*106*
Blondyn leżał za małżonkiem, bo ten poprosił go, by przytulił go na łyżeczkę. Gładził delikatnie brzuszek, z czułością, by okazać dziecku to jak bardzo je kocha. Pocałował po raz kolejny Izuku we włosy, bo ten leżał z zamkniętymi oczami i delikatnym uśmiechem na wargach. Cicho mruczał, choć pewnie nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Noga boli? - zapytał cicho czerwonooki, patrząc na opatrunek. Ten mruknął coś pod noskiem, ale brzmiało to jak odpowiedź, wskazująca nie.
- Co leży między nami, Katsuś? - zapytała Omega cichutko,a ten przysunął się bliżej, by poczuł więcej ciepła.
- Nic. Nie wygodnie ci? - zapytał i poniósł się, by poprawić poduszkę dla ciężarnych. Miała takie jakby dwie macki, które Izuku sobie układał jak chciał.
- Raczej zwróciłem uwagę na to, że coś mi się wbija w pośladki. - szepnął cichutko, a ten spojrzał w dół i westchnął. Poprawił poduszkę, aby jego krocze było zdala od pupci jego męża. - To twoje dni Alfy, prawda? - zapytał cicho i musnął jego dłoń, którą wziął pod swoją główkę, by się przytulić. - Dlaczego jeszcze się nie kochany?
- Oszalałeś? Jesteś ranny. - oburzył się poważnie i spojrzał na niego. - Absolutnie. Nie. Żadnego seksu, gdy jesteś ranny! - mamrotał do siebie, a chłopak słuchał jego wywodu w ciszy, przymykając oczy.
- Skończyłeś? To zdejmuj majtki i zabieraj się do roboty. - oznajmił spoglądając na niego.
- Deku! Powiedziałem nie!
- Okej. W takim razie, będę musiał cię ujeżdżać. - oznajmił i krzywiąc się podniósł tłów.
- Głupi! - warknął głośno, a ten uśmiechnął się delikatnie. Położył się spowrotem, wygodnie i delikatnie wysunął tyłek do tyłu, biorąc chorą nogę zginając w kolanie i przesuwając powoli ją w górę, tak, że ten miał idealny dostęp. Gdyby tylko nie miał na sobie bokserek. - Nie. Nie ściągnę teraz z ciebie majtek, bo się już ułożyłeś, a twoje ruszanie się jakiekolwiek jest niebezpieczne! - oznajmił patrząc na niego. - Nie wymyślaj i po prostu leż. Przyniosę ci jakąś herbatę! A ty się nie ruszaj! - syknął wściekły, a ten westchnął.
- Nie to nie. Mam jeszcze palce. - szepnął cichutko, próbując go zachęcić. Przecież prawdziwy Alfa nie będzie pozwalał swojej Omedze na zaspokajanie się za pomocą palców.
- Czego ty do kurwy nędzy nie rozumiesz?! - zapytał go wkurzony klękając przy łóżku. - W dupie mam moje dni Alfy. Chcę byś wyzdrowiał. Nie nałaniaj mnie na seks. Błagam cię, Deku!
- Ale jesteś w potrzebie, moja Alfo - westchnął. - Potrzebujesz zaspokojenia, moja Omega nie pozwala mi cię zostawić w takiej sytuacji samego.
- Nic mi nie będzie jak nie porucham. - oznajmił, a Izuku mu przerwał.
- Nie poznaje cię. Zmieniłeś się, ale chyba na lepsze, wiesz? - zachichotał. - Pamiętam nasze początki. Nie przepuścił byś okazji, by wsadzić we mnie... - zarumienił się delikatnie. - Ale naprawdę się cieszę, że jesteś tutaj ze mną. - oznajmił. - Nasze dziecko również... - szepcze i gładzi swój brzuszek. - O, znowu kopie! - ucieszył się z sennym uśmiechem i ziewnął. Przymknął oczy. - Przynieś mi herbatki, Kacchan, okej? I poproś Shoto, by przyszedł. Chcę z nim porozmawiać.
- Nie będziesz pracował, gdy jesteś ranny! - syknął i ruszył do drzwi. - Nie kombinuj. Będziesz miał czas na to wszystko! - oznajmił i wyszedł, a ten westchnął ciężko. Ciężko charakter ma ten jego mąż.
Shoto siedział w domu, na kanapie, przed telewizorem. To już trzeci dzień od zamachu, Katsuki nadal nie pozwala im wchodzić do domu głównego, bo 'nie mają ważnego powodu'. Izuku do niego pisał co jakiś czas, więc odpisał, że nie może przyjść. Po pierwsze, nie wpuszczą go, po drugie, Elis, gdy usłyszał, że mają przeszukiwać wszystkich, prawie dostał szału. Wilki bywają zaborcze o swoje Omegi. Szczególnie w czasie ciąży, gdy ta nosi potomka w łonie.
- Jesteś głodny? - zapytał Elisa, który siedział obok niego, podnosił się właśnie, gdy ten pociągnął go na dół. Patrząc na twarz blondyna, widać było, że coś go mocno zraniło, był na coś wściekły.
- Dlaczego udajesz, że ono żyje? - zapytał cicho, Alfa, zaciskając szczęki.
- Słucham? - zapytał Todoroki, patrząc na niego w szoku. -O czym ty mówisz, Elis? Co niby udaje?
- To trzeci miesiąc do kurwy nędzy! A tobie brzuch nie powiększył się ani o jotę od tamtego zdarzenia! - podniósł głos, bliski wybuchu. Ten patrzył na niego będąc w totalnym szoku.
- I co z tego? Wszyscy rozwijają się inaczej. - powiedział, kładąc obronnie ręce na wybrzuszeniu pod bluzą. - Nie każdy ma ogromny balon przecież...
- Nie rozwija się bo jest martwy! Nie czuję jego zapachu! Nie czuję słodyczy w twoim! W trzecim miesiącu już powinien kopać, ruszać się, a on co?! Zataiłeś to przede mną, tak?! Tamta suka jednak sprawiła, że poroniłeś?! Do kurwy nędzy! To mój potomek, masz pierdolony obowiązek mi powiedzieć, gdy umiera! - wrzasnął. Todoroki zaczął delikatnie drżeć ze strachu przez jego ton. Nie rozumiał. Dlaczego ten nagle tak wybuchł? Zawsze, gdy rozmawiali na trudne tematy, ten starał się być spokojny, ale...
- Nie krzycz na mnie - oznajmił w miarę spokojnie, na tyle ile można, bojąc się partnera i jego humorów.
- A może ty je zabiłeś po tym wszystkim i boisz się przyznać?! - usłyszał i nie wytrzymał. Uderzył go w twarz.
- Przesadziłeś - oznajmił i wstał. Ruszył do sypialni, a gdy ten próbował go złapać, postawił przed nim ścianę lodu. Zresztą, przed drzwiami do pokoju także, by się tam nie dostał. Wziął głęboki wdech i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Co go do cholery ugryzło?
Przecież ich potomek żył. Rozwijał się. Blondyna, która się z nim spotkała w lesie powiedziała jasno. Ono potrzebuje czasu i wsparcia. Nie jest martwe, do cholery!
Wziął telefon i zadzwonił do Izuku. - C-Co robisz? - jego głos niekontrolowanie zadrżał. - Mogę do ciebie przyjść? Potrzebuję cię, Luno wilczego świata. - szepcze cicho.
Katsuki dba mocno o męża, aż za mocno.
Elis dostał szału, ubzdurało mu się, że jego dziecko nie żyje.
Shoto ma dość. Zaczyna się łamać. Potrzebuje się spotkać z przyjacielem, ale czy Katsuki mu pozwoli kłopotać Lunę ?
Jak myślicie, skąd Elis wymyślił taką rzecz?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro