*109*
Shoto przyszedł do domu koło godziny jedenastej. Rozmawiał już z Izuku i bardzo chętnie zgodził się na wyjazd. I tak nie chciał patrzeć na męża. Nie rozumiał jego zachowania i było ono krzywdzące. Nie mógł się stresować, to źle wpływało na maleństwo. Niech sobie Elis wierzy w co, miał to centralnie w dupie.
- Co ty robisz? - blondyn złapał go za nadgarstek, gdy zauważył, że ten się pakuje. - Co ty kurwa robisz?! - zapytał, gdy ten się wyrwał.
- Nie widzisz? Wyjeżdżam. - oznajmił, układał rzeczy w walizce, wziął tylko ubrania ciążowe, nie jakieś seksowne ciuszki, nie zamierzał robić na złość mężowi, tylko odpocząć.
- Nigdzie nie jedziesz! - syknął.
- Właśnie że jadę! - oznajmił wstając z klęczek. - A tobie gówno do tego! Nie słuchasz mnie, masz mnie za kłamcę i myślisz, że będę tutaj z tobą siedzieć?! Ostrzegałem cię przed ślubem, że jak będziesz dla mnie zły, wyprowadzę się i rozwiodę z tobą! - oznajmił pod wpływem emocji. - Jestem tego bardzo blisko, więc się pilnuj i zejdź mi z oczu! Nie chcę cię widzieć do porodu! Szkodzisz mi i dziecku! - przyklęknął znowu by wziął praktycznie pustą walizkę. Stwierdził, że nie będzie tutaj dłużej przebywał. Pójdzie na zakupy i tam kupi sobie wszystko czego będzie potrzebował. Zabrał tylko elektronikę po czym ruszył do wyjścia.
- Shoto, nie rób tego, dziecko potrzebuje ojca! - oznajmił łapiąc go za dłoń.
- Ah tak! Teraz to dziecko?! A gdzie to twoje ' ono jest martwe'?! - syknął rozjuszony. - Zawiodłem się na tobie. I mam cię dość. - oznajmił po czym wyrwał rękę i ruszył do wyjścia. Bez problemów dotarł do domu głównego. Najwyraźniej Elis był w zbyt wielkim szoku po jego słowach, by go gonić. I dobrze. Przyda im się długa przerwa od siebie. Najwyraźniej za dużo się u nich działo i to teraz właśnie wychodzi.
Cieszył się z tego, że wyjechał. Przez cały tydzień nawet nie pomyślał o Elisie. Odrężał się na masażach, traktowali go dobrze. Nikt nie wątpił, że jest w ciąży, opiekowali się brzuszkiem, na masażach smarowali go olejkami i dzięki temu miał na nim delikatną skórę.
Wrócił do pokoju po siedmiu dniach cudownego spokoju. Miał pokój z Izuku, dwa łóżka obok siebie i mnóstwo przestrzeni, ale teraz zobaczył coś co nie bardzo mu się spodobało. Na jednym z nich, konkretnie na tym Shoto, siedział blondyn. W rękach miał bukiet kwiatów. Omega westchnęła. Pewnie przyjechał z Bakugo.
Ciężarny był konsekwentny. Od kiedy przyjechał do tego pięknego miejsca, nie odpisał, ani nie odebrał ani jednego telefonu i szczerze, nie miał ochoty na niego teraz patrzeć. Ten jednak, gdy wszedł, poderwał się do góry patrząc na niego miną zbitego psa. O nie. Nie,nie,nie. Nie umiał mu nie wybaczyć, gdy ten na niego tak patrzył.
- Kochanie... - szepnął i zrobił krok do przodu. - Ja... Przyjechałem do ciebie, by cię przeprosić. - szepnął cichutko i uklęknął przed nim podniósł kwiaty nad głowę z podając mu je. - przepraszam Shoto. Bardzo. Przepraszam. - mamrotał i przytulił się do jego brzucha, który był okryty szlafrokiem. - Byłem okropnym chujem. Najgorszym... Ale... Nie, nie ma wytłumaczenia. Powinienem móc się powstrzymać.
- Ale? - uniósł brew mężczyzna, a ten westchnął.
- Pamiętasz... Czar Jess? On ma skutki uboczne. Jest nim niepochamowany gniew. - oznajmił. - Proszę, kochanie, wybacz mi.
- Mam ci wybaczyć, bo przeszły skutki? Psychicznej rany nie załatasz tak szybko. Mówiłeś, że nasze dziecko jest martwe!
- Zrobię wszystko byś mi wybaczył! - oznajmił i wstał. - Proszę. Pójdź ze mną na kolację. Przyrzekam, że cię nie dotknę. Możemy zacząć powoli. - szepnął i patrzył mu w oczy. Omega westchnęła. Od czasu zdarzenia z mocą Jess się nie kochali, więc może gdyby zafundował mu dobrą kolację i najlepszy seks pod słońcem, może by mu pozwolił przebywać z sobą w jednym pomieszczeniu trochę dłużej.
- Bakugo zostaje na noc? - zapytał, a ten zdziwiony jego pytaniem i zaniepokojony, bo po co jego mąż chce to wiedzieć, pokiwał głową na tak. - w takim razie wynajmij na tę noc osobny pokój. Nie będę oglądał, ani słuchał jak uprawiają długi, całonocny, namiętny seks. - oznajmił i ruszył do swojej szafy. Ubrał się, wcześniej besztając wzrokiem męża, by się nie gapił. Był na niego zły i mu to okaże.
- Będziesz spał ze mną? - zapytał z nadzieją, a ten prychnął.
- Tak. Moja Omega nie przepuści tej okazji. - oznajmił i spojrzał na niego. Może i brzmiał jak zwykła bezuczuciowa suka. Ale jego też bolało to jak ten go potraktował. - To gdzie mnie zabierasz? - uniósł brew, a ten wyciągnął do niego dłoń.
- W magiczne miejsce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro