Rozdział 27
Sam czuła się jakby miała deja vu. Znowu byli w tej azjatyckiej knajpce z dominującym motywem kwitnącej wiśni. Znowu rozmawiali o zbrodni. Sushi było wręcz idealne, nawiasem mówiąc. Znowu obsługiwali ich skośnoocy azjaci z drobną różnicą. Danny już nie wodził wzrokiem za atrakcyjniejszymi kelnerkami. Niby coś się zmieniło i nie chodziło tylko o zamówieniu, ale towarzyszyło jej to samo posępne wrażenie. Bezradność i poczucie klęski.
- Słuchasz mnie w ogóle?- spytał Danny, wyrywając ją z zamyślenia. Uśmiechnęła się przepraszająco, licząc że to trochę złagodzi negatywny wydźwięk jej odpowiedzi.
- Nie. Wybacz, ale... Przypomniałem sobie nasze ostatnie spotkanie. Mam wrażenie jakbyśmy stali w miejscu. Czas mija, a my mamy jedynie kolejne ofiary.
- Masz rację. Może powinniśmy powiadomić policję? Pewnie jesteś temu przeciwna, ale...
- Nie ma mowy- przerwała mu Fox, odzyskując energię. Nie podda się. To była jej życiowa szansa. Może w policji byli profesjonaliści. Jednak ona i Danny bardzo się starali. Robili wszystko co w ich mocy. A co jeśli policja byłaby równie bezradna?- Po moim trupie. Wiesz jakie to jest dla mnie ważne.
- To możliwe. W takim tempie któregoś dnia to ciebie będą kroić w kostnicy. Może nawet trafisz na mnie- zauważył złowróżbnie.
- Liczę, że odpowiednio się mną zajmiesz. No wiesz, żadnych wypadków przy pracy. Nie chcę, żeby moje narządy walały się po podłodze, rozumiesz? To ma być czysto podręcznikowy przykład sekcji.
- Mówię poważnie.
- Ja też. Nie stracę takiej szansy, bo druga taka sytuacja się nie powtórzy. Policja jest bezradna. Jedne zwłoki więcej absolutnie niczego nie zmienią, skoro ciągle nie mają podejrzanego. Skupmy się na istotniejszych kwestiach. Co z sekcją? Póki co podałeś mi jedynie bardzo ogólne informacje.
Danny przerzuł krążek sushi, po czym zaczął mówić. Dziennikarka w duchu odetchnęła z ulgą. W tym temacie jej przyjaciel czuł się jak ryba w wodzie. Teraz przynajmniej nie będzie insynuował, że powinni poinformować organy ścigania o dodatkowym ciele.
- Dostała młotkiem w głowę. Co najmniej kilka razy. Mózgoczaszka pękła w drobny mak, szczególnie kość ciemieniowa...- Danny skrzywił się. Pewnie przypomniał sobie ten okropny widok. Sam cieszyła się, że nie musiała tego widzieć.- Kawałki mózgu i tkanek walały się obok, już nie mówiąc o krwi...
- Oszczędź mi szczegółów. Nie chcę tego słyszeć.
- Sorki. To był naprawdę makabryczny widok, dlatego nie proponowałem ci wizyty w kostnicy. Wiesz o kończynach?
- Raczej o ich braku- przytaknęła Sam.
Widok musiał być okropny. Tułów pozbawiony nóg i zmasakrowana głowa.
- I stopie. Wszystko odcięto po śmierci. Brak jakichkolwiek oznak reakcji kostnej. Poza tym porównałem brzegi kończyn... To samo co wcześniej. Mimo że zabójca zabija ofiary w inny sposób, to kończyny odcina tym samym narzędziem.
Czyli gdyby udało im się je znaleźć, mieliby mordercę, podsumowała Sam. Problem w tym, że to się raczej nie wydarzy. Jednak narzędzie zbrodni niewątpliwie wskazałoby osobę odpowiedzialną za te wszystkie okropności.
- Coś jeszcze?- spytała dziennikarka, kiedy nie doczekała się kontynuacji z ust Danny'ego, który skupił się na swoim sushi.
- Niestety, mamy tylko tyle. Nie rób takiej miny. Mówiłem ci, że sekcja zwłok to nie jest seans spirytystyczny, podczas którego możesz rozmawiać z duchem. Ten morderca nie zostawia żadnych odcisków palców. Na żadnym z ciał nie zostawił.
- Wielka szkoda. Wiesz, że nigdy nie uczestniczyłam w takim seansie? Chciałabym, chociaż słyszałam, że to bzdury. Podobno jeden z uczestników w przypadku tabliczki ouija podświadomie porusza tym kółkiem, wskazując litery.
Danny przewrócił oczami.
- Nie sądzę, żeby to miało cokolwiek wspólnego z tematem, chyba że chcesz wywołać ducha Vanessy lub innej ofiary- zwrócił uwagę.
- Ale to bardzo ciekawy temat. Duchy i zjawiska paranormalne- odparła dziennikarka, krzyżując ramiona na piersi.
- Mamy mordercę do znalezienia. Nie pamiętasz?
- Wiem- mruknęła Fox, po czym niedbałym ruchem rzuciła na stół kartki z listą nazwisk, które dostarczyła jej poprzedniego dnia Lara Cross. Nie miała pojęcia w jaki sposób je zdobyła. Czy odznaka FBI naprawdę dawała tyle możliwości? Postanowiła, że zapyta ją o to przy najbliższym spotkaniu.
- Co to?
- W przeciwieństwie do ciebie, postanowiłam działać. Masz przed sobą listę dzieci, które trafiły do sierocińca, kiedy pracował tam Meyer i kilka lat wcześniej. Nie musisz dziękować.
- Dalej wierzysz w teorię o bracie Flynna?- zapytał Danny z powątpieniem. Dziennikarka zmrużyła gniewnie oczy.
- Wszystko do siebie pasuje, nie rozumiesz? Flynn starał się ukrywać zwłoki, przynajmniej do momentu, gdy nie narażał swojej kariery. A morderca zrobił lub zlecił komuś stworzenie maski na wzór dawnego opiekuna, bo wiedział, że on nie żyje. Jako że znali się bardzo dawno, jego pomysł był w miarę bezpieczny. Kto by pomyślał, że chodzi o osobę, którą znał koło czterdziestu lat temu?
Dodatkowo Sam miała przeczucie. Kiedy tylko ujrzała nazwisko Flynn na liście, bo owszem, ono tam było, coś poczuła. Jakby zapaliła jej się w głowie lampka alarmowa. Instynkt wręcz oszalał. To musiało coś znaczyć, a konkretnie, że miała tożsamość zabójcy.
- Mam wątpliwości. To trochę zbyt...
- Spójrz tutaj- przerwała mu dziennikarka, wskazując jedno z nazwisk. Teraz musiał jej uwierzyć.
- Flynn. Czyli jego brat naprawdę tam był- oznajmił Danny z nieukrywanym zdziwieniem. Jego sceptycyzm widocznie zmalał, właściwie wyparował. Teraz pozostało jedynie zmartwienie. Zupełnie jakby czysto potencjalne zagrożenie, w które nie wierzył, nabierało realnego znaczenia. Poniekąd to był dobry znak.
- Logan Flynn. Starszy brat koronera- dopowiedziała Fox z satysfakcją.
- Nie podzielam twojego entuzjazmu. Wiesz, że jak dla mnie to jest zbyt naciągane. Mamy za mało faktów i praktycznie żadnych dowodów, ale póki co to nasz jedyny podejrzany. Jak zdobyłaś listę nazwisk? Wątpię, żeby sierociniec przekazał ci ją dobrowolnie.
- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Poprosiłam o pomoc... Camerona- wymyśliła na szybko. Nie chciała mówić o pomocy tajemniczej agentki FBI. Nawet nie wspomniała Danny'emu o rozmowie w parku, nieopodal zwłok topielicy, jak nazywała Jane Harper. Wolała przemilczeć tę kwestię i wykorzystać pomoc agentki, kiedy będzie ona absolutnie niezbędna.- Nie wiem jak on ją zdobył.
- Bardzo sobie pomagacie jak na nie utrzymujące kontaktu rodzeństwo- zauważył Danny, na co Sam wzruszyła ramionami.
- On czegoś ode mnie chce, tylko jeszcze nie wiem czego. Ma obiecane przysługi. To może być wszystko, ale to nieistotne. Będę się tym przejmować, kiedy dowiem się, o co chodzi.
- W porządku. Znając ciebie, pewnie już masz pomysł jak namierzyć Logana.
- Właściwie masz rację- mruknęła dziennikarka.- Zamierzam wyciągnąć to od Camerona. Chcę informacji prosto z policyjnych akt. Jeśli mam rację, musi mieszkać w Nowym Jorku.
- Tylko nie rób nic głupiego, dobrze?
- Przecież ja nigdy nie robię nic głupiego- zauważyła Sam, po czym zerknęła na wyświetlacz. Miała nieodebrane połączenie oraz wiadomość. Połączenie było od Maddie. Przeklęła w myślach. Poprzedniego wieczoru spotkała się razem z siostrzenicą Snydera oraz Shirą. Było bardzo przyjemnie, chociaż większa część drinków musiała być bezalkoholowa. Następnego dnia każda z nich musiała iść do pracy. W każdym razie bawiły się świetnie, a pierwszym i najważniejszym warunkiem był zakaz rozmów o facetach. Szczerze mówiąc, Sam wymyśliła to celowo, żeby uniknąć niewygodnej rozmowy. Jak miała powiedzieć Maddie, że wcale nie było żadnej nowej miłości Jacka i że wymyślił to tylko po to, żeby z nią zerwać, bo myślał, że go zdradziła? Sprawa była bardziej zagmatwana, niż początkowo sądziła. Po cichu dalej liczyła, że się pogodzą i zamierzała im w tym pomóc, a do tego musiała poznać prawdę.
Zmarszczyła brwi, widząc treść wiadomości od, co było zaskakujące, McFarlena. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że miał jej numer. No tak, dzwoniła do niego, żeby powiedzieć, gdzie poszła z jego córką.
Będziesz dzisiaj w redakcji?
Choć wiadomość była zwyczajna, pozytywnie ją zaskoczyła. Po raz kolejny mentor zadał jej pytanie zamiast stwierdzać fakty. To był duży progres. Mimowolnie się uśmiechnęła.
- Coś się stało?- rzucił Danny.- Najpierw miałaś minę jakbyś zjadła cytrynę, a potem jakbyś dostała wiadomość, na którą czekałaś od co najmniej kilku dni.
- Kiepska interpretacja. W każdym razie, muszę iść do Skylight.
- Czy ty kiedyś masz coś takiego jak dzień wolny? A może w twoim słowniku takie określenie nie istnieje?
Jakby się zastanowić, dziennikarka faktycznie cały czas pracowała. Weekendy teoretycznie miała wolne, ale w tym czasie zazwyczaj zajmowała się śledztwem na temat okrutnego mordercy.
- Praca w terenie to dla mnie przyjemność. Od tego nie muszę odpoczywać.
Sam pożegnała się z Dannym, obiecując że powiadomi go jak tylko się czegoś dowie. W drodze do Skylight zrobiła coś, czego kilka tygodni wcześniej nigdy by się po sobie nie spodziewała. Tak po prostu odpisała mentorowi, że jest w drodze i jak tylko będzie na miejscu, to do niego przyjdzie. Nie wykręcała się, nie zaprzeczyła, a zwyczajnie przytaknęła. Świat robił się coraz dziwniejszy, skwitowała w myślach. Jeśli Snyder stanie się uprzejmy, zacznie się martwić.
Po przyjściu do biura zobaczyła coś, co całkowicie ją zaabsorbowało. Na jej biurku leżała czarna karteczka z nazwą Darklight. Po drugiej stronie miała login i hasło. Przypomniała sobie, że powinna iść do McFarlena, ale ciekawość wygrała. Nie byłaby sobą, gdyby od razu nie weszła na tę stronę. Włączyła czarną imitację strony Manhattan's Skylight, po czym zaczęła się logować. Szybko wpisała dwa kompletnie losowe rzędy cyfr i liter, a następnie kliknęła enter. Nagle wyświetliło jej się okno, które widziała po raz pierwszy. Na górze widniał duży napis "zasady". Szybko przebiegła je wzrokiem. Obowiązywały przede wszystkim dwie zasady: anonimowość i prawda. Dodatkowo jej uwagę zwrócił jeden napis.
Jeśli masz wątpliwości, czy to co zamieszczasz jest prawdziwe, masz obowiązek przynajmniej o tym wspomnieć.
Ciekawy i trochę dziwny zapis, skonstatowała. Pomimo tego, zaakceptowała warunki. Miała na tyle rozsądku, żeby zrobić zdjęcie zasad. Ta strona śmierdziała na kilometr. Kiedy poproszono ją o anonimowy nick, zastanawiała się tylko przez moment. Wpisała pierwszą lepszą rzecz, która jej przyszła do głowy.
Najbliższe pół godziny spędziła na szczegółowym przeglądaniu zawartości Darklight. Znalazła tam plotki, nierzadko poparte zdjęciami dotyczące różnych pracowników. Kto się z kim spotyka, kto kogo wykorzystuje, jaki nastrój aktualnie ma Snyder. Informacji było mnóstwo. Jej uwagę zwróciła szczególnie ta o Maddie. Nie potrafiła powiedzieć czy to prawda, że przespała się z policjantem, żeby zdobyć informacje. Zastanawiała się czy siostrzenica Snydera byłaby do tego zdolna. W reakcji nawet bez szczególnych chęci była gwiazdą, członkiem rodziny, który posiadał swego rodzaju immunitet. Mogła być nagrodzona czy pochwalona, ale wyrzucenie z pracy jej nie groziło. A jaka była poza Skylight? Pytanie zawisło w powietrzu, aż nagle znikąd dobiegł znajomy głos.
- Dowiedziałaś się, o kim mówił Jack? Co to za suka?- spytała Maddie, materializując się tuż za nią. Fox uśmiechnęła się, tylko trochę sztucznie. Nie spodziewała się ciemnowłosej i nie wiedziała co ma jej powiedzieć. Dziennikarka doszła do wniosku, że najlepsza jest nawet ta najgorsza prawda albo półprawda.
- Nie rozmawiałam z nim, ale mam pewne podejrzenia. Widziałaś Darklight?
Ciemnowłosa pokręciła przecząco głową.
- Dark co? Nie. Co to jest?
Sam w dużym skrócie wyjaśniła jej, jaki był cel tego portalu. Później pokazała wpis dotyczący Maddie. Swoją drogą, potem można było znaleźć też wpis dotyczący ich zerwania. W tej chwili on nie był istotny.
- Odpowiedz mi na pytanie, tylko szczerze. Zdradziłaś Jacka z tym policjantem?- zaryzykowała Fox. Miała nadzieję, że ciemnowłosa zaprzeczy. Pokręci głową, mówiąc, że nigdy by czegoś takiego nie zrobiła. Jednak wyraz twarzy Maddie zdradzał wszystko.
- Czyli o to chodzi- mruknęła, ukrywając twarz w dłoniach.- Tak, ale... Ten wpis to kłamstwo, częściowo.
Dziennikarka była zaskoczona i rozczarowana. Nie spodziewała się tego.
- Mogłabyś rozwinąć temat?
- Przespałam się z policjantem, ale nie po to, żeby zdobyć materiały do artykułu. Kiedyś byłam z tym policjantem w związku. Pomógł mi całkowicie bezinteresownie, tylko potem... Poszliśmy do baru. Wypiłam zdecydowanie za dużo. Praktycznie nic nie pamiętam od pewnego momentu, ale obudziłam się z nim w łóżku w jego mieszkaniu i to naga. Taka jest prawda.
- Jak mogłaś mu to zrobić? Wiesz, że Jackowi naprawdę na tobie zależało? Po raz pierwszy od dawna się zaangażował- odparła Sam.
- Wiem, że alkohol to żadne usprawiedliwienie, ale na trzeźwo nigdy bym tego nie zrobiła. Musisz mi uwierzyć.
Maddie popatrzyła na nią błagalnie. Dziennikarka nie potrafiła się na nią gniewać. Nie, kiedy widziała jak bardzo żałowała tego co zrobiła i patrzyła na nią w ten sposób. W przypadku bliższych jej osób całkowicie traciła asertywność.
- Wierzę ci. Pomiędzy nami to nic nie zmienia, ale nie licz na moją pomoc z Jackiem. Nie będę go okłamywać.
Bardziej niż to konieczne, dorzuciła w myślach. Wiedziała, że robiła źle. Zresztą działała też za plecami Maddie, która również zajmowała się dwoma sprawami dotyczącymi trupów. Może i zachowywała się jak hipokrytka, ale miała swoje zasady, których zamierzała się trzymać.
- Jasne. Powiesz mi chociaż czy on to widział? Proszę tylko o krótką odpowiedź, tak lub nie- poprosiła Maddie z ciągle towarzyszącym jej na twarzy błagalnym spojrzeniem. Przeklęty brak asertywności, pomyślała.
- Tak. Od razu cię uprzedzę, że jeśli zamierzasz go okłamać, to powiem mu prawdę. Nie mogę tego nie zrobić.
- Dobrze, rozumiem. Dzięki za wyrozumiałość. To może lepiej już pójdę- oznajmiła ciemnowłosa, unikając kontaktu wzrokowego. Sam była zbyt zaskoczona, żeby zaprotestować. Do ostatniego momentu liczyła, że usłyszy zupełnie inną odpowiedź, a autor postu zazdrościł Maddie artykułu. Jednak w pewnym stopniu miał rację.
Kręciła się na krześle obrotowym bez żadnego celu, podczas gdy jej myśli dryfowały pomiędzy zerwaniem Jacka i Maddie oraz młodszym bratem Flynna. W końcu postanowiła zadzwonić do Lary Cross. Uznała, że skoro zdobyła dla niej dokumenty z sierocińca całkowicie bezinteresownie, mogłaby zrobić dla niej coś jeszcze. Mianowicie sprawdzić policyjną bazę danych osobowych. Może mieli informacje o Loganie. Agentka FBI odebrała po dwóch sygnałach.
- Agentka Lara Cross, słucham- rozległ się melodyjny głos po drugiej stronie.
- Cześć, tutaj Sam. Wiem, że nadwyrężam twoją dobrą wolę, ale potrzebuję pomocy. Po raz kolejny. Poza tym jestem ci bardzo wdzięczna na dokumenty z sierocińca. Jak udało ci się je zdobyć?
Przez moment panowała cisza.
- Mam znajomości. Nie ma za co. W czym ci mogę pomóc?
- Czy mogłabyś sprawdzić Logana Flynna? Rozpaczliwie potrzebuję informacji, jakichkolwiek- wyjaśniła krótko Sam. Rudowłosa przytaknęła.
- Jego nazwisko nie figuruje w policyjnej bazie danych.
Dziennikarka przeklęła w myślach. To był jej jedyny pomysł. Przecież nie zacznie biegać po Nowym Jorku i wypytywać o młodszego brata Flynna.
- I tak dziękuję. Dlaczego właściwie mi pomagasz?
- Gramy do tej samej bramki- odpowiedziała agentka, po czym połączenie zostało przerwane.
Sam osunęła się na krzesło. Nie miała pojęcia co zrobić. Nie chciała przyznać tego nawet przed samą sobą, ale ta sprawa ją przerastała. Znacznie bardziej niż przypuszczała.
*****
Tym razem Colby był wkurzony, łagodnie mówiąc. Nie tracił czasu na choćby misterne insynuacje dotyczące awansu. Strone wiedział, że nie miał na niego najmniejszych szans. Sprawa seryjnego mordercy okazała się dla niego gwoździem do trumny. Kompletnie pogrążyła jego karierę.
- Szanuję cię, Stone, dlatego będę z tobą szczery- zaczął posępnym tonem komisarz. To nie wróżyła nic dobrego.- Spieprzyłeś śledztwo. Myślałem, że lepiej sobie poradzisz. Najwidoczniej się przeliczyłem.
- Komisarzu...- zaczął Richard, próbując sformułować jakikolwiek argument na swoją obronę. Colby mu na to nie pozwolił, uciszać go ostrym spojrzeniem.
- Nie mam czasu na pierdoły. Od początku śledztwa miałeś jednego podejrzanego, którego później kategorycznie odrzuciłeś, zarzekając się, że to nie może być on. Wiesz w jak niekorzystnym świetle stawia to Nowojorską Policję? Jeszcze narzucono nam pomoc FBI, co nie przyniosło żadnych skutków.
- Nie zgadzam się...
- Nie przerywaj mi, Stone. Nie macie nawet sensownych poszlak. To oburzające. Ciągle tylko twierdzicie, że pracujecie i gówno z tego. Morderca na wolności, a jedynego potencjalnego podejrzanego nawet nie udało wam się znaleźć. Nie udało wam się nawet go przesłuchać- kontynuował Colby tonem nie znoszącym sprzeciwu. Nie pozwolił rozmówcy dojść do słowa.
- A co z agentką...
- Cross? Chętnie bym ją opieprzył razem z tobą, ale jest pod protekcją FBI. Nie mogę nic jej zrobić. Wiesz o czym mówię. Pieprzeni specjaliści, którzy zrzucają winę na nas. Jest całkowicie nietykalna, w przeciwieństwie do ciebie. Daję wam siedemdziesiąt dwie godziny. Później śledztwo przejmie ktoś bardziej kompetentny. Zejdź mi z oczu.
Richard skinął głową, po czym bez słowa opuścił biuro komisarza. Zmielił w ustach przekleństwo, a konkretnie całą wiązankę. Mógł się pożegnać z tym komisariatem, o ile nie znajdą przełomowych informacji w ciągu trzech dni, co było praktycznie niewykonalne. Nie mieli nic nowego poza sekcją zwłok, która nie ujawniła im żadnych niespodziewanych informacji. Mieli do czynienia z profesjonalnym mordercą, który zacierał wszystkie ślady.
Stone był tak bardzo pogrążony w myślach, że nie zauważył rudowłosej, która w ostatniej chwili zwinnie usunęła mu się z drogi. Posłała mu zaciekawione spojrzenie, w którym było też coś stanowczego. Jakby kazała mu wyjawić wszystko, co dotyczyło rozmowy z komisarzem. Jednak na Richarda ono nie działało. Spędził z nią zbyt wiele czasu.
- Czego chciał Colby?- zapytała, podążając za nim do biura, które jeszcze do niego należało. Niedługo pewnie dostanie je ktoś inny. Pewnie go przeniosą się jakiejś dziury, gdzie największym przestępstwem będzie kradzież osiedlowego spożywczaka.
- Opieprzył mnie za nas obydwoje. Spieprzyliśmy śledztwo. Spodziewałaś się czegoś innego przy tak marnych efektach?
- Myślałam, że aż tak szybko się nie wkurzy- przyznała rudowłosa, po czym zamilkła, zawieszając wzrok w powietrzu.
- Dał nam siedemdziesiąt dwie godziny. Odkryjemy przełomowe informacje albo sprawa zostanie przekazana komuś innemu. Chyba wiadomo jak to się skończy.
- Jasne- przytaknęła agentka z uśmiechem.- Zbieraj się, Stone. Mamy dwa miejsca do odwiedzenia, a czasu niewiele.
Richard uniósł brwi i spojrzał na rudowłosą.
- Nie mamy szans. Daj sobie spokój, Cross.
Lara pokręciła przecząco głową, zbliżając się do Richarda. Odrzuciła swoje rude włosy za ramię. Jej oczy aż lśniły od skrywanej determinacji. Stone z trudem trzymał ręce przy sobie. Im dłużej pracował z Larą, tym bardziej mu się podobała. Jednak byli w pracy i nie zamierzał o tym zapominać.
- Wręcz przeciwnie, mamy szansę, bardzo realną. Nie możesz się poddać, Rich.
Sierżant mimowolnie skupił wzrok na jej ustach. Po raz pierwszy nie przeszkadzało mu zdrobnienie, którego użyła. Miał ochotę ją pocałować, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić, agentka była już przy drzwiach.
- Pośpiesz się. Sam powiedziałeś, że nie mamy wiele czasu- przypomniała mu, jednocześnie przywracając go do rzeczywistości. Miała rację. Powinien skupić się tylko i wyłącznie na śledztwie.
*****
Będąc na miejscu, jak to określiła rudowłosa, Stone przeklinał swoją naiwność. Ponownie nie wiedział, czego się spodziewać, gdzie są, ani po co. Cross nie powiedziała mu absolutnie niczego, a on nie naciskał. Wiedział, że powinien dobrowolnie wycofać się ze śledztwa, bo to nie mogło się dobrze skończyć. Nie chciał przyznać tego nawet przed samym sobą, ale coraz bardziej zależało mu na tej niesfornej agentce FBI, która początkowo tak mocno go irytowała.
- Powiesz mi w końcu o co chodzi?- zapytał oschle sierżant.
- Mam pewne podejrzenia dotyczące środowiska nowojorskich kolekcjonerów. Właśnie idziemy je zweryfikować- oznajmiła, wychodząc z auta koło niewielkiego domu na przedmieściach.
Stone przewrócił oczami. Nie powiedziała mu zbyt wiele, ale to i tak dużo, jak na nią. Wydawało mu się czy z czasem stawała się bardziej rozmowna? Może nie tylko ona wpływała na niego, ale on na nią też? Nie wiedział czy powinien cieszyć się z tego powodu czy wręcz przeciwnie.
Rudowłosa podeszła do drzwi i zapukała, ostrożnie aczkolwiek sugestywnie. Panowała cisza. Zamiast zapukać po raz kolejny zaczęła majstrować w zamku wytrychami. Policjant spiorunował ją spojrzeniem.
- Co ty robisz?!
- Otwieram drzwi. Skoro on nie chce tego zrobić, ja muszę- odpowiedziała beztrosko Cross, nie przestając majstrować w zamku. Po chwili usłyszeli szczęk. Drzwi były otwarte. Stone westchnął, na wszelki wypadek sięgnął po spluwę. Może nie musiałby tego robić, gdyby wiedział, kto nie ma ochoty z nimi rozmawiać.
Lara nacisnęła klamkę, po czym bezgłośnie wkradła się do środka. Stone podążał za nią najciszej jak potrafił, ale daleko mu było do Cross. W porównaniu do niej poruszał się jak słoń. Zastanawiał się, gdzie ona nauczyła się tak skradać? Była niczym duch.
- Myślałam, że chcesz współpracować- odezwała się rudowłosa, celując glockiem do faceta w średnim wieku, który niczym szczególnym się nie wyróżniał. Był do przesady pospolity. Dość niski, z pokaźnych rozmiarów zakolami i kilkoma kilogramami nadwagi. Na jego twarzy malował się autentyczny strach.
- Musiałem... zniknąć, nie chodziło o... Naszą umowę- tłumaczył się mężczyzna.
- Nie dałeś mi żadnego znaku. Zinterpretowałam to inaczej. W każdym razie dzisiaj mam dobry dzień. Zamierzam dać ci ostatnią szansę. Kolejnej nie dostaniesz.
- Oczywiście- mruknął facet.- Eee... Usiądziecie? I opuścicie broń? Będę współpracował, przysięgam!
Stone od razu opuścił broń. Facet był niegroźny i przerażony jakby spotkał samego diabła. Cross oparła brodę na dłoni jakby zastanawiała się czy spełnić prośbę rozmówcy, po czym bez uprzedzenia strzeliła w obraz nieopodal.
- Popieprzyło cię?! To był oryginał!
- Ciesz się, że to nie była twoja głowa. Mówiłam, że mam dobry dzień- odparła agentka, rozsiadając się wygodnie na fotelu. Richard usiadł na drugim. Mężczyzna na kanapie, chociaż jego spanikowany wzrok był utkwiony w obrazie.- To teraz powiedz mi czy sprawdziłeś to, o czym mówiłam.
- Eee... Tak. Jest tak jak mówiłem. Nic się nie zmieniło. Nie ma... Takich licytacji.
Stone nic z tego nie zrozumiał. Już miał się wtrącić, ale Cross go uprzedziła.
- Wyjaśnij mojemu koledze, o czym konkretnie mówisz. Powtórz to co już słyszałam.
- No... Dobrze. Więc w Nowym Jorku nie odbywają się licytacje związane z... Eee... Kończynami. Najbardziej chodliwy jest ludzki towar. Mam na myśli prostytutki. Całkiem dobrze też sprzedają się narkotyki, nikotyna, usługi. Wystarczy?- zapytał, spoglądając na agentkę. Ta kiwnęła głową.
Sierżant zaczynał co nieco rozumieć. Chociaż agentka ukrywała swoje motywy, zawsze takowe istniały.
- Czy masz kontakty z organizatorami licytacji dla szczególnych gości?
- Eee... Nie podam nazwisk. Choćbym miał dostać kulką w łeb. Ja... Eee... Nie mogę.
- Czy ja pytałam się o nazwiska? Nie. Pytam się czy masz kontakty z organizatorami, żeby na przykład zasugerować im pewien szczególny towar- kontynuowała Lara.
- Tak, ale... Nie mogę ich wsypać... Zabiją mnie- mruknął mężczyzna.
Rudowłosa uśmiechnęła się do Stone'a. Ten gest sugerował tylko jedno. Miała plan, a ten przerażony kryminalista im w tym pomoże. Nawet jeśli nie miał na to ochoty.
- W takim razie skontaktujesz się z nimi i przekonasz ich do pomysłu, który my ci powiemy. Nie chodzi nam o organizatorów, tylko o jednego z gości, a ty pomożesz nam go znaleźć. Zaproponujemy mu to, czego najbardziej pragnie - części ciała.
Stone patrzył się na rudowłosą z zaskoczeniem, ale też podziwem. Choć jej metody były specyficzne, działały. Nie mogli znaleźć mordercy, więc zastawią na niego pułapkę. Jeśli dobrze pójdzie, sam do nich przyjdzie. Ten plan był zarówno szalony jak i genialny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro