Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Dodatkowy

*Przepraszam za opóźnienie

**Nie dałam rady napisać tego rozdziału tak samo jak za pierwszym razem i jestem z niego totalnie niezadowolona, ale jestem padnięta po przejechaniu 50 km na rowerze, dlatego nawet nie próbuję napisać tego drugi raz.

***Podziękowania miały być dzisiaj, ale naprawdę nie dam rady, więc na dniach wstawię osobny rozdział.

***

Weszłam do klubu bez kolejki witając się kiwnięciem głowy z ochroniarzem. Ruszyłam przed siebie z wysoko uniesionym podbródkiem, po drodze witając się z kilkoma znajomymi osobami. Zajęłam miejsce na wysokim krzesełku przy barze, a następnie zamówiłam sobie pierwszego drinka. Prześledziłam wzrokiem cały parkiet nigdzie nie widząc mojego przyjaciela. Westchnęłam głośno, a następnie wyjęłam telefon. Przeglądałam instagrama sącząc swojego kolorowego drinka, gdy ktoś zakrył mi oczy rękoma. Uśmiechnęłam się pod nosem, a następnie odwróciłam się widząc roześmianą twarz mojego przyjaciela. Zeskoczyłam z krzesła, a następnie rzuciłam się mu na szyję.

–Jaka stęskniona– zaśmiał się, gdy cmoknęłam go szybko w polik. Objął mnie ramieniem w tali, gdy ja odsunęłam się od niego lekko. Wywróciłam oczami na jego nieśmieszny komentarz.

–Ciebie też miło widzieć, dupku– prychnęłam, a następnie ponownie zajęłam miejsce na wysokim krześle.– Chodź tutaj, muszę podsycić atmosferę w mediach.

Zaśmiał się na moje słowa, a następnie zajął miejsce obok mnie. Ustawiłam kamerkę na nas, a następnie pochyliłam się lekko, aby cmoknąć go w kącik ust. Obejrzałam boomeranga jeszcze raz widząc, że wyszedł całkiem nieźle. Wstawiłam go na swoje insta story, a następnie dałam się porwać Dan’owi na parkiet, gdy ten przekonywał mnie, że nie przyszedł tutaj siedzieć na tyłku.

Zarzuciłam ręce na jego kark, a on objął mnie w talii. Byłam w wysokich szpilkach, dlatego też nasza różnica wzrostu nie była bardzo widoczna. Zaczęliśmy poruszać się w rytm muzyki, doskonale wiedząc, że jesteśmy w tej chwili obserwowani i fotografowani przez hieny, które szukają sensacji. Pochyliłam się do jego ucha, mocniej zaciskając ręce na jego szyi, gdy on przyciągał mnie bliżej siebie. Oparłam czoło o jego i miałam z tego naprawdę niezły ubaw.

–Twoja menadżerka będzie z nas dumna– zaśmiał się lekko, a następnie puścił mi oczko.

***

Weszłam do pokoju hotelowego, zrzucając te okropne szpilki ze swoich nóg. Usiadłam na łóżku, a następnie zaczęłam delikatnie masować bolące stopy. Przez chwilę mocowałam się z suwakiem przy swojej sukience, a następnie patrzałam jak upada do moich stóp. Spojrzałam na siebie w lustrze widząc dziewczynę, która ani trochę nie przypominała tej sprzed kilku miesięcy. Na twarzy miała mocny, idealnie wykonany makijaż, a jej kręcone  włosy były po keratynowym prostowaniu. Idealne wcięcie w talii i lekko wystające żebra były efektem ciężkich ćwiczeń na siłowni, a także obowiązkowej diety, którą wprowadziła mi moja menadżerka. Westchnęłam głośno, doskonale wiedząc, że jutro czeka mnie powtórka z rozrywki każdego dnia od kilku miesięcy. Chorowałam całymi dniami, ale przynajmniej wtedy nie miałam czasu na wspomnienia. A one mnie zabijały.

Zmyłam z twarzy cały makijaż, a następnie porządnie wyszczotkowałam zęby. Związałam włosy w koński ogon, a przebrałam się w swoją satynową piżamę. Usiadłam na dużym, hotelowym łóżku, przykrytym beżową narzutą. Wrzuciłam swoją kosmetyczkę do otwartej walizki, która stała tuż obok niego, a następnie spod sterty ubrań wydobyłam rzecz, którą woziłam ze sobą dosłownie wszędzie. Uśmiechnęłam się smutno spoglądając na dobrze znaną mi fotografię. Przejechałam palcem po twarzy Matt’a, przypominając sobie jak ciepła i miękka w dotyku jest jego skóra.

Miałam siłę. Miałam te pieprzone babskie jaja, dzięki którym jeszcze nie zamknięto mnie w psychiatryku. Nie zamierzałam się poddać. Chciałam to udowodnić wszystkim, że jeszcze mogę być szczęśliwa.

Matt zawsze będzie częścią mojego życia. Może nie do końca tak jak od zawsze tego chciałam, ale chyba zdążyłam już do tego przywyknąć. Zaczęłam pisać drugą część mojej historii i wierzyłam, że ta będzie miała szczęśliwe zakończenie.

Nawet jeśli moje serce pozostało w Miami…

***

~Matthew~

Mocowałem się z zapięciem od stanika, by następnie odrzucić do ustrojstwo w kąt. Całowałem jej pełne, niezbyt duże wargi, a ona oddawała każdą pieszczotę z taką samą namiętnością. Pchnąłem ją lekko do tyłu, a następnie oparłem ciężar ciała na rękach umiejscowionych po obu stronach jej głowy. Zszedłem pocałunkami na jej szyję, od czasu do czasu zostawiając po sobie ślad w postaci wielkiej, czerwonej malinki. Wplotła ręce w moje przydługie włosy pociągając za nie. Jęczała wprost do mojego ucha jeszcze bardziej podsycając moje działania. Owinęła swoje szczupłe, długie nogi wokół moich bioder, a następnie zaczęła mocować się z zapięciem od mojego paska przy spodniach. Obróciła nas w ten sposób, że to ona teraz górowała nademną. Uniosłem biodra w górę, aby pomóc jej przy zdejmowaniu moich spodni i bokserek, które już po chwili leżały na podłodze. Uśmiechnęła się do mnie słodko, spoglądając na mnie spod długich rzęs, a następnie rozpoczęła pozostawiać szlak mokrych pocałunków, zaczynając tuż nad moim pępkiem.

–Ashy… –westchnąłem, gdy otarła się o mojego przyjaciela. Ona nagle zastygła w bezruchu. Podniosła się do siadu, a następnie w biegu zaczęła zakładać na siebie porozrzucaną bieliznę i ubrania.

–Dupku!– krzyknęła, a następnie mocując się z suwakiem swojej czerwonej, krótkiej sukienki. Usiadłem na łóżku i schowałem twarz w dłoniach. Podeszła do mnie by sprzedać mi jedno porządne uderzenie w lewy policzek. Syknąłem cicho, gdy jej zimne pierścionki na palcach spotkały się z moją rozgrzaną skóra– Jestem Christina, pajacu

Tęskniłem. Cholernie mocno tęskniłem za swoją Ash.

Widziałem ją. Wszędzie. Obok siebie, gdy starałem się zasną, w swoich ramionach, gdy budziłem się rano. W szkole obok jej szafki, która teraz stała pusta. Przed jej domem wysiadającą ze swojego samochodu, który teraz przejął Leo. Widziałem ją w każdej dziewczynie, która zbliżała się do mnie na odległość mniejszą niż dwa metry. Widziałem jej duże, czekoladowe oczy, w których się zakochałem. Jej mały, lekko zadarty nosek, który uroczo marszczyła, gdy się złościła. Jej równe, malinowe usta, które rozciągały się w szerokim uśmiechu. Jej brązowe, bujne loki podskakujące przy każdym jej ruchu. Widziałem jej drobną sylwetkę odzianą w jeansy i za dużą bluzę. Usłyszałem jej wesoły śmiech, jej słodki ton głosu. Jej kąśliwe uwagi na mój temat, wredne odzywki, a także słowa, które pragnąłem słyszeć z jej ust aż do końca życia.

–Kocham cię"

Dziewczyna, którą pomyliłem z Ashy wyszła z pomieszczenia mocno trzaskając za sobą drzwiami. Wstałem, a następnie chwiejnym krokiem rozpocząłem zbierać swoje ubrania. Ubrałem się, a następnie wyszedłem z pokoju. Ponownie uderzyła we mnie głośna muzyka i zapach alkoholu, który unosił się w powietrzu. Uśmiechnąłem się pod nosem i zacząłem schodzić po schodach na dół lekko się chwiejąc. Poszedłem do kuchni, gdzie do czerwonego, plastikowego kubeczka nalałem sobie alkoholu, a następnie wypiłem go na raz, by po chwili powtórzyć tę samą czynność. Oparłem się o szafki stojące za mną i obserwowałem bawiących się znajomych. Zgniotłem kubeczek trzymamy w dłoni, kiedy patrzałem na te wszystkie szczęśliwe pary, obściskujące się na prowizorycznym parkiecie. Wtedy w tłumie zobaczyłem te włosy. Dokładnie te, którymi uwielbiałem się bawić. Niewiele myśląc podeszłem do dziewczyny, bo byłem po prostu pewien, że to była ona. Nawet ubrana była w za dużą różową bluzę i jasne jeansy. Serce zaczęło bić mi jak oszalałe, gdy przeciskałem się, aby jak najszybciej do niej dotrzeć. Gdy tylko znalazłem się za nią przytuliłem jej drobne ciało do swojej rozgrzanej piersi. Problem był w tym, że moja Ashy zawsze była cholernie zimna, nawet jeśli na zewnątrz było ponad trzydzieści stopni, a dziewczyna, którą właśnie trzymałem w ramionach była rozgrzana. Odsunąłem ją delikatnie od siebie by spojrzeć na jej twarz i zamarłem.

Znowu miałem zwidy. To zaczyna robić się zdrowo popierdolone, że widzę ją w każdej możliwej dziewczynie.

Ale ja po prostu tęskniłem. Cholernie mocno.

–Stary, co ty robisz z moją dziewczyną?–zapytał popychając mnie, a ja zatoczyłem się do tyłu lądując na podłodze. Cholerny alkohol.– Trzymaj łapy przy sobie, frajerze.– uśmiechnąłem się do niego kpiąco, a następnie zaszczyciłem go widokiem swojego środkowego palca. Doskoczył do mnie, a muzyka ucichła. Wokół nas zebrało się sporo gapiów. Wstałem, a następnie czekałem aż uderzy pierwszy. Prowokowałem go uśmiechając się wrednie. Chwiałem się lekko przez to, że dzisiaj wypiłem całkiem sporo, ale chyba ani mi ani jemu to nie przeszkadzało. Dopadł do mnie i od razu powalił mnie. Usiadł na wysokości moich ud by zacząć okładać pięściami moją twarz. Leżałem bezruchu. Nie próbowałem się bronić. Ból, który odczuwałem na jakiś czas zagłuszał myśli o niej. Czułem się dobrze. Jakby moje cierpienie miało wynagrodzić jej to wszystko przez co przeze mnie przeszła. Po chwili ktoś oderwał ode mnie tego chłopaka.

–Mój przyjaciel się pomylił– powiedział Max odciągając ode mnie chłopaka– Chodź, stary– westchnął, a następnie pomógł mi się podnieść. Uśmiechnąłem się do niego kpiąco, gdy on przyłożył mi chusteczkę do krwawiącego nosa.–Chłopie, to już drugi raz w tym tygodniu

–A mamy środę– prychnęła kpiąco Betty stając po mojej drugiej stronie i prowadząc mnie do samochodu–Uwierz nam, wszystkim nam jest ciężko bez niej, ale musisz się wziąć w garść

–Wam jest ciężko?– zapytałem wyszarpując się z uścisku Max’a.– Z wami się przynajmniej pożegnała do cholery– prychnąłem

–Matt, wsiądź do tego pieprzonego samochodu i nie rób scen– warknęła Beth pchając mnie w kierunku samochodu. Posłałem im kpiący uśmiech, a następnie wycofywałem się powoli do tyłu.

Ashley, tak cholernie tęsknię…

***

Wszedłem do swojego pokoju śmiejąc się cicho pod nosem. Zamknąłem za sobą drzwi na klucz, a następnie zaśmiałem się jeszcze głośniej, gdy przypadkiem strąciłem z komody ramkę ze zdjęciem. Przeciągnąłem koszulkę przez głowę, aby następnie rzucić ją na ziemię. Usiadłem na miękkim materacu swojego łóżka, a następnie wyciągnąłem telefon z kieszeni jeansów. Kliknąłem w ikonę Instagrama i od razu w zdjęcie Ashley, aby zobaczyć co wstawiła na relację. Oglądanie jej profilu, a także wszystkich pokazów i wywiadów, w których bierze udział, stało się moją codziennością. Nie poznawałem tej dziewczyny, która chodziła po wybiegu, bo zmieniła się. Cholernie mocno. Ale spojrzenie nadal miała takie samo.

Nadal była moją Ashy…

Zacisnąłem mocniej palce na telefonie, gdy po raz kolejny z rzędu zacząłem oglądać boomeranga, na którym ona niemalże całuje tego chłopaka. Szybko wyłączyłem aplikację, żeby przeczytać artykuł, który podesłał mi kumpel. Choć obraz rozmazywał mi się przed oczami doskonale widziałem nagłówek.

“Ashley Hood i Danniel Lopez są parą?!”

Nawet nie czytałem dalej tylko zamachnąłem się i rozbiłem telefon o ścianę. Następna była lampka nocna i figurka żaby, która stała obok. Rozbijałem kolejne przedmioty patrząc jak rozlatują się na drobne kawałki. Zatrzymałem się dopiero, gdy w moje ręce wpadła kolejna ramka ze zdjęciem. Zdjęciem, na którym byłem razem z Ashley. Uśmiechnąłem się smutno, a następnie upadłem na kolana wciąż wpatrując się w fotografię. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, która spadła prosto na roześmianą twarz dziewczyny.

Bo ona wyjeżdżając zabrała ze sobą moje serce…

***

Kochani, jutro napiszę podziękowania i wyjaśnię wszystko dokładniej.

Na dzisiaj pamiętajcie

THIS IS NOT THE END.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro