Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 40

Nigdy nie byłam dobrą aktorką. Zawsze zdradzały mnie uczucia, których nie potrafiłam utrzymać na wodzy. Dlatego też, gdy tylko zobaczyłam stojącego przede mną chłopaka, wzdłuż mojego kręgosłupa przeszedł przerażający dreszcz. Moje ciało spięło się, ręce zaczęły drżeć, a nogi stały się jak z waty. Stanęłam na nogach starając się opanować ich drżenie. Cofnęłam się, aby być bliżej drzwi. Nigdy nie wiadomo co temu idiocie strzeli do głowy, a w przypadku ucieczki nie miałam najmniejszych szans. On był w końcu sportowcem, w dodatku dość postawnym, a ja ze swoim brakiem jakiejkolwiek kondycji i krótkimi nóżkami niewiele mogłam zdziałać. Los miał w zwyczaju stawiać na mojej życiowej ścieżce osoby, które zostawiały po sobie ślad. Każdy z nich miał być dla mnie pewnego rodzaju lekcją. Byłam cholernie naiwną osobą i ufałam osobom, którym nigdy ufać nie powinnam. Pierwszą osobą na owej liście osób był Caleb. Kimberly zajmowała drugie miejsce. Wiecie, ona mnie przynajmniej nie próbowała zgwałcić.

–Czego chcesz?– zapytałam drżącym głosem. Uśmiech na twarzy Caleb’a poszerzył się, gdy tylko zobaczył mój strach. W jego oczach migotały te niebezpieczne iskierki, które w obecnej chwili mnie wręcz przerażały. Byliśmy sami na parkingu. Korytarze również świeciły w obecnej chwili pustkami.

–Wpadłem do kumpla, ale nie chciał teraz ze mną rozmawiać– odpowiedział cały czas uśmiechając się w ten przerażający sposób. Moje ciało ponownie zadrżało słysząc jego głos. Zdawałam sobie sprawę z tego, że kiedyś go spotkam, ale zawsze wyobrażałam sobie to spotkanie całkowicie inaczej. Miałam być wtedy z przyjaciółmi, całkowicie bezpieczna. Miałam się go nie obawiać. Miałam mieć wtedy obok siebie Matt’a, który mnie obroni. Niestety, los ponownie postanowił sobie ze mnie zakpić. Czasami myślałam sobie, że ktoś tam na górze ma niezły ubaw patrząc na moje życie, które przez ostatnie miesiące jest pasmem nastoletnich dramatów. Odwróciłam się na pięcie z zamiarem powrotu do szkoły.

–Ashley!– krzyknął za mną Caleb przez co stanęłam w bezruchu będąc odwrócona do niego plecami. Zacisnęłam mocniej powieki, bo samo usłyszenie jego głosu sprawiało, że moja wyobraźnia stawiała mi przed oczami niechciane obrazy z tamtego wieczoru– Nie wszyscy twoi pseudo przyjaciele są wobec ciebie całkowicie szczerzy!– rzuciłam się w kierunku drzwi do szkoły niemal biegiem. Za plecami słyszałam jego przeraźliwy śmiech.

Zdyszana wbiegłam do łazienki. Z ulgą zauważyłam, że jestem w niej całkowicie sama. Oparłam się rękoma o białą umywalkę, a swoje spojrzenie skierowałam na lustro, które było zawieszone tuż nad nią. Wpatrywałam się w te puste oczy, które jeszcze nie tak dawno mieniły się wesołymi iskierkami. W poszarzałą cerę, która nie wyglądała tak zdrowo jak dawniej. Ładnie wycięte wargi były popękane i suche. Brązowe włosy były zniszczone. Nie przypominałem dawnej siebie ani trochę. Starałam się delikatnie uśmiechnąć, chociażby unieść kącik ust, ale wyszedł z tego raczej grymas. Westchnęłam głośno zastanawiając się od czego to się wszystko tak właściwie zaczęło. Być może wszystko było winą tego, że byłam najzwyczajniej w świecie naiwna i zbyt szybko ufałam ludziom. Ostatni raz spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, a następnie opuściłam łazienkę.

Najwyższy czas się ogarnąć.

***

Chwyciłam butelkę z wodą, a następnie upewniłam się, że podczas wiązania włosów w wysokiego kucyka nie powstały żadne górki. Dłonie włożyłam do czarnej, zasuwanej bluzy z kapturem, którą miałam na sobie. Weszłam na salę, gdzie od kilku minut trwał już trening. Niezauważona zajęłam swoje miejsce i po chwili zaczęłam tańczyć układ razem z resztą dziewczyn. Głowa pulsowała mi dosłownie przy każdym ruchu, a mroczki przed oczami zaczęły pojawiać się coraz częściej. Dodatkowo było mi cholernie zimno, choć miałam na sobie czarne legginsy, koszulkę, a na to zarzuconą ciepłą bluzę. Brak jakiejkolwiek rozgrzewki dawał mi się we znaki przy każdym kroku wymagającym rozciągnięcia. W głowie odliczałam sekundy do końca treningu i momentu, w którym wreszcie będę mogła opuścić mury szkoły i wrócić do domu.

Po kilku minutach treningu dołączyli do nas również chłopaki. Wywróciłam oczami widząc jak nagle dziewczyny zaczęły się przykładać do wykonywania ruchów. Kilkuminutowa przerwa okazała się być moim wybawieniem. Przechyliłam plastikową butelkę z wodą, upijając ponad połowę jej zawartości. Odetchnęłam z ulgą, gdy gardło nie bolało mnie przy przełykaniu. Odgarnęłam z czoła kilka kosmyków włosów, które podczas treningu przykleiły mi się do spoconego czoła. Co jakiś czas Bethany spoglądała na mnie z pytającą miną na co odpowiadałam jej bladym uśmiechem. Chyba jej to nie przekonywało, ale naprawdę byłam zbyt zmęczona na jakiekolwiek rozmowy. Po kilku minutach wróciliśmy do treningu. Ustawiłam się na swoim miejscu, a tuż za mną stanął Matt. Kimberly włączyła muzykę i po chwili już wszystkie razem wykonywałyśmy ćwiczone od tygodni kroki.

Czułam się co najmniej dziwne. Nie wiedziałam jaki cudem dałam się na to namówić, ale nigdy nie umiałam odmawiać. Moja asertywność była na bardzo niskim poziomie. W chwili, w której poczułam na swoich biodrach ciepłe i duże dłonie Matt’a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Ręce pokryły się gęsią skórką, a serce wręcz wariowało. Moje ciało od zawsze działo na sam jego widok, a przez dotyk już wręcz wariowało. Uniósł mnie do góry i z jego pomocą, stanęłam na jego umięśnionych barkach. Chłopak nadal trzymał mnie za kostki, abym nie upadła podczas, gdy ja wykonywałam różne wymachy rękoma. Obejrzałam się szybko przez ramię upewniając się, że za nami stoi już dwóch chłopaków, którzy są odpowiedzialni za złapanie mnie. Kiwnęłam im głową, a następnie po prostu poleciałam do tyłu, wpadając w koszyczek stworzony z rąk chłopaków.

Gdy stanęłam na własnych nogach, wokół rozbrzmiały głośne oklaski i krzyki, bo ten fragment choreografii wyszedł nam po raz pierwszy bezbłędnie. Sama się ogromnie cieszyłam z tego powodu, więc pod wpływem euforii objęłam za szyję chłopaków i złóżyłam na ich policzkach szybkie buziaki, zapominając na chwilę o tym, że mogę ich zarazić. Posłali mi szerokie uśmiechy i wrócili do rozmowy między sobą. Odwróciłam się z zamiarem szybkiego przebrania się i opuszczenia murów szkoły, ale gdy tylko odwróciłam się z delikatnym uśmiechem na ustach, wpadłam na umięśnioną klatkę piersiową Matt’a. Spojrzałam na niego z dołu, gdy on pochylił się przez różnicę wzrostu i z zastraszającą prędkością zaatakował moje wargi. Nie miałam nawet czasu, aby w jakikolwiek sposób zareagować. Zresztą, byłam zbyt otumaniona jego bliskością, aby cokolwiek zrobić. Oddawałam każdy pocałunek z taką samą namiętnością. Nasze języki połączyły się we wspólnym tańcu. Jego ręce obejmowały moją talię, a ja swoje miałam umiejscowione w okolicach jego serca.

Tak było za każdym razem. Gdy tylko nasze usta łączyły się we wspólnym tańcu– świat się zatrzymywał. Nie liczyło się nic poza nim. Nie dochodziły do mnie żadne dźwięki. Nie obchodziło mnie, jakie mogą być reakcje wszystkich na sali, gdy on był obok. Odsunęłam się od niego, gdy zabrakło mi tchu. Spojrzałam na niego spod rzęs, gdy on uśmiechał się do mnie, ukazując swoje dołeczki w policzkach, które tak bardzo uwielbiałam. Pochylił się, aby złożyć pocałunek na moim czole. Przymknęłam oczy, gdy jego zimne wargi spotkały się z moim rozgrzanym czołem. Zmarszczył swoje gęste brwi, odsuwając się ode mnie, a następnie położył mi zimną dłoń.

–Masz gorączkę– powiedział patrząc swoimi hipnotyzującymi tęczówkami prosto w moje zamglone i błyszczące przez gorączkę źrenice– Wracaj do domu i odpoczywaj, Ashy, bo się rozchorujesz– pochylił się, aby ostatni raz musnąć delikatnie moje usta. Następnie odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia, odwracając się przez ramię i posyłając mi swój popisowy, rozbrajający uśmiech. Patrzałam na jego umięśnione plecy okryte tylko białą, dopasowaną koszulką dopóki niezniknął za dużymi drzwiami.

***

~Matthew~

Wszedłem do niewielkiego baru na obrzeżach miasta. Rozejrzałem się po jego skromnym wyposażeniu tylko po to, aby odnaleźć osobę, z którą byłem umówiony. Za barem stała rudowłosa kobieta z pokaźnym dekoltem i mocnym makijażem, który byłem w stanie zobaczyć już na samym wejściu. Większość miejsc zajęta była przez rosłych mężczyzn, w większości przypadków już lekko wstawionych. Przy stoliku znajdującym się w samym kącie obskurnego baru zobaczyłem znajomą czuprynę. Od razu ruszyłem w tamtym kierunku. Dopiero, gdy zająłem miejsce naprzeciwko niego na obdrapanej, brązowej kanapie, on podniósł na mnie wzrok. Uśmiechnął się tym charakterystycznym uśmiechem, którym tylko prosił się o obicie tej parszywej mordy.

–Matt’i, przyjacielu, cieszę się, że już jesteś–zawołał wesoło patrząc na mnie z uśmiechem, gdy ja spoglądałem na niego z lekko przymrużonymi oczami i całkowicie obojętną miną.– Powiedz mi, o czym chciałeś pogadać, a było tak wielką tajemnicą, że nie mogliśmy zrobić tego przed szkołą?– oparłem się wygodnie plecami o skórzane oparcie kanapy i założyłem ramiona na klatkę piersiową.

–Chce zakończyć nasz zakład– mruknąłem, a w odpowiedzi dostałem jego głośny śmiech. Odepchnąłem się, układając ręce na stoliku.

–Tylko, że ty już dawno ten zakład wygrałeś– odpowiedział, gdy skończył głupio rechotać. Z jego twarzy zniknął fałszywy uśmiech, a zastąpiła go powaga i złośliwy błysk w oczach.

–W takim bądź razie daj spokój mi i Ashley– powiedziałem nawet na niego nie patrząc. Chłopak miał to do siebie, że irytował ludzi samą swoją obecnością. Byłem bardzo nerwowym i momentami narwanym człowiekiem, a naprawdę nie miałem dzisiaj ochoty obijać mu mordy kolejny raz. Zdecydowanie bardziej wolałem obracać w różne strony swoje sygnety.

–Tylko widzisz, ja bardzo nie lubię przegrywać– odpowiedział wstając przez co górował nade mną. Spojrzałem na niego z dołu z niewzruszoną miną, choć wewnątrz mnie szalała burza z piorunami. Przez te wszystkie lata nauczyłem się dobrze maskować emocje, co wiele osób odbierało jako całkowity brak uczuć. Miałem ochotę napluć takim osobom prosto w twarz, ale szkoda mi było swojej śliny.– Dlatego ciesz się wygraną póki możesz, bo może i masz Ashley, ale nie na długo– uśmiechnął się kpiąco, a następnie po prostu wyszedł z baru, puszczając wcześniej oczko do rudej barmanki. Ukryłem twarz w dłoniach, nie wiedząc czego mogę się spodziewać. Miałem dość tej chorej sytuacji i szczerze żałowałem, że dałem się wciągnąć w tak wielkie gówno. Ręką przywołałem do siebie biuściastą barmankę, aby zamówić coś mocnego.

Co zrobić, gdy chcesz zapomnieć o wszystkich zmartwieniach? Najebać się.

***

~Ashley~

Zatrzasnęłam głośno laptopa, gdy skończyłam oglądać ostatni odcinek czwartego sezonu „Lucyfera”. Łzy spływały po moim policzkach strumieniami, a w myślach wyzywałam netflixa za to, że zakończył serial w takim momencie. Wygrzebałam się spod kołdry, a na moim ciele od razu pojawiła się gęsia skórka spowodowana różnicą temperatury. Stopy wsunęłam w kapcie jednorożce, a w dłonie chwyciłam laptopa, aby ostrożnie odłożyć go na szafkę nocną. Pozbierałam wszystkie puste opakowania po słodyczach. Wepchnęłam do ust cały rządek mojej ulubionej mlecznej czekolady i poczułam się dosłownie odrobinkę lepiej, bo choć czekolada tuczy to czekoladoterapia pomaga na wszystkie smutki. Wyszłam z pokoju, wycierając mokre policzki w rękaw czarnej bluzy. Zeszłam do kuchni, gdzie przy stole siedział tata popijając kawę ze swojego olbrzymiego kubka. Uśmiechnęłam się do niego, ale on nawet nie uniósł wzroku z gazety. Prychnęłam głośno, a następnie wyrzuciłam do kosza wszystkie puste opakowania po słodyczach, aby mieć wolne ręce na wzięcie kolejnych. Sięgnęłam do apteczki, wyjmując z niej tabletki do ssania na gardło. Wrzuciłam ją do buzi, wyobrażając sobie, że to landrynka i wcale nie smakuje jak gówno. Skrzywiłam się na jej okropny smak, wyjmując ją z ust i wyrzucając do kosza. Usłyszałam za sobą śmiech taty, więc odwróciłam się w jego stronę, aby zobaczyć, że patrzy na mnie z wysoko uniesionymi brwiami.

–No co?– zapytałam, gdy tata patrzał na mnie bez ustanku niemal dławiąc się śmiechem. Cameron Hood od zawsze był dziwnym człowiekiem, ale zanim wróciłabym do oglądania seriali chciałabym wiedzieć o co mu chodzi.

–Czuję się, jak wtedy, gdy miałaś cztery lata– zaśmiał się, a po chwili wstał by urwać kawałek ręcznika papierowego. Pochylił się do mojej wysokości, a następnie zaczął wycierać mi usta– Byłaś cała ubrudzona w czekoladzie– zachichotał pokazując mi brudną chusteczkę, więc uniosłam kącik ust. Uniosłam się na palcach, a następnie cmoknęłam go szybko w policzek. Nie mogłam zbyt wiele mówić, aby nie nadwyrężać gardła. Z szafki zgarnęłam wszystkie moje słodycze i opuściłam kuchnię.

Nogą otworzyłam drzwi do mojego pokoju, a następnie pchnęłam je biodrem, aby się zamknęły. Pisnęłam, a wszystkie moje dzieci upadły na podłogę, gdy dostrzegłam siedzącego przy moim biurku Matt’a. Przyłożyłam dłoń do serca, mamrotając pod nosem ciche przekleństwa pod adresem mojego nieproszonego gościa. Przekręciłam kluczyk w drzwiach, a następnie pozbierałam walające się po całej podłodze słodycze, by odłożyć je na szafkę nocną. Założyłam ręce na biodra, patrząc na Matt’a z wysoko uniesionymi brwiami, choć nie byłam do końca pewna czy mógł to zobaczyć przez półmrok panujący w pokoju.

–Prawie dostałam przez ciebie zawału– wychrypiałam patrząc jak chłopak niezdarnie wstaje z mojego krzesła. Chwiał się jak flaga na wietrze. – Jesteś pijany– stwierdziłam głośno wzdychając. Pomogłam mu się przetransportować na łóżko, gdzie najwidoczniej chłopak zmierzał. Gdy tylko poczuł pod tyłkiem miękki materac, rzucił się na moje legowisko plecami. Usiadłam na brzegu łóżka, gdy chłopak zajął ponad jego połowę. – Po co przyszedłeś?

–Chciałem cię zobaczyć– wymamrotał przez co ponownie głośno westchnęłam. Nigdy go nie widziałam w takim stanie. Był po prostu zalany w trupa.–Wiesz jak trudno było przekonać Max’a, żeby wpuścił mnie tutaj tylnym wejściem?– zaśmiałam się cicho, bo wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że my nie mamy tylnego wejścia. Pijany Matt to śmieszny Matt.– Położysz się obok mnie? Muszę ci coś opowiedzieć– posłusznie położyłam się po drugiej stronie łóżka. Zrobiłam to tylko dlatego, żeby chłopak nie hałasował, okej? Bo gdyby rodzice, a zwłaszcza nadopiekuńczy Cameron Hood, się dowiedzieli o moim gościu na pewno nie byliby zadowoleni. Może byłam jeszcze troszkę ciekawa tego co chce mi powiedzieć, ale to dosłownie tyci, tyci. Położyłam się obok niego, a następnie nakryłam nas kołdrą, bo w pokoju było dość chłodno. Oboje leżeliśmy na wznak patrząc w sufit, ale chłopak po chwili przekręcił się i położył głowę na moim dekolcie. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem, bo to było cholernie urocze. Nie mogłam się powstrzymać i wplotłam palce  w jego ciemne i gęste włosy, bawiąc się pojedynczymi kosmykami.– Wiesz, jak wyjechaliśmy z Miami robiłem wszystko, aby jak najszybciej tutaj wrócić. Nie chciałem znajdować nowych przyjaciół, bo i tak mieliśmy zaraz wracać tutaj, ale pierwszego dnia w nowej szkole spotkałem Zoey i Greg’a. Oni byli strasznie uparci, wiesz? Nie dawali mi spokoju przez kilka dni i jakoś tak się to wszystko potoczyło, że się zaprzyjaźniliśmy. Z początku miałem straszne wyrzuty sumienia, że was sobie zastąpiłem, ale w ten sposób tęskniłem odrobinkę mniej– słuchałam go uważnie, ale było to nie lada wyzwaniem patrząc na to jak chłopak mówił niewyraźnie. Na jego ustach gościł w tym momencie delikatny uśmiech, a ręce miał złożone na klatce piersiowej.– Wszystko było dobrze aż do momentu, w którym zaczęły się pierwsze imprezy. Byliśmy młodzi i głupi. Na jednej z imprez wzięliśmy z Greg’iem narkotyki. To był błąd, wiesz? Namówiłem go, aby spróbował razem ze mną. On nie chciał, ale uległ, gdy zacząłem go namawiać. Po tym jednym razie stwierdziłem, że to nie dla mnie, ale Greg’owi się spodobało, wiesz?– jego głos zaczął się lekko łamać, a oczy zaszkliły. Mi samej obraz zaczął się lekko rozmazywać przed oczami, ale nie chciałam dać po sobie tego poznać– Przedawkował na jednej z imprez. Mój przyjaciel umierał mi na rękach, a ja nie potrafiłem nic z tym zrobić. Przez następne miesiące było mi cholernie ciężko. Zostałem z Zoey sam i kiedy już myślałem, że wszystko zaczyna się układać ona powiedziała, że czuje do mnie coś więcej. Powiedziałem jej, że nie możemy być razem, bo moje serce należy do kogoś innego. Wiesz, że tym kimś byłaś ty, Ashy?– zapytał spoglądając na mnie z dołu, gdy po moich policzkach spływały łzy. Był taki spokojny podczas opowiadania tej historii. Gładziłam go delikatnie po aksamitnym policzku, czekając aż zacznie kontynuować– To zawsze byłaś tylko ty. Powiedziała mi wtedy, że ona tak nie może, wiesz? Ona też mnie zostawiła. Byłem sam. Zrozumiałem wtedy, że ja potrafię ranić tylko swoich bliskich. A ja nie chciałem żebyś i ty cierpiała. Starałem się wyrzucić cię ze swojej głowy, bo nie chciałem cię zranić, nie ciebie. I wiesz, że mi się to udało? Zapominałem już o tobie i o twoich pięknych, czekoladowych oczach, twoim ślicznym uśmiechu, o tym jak słodko marszczysz nos, gdy się wściekasz. Udało mi się. I wiesz co? Wtedy rodzice postanowili tutaj wrócić– zaśmiał się gorzko na to wspomnienie, a ja po prostu płakałam cicho, gładząc go po policzku wierzchem dłoni– Jeszcze w samolocie postanowiłem, że będę się trzymał od ciebie z daleka. Nie chciałem się do ciebie ponownie przywiązywać, bo wiedziałem, że niedługo oboje wyjedziemy na studia. Wtedy, w ogrodzie jak tylko cię zobaczyłem miałem ochotę wziąć cię w swoje ramiona i nigdy nie wypuszczać, wiesz? Uśmiechałaś się wtedy tak pięknie– spojrzał na mnie z uśmiechem, a ja sama uśmiechnęłam się do niego przez łzy– I choć bardzo chciałem cię wtedy przytulić to nie mogłem, bo nie przeżyłbym gdybyś przeze mnie cierpiała. Nie darowałbym sobie tego. Starałem trzymać się od ciebie z daleka przez te wszystkie miesiące, ale nie potrafiłem. Za każdym razem wracałem do ciebie, bo jesteś dla mnie kurewsko ważna. Dlatego obiecaj mi, że nigdy mnie nie zostawisz– delikatnie się uniosłam, aby złożyć na jego czole krótki pocałunek. Łzy spływały z moich policzków prosto na poduszkę.

–Nie zostawię cię, Matt–wyszeptałam cicho ponownie wplątując palce w jego włosy– Obiecuję.

Leżeliśmy tak pogrążeni we własnych myślach. Spoglądałam na ciemny sufit, a dłonie miałam wplątane w jego ciemne włosy. Matt ślinił się na mój dekolt powoli odpływając do krainy Morfeusza. Natomiast ja zasnąć nie mogłam. Byłam wręcz wycieńczona dzisiejszym dniem, lecz sen nie przychodził. Myślałam o tych wszystkich wydarzeniach i analizowałam po kolei każdą część dzisiejszego dnia.

–Nie mogę cię pokochać, bo żeby pokochać kogoś innego trzeba pokochać samego siebie– usłyszałam cichy szept bruneta. Uśmiechnęłam się smutno sama do siebie, bo on nie zasługiwał na to wszystko co go spotkało. Był złamany przez los i to było cholernie przykre, bo on był osobą, która zasługiwała na wszystko co najlepsze.

Był zbyt dobry na ten cholerny zepsuty świat.

***

Krople deszczu rytmicznie uderzały w okno,wybijając przy tym tylko sobie znaną melodię. Otworzyłam oczy, rozglądając się po pokoju. Byłam strasznie niewyspana, gdyż udało mi się zasnąć dopiero, gdy słońce wstawało. Miejsce obok mnie było puste, ale ciepłe , więc Matt musiał wyjść niedawno. Uśmiechnęłam się lekko do siebie, a następnie głośno westchnęłam czując pulsowanie w skroniach. Wygrzebałam się spod kołdry, a następnie wsunęłam stopy w swoje kochane kapcie. W gardle stała mi ogromna gula, która bolała nawet przy przełykaniu śliny. Ślamazarnie doszłam do drzwi, a następnie ruszyłam korytarzem w stronę kuchni. Pogoda idealnie opisywała mój dzisiejszy humor. Stawiałam ostrożnie stopy, schodząc na dół. Zapach kawy rozchodził się po całym domu, a głośne rozmowy było słychać już od dawna. Zmarszczyłam brwi rozpoznając dwa znajome głosy. Przyspieszyłam kroku niemal zbiegając po schodach. Wpadłam do kuchni, gdzie przy stole siedziała mama wraz z bliźniaczkami. Uśmiechnęłam się do nich szeroko i wpadłam w ich ramiona, gdy tylko odsunęły się od stołu.

–Jak dobrze cię widzieć, kochanie– powiedziała Mad, obejmując mnie swoim drobnym ramieniem. Uśmiechnęłam się do niej szeroko, a następnie przeniosłam swoje spojrzenie na Melanie, która na ustach miała uśmiech przypominający banana. Przytuliłam ją mocno, a następnie odsunęłam się, pokazując im na migi, że jestem chora. Szybko wyjęłam z szafki odpowiednie leki i przełknęłam je wszystkie za jednym razem, popijając je dużą ilością wody mineralnej.

–Co tutaj robicie? –zapytałam z lekką chrypką w głosie opierając się tyłkiem o szafki stojące tuż za mną

–Ash...– zaczęła Melanie dość niepewnie spoglądając na mamę, która była widocznie zmartwiona. W pomieszczeniu pojawił się również i Leo, który nie był zdziwiony przyjazdem bliźniaczek. Usiadł przy stole całkowicie ignorując nas wszystkich. Był widocznie przybity i dość mnie to zmartwiło, ale postanowiłam pogadać z nim o tym nieco później– Chciałybyśmy powiedzieć ci o tym w bardziej komfortowej sytuacji, ale czas nas goni–kontynuowała Melanie patrząc na mnie z widoczną ekscytacją– Jedna z modelek miała dość poważny wypadek i nie może wziąć udziału w pokazie. Agencja chce żebyś to ty ją zastąpiła. Jest tobą zainteresowana już od dłuższego czasu i bardzo chętnie podpisałaby z tobą kontrakt.– zakończyła posyłając znaczące spojrzenie swojej bliźniaczce

–Oczywiście, wszystko zależy od ciebie, Ashley– dopowiedziała Mad nerwowo strzelając palcami–To jest dla ciebie ogromna szansa, ale podpisanie kontraktu jest równoznaczne z twoim wyjazdem z Miami.

***

Wypowiedź pijanego Matt’a jest napisana w takim a nie w innym stylu specjalnie. Chciałam, aby był to chaotycznie, bo on jest jednak pijany haha.

Czekam na komentarze misie, bo siedziałam nad tym rozdziałem naprawdę długo

Do jutra cukierasy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro