•Rozdział 11•
Zakuro spała z książką na twarzy i cicho pochrapywała. Oikawa po powrocie do pokoju, zatrzymał się w miejscu i przyglądał się jej chwilę. Położył na boku ciuchy i przebrany już w piżamę, podszedł do niej. Usiadł na kolanach obok niej i po prostu obserwował. Jej spokojny oddech, sięgnął dłonią i delikatnie podniósł książkę do góry.
- Nawet nie próbuj. - Mruknęła rozbudzona.
- Co? - Spytał zdziwiony.
- Ty już dobrze wiesz co. - Przewróciła się na bok, plecami do niego i wtuliła twarz w poduszkę.
Tooru wydął dolną wargę i odłożył książkę na bok, położył się obok Zakuro i po chwili zastanowienia, przytulił do jej pleców. Momentalnie cała się spięła, ale starała się tego nie okazywać. Po prostu zaczęła oddychać wolniej, by uspokoić nagłe przyspieszenie bicia serca i zamknęła oczy. Sięgnęła do tyłu i łapiąc za jego dłoń, tym razem to ona splotła swoje palce z jego i położyła ich splecione dłonie na swoim biodrze.
~•••~
Obudziło ją wiercenie się Oikawy, któremu widocznie śnił się koszmar, gdyż gwałtownie się rzucał i miotał. Zakuro sięgnęła do lampki i ją zapaliła, patrząc na niespokojną twarz Tooru. Kiedy w pewnym momencie drygnął, prawie spadając z łóżka, postanowiła zareagować. Złapała go za nogę i wciągnęła z powrotem na łóżko, wtedy też się obudził.
- Zakuro? - Przetarł zaspane oczy - Co robisz?
- Rzucasz się przez sen, jakbyś zabić kogoś chciał, więc nie dziwne, że się obudziłam. - Burknęła - Postaraj się nie wiercić, bo chce się wyspać. - Zakryła się kołdrą i zgasiła światło.
- Zakuro... - Zaczął cicho Oikawa, łapiąc ją palcami za koszulkę - Mogłabyś zapalić światło?
- Boże, a co? Boisz się? - Spytała rozbawiona, ale gdy nie dostała odpowiedzi, spoważniała - Serio? Boisz się ciemności? - Zdziwiona zapaliła światło.
- To nie tak, że się boję. - Odwrócił wzrok wraz z głową w bok - Po prostu...Śniło mi się coś niemiłego.
Przyglądała mu się w skupieniu, nie mogąc w ogóle zrozumieć jego strachu. Dla niej to było dziwne, bać się czegoś, co wytworzyła własna wyobraźnia. Usiadła i oparła się wygodniej o drewniane oparcie łóżka, ale przedtem podłożyła za palcu poduszkę.
- Więc... - Westchnęła - Co ci się śniło? - Zerknęła na niego.
Oikawa chwilę milczał, jednak koniec końców postanowił opowiedzieć jej o wszystkim. O tym, jak spadał w przepaść, czyli sen, który miała zdecydowana większość ludzi, chociaż raz w życiu. Serizawa przygryzła policzek od środka, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Jeśli chcesz zapytać, to nie, nigdy nie miałam takiego snu. Ogólnie, nie pamiętam swoich snów. Nie wiem dlaczego. - Wzruszyła ramionami - Ale nie masz się czego bać, w końcu to tylko wyobraźnia. W sumie to nie mam pojęcia, jak mam ci wytłumaczyć, że nie musisz się bać, skoro sama nie miałam z tym styczności. - Mówiła, patrząc się tępo przed siebie - Ale jeśli chcesz... - Zerknęła na niego - Mogę cię przytulić, czy coś. - Mruknęła niemrawo.
- Mogłabyś odpowiedzieć mi na coś, tylko szczerze? - Kiwnęła głową - Dlaczego jesteś taka skryta? - Przesunął się bliżej niej - Na początku wydawało mi się, że mnie nienawidzisz.
- Bo tak było. - Prychnęła pod nosem, dziwiąc szczerością siatkarza - W sumie to nadal jest, ale powiedzmy, że staram się to stłumić.
- Czyli, że...Jednocześnie mnie nienawidzisz i chcesz pokochać? - Zamrugał szybko kilkukrotnie.
- Coś w tym stylu. - Pokiwała głową.
- Masz dziwny tok myślenia. - Stwierdził, krzywiąc się lekko.
- Na pewno normalniejszy, niż ty. - Westchnęła, zamykając oczy i założyła dłonie za głowę - Naprawdę ci to psuje, że jesteś w moim ciele?
- Twoje ciało nie jest takie złe. - Spojrzał na swoje dłonie - Nie powiem, też chciałbym wrócić do swojego ciała, ale... - Uciął, spuszczając głowę.
Dzięki temu mogę być bliżej ciebie.
- "Ale", co? - Spytała, robiąc cudzysłów palcami u jednej dłoni.
- Uh...Już nieważne. - Uśmiechnął się - Cóż...Mogę się przytulić? Myślę, że wtedy szybciej usnę.
Mruknęła ciche potwierdzenie i położyła się, wyciągając jedną dłoń w bok, żeby Oikawa mógł wygodnie się ułożyć. Położył głowę na jej piersi i objął dłonią w talii, wpatrując się w materiał jej koszulki. Poczuł, jak Zakuro również go obejmuje, a drugą dłoń układa pod poduszką.
- Dobranoc. - Mruknęła - Masz się już nie wiercić.
- Postaram się...I dobranoc. - Spojrzał na nią, gdy zamykała oczy.
~•••~
Będąc na dworze, odbijali do siebie piłkę. Ćwiczyli odbicia, co wychodziło obu na dobre. Zakuro poprawiała odbicia, a Oikawą starał się doszlifować ubytki w jego umiejętnościach. W pewnym momencie Oikawa odbił za wysoko i za bardzo się wyciągnął do tyłu, przez co już miał upaść na twardą ziemię. Zakuro złapała go za nadgarstek i gwałtownie pociągnęła do siebie, przez co z impetem na nią wpadł.
- Straszna z ciebie niezdara. - Rzekła uszczypliwie i puściła jego nadgarstek.
- Granie takim niskim ciałem jest ciężkie, musisz to zrozumieć. - Powiedział, ale widząc jej spojrzenie, odwrócił wzrok.
- Metr siedemdziesiąt to dla ciebie mało? - Spytała, mrużąc oczy - To ponad przeciętnie, jak na dziewczynę.
- No dobra, dobra. Nic nie mówię, przepraszam. - Podniósł dłonie w geście obronnym - Nie chciałem cię urazić.
- Coś ci nie wyszło. - Skrzyżowała ramiona na torsie i westchnęła - Chyba mam na dzisiaj dość siatkówki. - Usiadła na trawie i podparła się z tyłu dłońmi.
- Zakuro...Mogę coś zrobić? - Spytał Oikawa, kucając obok niej.
- Zależy. - Spojrzała mu w oczy - Od tego, jak głupi to pomysł.
- Nie jest głupi. Jest...Fajny, tak myślę. - Przechylił głowę w bok.
Położyła się i zamknęła oczy, cicho mrucząc pod nosem, żeby sobie robił, co chce. Potem coś zasłoniło jej słońce, a na końcu poczuła ciężar na biodrach. Uchyliła jedną powiekę.
- Co ty robisz, co?
- Nic. - Uśmiechnął się i złapał za jej nadgarstki kładąc je ponad jej głową.
- Wiesz, że próbując mną rządzić, tylko mnie do siebie zniechęcisz?
- Nie próbuje tobą rządzić. - Zmarszczył brwi.
- Nie, wcale. Irytuje cię to, że nie lecę na ciebie, jak większość dziewczyn, że cię wyzywam, wkurzam... - Uśmiechnęła się bezczelnie - Dalej wyliczać? - Nie usłyszała odpowiedzi, więc uznała to za tak - Ponadto denerwuje mnie twój optymistyczny charakter, jesteś dziecinny, głupi... - Ucichła, gdy zachłannie ją pocałował.
Odsunęła go od siebie dopiero wtedy, gdy spróbował wsunąć język w jej usta.
- Naprawdę jesteś dziwny, aż mam ochotę się w tobie nie zakochiwać. - Wyrwała jedną dłoń i położyła ją na jego kark - Teraz ja mam zachowywać się jak chłopak, więc się do tego dostosuj. Nie będziesz mną rządził. - Jej tęczówki rozbłysły tajemniczym blaskiem - Zrozumiano?
******************************************
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro