Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*138*

Zielonooki bał się momentu wejścia do salonu domu głównego. Podobno byli tam wszyscy jego przyjaciele. Cieszył się, że wrócił w urodziny syna. Bał się, że zajmie mu wszystko co musiał zrobić, o wiele dłużej, ale na szczęście miał dobrego nauczyciela, więc mógł wrócić do rodziny. Szczeniak zmienił się w chłopca, wtulając się w rodziciela, a Izuku pocałował go w czoło, stojąc przed drzwiami. Na początek chciał chwilę spędzić, chodź krótką z mężem i synem. Bakugo zaprowadził go na tył domu i usiedli na huśtawce. Zielonowłosy nie mógł oderwał wzroku od pociechy. Ten tak urósł przez kilka miesięcy, że prawie go nie poznał. Głaskał go delikatnie po policzku, bo ten siedział na jego kolanach, przytulony do klatki piersiowej chłopaka.

- Mama wrócić - usłyszał cichutko, przez co zakrył usta dłonią w wyrazie wzruszenia i mocniej otulił ramionami maluszka. Blondynek sam nie zamierzał go puszczać, więc siedzieli mocno w siebie wciśnięci. Deku niepewnie odwrócił głowę do męża. Czuł jego przenikliwy wzrok na sobie. Nie wiedział, czy ten był na niego zły, czy nie zacznie krzyczeć.

- O-Od kiedy mówi? - postanowił rozpocząć neutralny temat, jakim był ich synek.

- Jakoś od miesiąca - oznajmił blondyn i wyciągnął paczkę papierosów, odsuwając się. Izuku go obserwował, jak ten odpalał i zaciągał się dymem. Odsunął się, by ten nie leciał na dziecko, więc wiedział, że to niezdrowe. Zielonooki nie chciał nic mówić. Nie miał prawa. Nie miał pojęcia co przechodził jego ukochany.

- P-Przepraszam. - wyszeptał w końcu. - Wiesz... Sam myślałem, że umrę - oznajmił cicho. - Tamten wampir miał wyssać ze mnie krew, to była moja zapłata dla niego, za to, że pomoże wam. C-Czy...

- Wygraliśmy dzięki nim - odezwał się Katsuki zanim ten skończył. Zgasił pet, po czym wyjął kolejnego i odpalił.

- Czy ktoś z watahy... Umarł?

- Były śmierci, zranienia poważne i mniej. - oznajmił i zacisnął pięść. Nie umiał sobie wybaczyć, że jakakolwiek Omega straciła swoją Alfę, a jakieś dziecko ojca. Wiedział co to za ból, bo sam na kilka miesięcy stracił Izuku. - Z naszych znajomych nikt poważnie nie ucierpiał.

- Cieszę się... - oznajmił cicho chłopak. Zamilkł, bo nie wiedział czy kontynuować. Ten nie wykazywał żadnych specjalnych emocji, więc nie wiedział, czy jest zły, czy coś innego nim targa.  - Ja...

- Już nie odejdziesz, prawda? - zapytał mężczyzna, patrząc na niego intensywnie. - Nie znikniesz, nigdy więcej, tak?

- Nigdy was już nie zostawię. Obiecuje na naszego synka. - szepnął cichutko, a ten zgasił papierosa, po czym się przysunął. Arte zasnął. Nic dziwnego, biegał całe popołudnie, a zapach matki musiał być dla niego kojący i uspokajający. Pochylił się nad nim i musnął jego usta. Zielonowłosy zdębiał, ale po chwili zmiękł, gdyż po jego ciele przeszedł dreszcz przyjemności. Sam się przysunął, by dostać więcej, a ten mu nie zamierzał odmawiać. Położył swoją dużą dłoń na policzku Omegi i na trochę dłużej połączył ich wargi. Powoli się od siebie odsunęli, oboje mając przyśpieszone oddechy, a przy okazji uległy lekki rumieniec na policzku. Wtulił się w dłoń męża, a ten zaczął przesuwać kciukiem po jego wargach, obserwując go uważnie.

- Tak bardzo za tobą tęskniłem, Izuku.

- Ja za tobą też, Katsuki. - szepnął. Patrzyli sobie w oczy, gdy usłyszeli, że drzwi balkonowe się otwierają.

- Jest chyba tutaj - usłyszeli spokojny głos Shoto. - Bakugo, mogę położyć Severusa w pokoiku Arte? - zapytał, a blondyn spojrzał na męża, który lekko się skulił. Bał się pokazać znajomym. Krzyku, płaczu... Może go nienawidzą? Ojciec wziął syna i podniósł się z huśtawki.

- Możesz. Ja też muszę swoją pociechę ułożyć do snu. - oznajmił i uśmiechnął się. Wyciągnął dłoń do postaci skąpanej w pół mroku więc Todoroki zmrużył oczy. Gdy Deku wstał, to zasłonił usta dłonią i zszedł z trzech schodków, by rzucić się do przyjaciela, aby go wyprzytulać. Byli w komplecie.

*****
Bakugo przytulał do siebie męża. Siedzieli na kanapie, bo wszystkie dzieci spały. W końcu to już ich godzina.  Dorośli, wszyscy oprócz Kaminariego nalali sobie wina. Deku, widząc, że powiększyło im się grono, najpierw pogratulował blondynowi fioletowowłosemu, że udało im się w końcu. Pewnie po wojnie stwierdzili że to jest odpowiedni czas na maleństwo. Potem pogratulował Hawksowi i Dabiemu. Urodził im się zdrowy chłopak, niestety nie wilk, a ptak, co mówiły białe jak śnieg skrzydła na jego ciałku.
Zielonooki był najbardziej zszokowany, gdy zobaczył czego dorobił się Kiri z Yui. Trzy małe bliźniaki, spały w wózeczku, tak jak ojciec, na kolanach narzeczonego. Mieli samych chłopców. Shoto zażartował, że ciąży nad nimi klątwa chłopców, ale w końcu któreś z nich ją przełamie.

- Radzisz sobie z trójką? - zapytała cicho Luna, z uwagi na to, że czerwonowłosy spał. Ten pogładził mate po głowie i uśmiechnął się.

- Tak. Ja mogę się zdrzemnąć kiedy maluszki mają drzemki w ciągu dnia, a że mają miesiąc, to spią na okrągło, a Kiri... Wstawał do nich w nocy i teraz to odsypia, bo w pracy nie może - zaśmiał się cichutko i okrył go kocem. - Cieszę się, że wróciłeś. Przełożyliśmy ślub, gdyż po wojnie musieliśmy zająć się czym innym, więc cieszę się, że będziemy mogli cię gościć.

- Ja także się cieszę. I jestem z was dumny. - oznajmił i  wtulił się mocno w swojego blondyna.

,- Deku... Więc... Jak to jest, że wróciłeś? Opowiesz nam? - zapytał Shoto, a ten pokiwał głową.

- Władca wampirów miał wypić ze mnie krew. Jako zapłatę za pomoc. Jednak, gdy zaczął to robić, zaczęły nachodzić go obrazy śmierci, prawdziwej rzezi, której miały dokonać wilki, na wampirach. Odczepił się ode mnie, po czym oznajmił, że nie miał pojęcia, że jestem wyrocznią. Nie wiedziałem o czym mówił. Miałem sny prorocze, ale wyrocznia? Gdy nabrałem sił, po utracie krwi, zaprowadził mnie do ich wyroczni. Defacto jego matki. Powiedziała, że nie może mnie wypuścić bez odpowiedniej wiedzy i przeszkolenia. Mogłoby mnie to zabić, moja własna moc. Dlatego musiałem zostać i uczyć się, jak ją pielęgnować. Jak sprawić, by prorocze wizję przyszły do mnie kiedy będę chciał, a nie tylko podczas silnych emocji. Bałem się, że zajmie mi to lata, ale na szczęście to była dobra nauczycielka.  Dzięki niej jestem tu z wami.

- Cieszymy się z tego powodu. - oznajmił Shoto. - Świętujemy powrót Deku! Toast! - oznajmił na tyle cicho, by nie obudzić dzieci po czym stuknęli się kieliszkami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro