3 | Znajoma twarz
W zaistniałych okolicznościach dom strachów nie był dobrym pomysłem. Drewniana podłoga skrzypiała pod naciskiem naszych stóp, a ze zniszczonych ścian odłaziła czarna farba. Gdzie niegdzie widać było pajęczyny z mieszkającymi na nich wielkimi, białymi pająkami.
- Lumos -szepnąłem, przypomniawszy sobie o różdżce. Teraz, pośród całkowitej ciemności rozbłysł promień białego światła, który wydobywał się z jej końca. Harry drżał cały czas, trzymając mnie za rękę.
Korytarz, którym szliśmy zdawał się nie mieć końca. Brnęliśmy dalej, wzdryygając się przy każdym skrzypnięciu starej podłogi.
- Hej, c- co tam jest? - spytał nagle Harry zatrzymując się i wskazując palcem na coś znajdującego się w głębi korytarza. W słabym świetle różdżki nie było tego widać zbyt dokładnie, ale to coś przypominało jakiś duży worek, albo coś w tym rodzaju. Zacisnąłem dłoń na różdżkę trochę mocniej i ruszyłem w stronę przeszkody, gotowy na wszystko.
Po chwili dokładnie zobaczyłem,co leżało na drodze i nie był to bynajmniej worek.
Na podłodze, otoczona kałużą krwi leżała dziewczyna. Zmarszczyłem brwi, a moje serce trochę przyspieszyło. Byłem pewien, że skądś znam tą twarz...
- Harry... Harry chodź tu szybko! - powiedziałem nerwowo do chłopaka który stał w ciemności kilka kroków ode mnie. Nic się jednak nie stało. Harry nie podszedł, ani nie wydał żadnego dźwięku. Moje oczy się rozszerzyły.
Wstałem i odwróciłem się wokoło, starając się znaleźć mojego chłopaka w świetle różdżki.
Pewnie tylko się schował. Robił sobie żarty. Przecież nie mógł tak po prostu zniknąć.
Mimo wszystko słowa, które sobie powtarzałem nie były przekonujące. Harry'ego tu nie było. Teraz w ciemności,pośród głuchej ciszy słyszałem wyraźnie bicie swojego serca, które było zdecydowanie zbyt szybkie.
- Harry? - spytałem z nadzieją raz jeszcze, ale moje słowa ponownie zniknęły w ciemności. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Jeszcze raz spojrzałem na leżące koło moich stóp ciało dziewczyny, nie chcąc myśleć o tym, co mogło się stać z brunetem.
Jak mogłem być takim idiotą? Dlaczego nie wystarczyła mi zwykła randka w kinie albo kawiarni?
Jeszcze raz klęknąłem, aby przyjrzeć się twarzy dziewczyny, bo nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że ją znam. Odgarnąłem z bladej twarzy jej rude włosy, teraz oblepione krwią i spojrzałem prosto w jej szeroko otwarte oczy.
Wydałem z siebie zduszony krzyk.
Jej gałki oczne były czerwone- dokładnie takie, jak oczy Amorków.
Wpatrywałem się w nią jeszcze ułamek sekundy chcąc przypomnieć sobie tą bladą, piegowatą twarz.
Nagle, dziewczyna, która wydawała się martwa chwyciła mnie za kostkę i odwróciła głowę w moją stronę.
Wrzasnąłem.
Szybkim ruchem wyrwałem nogę z jej uścisku, co na szczęście było łatwe i z ręką na piersi odskoczyłem od niej na kilkanaście kroków, nie spuszczając z niej wzroku.
Wydawało mi się, że oglądam film w zwolnionym tempie.
Dziewczyna powoli zaczęła podnosić się z ziemi, przez cały czas wlepiając we mnie przerażające, krwisto czerwone gały. Moje kolana zmięķły, a mózg odmówił posłuszeństwa.
To było niemożliwe.
Wokół niej była kałuża krwi, to nie możliwe,żeby jeszcze żyła. Mrugałem szybko, nie potrafiąc się poruszyć. Moje kończyny odmówiły mi posłuszeństwa akurat w momencie, kiedy ich potrzebowałem.
Kiedy rudowłosa, martwa dziewczyna w końcu stanęła na nogach, lekko przechyliła głowę, jakby zapraszając mnie do zabawy. Po sekundzie, w której oczywiście nic nie zrobiłem, ruszyła w moją stronę dużo szybszym krokiem, niż się tego spodziewałem. Sekundę przed tym, jak przypomniałem sobie o ruchu i zacząłem uciekać, dziewczyna posłała mi szeroki uśmiech, który z pewnością będzie mi się śnić po nocach- jej zęby były ostre jak brzytwy i całkowicie czarne, a długi, trójkąty język zdawał się delektować samym moim widokiem.
Zrobiło mi się niedobrze, ale nie miałem czasu do stracenia. Puściłem się biegiem ciemnymi korytarzami, nie patrząc gdzie biegnę. Bez względu na to w jakie alejki zakręcałem, gdy tylko przystawałem, aby trochę odsapnąć, do moich uszu dobiegał psychopatyczny chichot, a bladą dziewczyna wychylała się zza rogu, wciąż się uśmiechając.
Biegłem przed siebie, chociaż to nic nie dawało. Błądziłem w starych korytarzach, szukając jakiejkolwiek drogi ucieczki, ale śmiech rudowłosej wciąż mnie nawiedzał.
- To jakaś chora gra. - pomyślałem, wbiegając do jakiegoś pokoju i zamykając drzwi. Po sekundzie znowu usłyszałem piskliwy głos kobiety.
- Cholera. - pomyślałem, nerwowo rozglądając się do okoła. Byłem zamknięty w jakimś pokoju z metalu, z którego jedynym wyjściem były drzwi. Wolałem jednak nie ryzykować stanięcia twarzą twarz z Miss Uśmiechu, więc zabrałem się do ryglowania drzwi i rzucania wszystkich zaklęć ochronnych, jakie tylko przyszły mi do głowy. W tym miejscu nie było to jednak łatwe, bo moja różdżka zdawała się wariować- nie reagowała na moje słowa, albo wręcz przeciwnie, reagowała zbyt intensywnie. Nie miałem pojęcia co robić.
Teraz, kiedy w końcu znalazłem chwilę wytchnienia po szalonym biegu, moje myśli zawędrowały do Pottera. Gdzie był? Jak mogłem go uratować?
Myślałem gorączkowo, ale nie wiedziałem nawet jak zniknął. Spojrzałem na moje dłonie- drżały tak mocno, że mój zmęczony mózg momentami nie potrafił ogarnąć ich położenia.
Zmachany usiadłem przy metalowej ścianie, łapczywie chwytając powietrze. Na razie nikt nie dobijał się do drzwi, ani nigdzie nie słyszałem psychodelicznego chichotu, więc z ulgą stwierdziłem, że na razie jestem bezpieczny.
Wlepiłem wzrok w nierówną podłogę, na której zobaczyłem niewielkie kropelki krwi i kawałki szkła.
Szkło z okularów Harry'ego.
Pomyślałem od razu,zbliżając się do poszlak. Nagle znowu usłyszałem śmiech i walenie w drzwi- jakby dziewczyna tylko czekała, aż znajdę jakiś ślad.
Intensywnie myślałem, ale niestety nigdy nie byłem w tym najlepszy.
- Och błagam! - rzuciłem zniecierpliwiony spoglądając w górę, kiedy metalowe drzwi zatrzynały się niebezpiecznie się trząśc - czy mogę zniknąć?! - rzuciłem do siebie retorycznie, wiedząc, że nic mnie nie uratuje. Wyobrażałem sobie, jak ta kobieta potwór wpadnie do pomieszczenia, wywijając swoim czarnym jęzorem i przegryzie moją krtań ostrymi zębami, tworząc kolejną kałużę świeżej krwi, która wytryśnie ze mnie niczym gejzer.
Podobnie jak podczas jazdy kolejką górską, w pewnym momencie, kiedy udało mi się już przygotować na szybką śmierć, zacząłem osuwać się w dół. Omiotłem pokój wzrokiem. Dziewczyna stała przy drzwiach, wciąż szeroko się uśmiechając i wlepiając we mnie krwiste oczy. W rękach trzymała jakiś srebrny przyrząd.
Zaniepokojony spojrzałem w dół.
Spadałem do zapadni.
Zamknąłem szybko oczy i zacisnąłem pięści- jakoś nie byłem ciekawy, co mnie zaraz czeka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro