5
Wydawać by się mogło, że król ten krótki odcinek korytarza pokonał z prędkością światła. W mgnieniu oka znalazł się przy Eliaszu. Zmęczenie momentalnie uciekło z jego twarzy.
- Eliaszu co z nią ?! - Mężczyzna zmarszczył czoło i stał przed mnichem nerwowo splatając ręce. Nie zauważył ciągnącej się za nim ścieżki utworzonej dziesiątek czerwonych kropelek.
- Panie. - Powiedział spokojnie zakonnik i otarł krople potu rąbkiem swojego habitu.
Król wpatrywał się w jego twarz i próbował wypatrzyć chodź by najmniejszego grymasu, który mógł zdradzić jak bardzo zły jest stan jego żony.
- Panie. - Powtórzył jeszcze raz.
- Stan królowej jest...
- Nie zdołał dokończyć.
Drzwi za nimi się otwarły i wyszła z nich rudowłosa kobieta a za nią kilka służek niosących brudne szmatki i misy, które były ostatnią pozostałością po dzisiejszym zdarzeniu.
- Skończyłam zakładać opatrunki, maść z mięty nabrała już odpowiedniego koloru więc zrobiłam okłady. Rany przemyłam naparem z rumianku. Jak wróci Pełka to skończymy robić napar przeciwbólowy. - Powiedziała kobieta i skłoniła się widząc króla. Zmarszczyła brwi.
- Opatrunek już przepuszcza, trzeba go zmienić. - Powiedziała i sięgnęła do kieszeni po czystą lnianą chustę. Wyciągnęła dłonie w stronę ręki Kazimierza.
Mężczyzna cofnął ją szybko.
- Nic mi nie będzie. Eliaszu mów w końcu co z moją Anną !
- Serce władcy biło jak oszalałe. Już dłużej nie mógł znieść tej niepewności. Stoicki spokój mnicha i jego kamienna twarz doprowadzała go do obłędu.
- Królu niech Egle zrobi Ci opatrunek, a ja w tym czasie wszystko powiem.
- Kazimierz dla świętego spokoju skinął głową. Nie chciał przedłużać czasu do otrzymania wieści. Chociaż sam w sumie nie wiedział czy chce je poznać.
- Panie...
-Piekący ból przeszedł jego dłoń.
-stan królowej...
-Szorstki materiał nieprzyjemnie ściskał bolące miejsce.
- Jest...
- Bicie serca dudniło w uszach Kazimierza.
- Jest...- Powtórzył Eliasz.
- Odgłos bijącego serca zaczął narastać przysłaniając słowa mężczyzny. Król nabrał powietrza niczym topielec.
- STABILNY. - Wszystko ucichło.
- Stabilny. To słowo teraz zajmowało umysł władcy.
- Chwała Panu najgorsze się nie potwierdziło. Królowa jest osłabiona, ma kilka zadrapań i ran. Sporo siniaków. Jest też wyziębiona. Tu wystarczą zioła, jadło i odpoczynek...
- Kazimierz wypuścił nagromadzone w płucach powietrze.- Boże dziękuję.
- Mężczyzna schował twarz w dłoniach i otarł nimi czoło. Nie zwrócił uwagi na w połowie założony opatrunek, który zwisał z jego ręki.- Boże dziękuję.
- Powtórzył i wykonał znak krzyża.- Postawie nowy kościół jako ofiarę. Każę rozdać jedzenie biednym i.
- Ale...- Słowa Eliasz poleciały jak grom. Monarcha spojrzał na mnicha. Radość mężczyzny momentalnie minęła. Egle korzystając z okazji chwyciła jego rękę i zaczęła kończyć w połowie zrobiony opatrunek.
- Ale..?- Król powtórzył drążącym głosem.
- Ale...- Zakonnik odchrząknął.
- Są rany, których zioła nie zaleczą...- Kazimierz przeszywał wzrokiem Eliasza próbując zrozumieć sens jego słów.
- Te na duszy...- Mnich znacząco spojrzał na władcę.
- Mężczyzna bił się z myślami. Co to znaczy, o czym mówi Eliasz....
- Panie...ta sytuacja bardzo wpłynęła na psychikę królowej. Trzeba będzie się z nią obchodzić ostrożnie, powoli budować zaufanie.
- Kazimierz powoli trawił wypowiedziane przez Eliasza słowa.
- Czegoś jej potrzeba? Mogę coś jeszcze dla niej zrobić?- Egle zdążyła zawiązać ostatni supeł na bandażu, kiedy król wyrwał swoją górną kończynę z jej dłoni i wspomógł swoją wypowiedz gestem rozłożenia rąk. Zapadła cisza.
Tylko z oddali echo niosło odgłosy krzątającej się po zamku służby. Kazimierz wpatrywał się uważnie w zakonnika, który wyraźnie się nad czymś zastanawiał.
- Eliaszu ?- Powiedział monarcha.
- Trzeba jej odpoczynku i spokoju. Bądź przy niej Panie. Teraz będzie Cię bardzo potrzebować, nawet jeśli nie będzie tego okazywać. Daj jej czas...Czas leczy rany.
- Eliasz się ukłonił i ruszył w przeciwległy koniec korytarza zostawiając zdziwionego króla.
Kazimierz stał i patrzył w miejsce gdzie jeszcze chwilę temu stał zakonnik. Oszołomiony mężczyzna nadal nie potrafił sobie wytłumaczyć słów Ojca Eliasza.
Podrapał się po głowie szorstkim materiałem lnianej chusty opatulającej jego rękę. Zamrugał kilka razy oczami bo zaczęło mu się wydawać, że obraz kamiennej ściany staje się rozmazany. Odwrócił się w drugą stronę i rozkojarzonym wzrokiem spojrzał na Egle, która stała tuż za nim.
Litwinka bacznie obserwowała zachowanie władcy i westchnęła pod nosem.
- Panie jeśli chcesz to możesz iść do komnaty żony...spróbuj Panie może odpocząć, potrzebne Ci jest teraz dużo sił. - Zmarszczyła czoło. - Przyniosę coś na uspokojenie nerwów. Kobieta ukłoniła się i miała odejść gdy usłyszała.
- Egle...- Powiedział król starając się ukryć drżenie głosu.- Opiekuj się nią, jesteś jej przyjaciółką, znacie się od dzieciństwa i...
-Tak Panie.- Przerwała kobieta.
- Zajmę się nią jak najlepiej będę potrafiła, jednak wydaje mi się, że królowa teraz bardziej potrzebuje Ciebie Panie niż mnie.
- Litwinka skłoniła się i rozpłynęła w mroku korytarza.
Kazimierz został sam. Rozejrzał się zmęczonym wzrokiem i cicho westchnął. Podszedł do okna i oparł się o parapet. Śpiew ptaków i delikatny szum wiatru, które najwidoczniej nie zdawały sobie sprawy z dramatycznej sytuacji, która miała miejsce kilka godzin wcześniej powoli zapowiadały nowy dzień.
Niebo z ciemnego granatowego koloru zaczęło przybierać fioletowo- różowe barwy.
- To już prawie świt.- Myślał mężczyzna. - Kiedy zdążyły minąć te wszystkie godziny odkąd w pośpiechu przybyli na zamek ?
- Władca powoli ogarniał wzrokiem najpierw sufit potem ścianę, aż zatrzymał go na drzwiach do komnaty Anny. Nabrał powietrza i ruszył w ich kierunku.
Nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa, były jak z waty. Mężczyzna szedł powoli chwiejnym krokiem. Stalowy miecz przypięty do pasa utrudniał mu tą „morderczą” wędrówkę. Był niczym kotwica w łodzi. Błyszczące ostrze, które dla wprawionego rycerza ważyło tyle ile ptasie pióro to teraz strasznie ciążyło władcy. Kazimierz nie wiedział czy to metal przygniatał go swoim ciężarem, czy może jednak świadomość ostatniego zdarzenia, w którym musiał go użyć.
Oparł się o kamienną ścianę.
- Musi być silny...musi być wsparciem dla żony, da radę, jest królem musi być silny nawet jeśli nie potrafi.- Ciężkie drewniane wrota otwarły się z głośnym skrzypnięciem. Mężczyzna nawet nie widział, że taką trudność może sprawić przekroczenie progu drzwi. Rozejrzał się po komnacie. Promienie wschodzącego słońca wpadały przez okno i oświetlały stół na, którym stała miska z resztkami zielonej papki. Obok leżały dwie białe chusty i....
- Król chwycił w dłonie zakurzoną pelerynę Anny. Pogładził ręką gładki materiał. Niebieska kropla spadła na ubranie.
- To moja wina, gdybym przyszedł wcześniej.- Mężczyzna wtulił twarz w pelerynę.
- Gdybym nie poszedł szukać tego głupiego kwiatu paproci to...
- Ka-Kazimierz...-Ledwo słyszalny, tak dobrze mu znany głos szeptał jego imię.
-Anno- Odwrócił się podszedł do łoża, w którym leżała jego żona.
-To ja. Jestem tu, przy tobie.
- Kobieta prawie cała okryta była jedwabną kołdrą. Spod białej tkaniny halki wystawał kawałek opatrunku tak dokładnie zakładanego przez Egle. Kazimierz usiadł na łóżku i chwycił dłoń kobiety.
Anna momentalnie wyrwała ją z jego objęcia, cofnęła się i odruchowo zamknęła oczy. Król zdumiony zachowaniem żony spoglądał na swoją dłoń gdzie przed chwilą spoczywała ręka Anny. Mężczyzna skierował wzrok na kobietę.
Królowa patrzyła na niego z przerażeniem w oczach.
- Anno...?- Zapytał niepewnie Kazimierz. Wyczuwał, że cała drży.
- Anno...to ja Kazimierz. Jesteś już bezpieczna...-Powiedział łagodnie mężczyzna. Anna przełknęła ślinę i spojrzała w oczy Kazimierza.
- Prze-prze-przepraszam...
-Wyszeptała. Po policzku spłynęła łza.
- P-pić...- Król sięgnął po kielich stojący na stole. Podał go powoli żonie. Anna wzięła kilka łyków
- Dz-dziękuję mężu. Kobieta leżała ciężko dysząc. Król obserwował ją.
Teraz już rozumiał o czym mówił Eliasz.
- Mogę ? - Anna ponownie spojrzała na mężczyznę. Skinęła głową. Kazimierz powoli sięgnął po jej rękę. Kobieta znów ją lekko cofnęła. Władca popatrzył spokojnym i pełnym miłości wzrokiem głęboko w jej oczy. Nie było mu łatwo ukryć strach i przerażenie, które rozrywało go od środka.
- Ona Cię teraz potrzebuje...musisz być silny pamiętaj. - Powtarzał w myślach. Królowa drgnęła i otwarła szeroko oczy gdy ich dłonie się złączyły.
- Ciii...spokojnie. - Król pogładził jej dłoń. Czuł jak się spięła.
- Już dobrze, już po wszystkim, nic Ci nie grozi. - Powiedział delikatnie Kazimierz.
- Ręka Anny powoli się rozluźniła. Mężczyzna pomału zbliżył ją do ust i pocałował.
Zimna dłoń jego żony, zupełne przeciwieństwo jego gorących ust. Jak bardzo teraz chciał by ją przytulić, objąć, pocałować. Tymczasem trzymał jej małą zimną rękę obsypując ją pocałunkami i tuląc ją do twarzy.
Jego własna żona się go bała...jego Anna...Ten promyczek radości biegający po zamku. Co on by bez niej zrobił.
Płakał...płakał jak małe dziecko. Błękitne kropelki kapały w jej dłoń.
- Nie wybaczył bym sobie gdybym Cię stracił...Ja...ja już nie mogę sobie wybaczyć, że Cię przed nimi nie uchroniłem...- Zaszlochał mężczyzna.
- Przepraszam...obiecuje, że ten, który uciekł poniesie srogą karę. Nie spocznę póki go nie znajdę. Anno. Miłuje Cię...nawet nie wiesz jak bardzo...
________________
Moi drodzy chciała bym wam złożyć świąteczne życzenia w takim stylu korony :
Dużo zdrowia, mocnych kości
Dobrego miodu i mnóstwo radości
Aby wam się modlitwa w ciemnej kaplicy nie dłużyła A kapusta w zimnej piwnicy długo nie kisiła. Wspaniałych mężów, pięknej niewiasty... złapania z nieba spadającej gwiazdy...
Uczt królewskich...może nocy? Nic mnie dziś już nie zaskoczy...
Szybkich koni, lśniących zbroi , pięknej i błyszczące stali...dziecię płacze gdzieś w oddali ?
A wiec dużo synów, córek może jeśli dziś wam to pomoże. Niech nam Chrystus sie narodzi, buzię wszytskich rozpogodzi I pobłogosławi ziemi całej, niezliczonej łaski zdrojem.
Bo dla niego zaś my wszycy nań jesteśmy równym tłumem nie zależnie to od tego czy żeś chłopem czy też królem. Męstwa siły i odwagi w każdej części życia twego
...I spokoju daj nam Boże ...tego z nieba ...najświętszego. By nam Jezus nowo narodzony porozwiązał wszelkie spory. Bo dziś wszycy w zgodzie żyją czy jesteś Krzyżykiem czy też polską dziewczyną.
A Jadwiga Kaliska niech będzie wam przez cały rok bliska. Ona z góry obserwuje razem z Władziem też ucztuje. Uśmiech Anny też gdzieś z góry niech rozwieje ciemne chmury. Niech ten czas oczekiwania na Narodzenie dziś naszego Pana będzie piękny i rodzinny. A Mikołaj tez bogaty więc zaprosicie go do chaty. Tego życzyć wam dziś chciałam w to niezwykłe popołudnie...teraz spadam już do stołu bo mi barszczyk tu wystygnie
Pozdrawiam YoggiSnape ❤😉
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro