Rozdział 4 Powrót do przeszłości
Obudziłam się, jednak nie otwierałam oczu. Czułam przeszywający ból gdzieś we wnętrzu głowy. Początkowo byłam zupełnie otępiała i nic z tego wszystkiego nie rozumiałam. Na szczęście po chwili przypomniałam sobie co się tak właściwie stało. No nie... Czy ja naprawdę jestem w rezydencji? Czy Jeff mnie zaciągnął do Slendermana?
Otworzyłam oczy. Zobaczyłam przed sobą zaniepokojoną, dobrze znaną mi twarz. Od razu skojarzyłam kto to i się szeroko uśmiechnęłam. Nex odwzajemnił uśmiech. Podczas wcześniejszego pobytu w rezydencji bardzo go polubiłam. Wyprzystojniał od tamtego czasu. Wpatrywałam się w jego różnokolorowe oczy.
- Księżniczka się już obudziła - powiedział zalotnie. - Jeff ci mocno przydzwonił.
- Wiem. Czuję - odpowiedziałam z grymasem, na co chłopak się zaśmiał, a ja razem z nim.
Wstałam do siadu i zobaczyłam, że jestem w moim starym pokoju. Rozejrzałam się i ze zdziwieniem stwierdziłam, że są tam nadal wszystkie moje rzeczy. I to w dodatku nietknięte. W takiej samej pozycji, w jakiej je zostawiłam ostatnim razem.
- Operator nie pozwolił nam nic tknąć. Chyba wiedział, że wrócisz. My, szczerze mówiąc, straciliśmy nadzieję - powiedział Nex. - No, naprawdę długo cię nie było. Z dwa lata?
- Coś koło tego.
- Tęskniliśmy wszyscy. Poprawka: ja tęskniłem. Za tą bezbronną i bezradną osóbką, która...
- Ej, ej, ej - przerwałam mu. - Chyba już nie jestem taka bezbronna, skoro praktycznie zadźgałam Jeffa.
- Co nie zmienia faktu, że jeszcze nikogo nie zabiłaś. I wiesz... - rozmarzył się. - Tak sobie zaglądam teraz w przyszłość i widzę, że twoje pierwsze zabójstwo będzie specjalnie dla mnie, dla twego idola ukochanego, któremu taka bidulka nie dorasta do pięt, ale zrobi to dla mnie, by zyskać mój szacunek i okazać swą miłość...
Zaśmiałam się, na co chłopak chytrze się uśmiechnął. Właśnie za to go uwielbiałam. Potrafił poprawić mi humor jak nikt inny. Potrafił zrozumieć mnie jak nikt inny. Potrafił wysłuchać mnie jak nikt inny. Czułam, że łączyła mnie z nim jakaś specyficzna więź.
- Hej, nie zapędzaj się tak, kolego.
- Twoje oczka mówią mi, co tam się kryje w twoim serduszku.
- To chyba kłamią.
- Nie sądzę. Czy tak śliczne oczy mogą kłamać?
- A żebyś wiedział.
- No to sama powiedz, kto się tam kryje w twoim serduszku.
Od razu na myśl przyszedł mi Helen. Ten Helen, którego kochałam mając nadzieję, że on odwzajemnia moje uczucia. Może i tak było, ale widocznie nie było to prawdziwe przeznaczenie. Dlaczego on mógł to wszystko mi tak wyrzucać? To nie była przecież moja wina...
Poczułam, że w moich oczach zbierają się łzy, więc spuściłam głowę. Nie chciałam, by Nex zobaczył mnie w takim stanie.
- Tajemnica - odpowiedziałam.
- Hej, nie smuć się, ślicznotko - powiedział chłopak, po czym delikatnie dotknął mojego policzka.
Nie spodziewałam się takiego gestu z jego strony. Nie sądziłam, że może być taki delikatny. Zawsze myślałam, że jest zwyczajnym kobieciarzem i podrywaczem, który mimo wszystko umie rozbawić. Ale żeby był taki... troskliwy?
- Mogę ci zadać pytanie? - zapytałam po chwili.
- Dawaj.
- Czy ty... traktujesz mnie jak jakąś swoją... przyjaciółkę?
- Tajemnica - odpowiedział z łobuzierskim uśmiechem.
- Nigdy nic od ciebie się nie da wyciągnąć!
- Dlatego wszystkie mnie kochają.
- Wszystkie?
- A co, zazdrosna jesteś? - uśmiechnął się szeroko.
- Po prostu zastanawiam się, od kiedy ktokolwiek cię kocha, bidulku.
- Ty jeszcze o mnie nic nie wiesz. Ale ja o tobie całkiem sporo, o wiele więcej, niż ci się wydaje. Dlatego też lepiej bądź grzeczna - przybliżył się do mnie na niebezpiecznie bliską odległość.
Nie odsunęłam się od niego, bo nie chciałam dać mu satysfakcji, choć czułam się naprawdę niezręcznie. Był zdecydowanie zbyt blisko.
- A ty, traktujesz mnie jak przyjaciela? - zapytał.
- Może...
Odwróciłam wzrok, lecz po chwili poczułam, jak przyciąga mnie do siebie. Nie zdążyłam nawet zareagować, gdy złączył nasze usta w pocałunku. Z początku byłam zdziwiona takim obrotem spraw, ale po chwili postanowiłam nacieszyć się chwilą i oddałam pocałunek. Czułam, jak napełnia mnie radość, ale i jakieś inne uczucie, którego nie potrafiłam zdefiniować.
O Boże. Mój pierwszy pocałunek. Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że to właśnie z Nex'em będę się całować. Ale muszę przyznać, że naprawdę sprawiało mi to przyjemność. Po chwili odsunął się ode mnie z szelmowskim uśmiechem.
- Potraktuj to jako moją odpowiedź na tamto pytanie o przyjaciółkę. Ale wiesz, oczywiście nie oznacza to od razu, że nie jesteś już dla mnie bezbronną osóbką, nad którą według swoich zasad, mogę w każdej chwili zacząć się znęcać. A tak swoją drogą, to masz słodziutkie usta.
- D-dzięki.
- A teraz żegnam, bo muszę coś załatwić - powiedział, po czym wyszedł z pokoju, lecz zaraz po nim do pomieszczenia wparował Toby.
- Czeeeeeeść!!! Stęskniłem się za tobą! - powiedział, po czym mnie przytulił.
- Ech, Toby, ile ty masz w ogóle lat, co?
- Ło, już z osiemnaście albo i dziewiętnaście!
- To czemu przytulasz się jak małe dziecko?
- Gdyż podświadomie naukowcy mi potwierdzili iż jestem lekko infantylny, aczkolwiek nie zaprzeczysz, że przy tym i mega fajny!
- No okej, ale teraz już mnie może puścisz, co?
- Skoro chcesz, to spoko - odkleił się ode mnie. - To opowiadaj.
- Co mam ci opowiadać?
- Jak ci się przez te dwa lata żyło beze mnie?
- Chyba nie wyobrażasz sobie, że kiedykolwiek mieszkało mi się w tej rezydencji dobrze i że żyłam tu z własnej woli?
- A nie?
- Nie było cię przy tym jak dźgałam Jeffa?
- Byłem.
- I nic nie rozumiesz?
- Ja jestem jedyny mądry świata i rozumiem wszystko, co nawet największym filozofom się nie śniło.
- To chyba powinienieś zrozumieć, że żyło mi się bardzo dobrze z dala od tego miejsca.
- Nie szukali cię antyterroryści? Nie musiałaś się ukrywać?
- Yyy... Nie?
- Jak?! To my jak zabijemy kogokolwiek już od razu wszystko media paplają, a jak ty zabijasz to nie?! Ach, jaki ten świat jest niesprawiedliwy!
- Ale ja nie zabijam - powiedziałam, a po chwili namysłu dodałam: - I nigdy nie zamierzam.
- To ty nas wszystkich okłamałaś?! - poruszył się Toby.
- W sensie?
- Mówiłaś że poszłaś na polowanie! Jak... Jak śmiałaś! - odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju.
Byłam lekko zszokowana tym, co przed chwilą się wydarzyło. Nie sądziłam, że Toby może być aż tak dziecinny. Wiedziałam, że ma trochę nie po kolei w głowie, ale żeby aż tak emocjonalnie na wszystko reagował? Co oni mu zrobili, że zachowuje się jak kobieta z okresem?
Przyjdź do mojego gabinetu, usłyszałam w głowie.
Nie. Nie pójdę do niego. Jeszcze czego. Żebym to przychodziła potulanie jak baranek do potwora, który mi życie zniszczył? Mowy nie ma. Nie będę nigdy działać w taki sposób, by on odnosił korzyści. Jak coś chce ode mnie, to niech sam przyjdzie.
Poczułam jak ból głowy nasila się tak, że stawał się nie do wytrzymania. Zaczęło mi się kręcić przed oczami, pojawiły się też mroczki. Zaczęła mi lecieć krew z nosa. O nie. Nie dam się tak łatwo, Slendermanie. Nie takie rzeczy przeżyłam. Nigdy w życiu nie dam ci się.
Ból stawał się coraz mocniejszy. Zaczęły mną wstrząsać drgawki. Upadłam na łóżko. Przygryzłam wargi i zacisnęłam powieki. Wytrzymam... Nie dam się. Jestem silna... Z oczu zaczęły mi cieknąć łzy. Wiedziałam, że jedyny sposób, by skrócić cierpienie, było usłuchanie się Slendermana i udanie się do jego gabinetu. Jednak mimo wszystko nie mogłam dać za wygraną. Nie mogłam dać mu tej satysfakcji.
Usłyszałam, że otwierają się drzwi do pokoju, jednak nie byłam w stanie sprawdzić, kto to był. W końcu mój układ nerwowy nie wytrzymał i zemdlałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro