Rozdział 6
Jak na razie bawiłam się całkiem dobrze. W sumie sama się sobie dziwię, że jeszcze nie zwiałam do domu. Może to dlatego, że to moja pierwsza impreza z Emily? Nie. Odpowiedź jest prosta. Po prostu po raz pierwszy w moim osiemnastoletnim życiu, dobrze bawię się na imprezie, a tego zasługą jest o kilka kolorowych drinków za dużo. Przeklęty Alex.
Aktualnie szaleję z Em na parkiecie, a Betty zalewa się w trupa z Max'em. Jutro zapewne będzie miała kaca XXXL, a kto będzie musiał wysłuchiwać jej jęków? Ja. Bethany jednak wcale się tym nie przejmowała. Ona po prostu uwielbiała alkohol i piła go w każdej możliwej okazji. Nie ważne czy to były jej urodziny, Boże Narodzenie, rozpoczęcie roku szkolnego czy zakup nowej lodówki przez naszą irytującą sąsiadkę. Cooper po prostu kochała pić i zawsze miała ku temu okazję.
Ja za to szalałam na parkiecie wraz z Emily. Matt zniknął już gdzieś na początku, Alex tak samo. A Leo? Jego w sumie też nie widziałam odkąd przyjechałam. I czy się martwię? Jak cholera. Co z tego, że prawdopodobnie znajdujemy się pod jednym dachem. Leo to było moje oczko w głowie. Może przez to, że najmłodszy? Nie mam bladego pojęcia. Odkąd pamiętam spędzałam z nim mnóstwo czasu. Nikt inny nie udziela tak świetnych rad jak on. Ja się dziwię, że on tych swoich złotych myśli nigdzie nie zapisuje. Jeżeli on nie zostanie psychologiem to ja pójdę do zakonu.
Leonardo był najmłodszy z rodzeństwa. Jednak trzeba przyznać, że był najrozważniejszy. Z każdej sytuacji potrafił znaleźć wyjście. A w dodatku świetnie gotował.
Z wyglądu przypominał Max'a, jednak charakter odziedziczył chyba po jakiejś prababce. Druga opcja jest taka, że go podmienili w szpitalu. Spokojny, opanowany, rozważny. Nikt z naszej rodziny nie był jak on. Nie zaliczał lasek, nie pił, nie ćpał, nie palił, a nawet nie przeklinał.
Był po prostu ideałem niejednej laski. Jednak to chyba nie nowość, że dziewczyny wolą złych chłopców. I chyba po raz pierwszy w całym moim życiu byłam tak bardzo zszokowana.
-Młody Hood się bije!- jakiś chłopak ledwo przekrzyczał dudniącą muzykę
Po tych słowach zarówno ja, jak i reszte naszej ekipy, niemal biegiem rzuciła się w stronę tłumu zebranego w ogrodzie.
Wyglądaliśmy trochę jak taka ekipa z Shadow Hunters czy jakiegoś filmu o superbohaterach. Kroczyliśmy pewnie przed siebie, nie zwracając uwagi na innych. Na samym przodzie kroczył Max, po jego prawej stronie Matt, który swoją drogą nie wiem, skąd się tu wziął, i ledwo trzymający się na nogach Alex, natomiast po lewej: ja, Bethy i Emily.
Wokół Leo i jakiegoś typka, którego nigdy wcześniej nie widziałam na oczy, zebrał się całkiem spory tłum. Chłopak nie chodził do naszego liceum. Akurat siedział na Leo okrakiem i obkładał go pięściami.
Max i Matt z prędkością wampira znaleźli się przy chłopaku i odciągnęli go od młodego Hood'a. Oczywiście mój kochany bliźniak musiał pożądnie mu przywalić prosto w nos, a Matt tylko dorzucił mocnego prawego sierpowego. Ugh, nie wiem czy ten nos będzie dało się uratować. Obawiam się, że nawet najlepszy chirurg plastyczny w tym przypadku nie pomoże.
-Koleś, zapamiętaj sobie raz na zawsze- wycedził przez zęby Max- Jeżeli zadrzesz z jednym z nas, to cała reszta i tak cię dopadnie i rozkwasi na kwaśne jabłko
-No właśnie!- dorzucił pijackim bełkotem Alex- Nie zadzieraj z Hood'ami, bo skończysz z siniakami!
To było takie kurewsko żałosne, ale mimo wszystko zaczęłam się śmiać.
-Dobra ludzie, koniec sensacji, rozejść się!- krzyknęła Bethany, ale większość osób ją po prostu olało- Do kurwy nędzy, wypierdalać!
-Leo, o co poszło?- zapytałam w miarę spokojnie, choć w środku cała się gotowałam- Dlaczego pobiłeś się z tym chłopakiem? I kto to w ogóle był?
-Jeremi Nexton, nie dawno się tu przeprowadził z rodzicami- westchnął- Zauważyłem jak ciągnie Cheryl na górę, pomimo jej oporów. Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje?
Cheryl Smith. Urocza blondynka z wielkimi, niebieskimi oczami i pełnymi malinowymi ustami. Była wysoka i miała wysportowaną sylwetkę. Od zawsze podobała się mojemu kochamu braciszkowi choć on nigdy mi się do tego nie przyznał. Siostrana intuicja.
-Nie, ale pogadamy później- wywróciłam oczami- Trzeba cię opatrzeć, gnojku. Krwawisz.
-Przepraszam, że przeszkadzam- wtrąciła się nagle Cheryl- Czy ja mogłabym go opatrzyć? Wiesz, w końcu to przeze mnie Leonardo pobił się z Jeremi'm
-To nie twoja wina- uśmiechnęłam się lekko i cudem powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem przez sposób w jaka Cheryl go nazwała. Leo nienawidzi swojego imienia- Takich skurwysynów trzeba ustawić. Myślę, że mój braciszek ucieszy się o wiele bardziej z twojej obecności niż z mojej, także do zobaczenia
I odwróciłam się, po czym odmaszerowałam szybkim krokiem. Jeżeli Cheryl chce pobyć sam na sam z Leo, to droga wolna. Dostała moje błogosławieństwo, ale jeżeli go skrzywdzi to jej te blond kudły wyszarpe, a gałki oczne wydłube i zachowam na pamiątkę w słoiku.
Nigdy więcej nie tknę alkoholu.
Po drodze kilka razy zatrzymałam się, aby przywitać się ze znajomymi. Wiecie, nie jestem aż taka aspołeczna.
Gdy dotarłam do baru Bethany właśnie pożerała usta jakiegoś dość przystojnego bruneta, a Max znowu bajerował laski swoimi beznadziejnymi tekstami.
-Cześć słońce- zaczął swoim uwodzicielskim głosem- Która godzina, bo mój zegarek na twój widok stanął?
Ja serio nie wiem jak można lecieć na tak beznadziejne teksty! Ja rozumiem, Max jest przystojny, nawet bardzo i można polecieć na jego wygląd, ale gdy ten frajer się odezwie jego urok po prostu mija. Jak w Kopciuszku. Ona o północy wróciła do swojego prawdziwego wyglądu, a gdy Max coś powie jego uroda jest już bez znaczenia.
Czas zbierać się do domu, bo zaraz głowa mi eksploduje. Za dużo emocji jak na jeden dzień.
**********
Hejka!
Akcja zaczyna się powoli rozkręcać✨ Te rozdziały były nudne😂❤️
Następny jutro❤️
Chciałabym się jeszcze zapytać koło której godziny chcecie rozdziały?
Buziaki😇
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro