrył oczy zażenowany.

- Dobrze ci radzę, Deku. Gdy przyjdzie, zapyta się, czy zostaniesz Luną dla jego stada... Zgódź się.

- Dobrze... Zgodzę się, o ile ty zgodzisz się by zostać mężem Elisa.  Naprawdę do siebie pasujecie. Myślę, że oboje będziecie szczęśliwi. - oznajmił spokojnie. - Obiecuje. Jak ty się zgodzisz, to i ja - mówi i wyciąga mały palec. Todoroki pochwycił go swoim małym i obiecał to.  - Może... Zrobimy sobie herbatę? Muszę poznać tutaj  pomieszczenia, co gdzie i jak... Bo chyba będę tutaj mieszkał na stałe...

- Okej. Chodźmy. - oznajmił Shoto i podniósł się.

*****

Katsuki warknął na swoją matkę, będąc strasznie zdenerwowanym. Ta ciągle poprawiała mu krawat, gdy ten go starał się poluźnić. Kilka godzin temu wpadł do pokoju Izuku, gdy ten pil herbatę z Todorokim. Poprosił, by ten spotkał się z nim o dwudziestej, na randce. Planował go wtedy prosić, by został jego Luną. Tyle razem przeszli, że powinien się zgodzić.

- A co jak się nie zgodzi? Albo uzna, że to za szybko? - zapytał kobiety, a ta się zamyśliła.

- Powiedz, że rozumiesz i że dalej będziesz się starał o jego serce. - oznajmiła spokojnie i dała mu do rąk kwiaty, po czym popchnęła do drzwi.  - Głowa wysoko. Prezentuj się Alfo. - kiwnęła głową, a ten wyszedł. Był ciut za wcześnie pod pokojem chłopaka, bo strasznie szybko szedł. Miał pukać, ale drzwi się otworzyły i Izuku zaskoczony się zatrzymał.

- Cześć. To dla ciebie - Bakugo sztywno podał mu kwiaty, a ten wziął je do rąk. Miał na sobie dżinsy, podkoszulek i narzutę. Ciepłą, na pierwszy rzut oka.

- Dziękuję, Kacchan. Włożę je do wazonu, powinien być jakiś w kuchni - powiedział i uśmiechnął się. Zeszli do pomieszczenia i znaleźli miejsce, gdzie włożyli bukiet, po czym wyszli z domu głównego. - Gdzie mnie tym razem zabierasz?

- Niedaleko - odparł i ciągle musiał zwalniać, bo ze stresu przyśpieszał. Poczuł dłoń w swojej i zaskoczony odkrył, że chłopak go wspiera. Ciekawe czy coś podejrzewał. Katsuki był odwalony jak szczur na otwarcie kanału. - Właściwie, to tu - wskazał ławkę na skraju lasu, przodem do drzew. - Mam tutaj dla ciebie niespodziankę.

- Dobrze - pokiwał głową i dał się posadzić na niej. Obserwował jak blondyn przechodzi w swoją wilczą postać. Czarny ogromny basior, zaczął biegać między drzewami, dotykając nosem lampek, które zaczynały świecić. Deku mógł dostrzec, że tworzą one serce, oraz napis. Przygryzł wargę, gdy obok pojawił się już ludzki Kacchan.

- Zostaniesz moją Luną? - zapytał, bo to właśnie było ułożone z lampek, a Deku wtulił się w niego.

- Ja... Zgodzę się, ale zanim to komuś powiesz, musisz mi wyjaśnić co będzie do mnie należało, w sensie obowiązki. - oznajmił. Ten pokiwał głową i  musnął jego usta.

- W takim razie siadaj i słuchaj, moja Luno. - oznajmił i wyciągnął koszyk zza drzewa i mały stolik. Rozłożył go i położył jedzenie. Nalał im wina.

- Chyba nie powinniśmy pić... Nadal mamy po szesnaście lat... - mruknął, a Bakugo uśmiechnął się wrednie. 

- Boisz się napić się z Alfą watahy? A jakbyś musiał napić się na misji, zrezygnowałbyś? - pyta, przesuwając twarz bliżej. - Przy czym zawaliłbyś zadanie. 

- To inaczej jak będę dorosły - burknął i wziął do ręki kieliszek. - Dobrze, napije się z tobą - oznajmił spokojnie i oparł się o ławkę. - Opowiesz mi, dlaczego masz czarną sierść w swojej wilczej wersji? Jesteś blondynem. - oznajmił. 

- Pewnie wyczytałeś już, że każdy wilk ma sierść pod kolor oczu, bądź włosów. Widzisz. Kolor czarny jest zarezerwowany dla przyszłych Alf watahy. Po tym się je poznaje. Mam czarną sierść od małego, bo miałem zostać Królem. 

- A co z osobami z czarnymi włosami i oczami? - zapytał zaciekawiony. 

- Wtedy na sierści wilka, są oznaki tego, że jest zwyczajny. Biała łapa, a może końcówka ucha, oczywiście, może to być kilka takich plam. - oznajmił i spojrzał na zamyślonego chłopaka. - Opowiedzieć ci jakie są obowiązki Luny? - zapytał przysuwając go do siebie, już rozluźniony. Ten pokiwał głową, więc Katsuki zaczął mówić. - Jak ja jestem Alfą, mam  obowiązek zarządzać watahą. Mam swoich ludzi, wojsko, które trenuje. -oznajmił. - Twoim zadaniem jest  wspieranie ludzi. Ja zarządzam, to ty jakby jesteś podporą dla poległych. Zajmujesz się spisem ludności, dzieci, omeg, bet, alf, możesz też podrzucić mi na biurko papier, jakbyś chciał podzielić pieniądze watahy, na mieszkańców. Działamy jak typowe miasto. Zbierane są małe podatki, w dodatku mamy instytucje należące do watahy, dzięki którym zarabiamy. Dbamy o swoich ludzi, więc gdy są skargi, możesz także ich wysłuchiwać jak mnie nie będzie. - mówił. - Oczywiście uroczyste bankiety, będziesz musiał się tam ze mną pojawiać, przemówienia tak samo. Jednak, przede wszystkim. Musisz urodzić mi potomka. - oznajmił i zamilkł na chwilę. - Wiesz, rozmawiałem z tym blondynem głupim sukinsynem - mruknął niechętnie. Pewnie chodziło mu o Elisa. - Myślałem nad tym naprawdę długo... Nie musimy mieć dzieci przez zakończeniem nauczania. Tylko masz żyć do tego momentu, albo cię zajebie. - oznajmił agresywnie. Doprawdy, jego nastroję się zmieniają gorzej niż kobietom w ciąży.  - Po szkole zrobimy sobie dziecko - pogłaskał go po ramieniu. - Kiedy będziemy mogli zawiązać śluby?

- Nie spodziewałem się tego  pytania - mruknął cicho Izuku patrząc w niego, na gwiazdy i księżyc. - Może... Może w przerwę letnią. Będzie niedługo, więc zdążymy się przygotować i dotrze to do nas. - oznajmił. - Ale, wiedz, że jak będziesz mnie traktował źle, mnie albo swoich ludzi, nie zawaham się cię zostawić samego. I nie ważne czy będziemy po ślubach, czy będę w ciąży. 

- Okej. Zrozumiałem, szantażysto - warknął cicho mężczyzna i pocałował go w usta. - ALE  jesteś mój, rozumiesz? Jak ktoś cię dotknie, to zajebie własnymi rękoma. - mruczy,  odłożył ich kieliszki, kładąc chłopaka na ławkę i zaczął ustami wędrówkę po jego szyi. - Moja Luna. Moja. 

Witaaaam was serdecznieee!

Jak wam się podoba rozdział? Dajcie mi znać, bo bardzo się starałam i jest ciut dłuższy niż poprzednie, to chyba plus. 

Co myślicie? Jakie są wasze założenia, czy myśli/ Nie bój się powiedzieć! Chce poczytać, podyskutować. 





Dodatkowo, zapraszam was do mojego one - shota BAKUDEKU, napiszcie co sądzicie i czy byście chcieli więcej shotów w moim wykonaniu!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro