6
Echo pustego korytarza niosło dźwięk kroków. Czarny cień gonił za postacią, która zniknęła za zakrętem. Ciemna szata wlokła sie za niewielką posturą człowieka, który pokonał kręte schody i zatrzymał się przed wejściem do jednej z komnat.
Rudowłosa kobieta rozejrzała się do okoła i szybko zniknęła za drewnianymi drzwiami. Stanęła w niewielkim pomieszczeniu.
Resztki jedzenia na stole i niepościelone łóżko wskazywało na to, że mieszkaniec opuścił komnatę w wielkim pośpiechu. Kobieta pochyliła sie i z pod łoża wyciągnęła małą szkatułkę, w której znajdował się świeży korzeń mandragory, lawenda, kilka fiolek z ciemno zieloną cieczą i woreczek z małymi kosteczkami.
Egle chwyciła potrzebne zioła i rozgniotła je w moździerzu. Wiedziała, że gdyby znaleziono przy niej mandragorę zapewne spłonęła by na stosie. Korzeń uważany za podstawę magicznych mikstur robionych przez czarownice, dla Litwinki był znanym i dobrze działającym lekiem uspokajajacym oraz przeciwbólowym.
Egle z niezwykłą dokładnością rozdrabniała mieszankę. Gdy została już gładka masa kobieta wyciągnęła małą buteleczkę, którą wypełniła przygotowaną mieszanką ziół.
Schowała zakazane składniki do bezpiecznego kuferka i ruszyła w stronę drzwi. Gdy przekraczała próg dzielący jej komnatę z korytarzem wykonała gwałtowny odwrót. Spowrotem znalazła się nad szkatułą, jednak tym razem jej wzrok zatrzymał się na woreczku.
Litwinka wzięła go do ręki. Rozejrzała się po raz kolejny i wysypała zawartość na drewniany stół. Małe kosteczki i trochę większe kości rozsypały się na jego całej powierzchni. Kobieta zaczęła na nich kreślić palcem nieznane symbole.
Litwinka zmrużyła oczy i skrzywiła twarz nieprzyjemnym grymasem. Jednym ruchem ręki strąciła kości na kamienną podłogę. Upadły z pustym łoskotem odbijając się od ziemi i znów w nią uderzając.
Egle przykucnęła nad nimi. Jej wyraz twarzy nadal pozostawał nie zmieniony.
Zgarnęła kości do woreczka i ukryła na dnie kuferka, który zniknął pod łóżkiem. Rudowłosa dziewczyna szybkim krokiem opuściła komnatę.
Pierwsze promienie słońca wpadały przez małe okna i oświetlały zmartwioną twarz dziewczyny. Egle zatrzymała się przy jednym z okien. Obserwowała wróble, które latały wesoło poćwierkując.
Kobieta wzięła głęboki oddech starała się uśmiechnąć. Nagle wesołą atmosferę przerwał jastrząb, który z głośnym wrzaskiem runął z góry i chwycił ptaszka w śmiertelny uścisk. Egle czuła jakby zabrakło jej tlenu.
Chwyciła się za gardło. Oparła się o kamienną ścianą ciężko dysząc. W ostatniej chwili złapała flakonik z mieszanką ziół, który wypadł z jej ręki.
- Perkunie miej nas w opiece...
Egle pobiegła korytarzem znikając w jego mroku.
| ***
Pęłka poganiał swojego rumaka. Pierwsze promienie słońca oświetlały jeźdźca pędzącego przez las. Z pyska brązowego wierzchowca ciekła biała piana a z grzbietu kapały krople potu. Wycieńczony koń charczał i coraz częściej się potykał, jednak mężczyzna nie zwolnił tempa. Ściskał w dłoni worek z ziołami, który dostał od mnichów w Tyńcu.
Kiedy kilka godzin wcześniej rudowłosa Egle przebiegła do niego po tym jak przywiózł króla i królową do zamku mówiąc o braku ziół, których Eliasz potrzebował do ratowania żony Kazimierza bez wahania wyruszył w kierunku klasztoru benedyktynów.
- Boże...miej ich w opiece...Króla Kazimierza i królową Annę.
- Wysapał zmęczony rycerz.
- Byle nie było za późno...
| ***
Drzwi od komnaty otwarły sie na oścież. Kazimierz podskoczył i szarpnał dłoń Anny, którą nadal trzymał. Kobieta otwarła z przerażeniem oczy. Zdezorientowany król zsunął sie z łóżka na podłogę. -Anno !
- Krzyknął i niezdarnie podniósł się z ziemi. -Anno! Wszytsko dobrze ?!
- Kobieta patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami, w których z każdą kolejną sekundą narastał strach. Dopiero teraz mężczyzna zdał sobie sprawę, że krzyczy i wręcz szarpie swoją żoną. - Boże Anno przepraszam.
- Kazimierz zabrał od niej i spojrzał na swoje dłonie równie zdziwiony co przerażony.
- Wybacz Panie ... Nie chciałam was obudzić. - Król spojrzał w stronę, z której dobiegał głos. Egle stała w drzwiach trzymając coś w rękach i patrzyła zmartwionym wzrokiem.
Mężczyzna skinął głową na znak, że może wejść i przetarł dłońmi swoje oczy.
- Panie jesteś zmęczony, ta chwila snu to za mało. - Ja nie moge spać Egle ...Nie mogę...muszę czuwać !
- Wyjąkał.
- Mam tu zioła, które uspokoją wasz umysł i pozwolą odpocząć. Kobieta wyciągnęła w stronę króla fiolkę z gęstą mazią. Mężczyzna niepewnie spojrzał na butelkę, którą trzymała kobieta. -Królowa potrzebuje teraz dużo spokoju.
-Władca uważnie słuchał rudowłosej dziewczyny. Wyciągnął rękę po fiolkę.
- Kazimierz! Zostaw mnie! Proszę! Kazimierz gdzie jesteś! Zostawcie mnie błagam! - Anna zaczęła krzyczeć i rzucać się na łóżku
- nie błagam! Proszę!
- szklana fiolka rozbiła się na kamiennej podłodze. Kazimierz i Egle podbiegli do łóżka.
- Spokojnie cii.- Egle próbowała uspokoić Annę jednak ta rzucała sie we wszytskie strony. - Anno! ANNO! CO SIE DZIEJE EGLE !? Król stał z boku i również próbował zatrzymać swoją żonę w jednym miejscu. - Dostała ataku paniki musimy ją uspokoić bo zrobi sobie krzywdę! - Egle złapała Annę za rękę. - Pani słyszysz mnie? To ja Egle. Spokojnie nikogo tu nie ma, kto by mógł Ci zrobić krzywdę.
- Anna wyrwała swoją rękę z uścisku Egle. Kazimierz patrzył przerażony na rozgrywającą sie scenę i próbował pomagać Litwince. - Trzeba zawołać medyka Panie! - Medyka czy księdza !?- Odkrzyknał Kazimierz, unikając kopnięcia Anny.
- ZAWOŁAJCIE ELIASZA!
- Krzyknął mężczyzna.
| ***
Pełka dotarł na Wawel. Cały w błocie i z okropną raną na nodze. Ledwo wdrapał się na zamkowe wzgórze. Ciężko dyszał, otarł zlane potem czoło. Wbiegł na dziedziniec. Miasto budziło się do życia. Kupcy rozkładali swoje towary, dzwony biły wzywając na poranną mszę. Mężczyzna nerwowo odchrząknął. Mógł by być wcześniej ale koń wycieńczony podróżą padł na drodze. Chwała Bogu, że upadek zakończył się tylko zranioną nogą i mógł dotrzeć do celu swojej podróży. Rycerz zostawił zwierzę w lesie i o własnych siłach dostał się na zamek.
Na zamkowym korytarzu jak zawsze krzątało się pełno służby. Mężczyzna stał I rozglądał sie wypatrując Egle gdy ktoś na niego wpadł. - Pełka jak dobrze, że jesteś. - Eliasz w pośpiechu wypowiedział to zdanie. Czy masz te zioła, o które prosiłem !?- Oczywiście Ojcze Eliaszu. - Odparł wzdychając Pełka. - Jak się ma królewska para? - Królowa dostała ataku paniki wybacz Pełko musze już tam iść. Dziękuję za zioła. - Mnich wyrwał rycerzowi z ręki woreczek z ziołami i pobiegł korytarzem...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro