*17*
Deku przełknął swoją sline, a gdy już mógł wstać, to zrobił to i ruszył w stronę swojego domu. Nie rozumiał o co chodziło Katsukiemu. Przerażało go to. Był przytłoczony jego zapachem, ciałem i charakterem. Czemu on nie mógł go zostawić i odejść? To było problematyczne. Ciągle mu po głowie chodziło
'- Kacchan... - zaczął, ale ten niespodziewanie przed nim klęknął. Izuku wyprostował się, nie wiedząc jak ma zareagować. Na Elisa zachowanie się lekko uśmiechnął, ale na Katsukiego był zmieszany. On czekał na jego reakcję, a gdy jej nie dostał, pocałował go w dłoń, w zewnętrzną jej część, a potem wewnętrzną. Podniósł się z kolan i położył tę samą dłoń na swoją klatę. Izuku podziwiał jego umięśnienie. Widział każdą kroplę potu, która uciekała w dół, lekką gęsią skórkę, gdy tylko go dotknął, jego uśmiech, lekko wredny, ale naprawdę szczery, jego zapach, doprowadzający do szaleństwa...
- Moje ciało i dusza, należą do ciebie - usłyszał bardzo ciche słowa, bo ten się pochylił nad nim. - Tylko do ciebie. - wyprostował się i przesunął dłonią zielonowłosego w dół swojego kaloryfera, aż do paska przy spodniach. - Ty decydujesz co będę robił z twoim ciałem, mogę ci dać prawdziwą rozkosz, albo ból. Ty decydujesz jak zadowolisz mnie. - znowu się pochylił. - Ty decydujesz kiedy i ile razy będziesz mi pozwalał, nie zamierzam cię do niczego zmuszać, będę cię chronił. - mówił. Jego słowa były ciche, ale każdy się w nie wsłuchiwał. Król nigdy nie mówił tak... słodko? Nie słodził nikomu, nie próbował się nigdy przypodobać. - Jednak... Wiedz, że gdy staniesz się mój, nie wypuszczę cię z ramion. Nie oddam cię żadnemu innemu Alfie. Zabije każdego, kto będzie chciał ci mnie odebrać. Zamorduje własnymi rękoma każdego, z którym mnie zdradzisz... Ale myślę, że nie będziesz czuł potrzeby by to zrobić. - oznajmił patrząc mu w oczy, przez co zielonooki miał problemy z przełknięciem śliny. - Będziesz moją królową. - po tych słowach odłożył dłoń Izuku na jego własne kolano i odwrócił się, by odejść skąd przyszedł. '
Chciał do domu, więc przyśpieszył i po cichu zamknął drzwi, bo jego mama pewnie spała. Usiadł w kuchni i usiadł przy stole, wcześniej na oścież otwierając okno.
Pil herbatę, którą sobie zrobił, patrząc w ciemny las. Uśmiechnął się, bo usłyszał muzykę, może to przez super słuch, albo była bardzo głośna.
- Szybciej się pomarszczysz, jak będziesz się tak krzywił. - Bakugou stal i opierał się przedramionami o framugę. - Wyluzuj, nie zjem ci matki. - oznajmił. - Chodź tu - poprosił, a Izuku wstał. Podszedł do okna. - chodź - mruknął i wyciągnął dłoń. Pomógł chłopakowi wyjść przez okno i trzymając jego malutką dłoń ruszył w las. Deku chciał się odezwać, ale nie wiedział jak zacząć.
- K-Kacchan... - zaczął cicho, gdy stanęli na jakiejś polanie. Katsuki spojrzał mu w oczy po czym lekko się ukłonił.
- Słuchaj Izuku. Poważnie cię traktuje. Ciebie, to że jesteś Omegą i chce byś poważnie rozpatrzył mnie jako kandydata na twojego partnera i ojca twoich dzieci. To co powiedziałem jest prawdą, nie zamierzam cię do niczego zmuszać. - oznajmił poważnie. - Jestem zazdrosnym typem, który nie pozwoli ci byś mógł na prawo i lewo pokazywać swoje wdzięki innym. Jestem szczery i nigdy nie zdradzę. - oznajmił. - Ja... - nie dokończył, bo Izuku złapał go za koszulę (bo tym razem ją na sobie miał, ale nie zapiętą), jęknął głośno, opadając na kolana, jego twarz była czerwona, a serce gwałtownie przyspieszyło. - Dostałeś rui? - zapytał zaskoczony. Chłopak nie mógł się podnieść i po okolicy rozniósł się zapach feromonów. Chłopak emanował nimi, pokazywał, że jest gotowy do zapłodnienia. Że jest chętny na seks.
- K-Kacchan... Ja... - jęknął wsuwając sobie dłoń w spodnie. Nie mógł się powstrzymać. Czuł się zgorszony, że będzie się masturbował przed blondynem, ale to tak bolało.... Pragnął... Tego co właśnie wypełniało bokserki mężczyzny. Rzucił się na to rozpinając mu spodnie. - Kacchan, urodzę ci silne dziecko. Weź mnie - jęknął i zaczął zsuwać mu dżinsy. Katsuki nie miał pojęcia co miał zrobić, więc pierwszą rzecz o której pomyślał, to go spoliczkował. Deku jęknął, bo jego głowa odskoczyła, ale po chwili patrzył na niego znowu, podniecony i cały spocony. - Lubisz ostro? Nie szkodzi. Daj mi go - jęknął, a mężczyzna warknął. Nie chciał go skrzywdzić, ale kurwa. Jego penis był twardy jak skała, on był młody i miał stresujące życie... Mógłby sobie tak poużywać małej Omegi... On by tego nawet nie pamiętał...
- Sam tego chciałeś - mruknął do niego i zsunął z siebie spodnie z bokserkami.
Katsuki! Kurwa, co ty chcesz biedakowi zrobić?! Bakugo, ty głupi...!
Co sądzicie o rozdziale? 👉👈 Pamiętajcie, by nie oceniać książki po okładce 😋
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro