Rozdział 21
Kochani, biorę udział w Lisim Konkursie ze swoją autorską książką ,,To Nie Tylko Przyjaźń''. Bardzo miło by mi było, gdybyście poświęcili dosłownie minutkę ze swojego cennego czasu, weszli w linka, którego podałam na swojej tablicy (tu i tak nie zadziała gdybym podała). Potem trzeba odnaleźć ,,To Nie Tylko Przyjaźń'' w kategorii Romans i zostawić komentarz PRZY TEJ KSIĄŻCE (wiecie o co chodzi mam nadzieję) i w komentarzu napisać liczbę punktów jaką dajecie tej książce: 4,3 lub 2.
Żeby nie było, że niczym za to nie podziękuję, więc 10.04 zrobię maraton dedykowany WSZYSTKIM OSOBOM, które na mnie zagłosowały (można pisać w komentarzach, ja i tak sprawdzę konkretne osoby i im będę dedykowała konkretne rozdziały). To nie będzie maraton taki, jaki zazwyczaj pojawiał się na moim profilu. Będzie on polegał na tym, że od 10.04 aż do 17.04 będę STARAŁA SIĘ codziennie wstawiać rozdział (a przynajmniej będę starała się w tych dniach, ale wiadomo Wielkanoc, ale jeśli tylko się coś poprzesuwa to wam to wynagrodzę). Jeśli znacie mnie na tyle dobrze i wiecie, że jeżeli jednego dnia np. nie dam rady nic napisać to następnego pojawią się dwa rozdziały. Myślę, że warto poświęcić chwilkę. Dodatkowo dla PIERWSZYCH SIEDMIU OSÓB, rozdziały będą dedykowane!
Dzisiaj krótko, bo to ma być taki przed smak tego co na Was MOŻE czekać....
PS Stwierdziłam, że muszę was jeszcze trochę pomęczyć i nie dałam w rozdziale tego co początkowo chciałam:) Podzieliłam go na dwie części <diabelek>
***
Nie da się zawsze podejmować słusznych decyzji, nie ma algorytmu, który pozwoliłby wyeliminować błędy w naszych wyborach. Myślicie, że wiedząc, gdzie i jak rodzą się nasze postanowienia, możemy minimalizować ryzyko, że wybierzemy fatalnie?
Każdy z nas chyba ma w życiu taki moment, że myśli, że gorzej już być nie może. A później pojawia się coś lub ktoś i niszczy wszystko jeszcze bardziej. Nasz tok myślenia okazuje się być wtedy bardzo mylny.
Byłam tylko zwykłą dziewczyną, która miała niesamowitego pecha w życiu. Niczym się nie wyróżniałam i trzymałam się na uboczu, tkwiąc w swoim świcie. Rozpoznawalna byłam dzięki popularnym rodzicom i rodzeństwu. Ludzie znali mnie jako Ashley Hood- córkę tych milionerów i siostrę tych modelek. Z czasem nauczyłam się jakoś z tym żyć, przyzwyczaiłam się do tego. Jednak wtedy, gdy udało mi się podnieść i zaczęłam w miarę normalnie funkcjonować, na mojej drodze, a jeszcze dokładniej, w moim pieprzonym ogrodzie, pojawił się on. Bipolarny dupek, który miał wszystko i wszystkich w głębokim poważaniu. Dodatkowo był mistrzem we wkurwianiu mnie. Denerwował mnie na każdym kroku i czerpał jeszcze z tego przyjemność.
Był jednym z tych mężczyzn, na którego dziewczynom miękły kolana, a jeden jego uśmiech, rozkładał im nogi. Trzymał się razem z moją paczką przyjaciół i chcąc, nie chcąc musiał również i ze mną. Robił wszystko wbrew mojej woli. Wkurzał, irytował, wyśmiewał. A chwilę później pomagał, śmiał się i spędzał ze mną miło czas, żeby następnie zaśmiać mi się prosto w twarz i sprzedać mi mentalne uderzenie w policzek.
A ja jak idiotka zakochałam się w nim. Nie mam bladego pojęcia jakim cudem żywiłam uczucia do takiego kretyna, ale wspominałam już, że moje serce się zbuntowało i nie chce ze mną współpracować. A kiedy zdecydowałam, że muszę się trzymać od niego z daleka to wylądowałam z nim w jednym samochodzie. I choć już na samym początku podróży powiedziałam mu jasno i wyraźnie, żeby się do mnie nie odzywał to podczas trzydziestominutowej jazdy złamał już tę zasadę stokrotnie. Niestety, jak widać, nie potrafił dostosować się do moich wymogów. Wpakował się z brudnymi buciorami do mojego spokojnego życia, przejął całkowitą kontrolę nad moim sercem i ciałem, które już na sam jego widok nie chciało współpracować z umysłem, a zrobił to wszystko nie pytając się mnie o cholerne zdanie.
Był tym niegrzecznym chłopakiem, od których starałam trzymać się z daleka. Mężczyzną, z którym nie powinnam wchodzić w żadną głębszą relację, bo po ostatnim razie oboje cierpieliśmy. Ale to właśnie do niego ciągnęło mnie najbardziej.
Jednak kiedy pare osób dążyło już do zniszczenia mojej marnej egzystencji, do całkowitego załamania mnie, to on mi pomagał. Na swój dziwny i kompletnie poraniony sposób, ale pomagał. Więc czy aby na pewno był tym złym?
-Ashely, kochanie ty moje!- krzyczał Alex, zataczając się na boki- Chodź, do swojego najprzystojniejszego przyjaciela!
Zaśmiałam się głośno na jego słowa i dalej obserwowałam przyjaciół jak wygłupiają się w jeziorze. Przyjechaliśmy nie dawno i wszyscy od razu popędzili w stronę wody, bo jak to stwierdzili ,,w samochodzie umierali z gorąca''. Ja natomiast nie miałam ochoty na kąpiel, ne oszukujmy się, nie miałam ochoty na nic, więc zostałam na brzegu i opalałam się. W cieniu. Tylko nogi miałam na słońcu. Logika Ashley Hood.
Rozkoszowałam się cisza i świeżym powietrzem. Wkurwiałem brakiem zasięgu. Rozmyślałam jak wytrzymam jeden wieczór ze swoimi zalanymi w trupa przyjaciółmi i z kim wyląduje w namiocie. Wszystko byłoby w miarę dobrze, gdyby ktoś nagle nie zasłonił mi słońca.
-Odsuń się kimkolwiek jesteś- mruknęłam zasłaniając oczy, ręką- Chyba, że chcesz sprawdzić jak genialny mam prawy sierpowy
W odpowiedzi jedynie usłyszałam głośny rechot. Otworzyłam oczy i spojrzałam na Matt'a jak na debila, unosząc przy tym jedną brew. Chwilę później brunet posłał mi łobuzerski uśmiech, a poje plecy oderwały się od ręcznika. Przerzucił mnie przez ramię i zadowolony zaczął biec w stronę jeziora. Ze mną. W ubraniach.
-Ty kurwiszonie zasrany!- krzyknęłam okładając po nagich, umięśnionym plecach- W tej chwili mnie postaw, kretynie!
-Przysięgam, że jeżeli choć kropla wody spadnie na moje ubrania to złamie ci nos!- w dalszym ciągu krzyczałam i starałam mu się wyrwać, ale Matt zadowolony szedł na coraz to głębszą wodę, od czasu do czasu klepiąc mnie w tyłek.
-On bezkarnie dotyka brzoskwinek mojej Ash!- krzyknął Alex- Lubię cię!
Woda sięgała mu już do pępka, przez co ja byłam już mokra. Miałam ochotę go co najmniej zabić, aby potem go wskrzesić i znowu zabić. Brunet zsunął mnie ze swojego ramienia, kładąc swoje olbrzymie ręce na moich pośladkach. Owinęłam nogi wokół jego pasa, a ręce zaplotłam w tyłu karku.
Tylko, żeby nie spaść do wody oczywiście.
Poczułam jego ciepły oddech na skórze, zanim złączył nasze wargi w czuły pocałunek. Nie potrafiłam się sprzeciwić. Nie potrafiłam go odepchnąć. Nie potrafiłam nie oddać pocałunku. Wplotłam dłonie w jego czekoladowe włosy, rozkoszując się jego cudownymi ustami. Gdzieś w tle słyszałam krzyki naszych przyjaciół, ale teraz liczył się tylko on. Wsunął swój język pomiędzy moje zęby. Jego dłoń błądziła po moich plecach, a druga ugniatała pośladek. Coś uporczywie wbijało mi się w brzuch. Tak to właśnie się działo. Wystarczył jeden ruch Matt'a, żebym zapomniała o całym bożym świecie. Zamykałam oczy i po prostu odpływałam.
Znasz to uczucie? Kiedy twoje ciało opanowuje tylko i wyłącznie szczęście? Kiedy masz ochotę śmiać się od ucha do ucha? Nie robić nic innego niż się śmiać? Bo po prostu chcesz to robić? Kiedy twoje ciało rozsadza euforia? Kiedy czujesz jego dotyk, słyszysz jego głoś i widzisz jego twarz? Znasz ten strach, że to zaraz dobiegnie końca, a ty wcale tego nie chcesz? Nie chcesz rozstawać się z osobą, które dodaje do twojego czarno- białego życia kolorów. Nie chcesz kończyć tej pięknej chwili. Ale wszystko dobiega kiedyś końca.
Nasze serca biły w szybkim tempie. Oddychaliśmy nierówno. Matt pocierał swoim nosem mój policzek. Przyjemne ciepło rozchodziło się po moim ciele. Moje szczęście w nieszczęściu.
Nie byliśmy parą. Byliśmy dwójką całkowicie niezależnych od siebie ludzi. A miałam wrażenie, że nigdy z nikim nie byłam tak blisko. Ofiarował mi nieskończone ciepło. Nie ograniczając mnie przy tym. Mogłam robić co tylko zechce.
Problem w tym, że ja już sama nie wiedziałam czego chce. To cholernie głupie, że jeden pieprzony pocałunek potrafił zniszczyć wszystko co do tej pory sobie postanowiłam.
Wiedziałam tylko, że moje serce już przepadło....
***
A miałam robić lekcje....
Co sądzicie o pierwszym pocałunku Ash i Matt'a?
Myślicie, że powinna mu zaufać czy dalej węszyć?
Jeszcze raz proszę o głosy!
Miłego dnia:*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro