Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*109*

Shoto przyszedł do domu koło godziny jedenastej. Rozmawiał już z Izuku i bardzo chętnie zgodził się na wyjazd. I tak nie chciał patrzeć na męża. Nie rozumiał jego zachowania i było ono krzywdzące. Nie mógł się stresować, to źle wpływało na maleństwo. Niech sobie Elis wierzy w co, miał to centralnie w dupie.

- Co ty robisz? - blondyn złapał go za nadgarstek, gdy zauważył, że ten się pakuje. - Co ty kurwa robisz?! - zapytał, gdy ten się wyrwał.

- Nie widzisz? Wyjeżdżam. - oznajmił, układał rzeczy w walizce, wziął tylko ubrania ciążowe, nie jakieś seksowne ciuszki, nie zamierzał robić na złość mężowi, tylko odpocząć.

- Nigdzie nie jedziesz! - syknął.

- Właśnie że jadę! - oznajmił wstając z klęczek. - A tobie gówno do tego! Nie słuchasz mnie, masz mnie za kłamcę i myślisz, że będę tutaj z tobą siedzieć?! Ostrzegałem cię przed ślubem, że jak będziesz dla mnie zły, wyprowadzę się i rozwiodę z tobą! - oznajmił pod wpływem emocji. - Jestem tego bardzo blisko, więc się pilnuj i zejdź mi z oczu! Nie chcę cię widzieć do porodu! Szkodzisz mi i dziecku! - przyklęknął znowu by wziął praktycznie pustą walizkę. Stwierdził, że nie będzie tutaj dłużej przebywał. Pójdzie na zakupy i tam kupi sobie wszystko czego będzie potrzebował. Zabrał tylko elektronikę po czym ruszył do wyjścia.

- Shoto, nie rób tego, dziecko potrzebuje ojca! - oznajmił łapiąc go za dłoń.

- Ah tak! Teraz to dziecko?! A gdzie to twoje ' ono jest martwe'?! - syknął rozjuszony. - Zawiodłem się na tobie. I mam cię dość. - oznajmił po czym wyrwał rękę i ruszył do wyjścia. Bez problemów dotarł do domu głównego. Najwyraźniej Elis był w zbyt wielkim szoku po jego słowach, by go gonić. I dobrze. Przyda im się długa przerwa od siebie. Najwyraźniej za dużo się u nich działo i to teraz właśnie wychodzi.

Cieszył się z tego, że wyjechał. Przez cały tydzień nawet nie pomyślał o Elisie. Odrężał się na masażach, traktowali go dobrze. Nikt nie wątpił, że jest w ciąży, opiekowali się brzuszkiem, na masażach smarowali go olejkami i dzięki temu miał na nim delikatną skórę.
Wrócił do pokoju po siedmiu dniach cudownego spokoju. Miał pokój z Izuku, dwa łóżka obok siebie i mnóstwo przestrzeni, ale teraz zobaczył coś co nie bardzo mu się spodobało. Na jednym z nich, konkretnie na tym Shoto, siedział blondyn. W rękach miał bukiet kwiatów. Omega westchnęła. Pewnie przyjechał z Bakugo.

Ciężarny był konsekwentny. Od kiedy przyjechał do tego pięknego miejsca, nie odpisał, ani nie odebrał ani jednego telefonu i szczerze, nie miał ochoty na niego teraz patrzeć. Ten jednak, gdy wszedł, poderwał się do góry patrząc na niego miną zbitego psa. O nie. Nie,nie,nie. Nie umiał mu nie wybaczyć, gdy ten na niego tak patrzył.

- Kochanie... - szepnął i zrobił krok do przodu. - Ja... Przyjechałem do ciebie, by cię przeprosić. - szepnął cichutko i uklęknął przed nim podniósł kwiaty nad głowę z podając mu je. - przepraszam Shoto. Bardzo. Przepraszam. - mamrotał i przytulił się do jego brzucha, który był okryty szlafrokiem. - Byłem okropnym chujem. Najgorszym... Ale... Nie, nie ma wytłumaczenia. Powinienem móc się powstrzymać.

- Ale? - uniósł brew mężczyzna, a ten westchnął.

- Pamiętasz... Czar Jess? On ma skutki uboczne. Jest nim niepochamowany gniew. - oznajmił. - Proszę, kochanie, wybacz mi.

- Mam ci wybaczyć, bo przeszły skutki? Psychicznej rany nie załatasz tak szybko. Mówiłeś, że nasze dziecko jest martwe!

- Zrobię wszystko byś mi wybaczył! - oznajmił i wstał. - Proszę. Pójdź ze mną na kolację. Przyrzekam, że cię nie dotknę. Możemy zacząć powoli. - szepnął i patrzył mu w oczy. Omega westchnęła. Od czasu zdarzenia z mocą Jess się nie kochali, więc może gdyby zafundował mu dobrą kolację i najlepszy seks pod słońcem, może by mu pozwolił przebywać z sobą w jednym pomieszczeniu trochę dłużej.

- Bakugo zostaje na noc? - zapytał, a ten zdziwiony jego pytaniem i zaniepokojony, bo po co jego mąż chce to wiedzieć, pokiwał głową na tak. - w takim razie wynajmij na tę noc osobny pokój. Nie będę oglądał, ani słuchał jak uprawiają długi, całonocny, namiętny seks. - oznajmił i ruszył do swojej szafy. Ubrał się, wcześniej besztając wzrokiem męża, by się nie gapił. Był na niego zły i mu to okaże.

- Będziesz spał ze mną? - zapytał z nadzieją, a ten prychnął.

- Tak. Moja Omega nie przepuści tej okazji. - oznajmił i spojrzał na niego. Może i brzmiał jak zwykła bezuczuciowa suka. Ale jego też bolało to jak ten go potraktował. - To gdzie mnie zabierasz? - uniósł brew, a ten wyciągnął do niego dłoń.

- W magiczne miejsce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro