Rozdział 13
Zwróćcie proszę uwagę na notatkę na dole, to dla mnie ważne
Ciężko jest pogodzić się z faktem, że każdy z nas ma w sobie wiele zła. Ludzie uważają się za ideały, którymi w rzeczywistości nie byli i nie będą. Każdy z nas ma wady i choć niektórym ciężko jest się pogodzić z tym faktem, taka jest prawda.
Sama szczerze nienawidziłam swoich i niejednokrotnie doprowadzały mnie one do płaczu. Szczególnie przez ten jeden czas w miesiącu, patrząc w lustro, używa się najbardziej wyszukanych, ambitnych przekleństw. Prawdę mówiąc mój słownik jest już dość rozbudowany.
Jedną z wielu wad jest właśnie to, że byłam cholernie uparta. Czasem to wprawdzie była bardzo pomocna cecha, ale w obecnej sytuacji w ogóle mi się nie przydawała, a wręcz przeszkadzała.
Powinnam była dać sobie spokój z Matt'em już wtedy, ale nie, czekajcie na rozwój wydarzeń. Przecież ja nie potrafię odpuścić i nie znam znaczenia słowa NIE. Ashley Hood potrafi rozpętać prawdziwe piekło.
Jeśli chodzi o Matt'a. Cóż. Przyjaźniliśmy się kiedyś, owszem. Nie był moim ex przyjacielem. Był czymś, co nigdy wprawdzie się nie zatrzymało- był pomiędzy tak a nie. Czasami najlepszym, bądź najgorszym, co mnie spotkało. Nigdy nie odszedł kompletnie i nie pozostawił moich myśli. Inni faceci przychodzili i odchodzili. Nie to, że było ich wielu. Wiecie, aspołeczność level hard choć nadal się tego wypieram, ale wracając. Nie wiedziałam, co to było, ale coś wewnątrz mnie zawsze będzie do niego wracało. On był chłopakiem, który samoistnie przyczynił się do tego, kim się stałam. W jakimś stopniu- może nie teraz, ale w przeszłości- zachował we mnie kawałek siebie.
Zawsze wydawało mi się, że to ja pamiętam o ludziach dłużej niż oni pamiętają o mnie. Kiedy ja i Matt często się kłóciliśmy, miałam wrażenie jakby on po prostu zapomniał o tym co było kiedyś. O włamywaniu się w nocy do mojego pokoju przez okno, o spaniu w domku na drzewie. O tym, że byliśmy nierozłączni, a przede wszystkim o tym, że byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.
No, ale dobrze. Może zacznijmy od początku.
Zaraz po moim występie swoją choreografię zaczęła wykonywać Kimberly. Żadną niespodzianką nie jest to, że była genialna. Nie lubię jej, co ja mówię, ja jej nienawidzę, ale była świetna.
Każdy ruch wykonywany z niesamowitą gracją i seksapilem. Męska część naszej szkoły nie spuszcza wzroku z jej, moim skromnym zdaniem, zbyt dużego dekoltu, ale nie oszukujmy się, zdobywa tym ich przychylność. Sprytne zagranie, Kimberly.
Chwilę potem kończy cały swój występ szpagatem, a po sali rozchodzą się głośne brawa. Niemal wszyscy na sali wstali, głośno wiwiatując jej imię. Ona natomiast tylko uśmiechnęła się szeroko i wysłała im całusa.
Oh, połknij kwas, żmijo
Osoby, które nie znają dobrze Kimberly są przekonane, że jest ona słodką nastolatką. Zawsze uśmiechnięta i serdeczna. Chętna do pomocy i wrażliwa. Idealna córka idealnych rodziców. Miałam nieprzyjemność poznać ją bliżej i uwierzcie mi, pozory mylą. Łatwo jest oceniać książkę po okładce i po opiniach innych. Rzeczywistość jest taka, że nigdy nie powinniśmy kierować się zdaniem innych. Powinniśmy kierować się własną opinią i to taką potwierdzoną.
Kimberly w rzeczywistości jest dwulicową żmiją zdolną do wbicia ci noża prosto w plecy w najmniej oczekiwanym momencie. Ta dziewczyna sprzedałaby się do burdelu za wymarzoną parę butów. Nie mówię tego tylko dlatego że względu na naszą przeszłość.
Gdy tylko przestała uśmiechać się sztucznie w stronę tłumu, odwróciła głowę w moją stronę i posłał mi spojrzenie pełne pogardy i wyższości.
Wywróciłam na to jedynie oczami i resztkami sił powstrzymałam się od pokazania jej środkowego palca. Z resztkami godności wyszłam z dali.
***
Zaparkowałam samochód przed domem, a następnie szybko opuściłam pojazd, chcąc uniknąć rozmowy z sąsiadką, której przypadkiej przed chwilą potrąciłam śmietnik przez, co cała jego zawartość wysypała się.
-Jestem!- krzyknęłam po przekroczeniu progu
-Kuchnia!- okrzyknęła mi mama
Szybko zdjęłam buty i rzuciłam plecak w kąt. W kuchni jak się okazało siedziała moja mama razem z Vią i Kate. Ze wszystkimi przywitała. się cmoknięciem w polik, a następnie zajęłam wysokie krzesełko naprzeciwko nich.
-Miałaś być później- powiedziała moja rodzicielka patrząc na mnie z uniesioną brwią i pijąc swoje ukochane latte
-Wyszłam wcześniej- mruknęłam cicho, unikając spojrzenia kobiet
-Jak ci poszło, kochanie?- zapytała Via, uśmiechając się szeroko
-No cóż, przegrałam- odparłam wzruszając ramionami
-Nie przejmuj się, kochanie- powiedziała mama od razu przysiągając mnie do siebie i całując w czoło- Czyli jeżeli teraz jest zły moment, żeby powiedzieć ci, że wyjeżdżamy na weekend nad jezioro?
Wyjazdy rodziców były na porządku dziennym. Zdarzało się czasem, że nie było ich nawet na kilka tygodni i choć było to bardzo ciężkie i tęskniłam za nimi ogromnie to doskonale wiedziałam, że na tym polega ich praca i nigdy nie miałam im tego za złe. Wręcz przeciwnie, rozumiała to i dzięki temu mogłam prowadzić taki tryb życia, gdzie niczego mi nie brakowało. Tym razem jednak chcieli wyjechać odpocząć wraz z przyjaciółmi, a to należy im się jeszcze bardziej. Dlatego wiedziałam, że nie mogę zabrać im tej przyjemności. Od dawna nie byli nigdzie wszyscy razem. Większość osób w moim wieku cieszyłaby się z nieobecności rodziców, ale ja raczej od zawsze wolałam spędzać czas z rodziną niż na imprezach.
-Mamo, jestem dużą dziewczynką- zaśmiałam się lekko- Kiedy wyjeżdżacie?
-W piątek popołudniu- odpowiedziała z uśmiechem ciocia Vi
Jeszcze chwilę posiedziałam przy stole przysłuchując się rozmowie mamy i jej przyjaciółek, które niesamowicie cieszyły się na ten wyjazd, dlatego od razu polepszył mi się humor. Uwielbiałam kiedy moi bliscy byli szczęśliwi.
***
Następne kilka dni w szkole minęło błyskawicznie. Czas po szkole spędzałam powtarzając materiał z ubiegłego roku, aby dobrze napisać test utrwalający wiadomości z zeszłego roku. Co prawda, mając Matt'a za sąsiada nie było to zbyt proste, zwłaszcza, że nasze pokoje są naprzeciwko i każdy hałas dochodzący z jego pokoju słychać było u mnie.
W szkole wszyscy nadal przeżywali wybory do drużyn szkolnych. Zawzięcie starałam się ignorować wszystkie wredne komentarze w moją stronę. Matt'a unikałam ze wzajemnością z jego strony. Kilka razy udało mi się przyłapać go na patrzeniu się w moją stronę.
Nim się obejrzałam był już piątek, a ja stałam przed domem mocno przytulając mamę.
-Wystarczy jedno twoje słowo, a nigdzie nie pojedziemy- powiedziała mama z swoim matczynym uśmiechem na twarzy
-Mamo, daj spokój- odparłam wywracając oczami- Macie dobrze się bawić
-Oj uwierz mi córcia, będziemy- do rozmowy wtrącił się tata, który pakował walizki do samochodu
-Stary, a głupi- zaśmiała się mama lekko uderzając tatę w ramię- Gdyby tylko coś się działo masz od razu dzwonić
-Dobrze, mamo- ponownie wywróciłam oczami na jej troskę
-Kocham cię, skarbie- przytuliła mnie mocno ostatni raz i wsiadła do samochodu
-Nie rozwalcie domu- zaśmiał się tata, całując mnie w czoło- Pilnuj Max'a
-Jestem starszy o kilka minut!- krzyknął mój bliźniak wychodząc z domu
-Ale głupszy- odpowiedział tata- Leo, pilnuj rodzeństwa!
-Ej!- krzyknęła w tym samym czasie z Max'em, na co od razu spojrzeliśmy na siebie z obrzydzeniem
Jeszcze chwilę stałam na chodniku patrząc na znikające samochody rodziców, Vi i Luke'a oraz Jake'a i Kate.
-A ty gdzie?- zapytałam Max'a, który w ekspresowym tempie wsiadał do swojego samochodu
-Po alkohol i jakieś przekąski- odpowiedział, a widząc moją zdezorientowaną minę dodał- Zapomniałem Ci powiedzieć, dzisiaj jest impreza u nas w domu. Wiesz, rodziców nie ma to trzeba korzystać
Tym razem patrzyłam na oddalający się samochód mojego bliźniaka, wyklinając go w myślach.
Liczyłam na spokojny weekend z Netflix'em i dobrym jedzeniem, a przez cały dzisiejszy wieczór będę musiała wysłuchiwać wrzasków ludzi ze szkoły. Ja do tej jego imprezy ręki nie dołożę, a co więcej, nawet na nią nie pójdę. Zabarykaduje się w pokoju ze słuchawkami na uszach i może uda mi się to jakoś przetrwać.
***
Wiem, obiecałam Wam długi rozdział, ale kurde, siadam do tego rozdziału po raz setny w tym tygodniu. Chodź mam zapisany cały przebieg akcji w swoim notatniku i cały zarys historii mam już od kilku dobrych miesięcy w swojej głowie, to naprawdę nie wiem jak to napisać.
Po tym jak zrobiłam dłuuuugą przerwę od wattpada podczas pisania ABJD do tej pory żałuję. Nie wiem jakim cudem zostawiłam Was i z przykrością muszę stwierdzić, że ponad połowa odeszła. Obiecałam sobie, więc, że wystartuję na nowo z takim samym zapałem jak na początku, a może nawet i większym. Jednak wtedy potrafiłam napisać cały rozdział z dialogów, miał on 300 słów, a ja byłam z tego dumna. No cóż, sprawy się trochę pozmieniały. Podczas tym kilku miesięcy zmieniłam się. Mam większe wymagania co do siebie. Wymagam od siebie więcej i wiem, że mogę to zrobić. Więc dlaczego za każdym razem jak siadam do komputera nie mogę napisać ani słowa do tej historii? Mam z 15, nowych historii, które mogę pisać cały dzień, a wena i tak mi się nie skończy. Nie chcę zawieszać tego opowiadania. Sama nie wiem po co to piszę. Chyba muszę się wygadać😂 Odnoszę wrażenie, że się wypaliłam, ale nie chce odchodzić z wattpada mając setki pomysłów w głowie. Naprawdę nie wiem kochani, staję na głowie żeby napisać rozdział i jak patrzę na liczby odsłon to mi się serce łamie. Jestem zła sama na siebie, bo zdaje sobie sprawę, że to wszystko przez moją przerwę, ale nie wiem, kurcze, dajcie mi jakąś motywację, co? Oczywiście do niczego nie zmuszam. Po prostu potrzebuję wsparcia. Następny postaram się dodać o wiele szybciej i cóż, zacznę się modlić o to, żebym miała wene na tą historię. Pozdrawiam cieplutko, kochani i dziękuję za poświęcony czas
PS Naprawdę przepraszam za ten rozdział, ja zdaje sobie sprawę z tego jak bardzo nudny jest, ale nie chciałam Was zostawiać kolejny tydzień bez rozdziału. Wybaczcie i proszę o zrozumienie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro