Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*112*

- Zabrać go do lochu - oznajmił patrząc na blondwłosego mężczyznę. - Zdradził własnego króla. Gdy ułagodzę sytuację, zajmę się jego torturami - oznajmił a telefon Elisa wyleciał w powietrze. Jego własny doradca nie zachował tajemnicy. Powiedział wszystko mężowi, który przekaże to Izuku. To nie zasługiwało na litość. Będzie cierpiał na torturach, spuści z niego krew, wyrwie paznokcie... Jednak najpierw musi ułagodzić męża. Nie chciał krzywdy Deku. Omega jest jedynym człowiekiem na ziemi, którego kocha i będzie trzymał zdala od szaleństwa jakie go obezwładnia. Od brutalności, która wypełnia go po czubki palców. Reszta go nie obchodzi, mogą ginąć na wojnach, albo z głodu. Mogą błagać o przeżycie, nie obchodzi go to. Zielonooka istota jest centrum jego wszechświata. Tylko i wyłącznie. - By mu się nie znudziło czekanie... Co pół godziny odcinać mu jeden palec. Piłką ręczną. - oznajmił patrząc na jednego z straży, konkretnie na filetowowłosego Shinso. Miał podejrzenia, że ten też może  go zdradzić.  - Niesubordynacja będzie kosztować takie same tortury - oznajmił patrząc mu prosto w oczy. Nie przestraszył się. Widział to po nim. - Twoją Omegę. - dodał, a ten szerzej otworzył oczy. Ah, tak, ta miłość, miłość jest najsilniejszym wrogiem. Zagroził mu torturami dla głupiego blondyna a ten będzie chodził jak w zegarku.
Uśmiechnął się pod nosem i poprawił koronę na swojej głowie.
Odrzucił do tyłu czerwony płaszcz, po czym ruszył szybkim krokiem przed dom. Jego Królowa już jedzie. Musi ją godnie przywitać, by wybaczyła mu to, że ktoś ją niepokoił na wczasach.  Posłał po dzieci z domu dziecka. Te mu ładnie zaśpiewają.
Nie spodziewał się, że auto już parkuje przed posesją. Wokół Domu Głównego był tłum. W końcu burzyli się. Bunt trzeba w zarodku zgnieść, zajmie się nimi później. Nie są nawet wejść na podwórko, bo jego straż nie przepuści nikogo. Nikogo oprócz Luny. - Kochanie! - rozłożył ręce z uśmiechem na ustach, gdy ten wyskoczył wręcz z samochodu. - Oczekiwałem cię! - oznajmił patrząc na sylwetkę męża. Jego brzuch był ładny. Jeszcze osiem tygodni i będą mieli potomka, który będzie kontynuował jego dzieło. - Jak minął ci...

Izuku Midoriya, na oczach całej watahy spoliczkował Króla.

Był to jawny pokaz niesubordynacji. To było oczywiste. Zielone iskry przeskakiwały po ciele Omegi, wskazując na to, że ta jest masakrycznie wściekła.  Uniósł dłoń, by zrobić to jeszcze raz, ale tym razem Katsuki go powstrzymał.

- Najdroższy... Nie możesz pokazywać naszym poddanym, że lubisz takie rzeczy. Takie przyjemności tylko w łóżku, gdy jesteśmy sami - oznajmił. Usilnie starał się pokazać, że to nie objaw stawiania się, a czułości. Mają się go bać! Nawet Luna nie ma prawa pokazać im, że Król może się kogoś posłuchać. Mają być posłuszni! Nad nim nikogo nie ma!

- Nie dotykaj mnie! - oznajmił poważnie chłopak, wyrywając dłoń z jego uścisku. - Nigdy więcej mnie nie dotkniesz, jeżeli tego nie odkręcisz! Wataha nie jest pudełkiem lalek, którym możesz powyrywać głowy, Katsuki! - krzyknął na niego. Na twarzy Kacchana powstała dziwna ekspresja. Przesunęły się po niej emocje, ale w takim tempie, że nie wiadomo  jakie one były. - Masz to wszystko odkręcić, albo nigdy więcej nie nazwiesz mnie kochaniem, ani skarbem. Dziecka na oczy też nie zobaczysz!  - ryknął, a Katsuki cofnął się, jakby coś w niego uderzyło. Po chwili odchylił głowę do tyłu i zaczął się przeraźliwie śmiać.  Jednak coś było nie tak. Ukazało się to tym, że gdy na niego spojrzał, jego oczy błyszczały ogniem, jakby palił go od środka.

' Ratuj nasze ciało!' usłyszał krzyk w głowie. Nie należał on do Omegi, którą w sobie miał, ale do kogoś innego. Poznał go, może tylko dlatego, że rezydował w ciele Bakugo. Mówił do niego Alfa z wnętrza blondyna.

Deku nie wiedział co robić. Jedyne co zrozumiał, to to, że to nie jest Katsuki. Przynajmniej nie do końca, mogłoby się zdawać. Niby ciało jest jego, ale coś, Izuku nie potrafił powiedzieć co, przemawiało przez niego.
Jego myśli potwierdziła blondynka, która nagle pojawiła się obok niego z zaciętą miną. To działo się za szybko, więc jedyne co mógł zrobić, to działać instynktownie.

- Izuku! - syknęła Nicola, patrząc cały czas na blondwłose ciało. - Ja...

- Nie zdążyłem się zabawić! - usłyszeli głos. Dziwny, jakby podwójny. Mówił do nich Kacchan, to było pewne, ale nie. Coś przez niego przemawiało. - Przez miesiąc grzałem posadkę w tym ciele, a gdy jestem na tyle silny, by zacząć w końcu działać, pojawia się durna miłość! - wrzasnął głos. Deku przeszły ciarki. O co tutaj chodziło. - Potrafi mnie zepchnąć na drugi plan, gdy chodzi o ciebie! - ryknął głośno. - Dopóki byłeś daleko, dawałem mu trwać w głupiej dziecinnej wierzę, że robi to dla ciebie. Ale nie kiedy jesteś blisko. Muszę się pozbyć ciebie, Luno wilczego świata! - ryknął głośno, ruszając przez siebie, pochylając się ku ziemi. Na jego rękach pojawiły się wybuchu dużych rozmiarów. - Nie oddam tak silnego ciała!

- Shoto! - ryknęła Nicole, a ten pojawił się przy nich i klęknął kładąc dłonie na ziemi. Nim ciało Katsukiego zdołało podejść, odgrodziła ich od niego ogromna gruba kopuła lodu.













Dzieje się, akcja!

Kto jest w szoku?

A kto podejrzewał, że to nie do końca jest ten prawdziwy Katsuś?

Kto chce kolejny rozdział?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro