Rozdział 21
Sam miała tego dnia wyśmienity nastrój z oczywistych powodów. Udało jej się trafić na niezwykły, absolutnie unikalny temat. W dodatku miała informacje z pierwszej ręki i dalej je będzie mieć. Danny obiecał, że się z nią skontaktuje jak tylko będzie wiedział coś więcej, czyli po autopsji. Musiała czekać, co wcale nie było takie łatwe w jej wykonaniu. Od kiedy tylko wstała z łóżka, krążyła po swoim mieszkanku. Starała się znaleźć jakieś nowe tropy i pomysły na cykl artykułów o morderstwie. Zamierzała maksymalnie wykorzystać sytuację. Rozmyślania przerywała sprawdzaniem strony Skylight. Obserwowała ciągle rosnącą ilość wyświetleń. Znalazła też chwilę, żeby pobawić się z kotem. Dalej nie znalazła mu nowego domu, a to dlatego że poza pracą nie miała zbyt wiele czasu. Tak właśnie minął jej poranek.
W końcu postanowiła wyjść, żeby pobiegać. Sama była zaskoczona taką decyzją, bo nie przepadała szczególnie za sportem, ale musiała jakoś zredukować nadmiar energii. Przebrała się w opinające sportowe legginsy i zwyczajny czarny top. Tuż przed wyjściem założyła słuchawki douszne, bezprzewodowe oczywiście i puściła playlistę specjalnie przygotowaną na takie okazje. Jak na ironię, udała się do Central Parku. To był największy fragment zieleni w okolicy. W innych częściach Nowego Jorku nie mogła biegać, bo na chodnikach zalegały tłumy ludzi. Tylko w parku mogła liczyć na pełny spokój, o ile tak można było określić miejsce, gdzie podrzucono co najmniej dwa ciała. Pozory bywały mylące.
Mimo tego, Fox nie czuła się zagrożona. Wręcz przeciwnie, była wolna i zrelaksowana. Przynajmniej przez chwilę. Później zaczęła dyszeć, pocić się, a mięśnie protestowały przeciwko dalszemu biegowi. Jednocześnie bardzo soczyście przeklinała w myślach swoją kondycję, która była, nie oszukujmy się, dość kiepska. Nie ćwiczyła regularnie. Tylko czasami zdarzały jej się takie okazjonalne zrywy, jak tego dnia. Brakowało jej motywacji do częstszych ćwiczeń. W niektórych kwestiach była bardzo leniwa. Kompletnym przeciwieństwem była dla niej praca. Jako dziennikarka mogła harować dzień i noc pod warunkiem, że działo się coś ciekawego.
Po dłuższej chwili postanowiła zrobić sobie przerwę. Rzecz jasna, zamierzała jeszcze trochę pobiegać. Po prostu potrzebowała chwili, żeby złapać oddech. Z zazdrością obserwowała jakąś kobietę koło pięćdziesiątki, o czym informowały zmarszczki na twarzy. Miała taką kondycję, że choć przyszła wcześniej niż ona, ani razu się nie zatrzymała. W myślach uznała szczerze, że sama nigdy nie będzie miała takiej kondycji. Z niektórymi faktami trzeba się po prostu pogodzić.
W pewnym momencie dziennikarka dostrzegła znajomą twarz. Shira ubrana w dresy i zwykłą kolorową bluzkę również biegała. Musiała dopiero co przyjść, bo wcześniej jej nie zauważyła. Sam znała ją minimalnie. Tylko raz na spotkaniu towarzyskim w barze miały okazję trochę porozmawiać. W każdym razie wydawała się miła i sympatyczna, więc Sam postanowiła ją dogonić.
- Cześć, Shira- powiedziała dziennikarka, kiedy tylko udało jej się zrównać z nią krok.
Pracownica kostnicy obróciła się w jej kierunku i posłała lekki, aczkolwiek zakłopotany uśmiech.
- No hej. Sam, prawda? Wybacz to pytanie. Mam kiepską pamięć do imion, a wtedy w barze było kilka osób...
- Tak. Nie musisz się tłumaczyć. Ja akurat miałam ten komfort, że znałam prawie wszystkich.
- Było bardzo przyjemnie. Możemy to kiedyś powtórzyć.
- Tak trzeba zrobić- zgodziła się z nią Fox.- Możemy usiąść na chwilę?
- Pewnie. Nie przepadasz za bieganiem, co?- spytała Shira, gdy szły w kierunku najbliższej ławki. Sam usiadła na niej z prawdziwą ulgą.
- Aż tak to widać?- zdziwiła się Fox. Shira uśmiechnęła się.
- Trochę. Ale to że pomimo tego tutaj jesteś oznacza, że masz dużą samodyscyplinę. Znam wiele osób, które są zbyt leniwe, żeby choćby przez chwilę zmusić się do wysiłku.
- A tak zmieniając temat, byłaś wczoraj w kostnicy?
- Tak. Akurat kończyła się moja zmiana, kiedy przywieziono zwłoki tej dziewczyny z rezerwuaru. Słyszałaś o tym?
Tutaj Sam pozwoliła sobie na szeroki, pełen satysfakcji uśmiech.
- Byłam jedną z pierwszych osób, które miały okazję to zobaczyć. Nawet napisałam o tym artykuł. Jest na stronie Manhattan's Skylight.
- To ty go napisałaś? Gratulacje. Nie znałam twojego nazwiska, więc nie wiedziałam czy to nie jest zwykły zbieg okoliczności. Możecie mieć wiele Samanth w redakcji.
- Dzięki.
- To już... Kolejne morderstwo w ostatnim czasie. Może to być zwykły przypadek, ale... Powiedz mi co o tym myślisz jako osoba, która ma dostęp do większej ilości informacji- poprosiła Shira, wyraźnie zaniepokojona. Sam przeklęła w myślach. Znowu musiała kłamać albo dać bardzo wymijającą odpowiedź.
- No cóż... Na razie morderstwo nie zostało oficjalnie potwierdzone. Musimy poczekać na wyniki sekcji.
- Ale dowody są nazbyt wymowne. Te odcięte ręce.
Dziennikarka aż się wzdrygnęła na wspomnienie miejsca zbrodni. Nie lubiła takich widoków. Najpierw Josephine z rozpłataną tętnicą i kałużą krwi wokół głowy tworzącą upiorną aureolę. Teraz nowa ofiara. Przeraźliwie blada, pozbawiona rąk i dryfująca na wodzie. Przynajmniej Amy nie musiała oglądać, pomyślała. Wiedziała, że te widoki rodem z koszmarów będą ją prześladować przez długi czas. Być może nigdy nie wymarze ich z pamięci.
- To prawda. Nie wiem co mam ci powiedzieć. Naprawdę nie mam żadnych przełomowych informacji. Liczę, że sekcja da mi materiał na kolejny tekst- odparła Sam, wzruszając bezradnie ramionami.
- W porządku. Sytuacja jest doprawdy dziwna. Po co komuś odcinać ręce, a potem go topić? Co za okrucieństwo.
Fox skomentowała to jedynie kolejnym wzruszeniem ramion. W myślach zmieniła kolejność. Jeśli to kolejna ofiara tego zabójcy, najpierw ją utopił, a później odciął ręce. Mimowolnie wyobraziła sobie szarpiącą się pod wodą kobietę i bezlitosnego oprawcę, który przytrzymywał jej głowę, obserwując unoszące się bombelki powietrza. Okropne, skwitowała w myślach. Współczuła tej kobiecie tak samo jak innym ofiarom. Nie zasługiwały na ten los.
- Wiesz może kto zajmuje się sekcją tej kobiety? Koniecznie muszę przekonać tę osobę, żeby udzieliła mi informacji. Potrzebuję ich do kolejnego artykułu- rzuciła Sam. Shira przygryzła wargę w zamyśleniu.
- Douglas Flynn- odpowiedziała po krótkim namyśle, a potem ściszyła ton głosu niemal do szeptu.- Myślę, że nie będzie ci trudno... Przekonać go do współpracy. Chodzą plotki, że...
- Wiem o tym- przerwała jej dziennikarka swobodnie.- Przyjmuje łapówki.
Powiedziała to głośno, całkowicie normalnie, co nieco zaskoczyło szatynkę. Shira zmarszczyła lekko brwi.
- Skąd to wiesz?
- Koleżanka z redakcji opisywała samobójstwo Amy Wine. Zdobyła informacje o sekcji właśnie dzięki łapówce.
- Słyszałam o tym, ale nie znam szczegółów, bo wtedy jeszcze nie pracowałam w trupiarni.
- Chyba udzielił ci się slang zawodowy- stwierdziła Fox. Shira wzruszyła ramionami.
- Być może. Ale nigdy nie zapomnę "inicjacji". Myślałam, że zejdę na zawał.
- Wybacz mi, że to mówię, ale żart był świetny i bardzo tematyczny- zaśmiała się Sam, mając na myśli sytuację z kostnicy, kiedy to nowa pracownica została wkręcona, że zamordowana dziewczyna nagle ożyła.
- No wiesz? Myślałam, że jesteś po mojej stronie- obruszyła się z udawaną powagą szatynka. Potem się uśmiechnęła.- A wy w redakcji nie robicie żadnych niespodzianek nowym pracownikom?
- Nic mi o tym nie wiadomo. Ewentualnie mianem inicjacji można określić pierwsze spotkanie ze Snyderem. Wtedy właśnie każdy pracownik uświadamia sobie, że wkracza do świata, w którym ważna jest jedynie ilość wyświetleń.
Sam opowiedziała trochę rozmówczyni jak wygląda praca w Skylight. Nie szczędziła przy tym zgryźliwych, pełnych dezaprobaty i pogardy uwag. Później Shira dość ogólnikowo opowiedziała o swojej pracy. Dziennikarka nie chciała znać szczegółów, no i trochę też wiedziała od Danny'ego.
- Muszę już iść- oznajmiła w pewnym momencie Shira.- Przepraszam.
- Nie ma sprawy i tak zbyt długo cię zatrzymałam.
- Moment- powiedziała Shira, przeszukując swoją torebkę aż udało jej się znaleźć karteczkę i długopis. Wręczyła ją Sam.- To jest mój numer. Zadzwoń, kiedy znajdziesz trochę czasu. Mamy jeszcze tyle tematów do rozmów.
- Chętnie. Do zobaczenia.
Sam westchnęła i z rezygnacją wzruszyła ramionami, gdy Shira zniknęła, a ona uświadomiła sobie, że już nie ma ochoty na bieganie. Chęci zniknęły tak samo szybko jak się pojawiły. Uznała, że to koniec jej ćwiczeń na ten dzień.
Wracając do domu, pogrążyła się w myślach. Douglas Flynn miał przeprowadzić autopsję nowej ofiary. Nie wróżyło to dobrze dla jej tekstu jak i śledztwa. Skoro w przypadku Amy, zataił tak istotny fakt, który mógł rzucić na sprawę nowe światło, nie wiadomo co zrobi tym razem. Na szczęście ta sprawa była dużo głośniejsza i brak rąk trudno nie zauważyć. Koroner będzie musiał pracować uczciwie albo bardzo dobrze się kryć. Gdyby spieprzył tę autopsję, mógłby się pożegnać z nieposzlakowaną opinią i pewnie też z pracą.
Jeszcze zanim Sam zdołała dojść do domu, usłyszała dzwonek telefonu. Odbierała, przelotnie zerkając na ekran.
- I co?- spytała dziennikarka bez zbędnych uprzejmości.
- Nie będę ci mówił tego przez telefon. Spotkajmy się. Obojętnie gdzie- odparł Danny. Jego ton głosu sugerował zmęczenie. Właśnie dlatego od razu przeszedł do konkretów, co raczej było rzadkie w jego przypadku.
- Mam ochotę na pizzę. Co powiesz na włoską knajpkę? Mają wyśmienite ciasto.
- Mieszkasz tu nieco ponad miesiąc, a znasz większość restauracji w okolicy. Powinienem się zacząć martwić?
- O co niby? Po prostu nie mam czasu na gotowanie. Wyślę ci adres SMS-em. Pa.
Sam zakończyła połączenie. Nie chciała kontynuować dyskusji o braku jej zdolności kulinarnych. Potrafiła przygotować kilka dań. Nie były one mistrzowskie, ani wykwintne, ale wystarczające. Prawda była taka, że faktycznie nie miała na to czasu. Każdą wolną chwilę poświęcała pracy w ten lub inny sposób.
Jak zwykle pojechała na miejsce mentrem. Zaczęła się zastanawiać nad zakupem auta. Nie chciała ani nawet nie mogła sobie pozwolić na wypasione na przykład sportowe auto. Raczej wolała coś niewielkiego, bez nadmiernej przesady i czerwonego. Ten drugi był warunkiem decydującym. Niektórzy pewnie uznaliby to za przejaw głupoty. W końcu kto wybiera auto na podstawie koloru. Ale ona nie wyobrażała sobie inaczej swojego środka transportu i zdanie innych ludzi miała gdzieś. Nikt nie będzie jej mówił co ma robić.
Sam wysiadła z metra, wyszła z tunelu i skierowała się do włoskiej restauracji. Wystrój miejsca nie wyróżniał się niczym szczególnym, a tym bardziej włoskim. W każdym razie mówiono, że kucharz pochodził z Włoch, a pizze robili naprawdę smaczne. Jako osoba na ogół nie gotująca, dziennikarka podziwiała zdolności kulinarne innych osób. Ten kucharz, niezależnie od tego czy faktycznie był Włochem, miał talent.
Tym razem Fox zjawiła się wcześniej niż Danny, co trochę ją zdziwiło. Zazwyczaj było na odwrót. Cierpliwie czekała aż przyjaciel się zjawi. Już nie mogła się doczekać informacji jakie jej przyniesie. Po raz pierwszy będzie mogła to opisać i jak najszybciej wysłać McFarlenowi, który później przekaże to Snyderowi.
- Cześć Sam- przywitał się Danny, kiedy wreszcie zajął miejsce przy stoliku. Jego ruchy były powolne, a oczy mocno podkrążone. Sugerowały nieprzespaną, pełną pracy noc.
- Wyglądasz jak zombie- skonstatowała dziennikarka, uznając to za drobną zemstę. On nie raz ją w ten sposób przywitał, więc postanowiła mu się odwdzięczyć.
- Powinnaś się cieszyć, że w ogóle tutaj jestem. Skończyłem zmianę jakieś cztery godziny temu. Przespałem się trochę, a potem od razu do ciebie zadzwoniłem.
- Nie masz dzisiaj nastroju do żartów- mruknął Sam.- A teraz mów. Chcę wiedzieć absolutnie wszystko.
- W porządku. Tylko musisz mi najpierw odpowiedzieć na jedno pytanie. Zamówiłaś coś?- spytał Danny, na co Fox przewróciła oczami. Jak on mógł pytać o tak błahą rzecz w takim momencie?
- Tak. Pepperoni. Dużą. Uznałam, że bardziej się opłaca niż dwie małe. Jakie są wyniki sekcji?
- Rozedma płóc- oznajmił Danny jakby to wszystko wyjaśniało. Dziennikarka spojrzała na niego pytająco.
- Możesz mówić w taki sposób, żeby ktoś taki jak ja, zwykły szary ziemianin cię zrozumiał?
Tym razem to Danny przewrócił oczami.
- Myślałem, że tak proste określenia znasz. Krótko mówiąc, utonęła. Wskazuje na to przede wszystkim duże rozrzedzenie krwi, hipowelomia, hipernatremia... Nie istotne co oznaczają te dwa ostatnie terminy. Mamy całkowitą pewność, że utonęła w wodzie słodkiej.
- Czyli w rezerwuarze.
- Dokładnie.
- A skąd właściwie ta pewność? Nie chodzi o to, że ci nie ufam. Po prostu do własnego tekstu nie mogę zadowolić się zaledwie strzępami informacji. Sam rozumiesz.
- W takim razie wyjaśnię ci mechanizm utonięcia. Woda słodka jest hipotoniczna w stosunku do krwi. Ulega wchłonięciu z pęcherzyków płucnych do naczyń krwionośnych. A konkretnie jony sodu, potasu, wapnia, chloru i innych pierwiastków przenikają z krwi do pęcherzyków płucnych. To wszystko powoduje właśnie rozrzedzenie krwi i masę specjalnych terminów zaczynających się na literę "h". W wodzie słonej mechanizm zachodzi zupełnie inaczej, dlatego mamy pewność. Wystarczająco rozwinąłem temat?
- Tak. Nadążam, jakbyś chciał wiedzieć.
- Świetnie. Wszelkie ślady biologiczne zostały zmyte przez wodę, więc nawet nie mieliśmy szans na zdobycie choćby szczątkowych odcisków palców.
- Rozumiem. A co z odciętymi rękami?- spytała Sam, nie mogąc się powstrzymać. Podświadomie czekała aż powie jej czy odcięto je tym samym narzędziem, co w przypadku pozostałych ofiar.
Danny rzucił jej posępne spojrzenie.
- Właśnie zamierzałem o tym mówić. No cóż... Nie mam dobrych wieści. To samo tępe narzędzie, co w pozostałych przypadkach. Dodatkowo kończyny zostały ucięte po śmierci.
- Czekaj- przerwała mu dziennikarka. W końcu przyniesiono ich zamówienie. Podziękowała kelnerowi uśmiechem, wzięła kawałek pizzy i spróbowała. Idealnie wypieczone, puszyste i chrupiące. Niebo w gębie. Dopiero kiedy przełknęła kęs, zadała nurtujące ją pytanie.- Czyli ten typ utopił tą... Eee... Kobietę, a potem wyciągnął, pozbawił rąk i ponownie wrzucił do wody?
- Wszystkie ślady na to wskazują.
- Właśnie- mruknęła Sam, gdy sobie o czymś przypomniała.- Zidentyfikowaliście ją? Macie nazwisko?
- Zapomniałem o tym wspomnieć. Tak. Nazywała się Jane Harper.
- Dziękuję ci Danny. Ratujesz mi życie. Na serio. Wiedz, że doceniam twoje poświęcenie- powiedziała Sam. Danny uniósł lekko kąciki ust.
- Nie ma sprawy. Widzę jak bardzo ci na tym zależy.
Sam nie powiedziała tego głośno, ale uważała, że nie zdaje sobie z tego sprawy. Przynajmniej nie w pełni.
- Nadal nie mogę uwierzyć w swoje szczęście- przyznała Fox.- Uwierzysz, że to Cameron powiedział mi o Jane?
- Nie. Szantażowałaś go czy co?
- No wiesz?- obruszyła się Sam.- Ja miałabym go szantażować? Prędzej to on mnie, chociaż nie wiem czym. W każdym razie okazało się, że mój przyrodni brat ma przynajmniej szczątkowe sumienie. Kilka dni temu oskarżył mnie o pomoc konkurencji, co jest niewybaczalne. Wczoraj wysłał mi wiadomość, chcąc w ten sposób mnie przeprosić.
- Dziwny sposób na przeprosiny- skomentował Danny, gdy przełknął kolejny kęs pizzy. Dziennikarka pokiwała głową.- Ale pewnie bardziej skuteczny niż jakiekolwiek słowa.
- W jego przypadku nic nie pomoże. Powiedzmy, że wybaczyłam mu tylko tę zniewagę. Nic więcej i wątpię, że cokolwiek kiedykolwiek to zmieni- oznajmiła Sam. Postanowiła zmienić temat. Nie chciała rozmawiać o swoim przyrodnim bracie.- Nie zgadniesz kogo dzisiaj spotkałam.
- No kogo?- zapytał Danny.
- Twoją koleżankę z pracy, Shirę.
- I?
- Spędziłyśmy bardzo miło czas, rozmawiając na różne tematy. Polubiłam ją, szczerze mówiąc. Wspomniała, że morderstwem zajmuje się Flynn...
- Z moją pomocą. Nie masz czym się martwić. Sprawdzam wszystko, co on mi mówi. Póki co zachowuje się bardzo profesjonalnie. Podejrzewam, że to z powodu medialnej presji. Ta sprawa jest naprawdę głośna.
- To fakt- zgodziła się z nim Sam.- Przynajmniej masz okazję mimochodem go o coś wypytać. Jak ci idzie?
Dziennikarka zrobiła aluzję do kwestii sierocińca. Na twarzy Danny'ego odmalował się lekki grymas.
- Nijak. Jak ty sobie to wyobrażasz? Mam w trakcie sekcji zapytać w jakim ośrodku wychowywał się jego brat, tak bez żadnego konktekstu?
Sam prychnęła pod nosem. Danny był zbyt sceptycznie nastawiony i z góry zakładał, że mu się nie uda.
- Trochę więcej wiary. Musisz to dokładnie przemyśleć, zmienić tor rozmowy na przykładowo temat rodziny, a potem już pójdzie z górki.
- Ja z nim praktycznie nie rozmawiam na tematy osobiste.
Fox ponownie przewróciła oczami. Danny robił z tego zbyt duży problem. Sukces wymaga poświęceń.
- Musisz to zmienić i tyle. Co mam ci powiedzieć?
Sam zastanawiała się nad ewentualnym, innym rozwiązaniem. Miała pomysł, a nawet dwa. Mogła przeprowadzić z nim wywiad na temat morderstwa Jane lub o nim samym. Druga opcja wymagała dodatkowych środków, mianowicie zgody McFarlena, a jak na razie nie miała co na to liczyć. Pewnie powie jej, że nie może zajmować się cyklem artykułów o niezwykłym morderstwie oraz czymś pozornie z tym nie związanym.
- Mówię do ciebie Sam- zauważył z nutką pretensji przyjaciel. Dziennikarka uśmiechnęła się z zakłopotaniem.
- Wybacz. Wpadłam na pewien pomysł. Skoro ty nie potrafisz zdobyć nazwy sierocińca, ja to zrobię.
Sam krótko przedstawiła mu swój plan.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł- skomentował Danny. Dziennikarka uniosła jedną brew.
- Dlaczego?
- Jeśli Flynn jest w to zamieszany, może mu się, łagodnie mówiąc, nie spodobać wtykanie nosa w nie swoje sprawy.
- Ale to domena mojego fachu- zauważyła z niezrozumieniem.- Dziennikarze tak robią. Wszyscy, bez wyjątków.
- Nie rozumiesz. Może zechcieć cię uciszyć. Na szali postawił całą swoją karierę, która, jak do tej pory, jest wręcz nieskazitelna. Ma na koncie same sukcesy. Wiem, że nie zrezygnujesz, ale przynajmniej obiecaj mi, że będziesz ostrożna.
- Obiecuję- oznajmiła Sam z uśmiechem. Danny znał ją naprawdę dobrze. Nawet nie próbował tracić czasu na bezsensowne kazania. Czuła ekscytację, bo w końcu nie była bezczynna. Działała.
*****
Stone obdarzył rudowłosą agentkę powątpiewającym spojrzeniem.
- Żartujesz. Mam rację?
Cross pokręciła głową i położyła na biurku grubą teczkę. Jej rude włosy spłynęły na ramiona. Richard mimowolnie pomyślał, że wyglądała tego dnia naprawdę zjawiskowo. W rozpuszczonych włosach było jej do twarzy. Ogarnij się Stone, polecił sobie stanowczo w myślach.
- Bynajmniej. To zbyt poważna sprawa, aby żartować. Jeśli mi nie wierzysz, to spójrz na akta, Rich. Zajmujemy się sprawą topielicy, jak zaczęto ją nazywać w internecie- zaoponowała całkowicie poważnie Lara.
- Chcesz powiedzieć, że ściągnęłaś nam na głowę kolejne śledztwo, choć nie rozwiązaliśmy poprzedniego?
Stone liczył, że mimo wszystko, Lara jednak zaprzeczy i powie, że to był żart. Dalej nie schwytali mordercy z nagrania, które obiegło cały internet.
- Tak i nie.
- A co to znaczy?
Tutaj Cross pozwoliła sobie na szeroki, całkiem ładny, nawiasem mówiąc, enigmatyczny uśmiech.
- Że mamy drugą szansę na złapanie mordercy. Mamy do czynienia z doprawdy niezwykłym osobnikiem. Jeśli tym razem popełnił jakikolwiek błąd, dopadniemy go- odpowiedziała agentka. Richard już uchylił usta, żeby zadać pytanie, ale rudowłosa go uprzedziła.- Tym samym chcę powiedzieć, że tak. To dokładnie to co myślisz. Sprawa Josephine Brown i Jane Harper ma jeden wspólny czynnik, sprawcę całego zamieszania.
Stone nie mógł powstrzymać prychnięcia. Po prostu w to nie wierzył. Może powinien zacząć zastanawiać się czy agentka FBI jest przy zdrowych zmysłach. Mogła mieć jakieś urojenia.
- Pokaż dowody.
- Och, Rich, ty się niczego nie uczysz. Musisz patrzeć trochę szerzej, poza schematy i przede wszystkim biurokrację. Tylko tak możesz dojść do prawdy.
- Zapamiętam to sobie- mruknął sierżant, nie mogąc powstrzymać sarkazmu.- Masz dla mnie jeszcze jakieś mądrości na miarę filozoficzną?
- Filozofowie przynajmniej mieli wyobraźnię i potrafili chodzić własnymi ścieżkami. W przeciwieństwie do ciebie, wytresowanego pieska funkcjonariuszy policji- odparowała rudowłosa. Richard westchnął.
- Przejdziemy do konkretów?
- Z przyjemnością- zgodziła się Cross. Płynnym ruchem wyciągnęła z teczki zdjęcie ofiary i przycisnęła je palcem wskazującym.- Widzisz pewną anomalię?
- Brak rąk. Co w związku z tym?
- Pannie Brown brakowało kawałka nogi, konkretnie stopy. Podobieństwo jest widoczne aż z daleka. Dodatkowo obie kończyny zostały odcięte post morten.
Żeby udowodnić swoją tezę, Cross wydobyła z teczki wyniki sekcji obydwóch kobiet. Najpierw zerknął na ten świeższy raport, bo drugi znał niemalże na pamięć. Przyczyną śmierci, rzecz jasna, było utopienie. Ręce faktycznie zostały odzielone od tułowia po śmierci. Zabójca działał w dość nietypowy sposób. Czy nie łatwiej byłoby mu najpierw odciąć kończyny, a potem wrzucić ją do wody? W każdym razie związek, chociaż dość nikły był widoczny. Brakowało im dowodów.
- Problem w tym, że mamy jedynie spekulacje i przypuszczenia. Żadnych twardych dowodów.
- Te rzekome "spekulacje i przypuszczenia" przekonały kogoś z góry, żeby przydzielić nam tę sprawę. Nie uważasz, że to coś znaczy?
- To znaczy, że ktoś z góry, jak to ujęłaś, wisi ci sporo przysług, bo wykorzystujesz jego lub ją w każdej możliwej sytuacji. A może masz na kogoś haka?
- Oni nie są tak krótkowzroczni jak ty- oznajmiła rudowłosa.- Zbieraj się.
- Po co?
- Jedziemy porozmawiać z szefem naszej topielicy.
- A gdzie pracowała Jane Harper?
- Zobaczysz. To miejsce w twoim stylu- mruknęła tajemniczo agentka, błyskawicznie zrywając się z miejsca. Richard nie miał innej opcji jak podążyć za nią. Tego dnia nie miał ochoty wyciągać od niej więcej informacji. Tak jak powiedziała, sam zobaczy.
*****
Tuż po dojechaniu na miejsce, Stone był skonsternowany. Po drodze zatrzymali się w sklepie, nie byle jakim. Agentka nie mówiąc mu ani słowa, wyszła z samochodu i wróciła w dość wymownej czerwonej sukience ledwie zakrywającej jej tyłek. Jakby tego było mało, miała na sobie szpilki, a na ustach czerwoną szminkę. Jak to miała w zwyczaju, niczym się z nim nie podzieliła. Trafili prosto pod ekskluzywny klub.
- Poczekaj tu na mnie chwilę- poleciła Lara swobodnie, co mocno zdenerwowało Stone'a. Chciał wiedzieć, co się dzieje.
Richard wysiadł tuż za rudowłosą z jej auta. Nie zamierzał tak szybko odpuścić.
- Nie pójdziesz tam sama- zaoponował, nieopatrznie mierząc ją od stóp do głów. Wyglądała świetnie w tej sukience, jeśli miał być szczery. Po raz pierwszy widział ją w takiej kreacji.
- Dlaczego? Zabronisz mi?- spytała wyzywająco, robiąc krok do przodu, w jego kierunku. Richard cofnął się, chcąc zachować dystans. Już i tak miał ciasno w spodniach. Bynajmniej mu się to nie podobało.
- To jest podejrzany lokal na pewno posiadający w zanadrzu bardzo bogatą listę przestępstw. Jeśli chcesz tam wejść, to tylko ze mną- powiedział twardo. Cross uśmiechnęła się, lekko przekrzywiając głowę.
- Poradzę sobie. Nie potrzebuję ochroniarza.
- Mówiłem, że nie puszczę cię...
- Daj mi telefon- przerwała mu rudowłosa bezceremonialnie. Stone zrobił to o co prosiła. Już po chwili odzyskał go z powrotem. Miał jedno trwające połączenie.
- Zróbmy tak: wchodząc do środka będę miała telefon z trwającym połączeniem. Jeśli usłyszysz coś co cię zaniepokoi, wejdziesz do środka. W porządku?
Richard skinął głową, choć dalej nie był w pełni zadowolony. Wrócił do auta i usiadł na miejscu pasażera, obserwując agentkę w akcji. Musiał przyznać, że była niezłą aktorką. Z łatwością udawała całkowite przeciwieństwo samej siebie, nieśmiałą biedną dziewczynę, która przyszła do pracy. Sierżant mógł się tylko domyślać, co mogła robić osoba w takiej kiecce w pracy i kompletnie mu się to nie podobało. Miał nadzieję, że Cross miała plan, który nie zakładał... Poświęcenia.
Policjant cały czas słyszał, co się działo. Obleśnych typów, których delikatnie spławiała. Rzucane mimochodem komplementy. Mógł sobie tylko wyobrażać te pożądliwe spojrzenia gości lokalu. Denerwowało go to, ale poprzestał jedynie na cichej przysiędze. Jeśli ktokolwiek ją tknie, zemści się na nim. Wparuje do środka i tak mu przyłoży, że oślizgły typ będzie leżał na posadzce i prosił o litość. Nadaremnie.
Tymczasem usłyszał w końcu coś innego, co całkowicie go zaabsorbowało. Agentka FBI wkroczyła do akcji.
- Czy mam przyjemność rozmawiać z właścicielem tego klubu?- zapytała Cross.
- Tak. Nie pracujesz tutaj, prawda?
- Nie.
- Szkoda. Podobasz mi się. Mogłabyś wynegocjować naprawdę dobrą stawkę.
Potem w telefonie coś zatrzeszczało, usłyszał zduszony jęk i połączenie zostało zakończone. Richard pełen obaw pobiegł do wejścia. A jeśli ten typ zrobił coś Larze? Zabije skurwysyna.
Zanim zdążył w ogóle podejść do głównego wejścia, otworzyły się inne drzwi, bardziej na tyłach lokalu. Zobaczył widoczną z daleka, czerwoną sukienkę i od razu puścił się tam biegiem. Odetchnął z ulgą, widząc rudowłosą, która była cała i zdrowa.
- Myślałem, że coś ci zrobił- zauważył sierżant z wyrzutem. Agentka uśmiechnęła się.
- Myślisz, że dałby radę? Mam całkiem uzasadnione wątpliwości- mruknęła Cross.- Chodźmy do naszego gościa, bo z pewnością się niecierpliwi.
Stone kiwnął głową na znak zgody i poszedł za agentką. Szli stosunkowo długim, nieoświetlonym korytarzem. Kiedy Richard dotknął ściany, wyczuł chłodną fakturę cegieł. W końcu trafili do zdecydowanie lepiej umeblowanego gabinetu, w którym dominowały ciemne kolory i skóra. Jedynym elementem, który łączył to pomieszczenie z korytarzem była rura. Pojedyncza, cienka rura biegnąca od jednego końca pokoju do drugiego. Nadawała temu gabinetowi wystrój jakby jednak nie był ukończony, tak jak korytarz.
- Zapłacicie za to- warknął mężczyzna o dość surowym obliczu. Miał na sobie drogi, szyty na miarę garnitur. Dopiero po chwili Stone zauważył, że był przykuty kajdankami do rury. Mimowolnie się uśmiechnął, przypominając sobie zduszony jęk. On nie należał do agentki tylko tego gościa.
- Nie wydaje mi się- odparowała rudowłosa, przyglądając się mężczyźnie z rozbawieniem.- Obawiam się, że to raczej ty możesz mieć spore problemy. Wiemy o Jane.
Mężczyzna udawał, że ta informacja nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Natomiast Richard zastanawiał się, czego dowiedziała się Cross.
- O czym ty mówisz? Nigdy nie słyszałem o żadnej Jane, a nawet jeśli to nie zamierzam z wami o tym rozmawiać.
- Przykro mi. Chciałam załatwić to polubownie, ale nie dałeś mi wyboru. Spójrz na to.
Rudowłosa podeszła do mężczyzny, ignorując protesty Stone'a i pomachała mu jakimś dokumentem prosto przed oczami. Facet zacisnął zęby, a jego noga błyskawicznie wystrzeliła w górę. Cross z równie niezwykłą prędkością odwróciła się bokiem do atakującego i chwyciła jego łydkę jedną ręką. Drugą zgięła w łokciu i uderzyła go w brzuch. Mężczyzna zginął się w pół, ostro przeklinając. Lara spokojnym krokiem podeszła do sierżanta.
- Co mu pokazałaś?- spytał szeptem.
- Nakaz na przeszukanie lokalu. Nie spodobało mu się to- odpowiedziała równie cicho agentka.- Masz dwie opcje. Przeszukanie lokalu i praktycznie pewną odsiadkę, nie tylko za atak na funkcjonariusza albo współpracę. Jeśli wybierzesz tę drugą opcję, może będziemy tak mili i zrezygnujemy z pierwszej. Co teraz powiesz?
Mężczyzna obrzucił ich nienawistnym spojrzeniem spod półprzymkniętych powiek.
- Niech wam, kurwa, będzie- wysapał, krzywiąc się z powodu bólu.- Chodzi wam o tą laskę, co utopiła się w Central Parku?
- Czyli jednak ją znasz?- zapytała agentka tonem przesiąkniętym ironią.
- Pracowała dla mnie, ale nie mam nic wspólnego z tym co ją spotkało. Nic nie wiem.
- Chcesz powiedzieć, że była prostytutką w twoim klubie?- sprecyzowała rudowłosa.
- Tak. Koniec przesłuchania?
- To dopiero początek. Jak długo u ciebie pracowała?
- Kilka miesięcy. Nie wiem ile dokładnie. Nie narzekała. Zresztą przyszła tutaj dobrowolnie. Do niczego jej nie zmuszałem.
Wszyscy dranie tak mówią, pomyślał Richard. Z zainteresowaniem przyglądał się rozwojowi sytuacji. A więc Jane była prostytutką? Jeśli tak, jej morderstwo mogło być skutkiem ucieczki lub nadgorliwego klienta.
- To twoja wersja wydarzeń. A może niedawno zmieniła zdanie i chciała rzucić tę pracę? Może uciekła, a ty poszczułeś ją swoimi pachołkami?
- Nie zrobiłbym tego. Możecie mi nie wierzyć, ale... Różnię się od innych ludzi w tej branży. Biorę tylko bezproblemowe dziewczyny, które wiedzą na co się piszą.
- Jak dobrze ją znałeś?
Mężczyzna zaśmiał się.
- Praktycznie w ogóle. Rozmawiałem z nią raz czy dwa o pracy i raz ją przeleciałem, żeby sprawdzić czy się nadaje. Gdyby nie to, że nie żyje, nawet nie wiedziałbym o kim mówicie.
- Dziękujemy za współpracę. Na razie nie mamy innych pytań. Obawiam się, że nie zdejmę ci kajdanek. Zostawię ci na biurku klucz. Niech twoi pachołkowie cię uwolnią- powiedziała Cross.
Sierżant i agentka skierowali się do głównej części klubu, żeby następnie opuścić lokal. Richard uznał, że poczeka z pytaniami aż będą na zewnątrz.
- Spójrz tam. Widzisz tę dziewczynę tańczącą na rurze? Ta sytuacja idealnie ilustruje twoją krótkowzroczność. Osoby twojego pokroju widzą jedynie zgrabne ciało i skąpy strój. Nic więcej- szepnęła mu na ucho rudowłosa, wtapiając się w tłum. Stone pokręcił głową. Cross była niezwykła. Zniknęła z jego pola widzenia, pomimo olśniewającej kreacji. Dokonywała niemożliwego. Pomimo pewnych uciążliwości, tego dnia zrobiła na nim duże wrażenie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro