*114*
Izuku otworzył drzwi służce i podziękował uśmiechem za herbatę i kanapki, które dla niego przyniosła. Siedział właśnie w biurze męża, by odkręcić wszystko to co zrobił. Minęły dwa tygodnie od tamtych zdarzeń, większość już była uregulowana, ale została strawa z podatkami. Katsuki nie mógł sam tego odkręcić, bo był nieprzytomny od tamtego czasu. Nicola tłumaczyła mu, że musi się zregenerować, bo demon, ujawniając się zabrał mu bardzo dużo siły życiowej. Dobrze, że spał. Był podłączony do kroplówki, a lekarz nad nim czuwał. Niestety, skoro Alfa był niedostępny dla interesantów, wszystkim zajmowała się Omega.
- Luno, miałam przypomnieć, za za dziesięć minut masz ważną konferencję dla mediów - oznajmiła służącą kłaniając się jej nisko.
- Oh! A nawet nie przygotowałem pomieszczenia! - powiedział zmartwiony i chciał wyjść, ale Shoto, który właśnie wszedł po schodach na górę, zatrzymał go.
- Służba wszystko przygotowała. Ty lepiej usiądź i zjedz - stwierdził spokojnie i podziękował kobiecie, która pokiwała głową i zeszła na dół. - Poczekają na ciebie. Jak Bakugo?
- Nadal nieprzytomny. - westchnął cicho. - Mam nadzieję że obudzi się do porodu...
- Rozumiem. Nicola z tobą rozmawiała? Miała ci coś powiedzieć, ale nie znam szczegółów. - oznajmił i podał mu ciepły napar. - siadaj. Jedz. Byłeś u lekarza?
- Nie mam na to czasu, Shoto - wzdycha cichutko patrząc na niego. - Nic mi nie jest. Dziecko z pewnością też się dobrze czuje.
- Ale ty jesteś. - westchnął cicho patrząc na niego. - Niech się Bakugo szybko budzi, bo padniesz z wyczeńczenia. - oznajmił i spojrzał na drzwi, w których stał Elis. - Idę na wizytę kontrolną, a ty zjedz i dopiero potem idź do reporterów. Służące mi powiedzą, więc nie waż się mojego polecenia zignorować
- Jasne, mamo - przedrzeźniał go, a ten westchnął. Złapał męża za dłoń i wyszli. Tak właśnie płynął im czas, gdy Alfa był w śpiączce. Deku bardzo chciał, by ten już wrócił do świata żywych. Najbardziej na świecie. - Tata niedługo wróci do nas i będzie dobrze, maleństwo - szepnął cichutko i pogłaskał brzuszek pod tuniką. Sześć tygodni. Tyle zostało, aby urodzić małego szkraba. Nie chciał USG, by sprawdzić jego płeć, zrobi sobie niespodziankę, tak jak mężowi. Łóżeczko ma, uniwersalne. Resztę się dokupi, chodź podejrzewał, że zostanie obdarowany rzeczami. Takie uroki bycia Luną.
******************
Zielonooki stał właśnie w ich małym przytulnym gniazdku. W kuchni i łazience właśnie kończyli montować ostatnie rzeczy, więc tak naprawdę zostały meble do sypialni i salonu. Musiał się wybrać do miasta, więc zadzwonił do szofera. Odebrał od szefa budowy wymiary dokładnie, by pan w budowniczym pomógł mu dobrać jaką ilość farby musiał zakupić. Strasznie go to męczyło, mimo że tylko chodził i wybierał. Nic nie dźwigał. Alfy były na tyle miłe, że wszystko do samochodu wnosili za niego. Po wybraniu kolorów, musiał podjechać wybrać meble, bo te zanim przyjadą trochę minie. Długo nie mógł się zdecydować, ale na szczęście mile kobiety pomogły, zachwycając się brzuszkiem. Miały na uwadze dobro dzieciątka, więc mógł pewien, że meble będą bezpieczne dla pociechy.
Pokój dla malca, zrobi razem z Shoto. Obiecał mu pomóc, bo dla swojego juniora już wszystko ma. Pokoik w ich domu był w delikatnym niebieskim odcieniu, ale były na farbie ręcznie malowane motyle, a biedronki i inne latające stworzenia. Był bezpłciowy. Ten też wolał sobie zrobić niespodziankę, co do jednej i drugiej płci.
Wrócił do domu wykończony. Marzył o prysznicu i łóżku. Poprosił służącą o kąpiel, by mu przygotowała w jednej z łazienek. Nie trwała ona długo, bo był zmęczony, i od razu udał się do sypialni, do męża. Położył się przy Katsukim i wtulił się w jego ciało. Lubił wieczorami się wsłuchiwać w jego serce.
- Wyglądasz na zmęczonego. - usłyszał cichy, zachrypnięty głos, przez co się podniósł. Zasłonił usta dłonią, przytulając go mocno, ze łzami pchającymi się do oczy. - Hej, spokojnie, nic mi nie jest, żyje przecież. - mruknął i przytulił do siebie Omegę, która zaczęła szlochać. - Jestem przy tobie skarbie. Nigdzie się nie wybieram. - obiecał cichutko z uśmiechem.
- Tak się cieszę, że jesteś już z nami. Myślałem, że oszaleje bez ciebie - mamrotał chłopak, a ten się zaśmiał i mocniej go przytulił. - Błagam, nie rób nic takiego znowu, albo cię znienawidzę - zaszlochał a ten się zgodził.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro