Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 33

2/3

Szamotałam się w całych sił. Krzyczałam najgłośniej jak potrafiłam, ale mimo to ciężko było mi przekrzyczeć głośną muzykę. Plułam, szczypałam i kopałam, ale Caleb był zbyt silny nawet, gdy był pijany. Jedną rękę unieruchomił moje nadgarstki nad głową, boleśnie wbijając w nie palce, a drugą rozerwał mój cienki top. Na siłę starał się wedrzeć językiem do mojego gardła.

-Oddaj ten pierdolony pocałunek!- krzyknął odrywając się ode mnie na chwilę. Pokręciłam głową mocno zaciskając powieki. Obróciłam głowę w bok, jakby miało mu to utrudnić dostęp do moich warg, ale on tylko roześmiał się, jak na mój gust nieco psychicznie, i obrócił z powrotem moją twarz i brutalnie wpił się w moje wargi. Łzy spływały ciurkiem po moich policzkach. Wyglądałam zapewne jak panda z rozmazanym tuszem pod oczami. Jednym zwinny ruchem rozpiął moje spodenki, na co mocniej zacisnęłam uda.

-Temu chujowi Matt'owi dajesz to mi też dasz!- ryknął, a następnie wsunął dłoń pod dolną część mojej bielizny na co głośniej załkałam.

-Zostaw mnie, proszę- wyszlochałam między napadami płaczu. Ten jednak uśmiechnął się do mnie głupio i zaczął zataczać palcem kółka na mojej łechtaczce.

-Zostaw mnie!- krzyknęłam resztkami sił, powoli tracąc nadzieję na ratunek

Czułam się okropnie. Drżałam pod jego dotykiem, ale nie z podniecenia, a ze strachu i wstrętu. Żałowałam, że byłam tępą kretynką i dałam mu się wciągnąć w tą żałosną zabawę.

-Zaraz będziesz krzyczała, ale moje imię, gdy będę cię rżnął od tyłu- wysapał, a następnie obrócił mnie, przyciskając mój policzek do maski samochodu. Zsunął moje spodenki wraz z majtkami przez co byłam idealnie wypięta w jego stronę. Mocno uderzył mnie w prawy pośladek na co jęknęłam z bólu. Po chwili usłyszałam jak odpina pasek, a następnie jak jego spodnie opadają na ziemię.

Nie miałam siły się ruszyć. Jedynie łkałam głośno. Nie miałam siły się już szarpać. Nie miałam siły na nic. Już nawet nie płakałam. Moja i tak poszarpana już psychika, teraz rozleciała się całkowicie. Byłam skończona. Brzydziłam się siebie. Czułam jak położył swoje brudne i obślizgłe łapska na mojej talii. Czułam jego przyrodzenie na tuż przy swoich pośladkach. Wiedziałam, że to koniec.

Za jakie grzechy?

Nagle jego ręcę zniknęły. Nie czułam już za sobą jego obecności. Ostatkami sił odwróciłam się na dygoczących nogach. A to co zobaczyłam sprawiło że otworzyłam szerzej oczy ze strachu.

Matt siedział okrakiem na Caleb'ie i wymierzał mu kolejne ciosy. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Wtedy przed szkołą wydawał mi się mniej zdenerwowany. Tylko wtedy okoliczności też były inne.

Tym razem nie protestowałam. Nie próbowałam ich rozdzielić. Nawet jeśli bym spróbowała to nic by to nie dało. To w końcu był Matt. Wszedłby w bójkę z ciężarówką, gdyby tylko naszła go taka ochota.

Tak bardzo chciałam, żeby cierpiał.

-Już nie żyjesz- wysyczał Matt, a jego głos był taki pusty, kompletnie wyprany z emocji. Wymierzył mu kolejny cios. Nawet z takiej odległości widziałam jak bardzo zmasakrowana jest twarz Caleb'a. Nie bronił się. Był zbyt pijany. Podciągnęłam spodenki wraz z bielizną, a następnie zjechałam po masce samochodu, pozwalając na nowo spływać łzom po policzkach.

Obserwowałam jak Matt podnosi bezwładne ciało Caleb'a, aby następnie rzucić nim o ziemię. To było okrutne, ale zasłużył na to. Szok powoli mijał. Zastępowała go rzeczywistość i chęć zemsty. Cierpiałam, czułam się brudna i zepsuta, ale pokazywanie uczuć nigdy nie był do końca w moim stylu.

Matt oddał ostatni cios, prosto w odsłonięte krocze, prawie nieprzytomnego Caleb'a, a następnie jego wzrok zatrzymał się na mnie. Skulonej, zapłakanej i tak cholernie pustej. Zepsutej. Brudnej. Znalazł się przy mnie w dwóch krokach, a gdy tylko nasze spojrzenia się skrzyżowały, wściekłość zniknęła z jego oczu, a pojawiło się coś w rodzaju współczucia. Zdjął swoją czerwoną bluzę z kapturem i zarzucił ją na moje odkryte ramiona. Od razu założyłam ją i zasunęłam pod samą szyję, aby zasłonić poszarpany top i górę od stroju.

-Zawiozę cię do domu- powiedział cicho, a ja pokiwałam delikatnie głową. Wyciągnął w moją stronę dłoń, którą bez zastanowienia ujęłam i pomógł mi wstać. Niestety, nie dałam rady utrzymać się na zwiotczałych nogach i gdyby nie jego silne ręce to moja twarz ryłaby właśnie beton. W jego ramionach czułam się bezpieczna. Spojrzałam na jego przystojną twarz, która była teraz widocznie zmartwiona i ponownie się rozpłakałam. A on przyciągnął mnie do siebie bliżej, pozwalając mi moczyć jego ramię łzami.

-Obiecuję, że już nigdy więcej cię nie skrzywdzi- wyszeptał do mojego ucha i przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie, jakbym miała mu zaraz uciec. Gładził moje włosy w uspokajającym geście. Gdy pocałował mnie w czoło, wzdrygnęłam się, a on mocniej zacisnął powieki, jakby i jemu sprawiało to ból, ale mimo to zaraz po tym złożył drugi pocałunek, a następnie trzeci. I w pewien sposób mnie to uspokoiło. Jego obecność mnie uspokajała. Jego dotyk. On.

-Jestem brudna- wyszeptałam, zaciskając mocniej powieki- Zepsuta. Bezwartościowa.

-Jesteś cholernie silna- odpowiedział, odsuwając się ode mnie delikatnie , aby spojrzeć mi prosto w oczy- Piękna. Wyjątkowa. Nieskazitelna. Jesteś idealna, Ashley.

-Nie kłam- poprosiłam cicho, a on głośno westchnął na moje słowa

-Nie kłamę, Ash- mruknął, łapiąc mnie za plecy i pod kolanami, a następnie jednym, sprawnym ruchem podniósł mnie w stylu panny młodej- Cholernie boli mnie to, że masz tak niską samoocenę i o całe zło tego cholernego świata obwiniasz siebie

-Bo jestem zepsuta, Matt- wyszeptałam, wtulając się w jego szeroką klatkę piersiową- Jestem złamana. Dlaczego próbujesz wmówić mi coś, co nie jest prawdą?

-Wszystko co mówię jest prawdą, Ash- odpowiedział, idąc zapewne w stronę swojego samochodu- Tylko ty to zawsze wypierasz.

Później już nic nie mówiliśmy. Matt posadził mnie w swoim samochodzie i kilka razy upewnił się, czy na pewno łam zapięte pasy. Oparłam głowę o szybę i zamknęłam oczy, starając się zasnąć. Ale sen nie przychodził. Zamiast niego w mojej głowie ciągle pojawiał się Caleb, czułam jego obrzydliwy dotyk na swoim ciele. Słyszałam jego straszny śmiech. Tak było aż do momentu, w którym Matt nie położył dłoni. Momentalnie moje ciało się rozluźniło, a wszystkie okropne obrazy, jakby zniknęły. Przy nim wszystko było dobrze.

Każdy człowiek wnosi coś do naszego życia. Każdy ma nam coś pokazać i czegoś nauczyć. Może Matt miał mnie nauczyć kochać bezwarunkowo i bezopamiętania? Może to właśnie on był największym i najpiękniejszym wyznacznikiem miłości w moim życiu? Być może. Albo to on miał mi pokazać jak bardzo głupia i naiwna jestem. Może miał mi pokazać, że kochanie bezwzajemności bywa destrukcyjne? Może miał mi pokazać, że złamany człowiek nie potrafi tak naprawdę kochać, a jedynie fałszywie okazywać zainteresowanie?

Ale tego wszystkiego miałam się dowiedzieć już wkrótce. Przyszłość była dla mnie niczym w porównaniu z teraźniejszością. Bo życie nie stoi w miejscu tylko zapierdala przed siebie, nie patrząc na ciebie. Ono nie stanie w miejscu i nie zaczeka aż ruszysz dupę, bo dla ciebie teraz jest odpowiednia pora. Ono będzie pędzić do przodu, choćbyś leżał na ziemi i się wykrwawiał.

Gdy zatrzymaliśmy się pod moim domem, Matt wyciągnął mnie z samochodu, a następnie jak najciszej wszedł ze mną na rękach do domu. Myślał, że śpię, bo schody pokonywał dobre dziesięć minut, uważając, abym w nic nie uderzyła i się nie przebudziła. Drzwi do mojego pokoju, otworzył nogą, niemal się przewracając, na co miałam ochotę się zaśmiać, ale uparcie miałam wciąż zamknięte oczy i starałam się oddychać równo, aby się nie zorientował, że tylko udaję. Położył mnie na łóżku, a następnie przykrył po same uszy kołdrą.

-Dla ciebie chyba zabiłbym samego siebie- wyszeptał, a następnie kolejno pocałował mnie w czoło, nos i na koniec w usta.

***
Tak wiem, do dupy, wybaczcie. Nie umiem pisać takich scen. Obiecałam coś gorącego i coś gorącego będzie. W następnym rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro