Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*103*

Deku wygładził tunikę i założył na nogi buty. Ruszył do sali w której przyjmowani byli interesanci. Usiadł na tron Luny i założył nogę na nogę. Wokół było pełno ludzi. Wilków. Ważnych osobistości. Wszyscy ukłonili się, gdy Luna weszła i usiadła.
Katsuki dołączył do niego więc znowu się skłonili. Na gościnnych krzesłach usiadły Rachel i Jess, ubrane w eleganckie szaty. Wyprawiają bankiet, więc wszyscy byli w uroczystych strojach. Będą tańce, jedzenie i przemówienia. W końcu nadszedł czas, gdy Izuku pełnoprawnie zostaje Luną stada. Jego słowa od teraz są tak samo ważne jak Alfy. Może ułaskawiać, karać, wyrzucać, skazywać na śmierć. Zamierzał to dziś wykorzystać.
Zielonooki spojrzał na męża, bo ten siedział dumnie wyprostowany. Miał elegancki garnitur. Na głowie koronę. Ogromną, ze szczerego złota.
Deku uśmiechnął się. Przypomniał sobie czasy, gdy między nimi nie było dobrze. Katsuki warczał, rzucał się na niego, wkurzał się ną wszystko, gdy nie szło po jego myśli. Od kiedy skończyli szkołę, oraz była sytuacja z Uraraką, uspokoił się mocno. Nie był już taki jak wcześniej. Może faktycznie potrzebował Omegi, która ułagodzi jego charakter?
Dużo się w ich życiu zmieniło. Zielowołosy miał dziwne wrażenie, że stało się nijakie. Nudne. Nie ciekawe. Nie było w nim nic ekscytującego. Jeszcze zanim Katsuki wbił w niego zęby, zabierał go gdzieś. Może to Deku powinien coś zorganizować, a nie oczekiwać wiecznie, że to Alfa zrobi krok?

- Zebraliśmy się tutaj - usłyszał głos męża, więc spojrzał na niego. - By w końcu, po tych latach ukoronować Lunę stada. - oznajmił i odwrócił się do zielonookiego. Ten wstał i podszedł do niego, gdy rozbrzmiały brawa.  Stali na środku podestu gdzie były trony. Gdy ucichły, blondyn kontynuował. - Od dziś mój mąż staje się pełnoprawną Luną tego stada. - oznajmił. - Każdy ma obowiązek słuchać jego słów oraz wykonywać rozkazy. Jako matka naszej rodziny będzie pomagała, uczyła i nakierowywała pokolenia na drogę naszych pradawnych przodków. - powiedział, a jego głos rozbrzmiewał w idealnej ciszy. Deku nie bardzo rozumiał co ten wygadywał, bo nie ćwiczyli tego, więc nie wytłumaczył mu, ale nie odezwał się. Starał się wyglądać dumnie, trzymając za łokieć  mężczyznę swojego życia.
Ich początki były trudne. Wiedział to każdy, kto ich znał, jednakże teraz... Teraz wszystko się zmieniło. Blondyn i zielonowłosy... Ich przyjaciele, priorytety... - Bierzesz odpowiedzialność za domowe ognisko każdej rodziny w watasze? - usłyszał zapytanie męża, po czym poczuł wszelkie spojrzenia na sobie. Wyprostował się jeszcze mocniej i przełknął ślinę. Nagle tak jakoś zaczął się stresować.

- Tak! - rozległy się wielkie brawa, by po chwili znowu mogło być cicho. Katsuki spojrzał na swojego ojca. Był Omegą, więc prawnie on był Luną, nim Katsuki poślubił Izuku. Mężczyzna podszedł do chłopaka i uśmiechnął się. Zdjął ze swojej głowy mały diadem. Nałożył go na głowę ciężarnego i jako pierwszy uklęknął na kolano przed nim. Po ojcu klęknął syn. Król też musiał mieć na uwadze zdanie Luny, w końcu to ona zapewni  przedłużenie rodu.
Za Królem poszła cała reszta. Izuku wiedział, że czas na przemówienie, więc stanął przodem do widowni. - Moi drodzy poddani. - zaczął niepewnie, ale poczuł ramię, które zaczęło go oplatać powoli w talii. Poczuł się przez to pewniej, więc uśmiechnął się do męża. - Dziękuję, że przyjeliście mnie tak ciepło, jako swoją Lunę. Mam nadzieję, że pomogę  wszystkim tym, którzy potrzebują i gdy będę panować, żadne ognisko domowe nie zgaśnie. - zamilkł. Uznali to za koniec przemówienia, więc klaskali. Wszyscy.  Deku wziął głęboki wdech i położył dłoń na brzuszku. - Jak wiecie, jestem przy nadziei. - oznajmił, gdy klaskanie ustało, a nastały szmery. Gdy zaczął ponownie przemawiać, było idealnie cicho. - Jestem Omegą, jak niektórzy z was. Wiecie jak piękne jest mieć kogoś swoich genów. Wiecie też, że każde z was oddało by własne życie, by wasz potomek nie został zraniony. - oznajmił. - Rok temu, został dokonany czyn straszny.

- Co? - usłyszał z tłumu. - Coś się stało komuś?

- Stało się. - oznajmił i przeleciał po nich wzrokiem. - To poważna sprawa, bo zostało skrzywdzone dziecko. - nakierował ich. - Biedne, bezdomne, głodne dziecko.

- Co się stało?! - krzyknął ktoś z tłumu, a Izuku wziął drżący oddech. Ta historia przyprawiała go o łzy. Wiedział, że to hormony. Ciąża na niego wpływała... Jednak krople łez na policzkach sprawiły, że  ważne osobistości słuchali uważniej.

- Rok temu, pewnej nocy została zgwałcona młoda dziewczynka. Dziecko. - oznajmił. - Zastanawiacie się, dlaczego o tym mówię, na pewno się ktoś zajął tą sprawą. Nie zajął. O przestępstwie tym zostaliśmy powiadomieni niedawno. - spojrzał na wilki, zatrzymując  wzrok na dwóch. Ci doskonale wiedzieli na kogo Luna się patrzy. Gdy inni zaczęli się rozglądać,  ci były cali w pocie. - Właśnie teraz dostrzegłem osoby odpowiedzialne za to. W waszym gronie. W gronie dobrze wychowanych, bogatych i elokwentnych ludzi. - patrzył im w oczy.  Po chwili zamknął je i otarł łzy. Wskazał palcem, mimo że brzydko, a dwaj strażnicy złapały Alfy za ramiona i ruszyły na podest.  Zostali tam wepchnięci, by stanąć przed nową królową watahy. Alfa wyjątkowo stał z tyłu i tylko się przeglądał.

- Dla niektórych może wydać się to skomplikowane. Nie rozumiecie co tutaj się wydarzyło. Więc posłuchajcie uważnie. - oznajmił i ruchem dłoni kazał powalić mężczyzn na kolana. Zaczął opowiadać, patrząc na tłum.














Jakoś tak wydaje mi się ten rozdział mało czytelny. Chyba pomieszałam za dużo :'(.

Z grubsza. Izuku oficjalnie został Luną stada Katsukiego.

W ogromnej sami zebrały się największe szychy tej watahy, bohaterowie, biznesmeni i inni ważni.

W towarzystwie były dwie Alfy, które .... Kto wie? Niech napisze w komentarzu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro