*137*
Katsuki zawiesił balony i zszedł z drabiny. Jego synek miał właśnie drzemkę, podobnie jak Severus, więc we trójkę z Elisem i Shoto dekorowali dom główny. Od wojny minęło kilka miesięcy. Udało się im ją wygrać, obudzić ludzi, którzy sami zrobili porządek, już odbudowali mur, który został naprawdę źle potraktowany przez ludzi. Teraz żyli w pokoju, bo całkowicie odcięli się od rządu, mieli własną politykę, a ludzie jeżeli nie chcieli żyć w tamtym skorumpowanym świecie, to mogło oficjalnie należeć do wilczego państwa, tylko mieszkali w mieście. Oczywiście, wilki, które chciały mieszkać w miastach robili to i nikt ich nie szkalował. Katsuki jakby nie patrzeć uratował kraj przed rządem, który robił im krzywdę, więc mieli specjalne przywileje. Jakoś się to ułożyło. Żałował tylko, że odbierał pochwały, ich wataha była na niezwykłym miejscu, a nie mógł się pochwalić mężowi. Izuku nigdy nie wrócił. Nie oddali im jego ciała, by mogli go pochować. Zrobili mu nagrobek z marmuru. Nie był to grób, raczej coś w rodzaju pomnika.
A teraz, patrząc na napis "Mam już roczek", złapał go depresyjny stan... Robili imprezę dla Arte i Seva, bo tych dzieliło tylko kilka dni, więc uznali, że to będzie najlepszy pomysł. Zaprosili swoich przyjaciół. Będzie Kirishima i Yui. Kaminari z Shinso, gdzie blondyn niedawno zaszedł w ciążę, a to było nieprawdopodobne. Todoroki z Elisem i Dabi z Hawksem, z pięciomiesięcznym chłopcem i trzyletnim skrzydlatym łobuzem. Impreza była bezalkoholowa oczywiście i głównie dla dzieci, bo roczne maleństwa już biegały, skakały, a nawet i mówiły. Nie płynnie, wiadomo, ale potrafiły złożyć zdania. I tak szybko, bo w ludzkim świecie trzylatki dopiero zaczynają na takim poziomie jak jego królewicz.
W końcu usiadł na chwilę i otworzył list ze szpitala. Były to wyniki synka na temat tego czy jest Alfą. Przy okazji Katsuki był się przebadać rutynowo, bo jemu też w wojnie się dostało. Czytał spokojnie i jego wzrok zatrzymał się na jednym słowie. Omega.
' Będziesz miał niespodziankę'
To o to mu chodziło! On wiedział, że Arte okaże się Omegą!
Z otwartymi ustami pokazał to Elisowi wydając z siebie zduszony dźwięk, a ten po przeczytaniu poklepał go po plecach w geście otuchy.
- To nic strasznego - oznajmił i parsknął śmiechem. Usłyszał dzwonek więc poszedł otworzyć,będą mogli, zjeść obiad gdy wszyscy będą, a potem maleństwa będą się bawić.
****
Wieczór zapadł szybko, przyjaciele zostali, a do domu zebrała się tylko matka Izuku, ze względu na to, że rano miała do pracy. Na imprezie pojawili się rodzice Shoto, by wręczyć wnukowi prezent, ale nie zostali długo, bo białowłosa odkryła ukojenie duszy w bohaterstwie. Tak, została bohaterką, bo pomagało jej to zachować zdrowie, no i mieli poranną zmianę. Oczywiście Elis też doczekał się wizyty swoich rodzicieli. Dzieciaki były naprawdę szczęśliwe, a to o to chodziło, prawda? Bakugo wyszedł przed dom główny, razem z Elisem. Blondyn wyciągnął paczkę fajek i zapalił sobie. Doskonale wiedział, że to zły nałóg, ale bez męża u boku nie miał kto go powstrzymać. Stali i rozmawiali, a reszta w środku sprzątnęła po obiedzie.
Mieli wracać do środka, ale między jego nogami prześlizgnął się Arte, który pobiegł do furtki. Katsuki warknął, bo ten mały skurczybyk lubił mu uciekać, więc poszedł po niego. Drugi blondyn na spokojnie wrócił do środka.
- Arte, nie możesz mi uciekać - oznajmił schylając się po syna, bo ten był w formie wilczej, kiedy dostrzegł, że ten macha ogonem i popiskuje. Podniósł głowę i dostrzegł coś, czego się nie spodziewał. Zamarł w bezruchu, gdy stanęła przed nimi postać. Jej czerwone ślepia przypomniały mu wojnę. Dzięki nim wygrali, ale nadal miał ochotę na niego naskoczyć i zabić. Był to instynkt.
Gwałtownie odwrócił głowę, gdyż poczuł... Zapach Izuku. Za czerwonookim stała druga postać, ukryta w kapturze. Szczeniak zaszczekał cicho, a kaptur opadł, gdy postać szybko się do nich przemieściła. Już po sekundzie zielonooka Omega otwierała furtkę, klękając przy synku, biorąc go w ramionach.
- Deku...! - mężczyzna się otrząsnął, patrząc raz na męża, raz na wampira. - T-Ty...
- Wróciłem Kacchan - podniósł się z wilkiem na rękach, po czym podszedł. - Przepraszam, że tak długo mnie nie było. Żałowałem, że nie mogłem przy was być. Już nigdy was nie opuszczę. Przyrzekam - oznajmił cichutko, po czym niepewnie wtulił się w ukochanego. Ten o nic nie pytał. Po prostu zgarnął go w ramiona, a w oczach miał łzy.
- Dbaj o niego. - odezwał się wampir. - Znajdą się chętni na jego rękę, moc, czy życie. - oznajmił z mocą i uśmiechnął się kącikiem, ukazując kieł, po czym zniknął w ciemnościach.
- Chodźmy do domu, wszystko ci wytłumaczę. - oznajmił cicho i musnął jego policzek, a potem pyszczek synka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro