•Rozdział 12•
Na hale zawitała zdyszana Zakuro, która stojąc w progu, oparła dłonie o zgięte kolana i wzięła głęboki wdech.
- Spóźniona! Dwadzieścia okrążeń wokół hali! - Krzyknął Iwaizumi, a widząc jej zmarnowaną minę, tylko się uśmiechnął - No dobra...Trzydzieści.
- Pieprzony sadysta! - Warknęła ostrym tonem głosu i rzuciła torbę w bok, zaczynając biegać.
Oikawa siedział z telefonem w dłoni i obserwował, jak Serizawa robiła kolejne okrążenia. Szatyn obserwował, jak mięśnie na jej łydkach napinają się z każdym kolejnym postawionym krokiem, potem przeniósł wzrok na tułów, a na samym końcu na twarz. Nie było na niej nawet jednej kropelki potu, a nie biegła na odwal się, faktycznie się do tego przyłożyła, jakby chciała odpracować porządnie swoją karę.
Po wykonaniu trzydziestu okrążeń, przystanęła na chwilę i wzięła parę głębokich wdechów. Przymknęła jedno oko, dopiero teraz poczuła zmęczenie, gdy zaprzestała biegu. Iwaizumi zawołał ją, gdy zaczęli ćwiczyć na siatce. Nie sprzeciwiła się, nie miała nawet na to siły. Od przebudzenia się, czuła niewyobrażalny ból głowy, ale postanowiła go zignorować, biorąc tabletki przeciwbólowe.
Obok Tooru usiadł Makki i spojrzał na niego delikatnie rozbawiony, coś musiało go widocznie rozśmieszyć.
- Co? - Spytał, gdy spojrzenie jasnowłosego zaczęło go irytować.
- Widzę, że postanowiłeś wziąć sprawy w swoje ręce. - Parsknął śmiechem - I jak? Zakuro jest teraz twoją dziewczyną? - Na chwilę ucichł - Przepraszam. Twoim chłopakiem?
- Makki! - Odparł oburzony i trzepnął go w ramię, zwracając na siebie uwagę reszty drużyny - Co cię to obchodzi?
- Nic, tak tylko pytam. - Wzruszył ramionami, obserwując grę reszty.
- Makki! Rusz dupe i chodź do nas!
- Hai, hai! - Odkrzyknął - Jak widzisz, wołają mnie. Lecę. - Potruchtał do reszty.
Słowa Makkiego dały do myślenia Oikawie. Faktycznie, niby się całowali, przytulali i tym podobne, jednak ani on nie zapytał o związek, ani ona. Nie wiedział w sumie, na czym stoi, ich relacja była dziwna i niespotykana. Zamiana ciał, zakochiwanie się na siłę, żeby to wszystko odkręcić... Jednym słowem, chaos. Postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.
~•••~
- To był najgorszy trening w całym moim życiu. - Wyjęczała, siadając z kwaśną miną na murku.
- Nie przesadzaj, Iwa-Chan pewnie nie zrobił tego specjalnie. - Tooru próbował pocieszyć Zakuro, jednak zbytnio mu to nie wychodziło.
Posłała mu spojrzenie pełne politowania, a następnie schowała twarz w dłoniach, przecierając ją kilkukrotnie. Oikawa potarł kark dłonią i wypuścił ze świstem powietrze, nie była w zbyt dobrym humorze, więc była możliwość, że się nie zgodzi. Ale w sumie nawet bez tego mogłaby nie spojrzeć na to zbyt przychylnie, poza tym, czy to nie ona stwierdziła, że weźmie na sobie role mężczyzny? Przecież to facet powinien zapytać o związek, wykazać się jakoś
...Prawda?
- Chcesz się o coś zapytać, czy coś? - Wyprostowała się - Patrzysz się i wyglądasz, jakbyś chciał coś powiedzieć. - Wytłumaczyła, widząc jego pytający wzrok.
- No...Jest taka jedna rzecz. - Uciekł spojrzeniem gdzieś w bok - Bo...Wiesz. - Zetknął ze sobą opuszki palców wskazujących - Chcesz się we mnie zakochać, a ja w tobie, więc czy nie powinniśmy ze sobą...Chodzić? - Podniósł na nią wzrok.
- I o to tyle zachodu? - Podniosła brwi w zdumieniu - Zwykła słowna zgoda na związek jest dla ciebie, aż tak ważna?
- No tak. - Przytaknął.
Spodziewał się, że usłyszy jej kpiący śmiech, że zostanie odrzucony, ednak Zakuro tylko sięgnęła dłonią w jego stronę, złapała go za nadgarstek i pociągnęła do siebie.
- Jesteś pewny, że chcesz być moim chłopakiem? - Spytała poważnym tonem, przybliżając swoją twarz do jego - Podejmowanie pochopnych decyzji jest najgorszym, co można zrobić.
- W-Wiem. - Odchrząknął - Ale chce być twoim chłopakiem. - Powiedział, starając się brzmieć przekonująco - Wtedy nikt nie będzie podrywał ani ciebie, ani mnie.
- Rozumiem. - Puściła go - Skoro chcesz. - Wzruszyła ramionami - Niech ci będzie.
- Naprawdę? - Spytał roziskrzonymi oczami.
- Na niby. - Wywróciła swoimi brązowymi tęczówkami, a Tooru słysząc w jej słowach sarkazm, pisnął szczęśliwy i rzucił się jej na szyję.
- Tak się cieszę! - Przytulił ją mocno, chowając twarz w zagłębieniu szyi Zakuro.
Serizawa westchnęła ciężko i położyła dłonie na dole jego pleców, pilnując by nie spadł. I tak wysoko podskoczył, przez co niemal nie zleciała razem z nim na twardy beton.
- Możesz mnie już puścić? - Spytała, gdy dostrzegła rozbawione spojrzenia przechodniów - Ludzie się patrzą.
- Oh...No tak. - Puścił ją i stanął na równych nogach - Pójdziemy do kawiarni? - Spytał z szerokim uśmiechem.
Przytaknęła i zeszła z niskiego murku, dając się pociągnąć Oikawie za rękę do kawiarni. Niedługo potem weszli do przytulnego lokalu, Serizawa ruszyła zająć miejsca, a Tooru miał za zadanie zamówić dwie gorące czekolady i dwa kawałki ciasta. Oparła brodę na dłoni i obserwowała wystrój.
Ciemne, drewniane ściany, które zostały przyozdobione zdjęciami w jasnych ramkach. Zasłony były w kolorach beżu, tak samo, jak poduszki znajdujące się na czarnych kanapach, pomiędzy którymi stały drewniane stoły. Podobało jej się takie urządzenie wnętrza, czuła się, jak w domu. Zerknęła na podłogę, również drewnianą, która gdzieniegdzie wydawała się być popękana. Na końcu lokalu stał kominek, obok którego znajdowała się długa, jasna lada, na której podawali napoje i przyjmowali zamówienia. Dalej, obok niej, oszklona wystawa ciast i innych słodkości.
Serizawa przyglądała się wszystkiemu z takim zaciekawieniem, że nawet nie zauważyła, gdy Tooru wrócił. Postawił przed nią wysoki kubek gorącej czekolady i ciasto karmelowe, na co podniosła brwi.
- Twoja babcia przy pierwszej wizycie próbowała utuczyć mnie tym ciastem, więc domyśliłem się, że to twoje ulubione. - Wzruszył ramionami, siadając na kanapie, na przeciwko niej.
- Dziękuję. - Mruknęła niemrawo i po chwili zaczęła jeść.
Oikawa postanowił kupić sobie ciasto miętowo-czekoladowe, które kiedyś kupiła w tej kawiarni jego mama. Nabrał na widelczyk kawałek i chwilę przyglądał się mu, zerknął na Zakuro i wystawił w jej stronę sztuciec z ciastem.
- Chcesz spróbować? - Spytał miło.
- Nie...Nie bardzo. - Odwróciła głowę w bok.
Oikawa wydął dolną wargę i cofnął widelec, udając coraz większy smutek. Usłyszał jej westchnienie, co mogło znaczyć tylko jedno.
- Pierwszy i ostatni raz.
Oikawa z uśmiechem nakarmił ją ciastem i zrobił zdumioną minę, gdy dostrzegł na jej policzkach delikatne rumieńce.
- Słodko się rumienisz. - Wypalił nagle, a potem widelec wypadł mu z dłoni, gdy gwałtownie zakrył sobie usta dłońmi.
- Ta... - Mruknęła - Przynajmniej jedno z nas jest urocze, kiedy się rumieni. - Wróciła do jedzenia.
**************************
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro