Rozdział 11
Życie pisze różne scenariusze. Jednak z całą pewnością mogę stwierdzić, że najciekawsze są te, których nie planujemy. Jeszcze kilka dni temu, gdyby ktoś mi powiedział, że dzisiejsze popołudnie spędzę z Matt'em to po prostu wyśmiałabym go, a następnie zaprzeczyła. Tymczasem właśnie teraz on dzięki swojemu refleksowi, uchronił mnie od zderzenia z twardą podłogą i nabiciem sobie conajmniei kilku siniaków. Jego silna dłoń znajduje się na moich plecach, a druga podtrzymuje mnie pod kolanami.
Wcale nie mam przez to motylków w brzuchu. Wcale.
Jego wzrok utkwiony jest w mojej twarzy. Jeżeli zaraz nie odwróci wzroku to przysięgam na Boga, że zrobię coś czego potem mogę żałować. Zaczynam zastanawiać się czy nie mam czegoś na twarzy, bo jego spojrzenie jest naprawdę intensywne. Nawet nie wiecie jak dużo bym dała, aby tylko dowiedzieć się co dzieje się teraz w jego głowie.
Położyłam dłoń na jego policzku przez co od razu mentalnie przywaliłam sobie z liścia. Jego jeden kącik ust uniósł się i przez chwilę na jego twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu, ale zaraz się opanował i wróciła zazwyczaj towarzysząca mu powaga.
Cholera, jak się uśmiecha to wygląda jeszcze goręcej.
Wtulił swój policzek w moją dłoń, a ja po prostu nie wiedziałam co mam robić. Szok jaki mnie ogarnął był ogromny. Serce zaczęło bić jak oszalałe, a oddech przyśpieszył. Jego przystojna twarz zaczęła zbliżać się powoli do mojej, a ja nie wiedziałam czy powinnam uciekać czy oddać się całkowicie tej chwili.
Dzieliły nas zaledwie milimetry. Skakał wzrokiem między moimi oczami, a ustami, za to ja jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w jego niebieskie oczy, które w obecnej chwili wydawały się ciemniejsze niż zazwyczaj.
Zamknęłam oczy i po prostu czekałam na to co ma nadejść. I choć wiedziałam, że jutro powróci Matt dupek i to co działo się dzisiaj odejdzie w zapomnienie, to chciałam tego.
Jeszcze bardziej przybliżyłam swoją twarz do jego, a moje usta owiał jego gorący, miętowy oddech. Znowu poczułam te przysłowiowe motylki w brzuchu. I wtedy usłyszałam dźwięk otwieranych się drzwi.
-Ash, masz może pożyczyć... - zaczął swoim irytującym głosem mój brat bliźniaki
Matt odwrócił się w jego stronę wciąż trzymając mnie na rękach. Mina mojego brata była bezcenna. Miałam ochotę sięgnąć po telefon i zrobić mu zdjęcie, bo druga taka okazja najprawdopodobniej miała się już nigdy nie wydarzyć. Stał w progu mojego pokoju w szeroko otwartymi oczami i ustami. Byłam zdziwiona, że mucha mu tam nie wleciała.
Niezręczna cisza jaka panowała w pokoju była krępująca. Wzrok Max'a skakał pomiędzy moją twarzą, a twarzą chłopaka. Jego policzki przybrały odcień purpury i to chyba pierwszy i zdecydowanie ostatni raz jak Max się zarumienił.
-No, no- powiedział Matt, który zdecydował przerwać ciszę- Najgorsze wyczucie czasu odkąd Napoleon uznał, że środek zimy to najlepsza pora na inwazję Rosji
Twarz Max'a stała się jeszcze bardziej czerwona o ile było to możliwe, natomiast zarówno ja jak i chłopak zaśmialiśmy się. Brunet ostrożnie odstawił mnie na ziemię, a ja w tym momencie miałam ochotę udusić mojego bliźniaka.
-Ja chciałem tylko pożyczyć ładowarkę- mruknął wyraźnie zakłopotany chłopak drapiąc się w kark
-Spokojnie- Matt ponownie się zaśmiał- Właśnie skończyliśmy. Do jutra, Ashely
A po tych słowach po prostu wyszedł zostawiając tym razem mnie w całkowitym osłupieniu.
Nie skończyliśmy ćwiczyć układu!
Jeżeli można by było zabijać wzrokiem to Max leżał by już dawno martwy. Zdenerwowana rzuciłam w niego ładowarką, a następnie zatrzasnęłam mu drzwi przez nosem niemal pewna, że oberwał. Należało mu się.
Wzdychając głośno rzuciłam się na łóżko, a w myślach już wymyśliłam zemstę na Max'ie. Ewentualnie tworzyłam właśnie bardzo długą listę o nazwie „Zabójstwo Max'a na 1000 sposóbów". Miałam już całkiem sporo pomysłów.
***
Dzień w szkole mijał szybko i aż sama nie wierzę, że to powiem, ale zdecydowanie za szybko. Zazwyczaj chce jak najszybciej przetrwać to kilka godzin w piekle, ale dziś, zaraz po skończeniu zajęć były wybory i nie mogę ukryć tego, że byłam delikatnie mówiąc, zestresowana jak cholera.
Idąc szkolnym korytarzem wysłuchałam już absolutnie wszystkich możliwych wersji tego kto zostanie kapitanem cheereaderek oraz tego kto dołączy do drużyny piłkarskiej. Zdarzały się nawet osoby, które zakładały się, która z nas zwycięży.
Stresowało mnie to jeszcze bardziej. Nigdy nie lubiłam występów publicznych, a tymbardziej nie lubiłam rywalizować. W tej kwestii akurat byłam całkowitym przeciwieństwem moich rodziców oraz rodzeństwa. Nie chciałam tego niepotrzebnego rozgłosu na całą szkołę. Fakt, faktem, przeszkadzało mi to, że byłam znana tylko ze względu na bliźniaczki i Max'a, ale przyzwyczaiłam się już do tego i wolałam tego nie zmieniać.
Dlatego, gdy zakładałam na siebie strój cheerleadereki myślałam, że dostanę conajmniej palpitacji serca. Kilka razy sprawdzałam czy dobrze zawiązałam sznurówki, aby podczas wykonywania układu się nie rozwiązały, bo znając moje cudowne szczęście to zaliczyłabym glebę na oczach całej szkoły. Włosy związałam w wysokiego kucyka i zaczęłam się rozciągać.
Na dodatek przez cały dzień nie rozmawiałam z Matt'em i nie wiedziałam czy jego wczorajsza chęć pomocy jest nadal aktualna. Dlatego nie wiele myśląc wyszłam z szatni i weszłam prosto w paszczę lwa. Na hali sportowej znajdowali się już wszyscy członkowie drużyny piłkarskiej oraz osoby, które chcą do niej dołączyć, cheerleaderki, a trybuny były po same brzegi wypełnione uczniami naszej szkoły przez co mój żołądek zrobił fikołka, a serce zaczęło bić jeszcze szybciej o ile to w ogóle możliwe.
Moje pewność siebie w tym momencie jest na poziomie zerowym.
Wzrokiem wyszukałam Matt'a i na drążcych nogach podążyłam w jego kierunku. W skupieniu prowadził rozgrzewkę, więc podejrzewałem, że również chce dołączyć do drużyny.
-Cześć Matt- powiedziałam uśmiechając się delikatnie- Moglibyśmy jeszcze raz prze ćwiczyć tę figurę?
-Nie widzisz, że jestem zajęty?- zapytał nie przestając podbijać piłki- Poproś kogoś innego, żeby to z tobą zrobił
-Ale wczoraj obiecałeś... - zaczęłam zdenerwowana, ale niestety nie mogłam dokończyć
-Obiecanki cacanki, a głupiemu radość, Ashley- powiedział nawet na mnie nie spoglądając na co posłałam mu wkurwione spojrzenie
-Jesteś cholernym dupkiem Matt- warknęłam, a następnie zachowując resztki godności odeszłam
Miałam niecałe dziesięć minut, aby znaleźć osobę, która zastąpi Matt'a, a w dodatku jedynymi osobami, które mogłabym poprosić o pomoc jest mój brat bliźniak, który zapewne będzie chciał coś w zamian oraz mój najlepszy przyjaciel, ale ten się na mnie obraził i w dodatku powiedział ostatnio, że jestem jego dziewczyną, więc nie jestem pewna czy jest on sprawny umysłowo.
Z dwojga złego, jednak wybieram Alex'a.
Wyszukałam wzrokiem mojego przyjściela, a następnie uśmiechając się jak głupi do serca ruszyłam w jego kierunki. Czarnowłosy od razu mnie zauważył, ale widząc moją minę, uniósł jedną brew do góry i skrzyżował ręce na piersiach.
-Aleeex, kochanie ty moje- powiedziałam starając się zrobić słodką minę
-Czego chcesz?- westchnął mrużąc śmiesznie oczy
-Pomógłbyś mi wykonać jedną figurę?- zapytałam robiąc wielkie oczka i mrugając nimi co miało wyglądać słodko, ale nie jestem pewna czy aby na pewno w moim wykonaniu cel został wykonany
-Jasne- rzucił z kwaśną miną Alex- I nawet nie raczyłaś do mnie zadzwonić i poinformować mnie, że obok ciebie zamieszkał jakiś farbowany brunet z ego większym niż cała California, a ja przez ostatnie dni zastanawiałem się czy jeszcze żyjesz.
-Tak na marginesie, moje włosy to naturalny brązowy- zaśmiał się Matt, który pojawił się za nami ni z tąd, ni z owąd- Nie martw się stary, nigdy nie spojrzałbym na kogoś takiego jak ona
Oh kurwa, ała.
-Chcesz wojny Gomez to będziesz ją miał- warknęłam do niego udawając, że jego słowa w ogóle mnie nie ruszyły- Gratuluję odwagi, a współczuję Ci głupoty
-Złość piękności szkodzi-odpowiedział śmiejąc się- Choć w sumie, tobie już nic nie zaszkodzi
A po tych słowach po prostu odszedł. Miałam ochotę przywalić mu w tą wredną, aczkolwiek bardzo przystojną twarz. Nie byłam w stanie zrozumieć jak mógł mnie tak potraktować. Wtedy zrozumiałam, że choćbym nie wiem jak bardzo się starała, kontakty moje i Matt'a już nigdy nie będą takie jak kiedyś. Wraz z jego wyjazdem straciłam go na zawsze.
***
Siemaneczko ziomeczki!
Powiedzcie mi, moi kochanie, które rozdziały czyta się lepiej: te z początku książki czy te, które publikuję teraz? A i chciałam Wam jeszcze podziękować za 2000 wyświetleń! Uwierzcie mi, jestem w szoku, a łzy same cisną mi się do oczu:)
Buziaki:*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro