Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*128*

Katsuki w milczeniu zabrał męża i syna do domu. Omega położyła maleństwo spać, a mężczyzna zastanawiał się jak ma przekazać rewelacje, które niedawno nastąpiły. Gdy ten usiadł obok niego, westchnął ciężko i odwrócił się do niego przodem.

- Wiesz...

- Kacchan - szepnął zielonooki.  - Czy to naprawdę nie może poczekać? Chciałbym się wykąpać i położyć spać - szepnął cicho. Przysunął się i przytulił do jego klatki. - Gdy wciskam ci się w ramiona i czuję twój zapach, jest mi tak cudownie, błogo i czuję, że nic już mnie nie niepokoi.

- Tak działa właśnie więź - oznajmił gładząc go po plecach. - Weźmy razem kąpiel, a potem spać - oznajmił spokojnie i podniósł chłopaka. Kąpiel była dla nich kojącą sprawą. Izuku leżał na klatce Katsukiego, a ten delikatnie mył mu głowę, kawałek po kawałku, a gdy ją unosił, dawał mu buziaka. Takiego czułego i z miłości. Gdy cały pachniał jak słodka wanilia, to on zabrał się za  pielęgnację włosów męża. Zrobił mu przy okazji masaż głowy, a po pół godzinie w końcu wyszli z wanny.

- Możemy dziś spać z maluszkiem? - zapytał Izuku, a ten pokiwał głową, na rąk. Gdy malec obudził się, by zjeść, to od razu Izuku zabrał go na dół, do ich sypialni. Położył na środku, a mały kociak wdrapał się na posłanie, by ułożyć się wygodnie między nóżkami chłopca, z pyszczkiem na jego brzuszku. Deku widząc to, zrobił kilka zdjęć, by wysłać je mamie, po czym ułożył się wygodnie. Ta noc nie obyła się bez snów. Jednak zanim całkowicie zapadł w sen, mąż ułożył się za nim, obejmując, a dłoń zielonowłosego położył na rączce maluszka, by ten nie stresował się, że ten się przeturla, by spaść. W razie co, matczyny instynkt zatrzyma maleństwo.
W końcu Luna zasnęła mocnym snem. 

Izuku obudził się w lesie. Zaskoczyło go to i zaniepokoiło, więc raczej szybkim krokiem ruszył w strone, które podpowiadało mu serduszko.  Czuł zapach, który znał doskonale. Należał on do Katsukiego, jego męża. Im był mocniejszy, tym bliżej się go znajdował. Uśmiechnął się  i wypadł na polanę. Mężczyzna stał na niej z bukietem pięknych czerwonych róż.

- Kacchan! - krzyknął szczęśliwy a mężczyzna poderwał głowę, patrząc centralnie na niego. Po chwili na nowo ją spuścił i zacisnął pięści.

- Znowu mam omamy - szepnął do siebie i odwrócił się, klękając przy czymś. Izuku zaniepokojony podszedł do niego, ale zatrzymał się, gdy tylko dowiedział się przy czym jego mąż klęczał. Był to nagrobek, a na nim wyryte 'Izuku Midoriya-Bakugo'. Deku nic z tego nie rozumiał. Stał otępiały, patrząc na przygnębionego męża.

- Hej! Jestem tutaj! Żyje! Nie umarłem! - krzyczał, ale nikt go nie słyszał. Ze łzami w oczach uklęknął przed blondynem i położył mu dłoń na policzku. Chciał zetrzeć pojedyńczą łzę, która poleciała w dół bladego oblicza.

- Tato - usłyszał szept. Nie miał pojęcia kiedy do nich zbliżył się mężczyzna. Młody, na oko szesnaście lat. To był Arte. Tak, Izuku był pewien. Stał przed nim jego syn, tylko, że o wiele starszy.  - Proszą cię, abyś powitał przyjezdnych. - szepnął i przyklęknął obok niego. Po chwili usiadł i zaczął zrywać kwiaty, które rosły dookoła grobu. - O-Opowiesz mi o mamie? - zapytał, a głos mu się załamał. Deku pokręcił głową i dotknął policzka syna. Jego piękne dwukolorowe oczy były smutne.

- Był najlepszą Luną jaką miała ta wataha. - odezwał się cicho Alfa. - Umarł tylko dlatego, że ludziom zachciało się bawić w wojnę. - zacisnął pięści. - Prosił mnie na łóżku śmierci, bym się tobą zajął. Już wtedy czuł, że byłeś Omegą. Nie potrzebował czekać do ukończenia przez ciebie roku. Podświadomie to czuł. - oznajmił wpatrując się cały czas w nagrobek.

- Pamiętam kołysankę - oznajmił chłopak cicho. - Nigdy mi jej nie śpiewał. Zawsze puszczał z odtwarzacza...

- Uzalezniłeś się od tej piosenki - oznajmił Katsuki parskając cicho. - Puszczał ci ją, mimo że potrafił pięknie to zaśpiewać. Jakby wiedział, że wkrótce go zabraknie.

-  Tato ....

- Nie. Trzeba być silnym Arte. On jako Omega nigdy się nie poddał. Cały czas walczył z przeciwnościami losu, mimo że czasem brakowało sił.

- Był niezwykłą osobą. Cieszę się, że go pamiętam, mimo że to tylko rozmazane wspomnienia. Są cudowne. - oznajmił cicho dwu kolorowooki. - Może i miałem kilka miesięcy, ale  doskonale pamiętam jego zapach. A czasem czuję... Czuje jakby przy mnie był. - szepnął po chwili. - Jakby się mną opiekował, mimo że nie ma go przy nas od tylu lat.

- Nie umarłem! Nie mogłem umrzeć! - Midoriya wrzasnął. Nagle się odwrócił, gdyż stała za nim postać w pelerynie. Nie miał pojęcia skąd, ale wiedział kim była. Śmiercią. - Nie mogłem umrzeć. - oznajmił.

- Takie jest twoje przeznaczenie, Luno - oznajmiła chłodno postać. Zdjęła kaptur, przez co ukazała mu się trupia czaszka. Jedynie w oczodołach był czarny dym z czerwonym punkcikiem. - Nie da się go oszukać. Szczególnie ty tego nie zrobisz.  Zbyt wiele chcesz ocalić, by zauważyć że zabije to ciebie.

- Czyli... To sen proroczy, tak?! Pokazałaś mi, że umrę?! Po co?!

- To nie ja. - odezwała się postać. - To ty. Twoje syny są proporcze. Ty masz umiejętność zaglądania w przyszłość. Jednak długo z niej nie będziesz korzystać. Żegnaj. Niedługo znowu się spotkamy.

Izuku poderwał się gwałtownie  łapiąc hausty powietrza, budząc się z tego koszmaru. Dowiedział się właśnie, że ...  za kilka miesięcy umrze.


Trzy razy usuwałam cały rozdział, by pisać go od nowa...

Co myślicie o wydarzeniach. Myślicie, że Izuku naprawdę... Umrze??

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro