Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Cz. II Rozdział 1

Siedziała naprzeciw Oikawy, wpatrując się tępo w swój talerzyk z ciastem. Obok dosyć sporego kawałka przyności karmelowej, stał kubek z gorącą czekoladą. Również karmelową. Zakuro miała słabość do tego smaku.

Tooru przyglądał jej się z rozmarzeniem, korzystał z tej sytuacji, kiedy mógł jej się dłużej przyjrzeć, póki była zajęta jedzeniem. Była... Na pewno ładna. Miała długie, czarna jak smoła włosy, które sięgały jej do brzucha oraz duże, brązowe oczy tak ciemne, że łatwo było je pomylić z czarnymi.

Jednak jego szczęście nie trwało długo, już po chwili podniosła spojrzenie i przyłapała rozgrywającego na gorącym uczynku.

- Ubrudziłam się? - Spytała, dotykając palcami swoich ust.

- Nie...Wszystko jest o... - Zauważył kawałek ciasta w kąciku jej ust - Nie ruszaj się, proszę.

Nachylił się nad stolikiem i łapiąc między palce serwetkę, sięgnął dłonią ku niej. Poczuła, jak delikatnie wyciera brudne od słodkości miejsce.

- Już? - Spytała, gdy dalej się nie odsunął.

- Oh... Tak. Już. - Uśmiechnął się chwilowo i odsunął, zajmując poprzednie miejsce.

Jest dziwniejszy, niż przypuszczałam.

Powróciła do powolnego jedzenia, a Oikawa postanowił nawinąć rozmowę.

- Wiesz... Nasz klub siatkówki poszukuje menagerki. Kogoś... Temperamentnego... - Nie dała mu dokończyć.

- Ja odpadam. - Mruknęła, biorąc w dłonie kubek z czekoladą - Nie jestem temperamentna. Wręcz przeciwnie.

- Nie sądzę... - Podniósł jedną brew - Założę się, że gdybyś zobaczyła, jak gramy... To byś się przekonała.

- Nie interesuję mnie siatkówka, Oikawa-Kun. Wybacz.

Wiedział, że kłamie. Jej dziadek w końcu był jednym z najlepszych trenerów swoich czasów. Widział w jej oczach kłamstwo, lecz nie chciał zwracać jej uwagi. Widocznie musiała mieć powód, przez który odpychała siatkówkę ze swojego życia.

Szatyn westchnął smutny i oparł brodę na dłoni. Chciał przekonać ją do roli menagerki za wszelką cenę. Wtedy... Mógłby mieć ją przy sobie częściej i dłużej.

- Może przyszłabyś na jeden trening. Tylko na jeden, proszę. - Powiedział wręcz błagalnie.

Odważył się i położył swoją dłoń na jej mniejszej odpowiedniczce, która leżała obok talerza z jej ciastem.

- Oikawa-Kun. - Spojrzała na niego chłodno - Nie sądzisz, że na za dużo sobie pozwalasz? - Spytała, spoglądając na ich dłonie - Rozumiem, że możesz być przyzwyczajony do takiego... Jakby to ująć... - Zastanowiła się - Nieregularnego stylu życia wobec kobiet, ale... Prosiłabym o uszanowanie mojej przestrzeni osobistej.

Kapitan speszył się i odchrząknął, powoli cofając dłoń. Zrobiło mu się wstyd, że Serizawa ma go za chłopaka, który zmienia dziewczęta niczym rękawiczki. A tak nie było, Oikawa w ciągu swoich dwóch związków w życiu, był wierny do ich zakończenia. Głównie z powodu siatkówki.

Jednak nie skomentował jej uwagi. Postanowił, że pokaże jej, że nie jest kimś, za kogo niesłusznie go uważa.

Nastała cisza. Oikawa nie wiedział, czy był sens się jeszcze w ogóle odzywać.

- Kiedy macie trening? - Spytała, nie patrząc na niego.

W oczach chłopaka pojawiły się iskierki podekscytowania. Poczuł wzrost nadziei.

- Jutro o siedemnastej!

- Th. - Syknęła, łapiąc się palcami za nasadę nosa - Nie mam czasu. No... Ale już chyba pora na mnie. - Mruknęła, wstając - Dziękuję za miło spędzony czas. Do zobaczenia w szkole.

Położyła pieniądze na stole i nie słuchając prostestów ze strony siatkarza, wyszła z lokalu.

~

Oikawa ćwiczył serw, tak jak reszta drużyny. Każdy z nich po kolei indywidualnie miał zaprezentować swoją zagrywkę. Chłopak wyskoczył i cała swoją siłą uderzył w piłkę. Wokół rozszedł się huk, a piłka uderzyła tuż przed linia końcowa boiska.

Odbiła się i wylądowała w mocnym, stabilnym chwycie. Chłopcy obejrzeli się i spojrzeli na gościa, który zawitał na hali. Ciemnooka ścisnęła mocniej piłkę w dłoniach.

A jednak...Coś kazało mi tu przyjść. Po co? Nie wiem... Nie planowałam tego... Wypierałam się siatkówki już zbyt długo. Czas wreszcie to przełamać.

- Zakuro-Chan! - Zawołał Oikawa, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech - Przyszłaś!

Podbiegł do niej i zatrzymał się. Widział w jej oczach niepewność, gdy wpatrywała się w piłkę.

- Chce...Zobaczyć waszego ducha walki. Waszą miłość do siatkówki. - Podniosła głowę, wypuszczając głośno powietrze przed usta - Proszę...Pokażcie mi ją.

- Lepiej trafić nie mogłaś.

Rzuciła mu piłkę i minęła go, siadając na ławce. Trener nie był obecny na treningu, ponieważ miał chwilowe problemy ze zdrowiem, więc kilka dni chłopcy musieli trenować sami.

***

Wpatrywała się w libero ze zmrużonymi oczami. Ciemnooki czuł na sobie jej wzrok, był tym mocno zestresowany.

- O-Oikawa-San, ta dziewczyna... Patrzy się na mnie.

Zakuro gwałtownie podniosła się i podeszła do niego. Stanęła przed nim i milczała. Chłopak był wprost przerażony, nie wiedział co ma zrobić, gdzie skierować swój wzrok. Unikał jej spojrzenia.

- Jak się nazywasz? - Spytała, a na dźwięk jej głosu, chłopak podskoczył.

- S-Shinji Watari... Miło mi cię poznać! - Skłonił się wpas i po chwili wyprostował.

Złapała go mocno za ramię i odciągnęła na bok, po, czym schyliła go nieco ku sobie.

Zaczęła mówić mu coś na ucho, wydawał się zaskoczony tym, co od niej usłyszał.

Kiedy skończyła, odeszła i zajęła wcześniejsze miejsce, pozwalając im wznowić grę.

A kiedy Oikawa wykonał swoją potężną zagrywkę, był pewien, że libero nie da rady jej odebrać. Watari zerknął kątem oka na Serizawe, która kiwnęła głową. Tyle wystarczyło, by podjął należytą decyzję.

Już po chwili, piłka leciała do innego zawodnika. Oikawa rozszerzył oczy zdziwiony, jednak nie dał się wybić z rytmu. Musiał dalej grać.

***

Chłopcy mieli zamiar ćwiczyć atak i blok. Choć Zakuro tego nie pokazywała, to wewnętrznie panowało w niej szczęście, że mogła znów patrzeć na grę. Czuła się wolna, taka... Inna.

Oikawa podszedł do niej.

- I jak ci się podoba nasza gra, Zakuro-Chan?

Spojrzała na niego i podniosła się z miejsca.

- Jesteście niesamowici, ale... - Spojrzała na resztę drużyny - Łatwo was przejrzeć. I to mi się nie podoba, o ile mogę wyrazić własne zdanie na ten temat.

- Oh, tak uważasz? - Spojrzał tam, gdzie ona - Możesz mieć dużo racji, Zakuro-Chan. Ale nie zmienia to faktu, że ciągle ciężko pracujemy i z dnia na dzień jesteśmy coraz silniejsi.

- Z pewnością. - Zaczęła tępo wpatrywać się w dal i cichutko westchnęła - Podziwiam waszego ducha walki... I życzę, by nikt nie dał rady go złamać. - Nagle posmutniała - Wtedy to będzie wasz koniec... Dbajcie o siebie nawzajem, nie pozwalajcie się krzywdzić. - Nagle z jej ust wylał się istny potok słów, siatkarz był zaskoczony.

Z początku nie rozumiał, o co mogło jej chodzić. Nie wiedział, że w tej wypowiedzi było drugie, boleśnie okrutne dno.

- Na mnie już czas, Oikawa-Kun. Miłego treningu, nie przemęczajcie się i...Do zobaczenia jutro.

Odwróciła się i miała zamiar już wyjść.

- Do zobaczenia, Zakuro-Chan! Wypadnij do nas jutro! - Zawołali chłopcy, co wywołało u niej mieszane uczucia.

Spojrzała na nich przez ramię, po czym podniosła dłoń na pożegnanie i zniknęła za drzwiami hali, pozostawiając ich samych sobie.

*************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro