Rozdział 10
~~Tydzień później...
Był poranek, a w J&R wtedy nie ma dużego tłumu więc pracownicy mogą się poobijać. A gdy Maya zobaczyła gitarę postanowiła coś zagrać i zaśpiewać.
https://youtu.be/JRtcyeXbSBE
-Brawo!-Powiedział klaskając i podchodząc do niej Simon.
-Nie wiedziałem, że i śpiewać potrafisz.-Dodał siadając obok niej.
-Coś tam trochę podśpiewuje czasami.
-Mam dla ciebie małą propozycję. Zbliża się open i chciałbym byś ze mną zaśpiewała.
-Jeśli tylko tego chcesz to z miłą chęcią.-Powiedziała i się uśmiechnęła.
-Simon może pójdziemy razem pojeździć?
-No jasne.-Powiedział i poszli na tor.
Po półgodzinnej jeździe przyszła Luna i Simon do niej poszedł, ale do Mayi zawitał ktoś inny.
-Cześć moja blondyneczko.
-Cześć mój pajacu.
-Jeździmy?
-No oczywiście.-Powiedziała Maya i jeździli do czasu aż zobaczyli, że Luna jedzie z kimś, a tym kimś był Lucas.
-Co wy robicie?-Zapytał Matteo.
-Ty jeździsz z Mayą to ja postanowiłam, że nauczę Lucasa jeździć.
-Huckleberry tylko uważaj bo to może bardziej boleć niż upadek z byka.-Powiedziała i odjechała a za nią pojechał Matteo. Maya coś w głębi serca dalej czuła do Lucasa. Wolała go wyśmiać i tyle.
-Bardzo dobrze ci idzie Lucas. Już prawie idealnie. A o co chodziło Mayi z tym bykiem?
-Ja jestem z Texasu. Można powiedzieć, że jakby kowbojem. I jeździłem na byku zaliczyłem mały upadek ale i tak wygrałem.-Ktoś popchnął przypadkowo Lunę a ona wpadła na Lucasa a on się wywrócił a ona razem z nim i zostali na ziemi a ona leżała na nim.
-Przepraszam!-Powiedziała Luna wstając.
-Nie nic się nie stało. Masz bardzo ładne oczy.-Powiedział.
-Dziękuję.
---------------------------------------------------------------------
Dziś Simaya, Mattaya, Luas.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro