Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•Rozdział 11•

Zakuro spała z książką na twarzy i cicho pochrapywała. Oikawa po powrocie do pokoju, zatrzymał się w miejscu i przyglądał się jej chwilę. Położył na boku ciuchy i przebrany już w piżamę, podszedł do niej. Usiadł na kolanach obok niej i po prostu obserwował. Jej spokojny oddech, sięgnął dłonią i delikatnie podniósł książkę do góry.

- Nawet nie próbuj. - Mruknęła rozbudzona.

- Co? - Spytał zdziwiony.

- Ty już dobrze wiesz co. - Przewróciła się na bok, plecami do niego i wtuliła twarz w poduszkę.

Tooru wydął dolną wargę i odłożył książkę na bok, położył się obok Zakuro i po chwili zastanowienia, przytulił do jej pleców. Momentalnie cała się spięła, ale starała się tego nie okazywać. Po prostu zaczęła oddychać wolniej, by uspokoić nagłe przyspieszenie bicia serca i zamknęła oczy. Sięgnęła do tyłu i łapiąc za jego dłoń, tym razem to ona splotła swoje palce z jego i położyła ich splecione dłonie na swoim biodrze.

~•••~

Obudziło ją wiercenie się Oikawy, któremu widocznie śnił się koszmar, gdyż gwałtownie się rzucał i miotał. Zakuro sięgnęła do lampki i ją zapaliła, patrząc na niespokojną twarz Tooru. Kiedy w pewnym momencie drygnął, prawie spadając z łóżka, postanowiła zareagować. Złapała go za nogę i wciągnęła z powrotem na łóżko, wtedy też się obudził.

- Zakuro? - Przetarł zaspane oczy - Co robisz?

- Rzucasz się przez sen, jakbyś zabić kogoś chciał, więc nie dziwne, że się obudziłam. - Burknęła - Postaraj się nie wiercić, bo chce się wyspać. - Zakryła się kołdrą i zgasiła światło.

- Zakuro... - Zaczął cicho Oikawa, łapiąc ją palcami za koszulkę - Mogłabyś zapalić światło?

- Boże, a co? Boisz się? - Spytała rozbawiona, ale gdy nie dostała odpowiedzi, spoważniała - Serio? Boisz się ciemności? - Zdziwiona zapaliła światło.

- To nie tak, że się boję. - Odwrócił wzrok wraz z głową w bok - Po prostu...Śniło mi się coś niemiłego.

Przyglądała mu się w skupieniu, nie mogąc w ogóle zrozumieć jego strachu. Dla niej to było dziwne, bać się czegoś, co wytworzyła własna wyobraźnia. Usiadła i oparła się wygodniej o drewniane oparcie łóżka, ale przedtem podłożyła za palcu poduszkę.

- Więc... - Westchnęła - Co ci się śniło? - Zerknęła na niego.

Oikawa chwilę milczał, jednak koniec końców postanowił opowiedzieć jej o wszystkim. O tym, jak spadał w przepaść, czyli sen, który miała zdecydowana większość ludzi, chociaż raz w życiu. Serizawa przygryzła policzek od środka, zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Jeśli chcesz zapytać, to nie, nigdy nie miałam takiego snu. Ogólnie, nie pamiętam swoich snów. Nie wiem dlaczego. - Wzruszyła ramionami - Ale nie masz się czego bać, w końcu to tylko wyobraźnia. W sumie to nie mam pojęcia, jak mam ci wytłumaczyć, że nie musisz się bać, skoro sama nie miałam z tym styczności. - Mówiła, patrząc się tępo przed siebie - Ale jeśli chcesz... - Zerknęła na niego - Mogę cię przytulić, czy coś. - Mruknęła niemrawo.

- Mogłabyś odpowiedzieć mi na coś, tylko szczerze? - Kiwnęła głową - Dlaczego jesteś taka skryta? - Przesunął się bliżej niej - Na początku wydawało mi się, że mnie nienawidzisz.

- Bo tak było. - Prychnęła pod nosem, dziwiąc szczerością siatkarza - W sumie to nadal jest, ale powiedzmy, że staram się to stłumić.

- Czyli, że...Jednocześnie mnie nienawidzisz i chcesz pokochać? - Zamrugał szybko kilkukrotnie.

- Coś w tym stylu. - Pokiwała głową.

- Masz dziwny tok myślenia. - Stwierdził,  krzywiąc się lekko.

- Na pewno normalniejszy, niż ty. - Westchnęła, zamykając oczy i założyła dłonie za głowę - Naprawdę ci to psuje, że jesteś w moim ciele?

- Twoje ciało nie jest takie złe. - Spojrzał na swoje dłonie - Nie powiem, też chciałbym wrócić do swojego ciała, ale... - Uciął, spuszczając głowę.

Dzięki temu mogę być bliżej ciebie.

- "Ale", co? - Spytała, robiąc cudzysłów palcami u jednej dłoni.

- Uh...Już nieważne. - Uśmiechnął się - Cóż...Mogę się przytulić? Myślę, że wtedy szybciej usnę.

Mruknęła ciche potwierdzenie i położyła się, wyciągając jedną dłoń w bok, żeby Oikawa mógł wygodnie się ułożyć. Położył głowę na jej piersi i objął dłonią w talii, wpatrując się w materiał jej koszulki. Poczuł, jak Zakuro również go obejmuje, a drugą dłoń układa pod poduszką.

- Dobranoc. - Mruknęła - Masz się już nie wiercić.

- Postaram się...I dobranoc. - Spojrzał na nią, gdy zamykała oczy.

~•••~

Będąc na dworze, odbijali do siebie piłkę. Ćwiczyli odbicia, co wychodziło obu na dobre. Zakuro poprawiała odbicia, a Oikawą starał się doszlifować ubytki w jego umiejętnościach. W pewnym momencie Oikawa odbił za wysoko i za bardzo się wyciągnął do tyłu, przez co już miał upaść na twardą ziemię. Zakuro złapała go za nadgarstek i gwałtownie pociągnęła do siebie, przez co z impetem na nią wpadł.

- Straszna z ciebie niezdara. - Rzekła uszczypliwie i puściła jego nadgarstek.

- Granie takim niskim ciałem jest ciężkie, musisz to zrozumieć. - Powiedział, ale widząc jej spojrzenie, odwrócił wzrok.

- Metr siedemdziesiąt to dla ciebie mało? - Spytała, mrużąc oczy - To ponad przeciętnie, jak na dziewczynę.

- No dobra, dobra. Nic nie mówię, przepraszam. - Podniósł dłonie w geście obronnym - Nie chciałem cię urazić.

- Coś ci nie wyszło. - Skrzyżowała ramiona na torsie i westchnęła - Chyba mam na dzisiaj dość siatkówki. - Usiadła na trawie i podparła się z tyłu dłońmi.

- Zakuro...Mogę coś zrobić? - Spytał Oikawa, kucając obok niej.

- Zależy. - Spojrzała mu w oczy - Od tego, jak głupi to pomysł.

- Nie jest głupi. Jest...Fajny, tak myślę. - Przechylił głowę w bok.

Położyła się i zamknęła oczy, cicho mrucząc pod nosem, żeby sobie robił, co chce. Potem coś zasłoniło jej słońce, a na końcu poczuła ciężar na biodrach. Uchyliła jedną powiekę.

- Co ty robisz, co?

- Nic. - Uśmiechnął się i złapał za jej nadgarstki kładąc je ponad jej głową.

- Wiesz, że próbując mną rządzić, tylko mnie do siebie zniechęcisz?

- Nie próbuje tobą rządzić. - Zmarszczył brwi.

- Nie, wcale. Irytuje cię to, że nie lecę na ciebie, jak większość dziewczyn, że cię wyzywam, wkurzam... - Uśmiechnęła się bezczelnie - Dalej wyliczać? - Nie usłyszała odpowiedzi, więc uznała to za tak - Ponadto denerwuje mnie twój optymistyczny charakter, jesteś dziecinny, głupi... - Ucichła, gdy zachłannie ją pocałował.

Odsunęła go od siebie dopiero wtedy, gdy spróbował wsunąć język w jej usta.

- Naprawdę jesteś dziwny, aż mam ochotę się w tobie nie zakochiwać. - Wyrwała jedną dłoń i położyła ją na jego kark - Teraz ja mam zachowywać się jak chłopak, więc się do tego dostosuj. Nie będziesz mną rządził. - Jej tęczówki rozbłysły tajemniczym blaskiem - Zrozumiano?

******************************************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro