Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

Doceńcie moje starania, kochani.... I zajrzyjcie na pozostałe opowiadania i tłumaczenie After :*

Jeden z dłuższych rozdziałów...

***

Czasami trzeba być po prostu odważnym. Trzeba być silnym. Czasami nie można ulegać czarnym myślom. Trzeba pokonać te diabły, które wpychają się do twojej głowy i próbują wzbudzić paniczny strach przejmując kontrole nad twoimi myślami. Trzeba iść naprzód, krok za krokiem, z nadzieją, że nawet jeśli się cofniesz to tylko po to, by wziąć rozbieg.

Przez całą drogę do tego felernego miejsca płakałam, pomimo myśli, że nie mogło stać się nic strasznego. Nie pomagało mi w tym wcale moje nowe odkrycie. Sama nie wiedziałam do końca jak mam się teraz zachowywać przy Matt'cie. Tym bardziej, że dla niego wciąż byłam przyjaciółkę z dzieciństwa, a nawet jeśli to nie liczyłam na związek.

Matt nie lubił związków. Był tym typem, który miał dziewczyny na jedną noc. Być może nawet go rozumiałam, bo w związkach wszystko się psuje. Związki ograniczają, a czasami nawet przytłaczają.

Tak więc to było pewne. Nie będziemy parą. Najprawdopodobniej nasza relacja to najdziwniejsze zjawisko jakie mogłoby połączyć dwójkę ludzi. Oboje w pewien sposób wychodzimy poza schematy, co czyni nas na pewno odmiennymi i cholernie nieidealnymi. Choć szczerze uwielbiałam tę jego niedoskonałość.

Zupełnie jakby jego niedoskonałość była dla mnie perfekcyjna...

Wracając do sedna sprawy. Coś nas do siebie ciągnie. Coś dziwnego i niezrozumiałego. Jestem pewna, że żadne z nas nie potrafiłoby określić co to takiego.

Na trzęsących się nogach weszłam do środka znienawidzonego przeze mnie budynku. Nienawidziłam szpitali. Unikałam tego miejsca. Ostatnio kiedy odwiedziłam to przeklęte miejsce to Beth była w śpiączce, a Liam.... odszedł.

Podeszłam do recepcji i przez mój niski wzrost musiałam stanąć na palcach, żeby kobieta siedząca za biurkiem mnie zauważyła. 

-Dzień dobry- powiedziałam zachrypniętym głosem- Przywieziono tutaj chłopaka, Matthew Gomez.

-Owszem- oznajmiła krótko kobieta

-Czy mogę wiedzieć, gdzie jest?- zapytałam 

-A jesteś kimś z rodziny?- zapytała nawet nie podnosząc wzroku

Wredna baba

-Jestem jego siostrą- odpowiedziałam przesłodzonym głosem

-Trzecie piętro, czeka na badania- odparła, a ja biegiem rzuciłam się w stronę windy

Stresowałam się. Sama nie wiem dlaczego. Bałam się o tego skończonego idiotę. Byłam  też wściekła na Caleb'a. Nie mogłam mu tego odpuścić. Jeżeli ktoś krzywdzi moich przyjaciół musi liczyć się z tym, że będzie miał nieprzyjemne spotkanie ze mną. 

Kroczyłam przez jasny korytarz, na którym w obecnej chwili znajdowało się mnóstwo ludzi. Patrzyli na mnie jak na jakąś idiotkę, bo nadal byłam w stroju cheerleaderki, ale jakoś nie w obecnej chwili mnie to nie interesowało. Najważniejsze było to, co z Matt'em.

-Ash?- usłyszałam krzyk, a chwilę później Kate zgarnęła mnie w swoje ramiona- Co tu robisz, słońce?

-Chciałam zobaczyć co z Matt'em- odpowiedziałam szczerze, na co blondynka poruszała w zabawny sposób brwami

-Czy ja o czymś nie wiem?- zapytała patrząc na mnie znacząco, a ja jedynie wywróciłam oczami- No weź, przyjaciółce nie powiesz? Co jest między wami?

Przyjaciółce w wieku mojej matki

-Powietrze- zaśmiałam się, a następnie wyminęłam ją i ruszyłam w stronę Jake'a, który zajmował jedno z krzeseł

-Co z nim?- zapytałam

-Nic szczególnego- powiedział mężczyzna- Matt miał dużo szczęścia, kopnięcie w tył kolana mogło się skończyć o wiele gorzej, a on ma tylko przez kilka tygodni chodzić o kulach, żeby zbytnio nienadwyrężać nogi.

Usiadłam na krześle obok niego o ze skupieniem wpatrywałam się w drzwi, za którymi znajdował się chłopak tak, jakby od tego zależało moje życie. Byłam naprawdę niecierpliwą osobą, więc już po kilku minutach bez czynnego siedzenia zaczęłam się wiercić.

-Masz robaki w tyłku?- zapytał ze śmiechem Jake na co spierunowałam go wzrokiem, ale naszą niemą kłótnię przerwał dźwięk otwieranych drzwi, a w nich stał wkurwiony Matthew Gomez na dwóch kulach

Wszyscy od razu wstaliśmy na równe nogi, gdy ten przeklinając pod nosem ruszył w naszą stronę.

-Synku- powiedziała Kate, a jej głos lekko zadrżał

W takich momentach cieszyłam się, że moi rodzice nie byli przewrażliwieni na punkcie bezpieczeństwa.

Kobieta od razu wtuliła się w bok chłopaka, gdy ten mamrotał pod nosem coś o wstydzie, a chwilę później jego wzrok spoczął na mnie.

Przez jego twarz przemknęło w jednej chwili wiele emocji. Od zaskoczenia, przez niezrozumienie aż po zadowolenie, a potem wróciła ta wyćwiczona obojętność.

Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy ten nadal nie spuszczał ze mnie wzroku i nic nie poradzę na to, że na policzkach od razu pojawiły mi się wielkie wypieki.

-Wrócę z Ashy- powiedział pewnie na co jego rodzice posłali mu pytające spojrzenia- Musimy pogadać

Małżneśtwo spojrzało na siebie porozumiewawczo, a ja widząc ten niebezpieczny błysk w oku Kate od razu wiedziałam o czym pomyślała.

-Tylko ostrożnie- pogroziła palcem Kate, a potem razem z Jake'iem ruszyli w stronę wind

Wróciłam wzrokiem do twarzy Matt'a, który teraz mocno zaciskał szczękę, a ta postawa nie wróżyła wcale nic dobrego.

Matt był niezwykle wrażliwy, wiedziałam to. Tak bardzo dusił w sobie uczucia, że naprawdę musiał się ich bać. Każdy wybuch agresji, każde docinki, każde zaciśnięcie mocniej szczęki czy napięcie mięśni. Naprawdę nie wiem, jak niektórzy mogli tego niezauważać.

Może czasem i był oschły. Może czasem był dupkiem do potęgi entej i mogło się wydawać, że ma cały świat głęboko w dupie, ale tak nie jest, on przeżywa wszystko mocniej, ale nie chce, ewentualnie nie umie się do tego przyznać.

Niczym Damon z Pamiętników wampirów...

Jego spojrzenie mnie przytłaczało. Nie wiedziałam jakie emocje się w nim kotłują, bo przez jego wyćwiczoną maskę obojętności niewiele można było zobaczyć.

-Chodźmy- mruknęłam, a następnie powolnym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia ze szpitala.

Matt szedł, a raczej kuśtykał na kulach tuż obok mnie w ten sposób, że nasze ramiona się dotykały i nic nie poradzę na to, że na ciele pojawiła mi się gęsia skórka.

Pomogłam zapakować się chłopakowi do samochodu, a następnie sama zajęłam miejsce za kierownicą.

W samochodzie panowała kompletna cisza, którą zakłócało jedynie radio. Chciał pogadać, a przez całą drogę siedzi ze wzrokiem wbitym w szybę.

-Jak się czujesz?- mruknęłam chcąc rozluźnić napiętą atmosferę

-A jak mam się czuć?- zaśmiał się gorzko

-Przykro mi Matt- powiedziałam szczerze- Spotkam się z Caleb'em i...

-Co zrobisz?- warknął

-Spotkam się z nim- westchnęłam

-Nie, nie zrobisz tego- rzekł ostro

-Matt, nie możesz mi tego zabronić- odpowiedziałam zdenerwowana

-Po tym co dzisiaj zrobił?- krzyknął

-Matt, obydwoje przesadzaliście!- wrzasnęłam zatrzymując się pod domem

-Jesteś idiotką, Hood- warknął, a następnie zabierając kule wyszedł głośno trzaskając drzwiami

Pieprzony idiota.

Wysiadłam z auta i ruszyłam wolnym krokiem wzdłuż ulicy. Wolałam nie wracać jeszcze do domu. Nie byłam w humorze, a nie miałam zamiaru tłumaczyć się rodzicom co mi jest, a tymbardziej nie chciałam się na nich wyżywać.

Człapiąc w stronę plaży, rozmyślałam o wszystkim, co zaszło pomiędzy mną a Matt'em. Nie potrafiłam go zrozumieć. W jednej chwili wszystko było dobrze, a w drugiej zachowywał się jak dupek. Naprawdę nie rozumiałam, czy ja mu kiedykolwiek coś zrobiłam?

Jedno było pewne i chyba najgorsze. Nie ważne jak bardzo chciałam się za to spoliczkować i wybić z głowy, nie ważne jak długo miałabym się kłócić sama ze sobą, wiedziałam, że zaczynałam czuć coś do Matt'a. Nie mogłam tego nazwać miłością, ale wiedziałam, że czymkolwiek było to uczucie to musiałam je jak najszybciej od siebie odsunąć, bo ono wcale nie wróżyło nic dobrego. To była najbezpieczniejsza opcja. I jedyna jaką miałam.

***

Pierwszy dotyk dłoni, pierwszy pocałunek... Oczekiwanie... Niecierpliwość... Nerwowe wyglądanie przez okno... Wyczekiwanie na SMS... Poprawianie fryzury, makijażu... Co w dzisiejszych czasach można powiedzieć o miłości? Czysta, święta, niewinna, a może prosta czy nachalna? Łatwa i krótka. Niewiele znacząca...

Zawsze zastanawiało mnie dlaczego ranimy i jesteśmy ranieni? Dlaczego zakochujemy się w osobach, które nie są dla nas odpowiednie? Dlaczego staramy się coś w nas poprawić? Dlaczego nie potrafimy zaakceptować siebie i innych takim jakimi jesteśmy? Dlaczego tak trudno jest znaleźć osobę, dla której będziemy po prostu idealni w swojej niedoskonałości?

Wiem, że wszyscy od czasu do czasu się gubimy, czasem z wyboru, czasem na skutek działania sił wyższych. Kiedy dowiadujemy się, czego chcemy pojawia się przed nami ścieżka, a właściwie rozdroże. Czasem doskonale wiemy, w którą stronę należy skręcić, ale usilnie staramy się podążać w całkowicie inną stronę. Brniemy w nieznane, bojąc się powrotu. Wolimy pozostać zagubieni. Wydaje nam się, że tak będzie lepiej.

A potem i tak wracamy na tę właściwą ścieżkę. Bo przeznaczenia nie da się oszukać nawet jeśli bardzo będziemy tego chcieli.

Czasem się zastanawiam dokąd to wszystko zmierza. Ta praca, ten cały wysiłek i te myśli przyklejony do osób, których nie ma. Ta samotność zamknięta w kilku metrach, żeby tylko coś sobie udowodnić. Tylko po to, by ktoś pomyślał, że potrafię, że nie rusza mnie nic, że daje sobie radę. Ale nikt nie wie jaka jest szara rzeczywistość. Nikt nie wie jacy naprawdę jesteśmy. Nikt nie potrafi zajrzeć do naszej duszy, nawet ci najbliżsi. Sami musimy uporać się z własnymi demonami. Nikt za nas tego nie zrobi. Samotność w pewnym sensie jest dobra. Pozwala nam przemyśleć te najważniejsze rzeczy. Bez nacisku osób trzecich. Ostateczna decyzja zawsze należy właśnie do nas.

Dlatego właśnie siedzę w przytulnej kawiarence w centrum miasta,  czekając na Caleb'a. Beth twierdzi, że popełniam błąd, Matt się do mnie nie odzywa. Obydwoje coś przede mną ukrywają, ale nie mogą za mnie decydować. Chcę z nim pogadać choć nadal nie pałam do niego szczególną sympatią. Przez kilka dni walczyłam sama ze sobą i uważam, że podjęłam słuszną decyzję.

Wydaje mi się, że rozmowa z nim może wiele wyjaśnić. A moim głównym celem jest dowiedzenie się, dlaczego chce odnowić ze mną kontakt skoro nie rozeszliśmy się w miłych stosunkach. Dlaczego zaczął się mną interesować wtedy, kiedy wrócił Matt? O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego ta dwójka tak bardzo się nienawidzi?

-Przepraszam za spóźnienie- powiedział Caleb siadając na krześle naprzeciwko mnie- Straszne korki

-Spokojnie, dopiero co przyszłam- zaśmiałam się lekko

-Cieszę się, że zgodziłaś się ze mną spotkać- powiedział- Wyglądasz prześliczne, Ashely

Cóż, jeśli jasne jeansy z wysokim stanem, stary t-shirt Max'a i gniazdo na głowie, nazywał prześlicznym to chłopak miał zdecydowanie niskie wymagania. I może kupiłabym tę jego gadkę, ale znam go już kilka lat i dobrze wiem, że Caleb i komplementy w stronę dziewczyn to jak ogień i woda. Jego z pozoru niewinne słowa tylko upewniły mnie w przekonaniu, że coś tu nie gra.

A ja miałam ochotę pobawić się w Sherlocka Holmesa...

-Dzięki- zaśmiałam się lekko- Powiedz mi dlaczego tak bardzo zależało ci na tym spotkaniu, Caleb?

-Chciałem cię przeprosić- powiedział łapiąc mnie za dłoń, która dotychczas spoczywała na stoliku- Za to, że zostawiłem cię dla Kimberly

Dobra, tego nie było w planie... Robi się niezręcznie...

-To jest ten moment, w którym powinnam przeprosić za swoją sukowatość?- zapytałam chcąc rozluźnić atmosferę- Mam to po mamie, nic nie poradzę na geny

-Mówię poważnie, Ash- odparł mocniej ściskając moją rękę- Żałuję tego, jak się to wtedy potoczyło. Chcę to naprawić

-Okej- odchrząknęłam i zabrałam swoją dłoń, splatając je pod brodą- Ale dlaczego akurat teraz? Od tamtego momentu minęło mnóstwo czasu. Co z tym wszystkim wspólnego ma Matt?

-Bo dopiero teraz zrozumiałem jak bardzo żałuję- powiedział smutno- Widziałem cię z nim i nie wiem, zapragnąłem być na jego miejscu

-Caleb, ja to sobie muszę wszystko poukładać- szybko wstałam z miejsca

-Nawet nie zdążyliśmy nic zamówić- złapał mnie za nadgarstek, gdy odchodziłam

-Daj mi czas, Caleb- wyszarpałam swoją rękę, a następnie szybkim krokiem wyszłam z kawiarnii

To nie było to czego chciałam się dowiedzieć...

Wróciłam do domu i od razu rzuciłam się na łóżko w swoim pokoju, patrząc tępo w sufit i zakrywając twarz dłońmi. Miałam dość... wszystkiego... Aż chciałam wrócić do czasów, gdy żyłam w cieniu, a moim jednym zmartwieniem było to, jak wymigam się od imprezy, na którą będzie próbowała zaciągnąć mnie Bethany.

Ale od kiedy on wkroczył do mojego życia nic już nie było takie same...

Miałam dość kłótni, krzyków, niepewności, ciągłych pretensji. Uczucia mnie dobijały.

A to wszystko przez niego. Moje życie bez niego było prostsze, ale wiem, że choć się tego wypieram to nawet masa problemów nie sprawi, że zrezygnuję całkowicie z Matt'a.

Byłam bipolarna. Raz mówiłam jedno, a za chwilę drugie, ale to wszystko wina bezsilności.

Bo prawda jest taka, że jeszcze nie wiedziałam w jak wielkim głównie się znalazłam.

A uczucia przysłoniły mi zdrowy rozsądek...

Przez uczucia nie mogłam dokonać osądu, czego konsekwencje wyszły później...

***

Każdy poranek jest jak nowy początek. Staramy się zapomnieć o tym, co wydarzyło się wczoraj i nawet nie próbujemy myśleć o jutrze. Trzeba żyć tym, co dzieje się teraz. Trzeba żyć teraźniejszością. I taki właśnie miałam zamiar dzisiaj.

Wstałam z łóżka nawet nie marudząc. Rodzice wyszli wcześnie do pracy, co nawet mi pasowało, bo nie chciałam im się tłumaczyć z mojego wczorajszego beznadziejnego humoru.

Pogoda za oknem zachwycała. Matka natura kpiła sobie ze mnie ewidentnie. Otworzyłam szafę i pchana jakimś dziwnym uczuciem zabrałam z niej sukienkę.

Ten dzień można było zapisać w kalendarzu...

Była śliczna choć prawdopodobnie nigdy wcześniej nie miałam jej na sobie. Sukienki nie były w moim stylu, ale czasem trzeba zrobić wyjątek, prawda? Dlatego założyłam na siebie pudrowo różową sukienkę typu hiszpanka. Na górze była dopasowana, a od pasa rozchodziła się falbankami.

Chciałam dziś wyglądać dobrze. Moje lenistwo zdecydowanie udało się na urlop.

Usiadłam przy toaletce zaczynając wykonywać makijaż. Zaczęłam od zamaskowania worów pod oczami korektorem, potem zrobiłam brwi, wytuszowałam rzęsy i nałożyłam ma powiekę beżowe cienie, narysowałam cieniutką kreskę eyelinerem, wyklinając przy tym, ale udało się, a na koniec potraktowałam usta matową, różową pomadką. Zdecydowałam się nie prostować włosów, pomimo tego, że zawsze to robiłam. Zdecydowałam się wpiąć na skroni perłową spinkę. Na szyi zawiesiłam łańcuszek z koroną od rodziców, a na stopy, tak dla przełamania, wsunęłam białe vansy.

Szybko złapałam jeszcze torbę i czarne Ray bany, które od razu wsunęłam na nos. Zbiegłam po schodach, ignorując zdziwione spojrzenia moich braci, zgarnęłam kluczyki od auta, a następnie wsiadłam i odjechałam.

Miałam okropny humor, ale kiedy wszystkie spojrzenia padły na mnie, minimalnie się poprawił. To zabawne, że ludzie zaczną zwracać na ciebie uwagę, gdy tylko ubierzesz się nieco inaczej niż zwykle.

-Ja chyba nadal mam kaca- powiedziała Bethany, gdy pochodziłam do przyjaciół- Wy też to widzicie czy ja zaczynam mieć jakieś halucynacje?

-Cześć wszystkim- przywitałam się grzecznie stając obok nich

-Suko, jestem dumny- zaśmiał się Alex, a potem zgarnął mnie w swoje ramiona- Wreszcie wyglądasz jak dziewczyna!

Wywróciłam na to tetralnie oczami, a moi przyjaciele ponownie zaczęli rozmawiać na niezobowiązujące tematy, mój telefon zawibrował.

Od Dupek: Masz zajebiste nogi kochanie i ani trochę nie podoba mi się to jak patrzą się na ciebie ci zboczeńcy

Niby to dziewczyny są skomplikowane, ale weź tu zrozum faceta...

Postanowiłam go ignorować. Jeszcze wczoraj się do mnie nie odzywał, a dziś zobaczył trochę nagiej skóry i nagle mu się odmieniło. Poza tym, ja miałam cel i zrobię wszystko, żeby tylko się dowiedzieć o co chodzi w tej całej chorej sytuacji między Caleb'em a Matt'em.

-Idę po książki do szafki- zakomunikowałam Betty, gdy zmierzałyśmy na lekcje

Dziewczyna tylko pokiwała głową, a ja udałam się w tą mniej zatłoczoną stronę szkoły. Było już dawno po dzownku, więc korytarze i tak świeciły już pustkami.

Zatrzymała się przed swoją szafką i zaczęłam szukać potrzebnych mi książek, gdy nagle ktoś zakrył mi usta ręką, przez co moje serce od razu zaczęło szybko bić, a ja zaczęłam się szarpać.

Chwilę później ręka zniknęła, a po korytarzu rozniósł się głośny śmiech. Znajomy głośny śmiech.

Matt stał i trzymając się za brzuch po prostu się ze mnie nabijał.

-Gdybyś ty widziała swoją minę- powiedział między napadami śmiechu

-Dupek- powiedziałam starając się nie uśmiechnąć

Mimo, że się bałam to było dosyć śmieszne, okej? To wcale nie przez śmiech Matt'a. Wcale nie mam motylków w brzuchu. Wcale.

-Lubisz tego dupka- odpowiedział i puścił mi oczko

-W twoich snach, złamasie- odpowiedziałam, po czym trąciłam go ramieniem i pewnym siebie krokiem odeszłam w stronę sali

I nic nie poradziłam na to, że na mojej twarzy wykwitł szeroki uśmiech.

***
2603 słowa...

Bądźcie dumni, powoli wracam do formy

Stwierdziłam, że pora trochę przyspieszyć akcje

Ash bawi się w Sherlocka Holmesa, jak myślicie, dowie się o zakładzie Matt'a i Caleb'a?

Jeśli pod tym rozdziale będzie spora aktywność to w tym tygodniu pojawi się jeszcze jeden, możliwe, że tak samo długi.

Doceńcie moje starania

Dusia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro