4
Na zamku panował chaos.
- Wołać ojca Eliasz krzyczeli dworzanie.
Służba biegała we wszystkie strony zostawiając swoje obowiązki.
Egle zaniepokojona tymi głosami wyszła na korytarz.
Król stał trzymając Annę w ramionach i poganiał służbę.
- Gdzie ten Eliasz do diaska !
- Egle zakryła usta rękoma widząc królewską parę w takim stanie.
- Co się stało? -Podbiegła do Kazimierza.- Trzeba ją szybko ogrzać. - Powiedziała ujrzawszy bladą twarz królowej.
- Egle znajdź Eliasza ! - Krzyknął i ruszył w stronę komnaty żony.
Mężczyzna wpadł do środka i ułożył dziewczynę na łożu. Okrył ją kołdrą i dorzucił drewna do kominka. - Zaraz będzie Ci cieplej. - Szepnął król odgarniając włosy z jej czoła.
Drzwi otwarły się z hukiem i do środka wbiegli Eliasz, Egle oraz kilka służek.
- Nareszcie! Pomóż jej Eliaszu!
-Mnich podszedł do królowej.
- Każcie zaparzyć rumianku. Trzeba ją rozgrzać. Przynieście czyste lniane chusty i bandaże.
Nie zapomnijcie też o misce z wodą !
- Dwórki skłoniły się nisko i wybiegły z komnaty. - Co się stało Panie ? - Zapytał Eliasz jednocześnie oglądając twarz i ręce kobiety.
- Byliśmy w lesie. Na chwilę odszedłem i usłyszałem krzyki. Gdy przybiegłem to szarpała się z jakimiś zbójami. - Powiedział przerażony Kazimierz.
Służące wróciły niosąc potrzebne rzeczy.- Możecie iść. -powiedział Eliasz. Gdy drzwi się zamknęły mnich zadał kolejne pytanie.
- Widziałeś może Panie czy oni coś jej zrobili ?- Nie wiem...
- Opowiedział król podnosząc rękę aby otrzeć krople potu z czoła. Mężczyzna jęknął z bólu i zamiast otrzeć czoło umazał je czerwoną mazią.
- Panie! - Eliasz w zawrotnym tempie znalazł się przy władcy.
- To trzeba opatrzyć i to szybko, zanim wda się zakażenie.- Chwycił rękę Kazimierza. - Egle podaj mi miskę z wodą i świeżą chustę.
- Zanim król zdążył zaprotestować Eliasz wykonał już kilka ruchów wilgotną szmatką wzdłuż rany. Mężczyzna ponownie syknął. Biały materiał zabarwił się na czerwono.
- Podaj mi bandaż Egle. - Eliaszu idź się zajmij Anną , mi nic nie będzie! - Ależ Panie...
- Powiedziałem coś ! - Dokończ opatrunek. - Powiedział Eliasz i już pochylał się nad Anną.
Kobieta powoli i dokładnie owijała rękę króla w trakcie gdy mnich mył twarz królowej. Czerwona struga spływała wzdłuż jego dłoni. Chwyciła wilgotną szmatkę i wytarła krwawy ślad. Zwinne palce Litwinki delikatnie a jednocześnie stanowczo przeplatały między sobą lniany materiał. Kazimierz przypatrywał się temu wręcz hipnotyzującemu zabiegowi. - Egle idź do kuchni po miętę.- Kobieta właśnie skończyła wiązać bandaż. Zmarszczyła twarz i powiedziała
- Rana zaczyna ropieć, trzeba będzie kilka razy dziennie robić okłady z pięciornika.- Niestety ostatnio skończyły się zioła tak jak i skończyła się arnika. Miałem dzisiaj posłać po nie do Tyńca.
- Odpowiedział zmartwiony mnich.
- Ojcze Eliaszu to jak pójdę po miętę każe kogoś wysłać po zioła.
- Egle ukłoniła się i wyszła. Król podszedł do Eliasza.
- Na co Ci mięta? - Spytał Kazimierz śledząc wzrokiem dłoń mężczyzny, ocierającą twarz jego żony. - Na opuchliznę Panie.
- Odpowiedział mężczyzna wymieniając brudną chustę na świeżą.
Król chwycił jedną ze szmatek i otarł delikatnie policzek Anny. Chodź miała spuchnięta, obitą i zakurzoną twarz to nadal bił od niej ten niesamowity blask.
- Kiedy ona się obudzi ? - Zapytał nerwowo Kazimierz.
- Panie...jest wykończona ostatnimi wydarzeniami. We śnie też znajdzie ukojenie z bólu. Sądzę, że nie długo otworzy oczy, nie martw się Panie. Tobie też zalecał bym odpoczynek.
- Nie mogę! Nie będę spał kiedy moja żona tu leży i cierpi!
- Rozumiem Panie twoje zmartwienie...jednak jeśli chcesz jej pomóc ty też musisz być na siłach. - Odgłos otwieranych drzwi przeszkodził królowi dania swojej odpowiedzi na słowa Eliasza. Do środka wbiegła Egle wraz z Gabiją.
- Panie...- Powiedziała zdyszana ochmistrzyni. - Ja kazała jechać Pełce do Tyńca po zioła. Już jest w drodze.
- Bardzo dobrze. Pełka szybko wywiąże się z zadania.
- Panie mój krewny Vitautas właśnie przyjechał z Litwy z nowym towarem i ma trochę arnika. - To każ mu to przynieść! Niech już Eliasz zacznie robić coś z tymi ziołami. - Tak Panie. - Gabija skłoniła się przed władcą i zniknęła za drzwiami.
Egle podała Zakonnikowi świeżą miętę. Mężczyzna włożył je do moździerza i starł na gładką masę. Wyciągnął z rękawa małą buteleczkę i dodał kilka fioletowych kropel do zielonego mazidła.
Zamknął szczelnie flakonik, który po chwili zniknął w jego kieszeni. Wymieszał jeszcze raz papkę z mięty i odstawił ją na stół. - Będzie gotowe nim wzejdzie słońce.
- Eliasz odwrócił się w stronę króla. Kazimierz ciężko oddychał i usilnie próbował powstrzymać drganie rąk.
- Panie, każe zaparzyć zioła na uspokojenie. Powinieneś iść odpocząć, jesteś równie wykończony jak twoja żona.
- Nie... nie trzeba, zostanę!
- Odpowiedział król drżącym głosem.- Mnich spojrzał z politowaniem na rozbitego Kazimierza. -Dobrze...Egle pomóż mi zdjąć suknie królowej. Trzeba ją szczegółowo zbadać.
-Litwinka podeszła do mężczyzny, który delikatnie objął Annę i uniósł. Z ust królowej wydobył się po raz kolejny cichy jęk. Chodź nadal była nie przytomna, to jednak odczuwała ból. Kobieta podwinęła jej suknię powyżej kolan.
Prawie całe nogi pokryte były fioletowymi siniakami. Czerwona kropla krwi spływała wzdłuż uda. Egle i Eliasz spojrzeli na siebie znacząco. Obydwoje obawiali się najgorszego.
Dla Kazimierza było to już za wiele. Fiolet i czerwień zlewały się w jedno. Mężczyzna odwrócił wzrok. Nie mógł już patrzeć na zmasakrowane ciało żony. Cichy jęk Anny po każdym dotknięciu jej ciała grzmiał w jego uszach. Król znów spojrzał w stronę łoża. Egle delikatnie zmywała czerwoną strużkę z jej nogi. Eliasz podwinął rękawy szykując się do dalszego badania. - Podniosę królową a ty Egle skończysz ściągać jej suknię.
- Kazimierz miał dość. Odwrócił się i chwiejnym krokiem doszedł do drzwi. Otworzył je z głośnym skrzypnięciem. Wrota zatrzasnęły się z hukiem przenosząc mężczyznę do innego świata.
Ciemny pusty korytarz śpiącego zamku wydawał się nie zdawać sobie sprawy z dramatu od którego dzieliły go ciężkie drewniane drzwi. Mężczyzna usiadł na ławce. Blask pochodni oświetlał jego zmęczoną twarz.
W jego głowie wciąż brzmiał przeraźliwy krzyk Anny.
Wszystkie zdarzenia z dzisiejszego wieczoru mknęły między oczami króla. Ślub Cudki i Niemierzy, uczta, śpiewy przy ognisku, las, szukanie kwiatu paproci i spotkanie w lesie pięknej niewiasty...
- Panie pamiętaj, że mogę być twoja...mogę Cię wyrwać z tego smutku...- Kazimierz dopiero teraz spostrzegł pochylającą się nad nim dwórkę. Zaskoczony mężczyzna błądził wzrokiem po okrytej cieniem postaci. Kobieta przyklękła i chwyciła króla za rękę.
- Pozwól mi zabrać twoje problemy...- Wyszeptała, a jej twarz niebezpiecznie blisko zbliżyła się do króla. - Mężczyzna spoglądał w jej niebieskie oczy trawiąc słowa, które przed chwilą padły. Kobieta zaczęła się jeszcze bardziej zbliżać.
Kazimierz w tej chwili otrzeźwiał i odepchnął niewiastę. Dwórka upadła na kamienną podłogę.
- Już Ci coś raz powiedziałem Heleno! Dzisiaj w lesie też mnie zwodziłaś!
- Mężczyzna wstał z ławki.- Wynoś się stąd nim oddale Cię z zamku!
-Król krzyczał na wystraszoną kobietę. Helena szybko się podniosła skłoniła głowę i rozpłynęła w mroku korytarza.
Kazimierz wpatrywał się jeszcze chwilę w miejsce, w którym zniknęła kobieta. Złapał się za głowę.
Potworne zawroty i ucisk miażdżyły mu czaszkę. Zmęczenie i stres dawał się we znaki. Król oparł się o kamienną ścianę, musiał się uspokoić.
Wziął głęboki wdech. Nikły blask pochodni oświetlił czerwone kropelki spływające wzdłuż dłoni mężczyzny.
Kazimierz spojrzał na rękę. Opatrunek zrobiony przez Egle zaczął już mocno przeciekać. W tym momencie otworzyły się drzwi, z których wyszedł Eliasz. Mężczyzna bez zastanowienia podbiegł do mnicha.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro