Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32

Wszystkiego Najlepszego dla mnie!

I dla Camerona, ale że w książce jest aktualnie jesień no to cóż...

Rozdział dedykuję Mowmitajemnicza, która jako jedna z dwóch osób odpisała mi w tamtym rozdziale dlaczego akurat dzisiejsza data.

Drugą osobą jest Ann-Christine1, której również z całego serduszka dziękuję.

Czyję się staro...

URODZINOWY MARATON CZAS START!

1/3

Rozdział drugi- 15.00
Rozdział trzeci- 18.00

Pod spodem będzie ważna informacja, zerknijcie na nią:*

***

Miłość. To jedno słowo, które ma wiele znaczeń. Bo można kochać czekoladę, ale czy ta miłość równa się przykładowo miłości do rodziców? Nie. Miłość na wiele nazw i wiele twarzy. Miłość jest najbardziej skomplikowanym uczuciem. Jaka jest miłość? Moja była niesamowicie skomplikowana. Czasami wręcz męcząca. Bezlistosna. Niespodziewana. Wspaniała.

Od tamtego dnia minęły dwa tygodnie. Pełne czternaście dni od rozmowy z Leo, przez którą zarwałam kilka nocy z kolei, wyglądają następnego dnia jak gówno. Starałam się zrozumieć o co mu dokładnie chodziło. Jego słowa nie dawały mi spokoju dwadzieścia cztery godziny na dobę. Wariowałam przez niewiedzę.

Jeśli mam być szczera to od czternastu dni moje życie było całkowicie spokojne. Caleb mnie nie nachodził, nie dzwonił, nie pisał. Całkowicie zniknął z mojego życia. Bethany. Betty stała się jakaś nadwyraz szczęśliwa. Na jej wiecznie sukowatej twarzy częściej gościł szczery uśmiech. Wydawała się być sobą sprzed tego nieszczęśliwego wypadku. Nawet w jej oczach zaświeciły te wesołe iskierki. Max. Mój bliźniak był mniej wkurwiający niż zwykle. To wcale nie dlatego, że widywałam go rzadziej niż zazwyczaj. Po prostu nie irytował mnie swoim istnieniem i też był jakiś taki bardziej uśmiechnięty. Nawet w jego pokoju nie śmierdziało zdechlizną jak zazwyczaj, a on sam ogarnął co to perfumy. Uwierzcie mi, to była poważna sprawa. Matt. Cóż, on nadal był sobą. Może jedynie mniej się kłóciliśmy, a o wiele częściej zdobywaliśmy się na niby nic nie znaczące gesty. Coraz częściej przyłapywałam go, gdy na mnie patrzył, a podczas treningów jego wścibskie ręce były dosłownie wszędzie. Chciałabym powiedzieć, że nasza relacja weszła na jakiś wyższy etap. Nadal daleko było nam do chociażby przyjaciół, ale może dla niego te niewinne gesty nic nie znaczyły, ale mi każdego dnia sprawiały mętlik w głowie. Wracając do sedna tematu, wszystko było jakieś o wiele spokojniejsze. Wszystko szło po mojej myśli. Czasami wydawało mi się, że było zbyt dobrze, ale zaraz usuwałam tą myśl, wmawiając sobie, że po prostu wszystko się ułożyło.

Gdzieś w głębi jednak czułam, że to cisza przed burzą...

Ale zrozumiałam. Po czternastu dniach w końcu zrozumiałam. Nie ma nic złego w nieodwzajemnionej miłości. Zwłaszcza, gdy ta osoba jest jej warta, a Matt zdecydowanie był. Kochałam go i nie zamierzałam ani wypierać tego uczucia, ani go nadmiernie okazywać. Nadal mu nie ufałam. Nie potrafiłam ufać już ludziom. Nie tak szybko. Nadal uważałam, że traktuje mnie jako starą znajomą. Choć może Leo pozwolił mi zrozumieć, że ukrywanie swoich uczuć jest złe to nie oznacza, że pobiegnę do niego, rzucę mu się na szyję i powiem, że go kocham. To nie tak działało.

Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że była to miłość nieodwzajemniona. I wiedziałam również, że może być tak, iż nikt nigdy się o tym nie dowie, a ja w przyszłości będę żałować, że nic nie zrobiłam w tym kierunku. Możliwe. Ale może lepiej czasem coś przemilczeć niż rozpętać armagedon. A ja chciałam sobie tego oszczędzić. Choć każdego dnia bolało mnie, gdy szedł z nową zdobyczą do kantorka woźnego to zawsze maskowałam to sztucznym uśmiechem i drwiną. Byłam przyzwyczajona do zakładania maski i maskowania swoich uczuć, więc wiedziałam, że spokojnie dam radę to ukryć do czasu, gdy wszyscy wyjedziemy do college'u i nasze drogi się rozejdą. Byłam tego bardziej niż pewna.

Dzisiejszego dnia wstałam z uśmiechem na ustach. Myślę, że każdy z nas ma czasem taki dzień, gdy zachwyca nas absolutnie wszystko. Cieszymy się każdym szczegółem. Tym jak słońce świeci, jak ptaszki ćwierkają, jak dzieci biegną do szkoły. Wszystko wywołuje wyszczerz na naszych twarzach. Mamy po prostu dobry humor, którego nic ani nikt nie jest w stanie zniszczyć.

Byłam w naprawdę wyśmienitym humorze. Przywitałam skinięciem głowy dziewczyny z drużyny chearleaderek. A następnie wręcz tanecznym krokiem ruszyłam w stronę przyjaciół. Mina mi zrzedła, gdy zobaczyłam Matt'a. Sam jego widok nie był taki zły. Lubiłam tę jego przystojną buźkę i umięśnione, apetyczne ciałko. Sęk w tym, że obok niego stała Kimberly. Pierdolna, kurwa, Kimberly. I może nie byłoby w tym jeszcze nic złego, gdyby nie fakt, że ona miała zaplecione ręce na jego karku i patrzyła na niego kokieteryjnym wzrokiem, natomiast on swoje dłonie trzymał na jej pośladkach i uśmiechał się do niej leniwie, gdy ta chichotała jak głupia. Zagotowało się we mnie, do cholery. Po moim dobrym humorze nie było już śladu. Uśmiech momentalnie zniknął z mojej twarzy, a zastąpiła go już wyćwiczona obojętność.

-Suczoo!- krzyknął Alex, gdy mnie zauważył, a następnie podbiegł do mnie i cmoknął mnie w usta. Uniosłam wysoko brwi na jego zachowanie, gdy ten szczerzył swoje proste ząbki w uśmiechu- Jest impreza na plaży! Nasza tradycja!

-Kiedy?- zapytałam zaciekawiona, bo impreza na plaży była jedyną na jaką szłam z chęcią.

-Dzisiaj!- niemal pisnął, na co się zaśmiałam- Idziemy razem, prawda?

Mój wzrok wtedy poleciał na Matt'a, który zaczął ignorować zalecającą się do niego blondynkę i wpatrywał się uporczywie w Alex'a, rozjuszonym wzrokiem. Uniosłam wysoko brew, na co on wzruszył ramionami. Pokazałam mu środkowego palca, na co on się szeroko uśmiechnął. Czułam jak Kimberly zabija mnie wzrokiem, dlatego też niema rozmowa z Matt'em dawała mi podwójną satysfakcję. Co wcale nie oznaczało, że nie jestem już na niego wkurwiona. Bo jestem.

-Zaprosił Kimberly- odezwał się Alex, przerywając moje wpatrywanie się w bruneta- Przykro mi, słońce

-Idziemy razem- mruknęłam jeszcze bardziej smutniejąc

Zaprosił ją...

***

Kilka godzin później siedziałam przy barze na plaży popijając kolorowe drinki z palemką. Pomimo wczesnej godziny na plaży już były tłumy. Większość kompała się w oceanie, co było tradycją, inni podbijali parkiet, o ile tak można nazwać kilka zbitych ze sobą desek, a jeszcze inni okupowali bar. Tak jak ja. Mój dzisiejszy partner siedział obok mnie, bajerując przystojnego barmana. Przyjechaliśmy wcześniej, a cała reszta miała dołączyć do nas niedługo.

-Wiesz, że wyglądasz genialnie- powiedział Alex, wytrącając mnie z zamyślenia

Fakt, wyglądałam dzisiaj jak nie ja. Żadnej bluzy, żadnych jeansów czy dresów. Wyglądałam zaskakująco kobieco i pokazałam dzisiaj więcej skóry niż przez całe swoje życie łącznie. Ale to była zasługa mojej mamy. Uparła się, że chce wybrać mi stylizację. Szczerze to nawet mi się podobało.

Miałam na sobie bardzo krótkie, poszarpane, jeansowe spodenki, które odsłaniały kawałek mojego tyłka, krótki, prześwitujący top na cienkich ramiączkach, pod którym miałam czerwone, mocno wycięte bikini. Na stopach miałam czarne espadryle z wyższą podeszwą. Włosy miałam idealnie wyprostowane, przez co sięgały mi niemal do pasa, na twarzy miałam perfekcyjny makijaż wykonany przez samą Rosalie Hood. Wyglądałam kobieco. Naprawdę mi się podobało.

-Wiesz, że Matt oszaleje, prawda?- zapytał z głupim uśmiechem, na co wywróciłam oczami

-Kimberly będzie i tak wyglądała lepiej- mruknęłam, na co on strzelił bitch face'a.

-Udam, że tego nie słyszałem- wymruczał, a następnie wrócił do obiektu swoich zainteresowań, czyli barmana.

***

Było już grubo po północy, gdy razem z Bathany musiała siku, a ja jako wierna przyjaciółka musiałam jej przecież towarzyszyć. Chichotałyśmy, potykając się o własne nogi, ale uparcie szłyśmy dalej.

Czy mogę uważać dzisiejszą imprezę za udaną? Zdecydowanie. Alkohol krążył w moich żyłach i już dawno zapomniałam o czymś takim jak zdrowy rozsądek. Wybuchłam głośnym śmiechem, przypominającym rechot żaby, gdy Bathany zatrzymała się między dwoma samochodami na parkingu i zaczęła nocować się ze zapięciem od paska.

-Nie podglądaj- powiedziała, na co jej zasalutowałam i odwróciłam się dalej się śmiejąc z wyklinającej Betty. Usiadłam na masce jednego z samochów i czekając aż Bethany załatwi swoją potrzebę. W mojej głowie od razu pojawiła się najpiękniejsza scena tego wieczoru. Wybuchłam jeszcze większym śmiechem przypominając sobie wściekłą minę Kimberly- Z czego rżysz?

-Z Kimberly- wybełkotałam między napadami śmiechu, a Beth słysząc to dołączyła do mnie

***
-Wyglądasz zajeboście seksownie- wymruczał Matt do mojego ucha, gdy piłam drinka. Nie spojrzałam na niego nawet na sekundę. Byłam na niego wkurwiona, bo przyszedł tutaj z tą lafiryndą i obściskiwał się z nią na każdym kroku. Cholerny dupek- Twój tyłek jest nieziemski, słońce

Położył swoją dłoń na moim kolanie, ale rzecz jasna od razu ją strąciłam. Niech idzie sobie do niej. Żeby było jasne, ja nie jestem zazdrosna. Zeskoczyłam z wysokiego barowego krzesełka, lekko się przy tym chwiejąc, a następnie ruszyłam w stronę parkietu. Zaczęłam poruszać się w rytm muzyki, gdy poczułam ręce na swoich biodrach. Wiedziałam, że to on. Uparty chłopak, nie ma co.

-Czyli to jeden z tych dni, gdy zachowujesz się jak rozkapryszona księżniczka i się do mnie nie odzywasz?- zapytał z kpiącym uśmiechem, na co prychnęłam- Zatańcz ze mną

A następnie przetańczyliśmy ze sobą kilka, ewentualnie kilkanaście piosenek. Byliśmy ze sobą tak blisko, że nie wcisnęliby między nas chociażby kartki papieru. Nie szczędziliśmy sobie też na dotyku. Badaliśmy nawzajem każdy skrawek naszych ciał. Wszystko było dobrze do momentu aż między nas nie wbiegła zdesperowana Kimberly. Zaśmiałam się na jej zachowanie. Była pijana i wiedziałam, że było to sprawą Alex'a, który obrał sobie za cel odciągnięcie jej od Matt'a. Nie wiem po jaką cholerę.

-On jest mój- wysyczała do mnie niby groźnie, a następnie ręka, w której trzymała drinka wystrzeliła w moją stronę. Coś tylko nie wyszło, bo ostatecznie klejący, kolorowy drink wylądował na jej włosach, przez refleks Matt'a. Parsknęłam na to śmiechem, a następnie odeszłam od tej dwójki, czując, że potrzebuję alkoholu. Dużo alkoholu.

***

Ponownie parsknęłam śmiechem. Zeskoczyłam z maski samochodu, lekko się zataczając i obróciłam się za siebie, żeby sprawdzić czy moja szanowna przyjaciółka już skończyła. Ale jej nigdzie nie było. Wzruszyłam ramionami i samotnie ruszyłam w kierunku plaży.

Szłam podśpiewując pod nosem piosenkę, która akurat leciała. Nogi mi się plątały, myliłam tekst i zapewnie wyglądałam debilnie, idąc między tymi autami.

Zatrzymałam się gwałtownie, gdy przede mną wyrosła dobrze znana mi męska sylwetka. Wybuchłam śmiechem i kręcąc głową w niedowierzeniu próbowałam przejść obok niego, ale ten złapał mnie mocno za nadgarstek, a następnie szarpnął mną i przycisnął do maski samochodu.

-Chyba mamy do pogadania- wywarczał, a następnie wcisnął w moje usta brutalny pocałunek

***

Aj aj aj

Jak myślicie kto zatrzymał naszą pijaną Ash?

Ostrzegam, że następny będzie jeszcze gorszy niż ten (w sensie, że źle napisany haha)

Trzeci Wam to zrekompensuje mam nadzieję

Kochani, jak pewnie wiecie, jakiś czas temu wzięłam udział w pewnym konkursie. Niedawno ta sama grupa, która przeprowadzała ten konkurs ogłosiła nabór, a wiecie, że ja lubię się angażować we wszystko. Dlatego się zgłosiłam. I mnie przyjęli! Jestem osobą, która będzie przeprowadzała wywiady, więc jeśli macie jakieś ciekawe propozycje z kim mogę przeprowadzić wywiad PISZCIE W KOMENTARZACH W ROZDZIALE O NAZWIE "DUSIA1405" (Oryginalnie, prawda?). To samo tyczy się, jeżeli chcesz, abym przeprowadziła wywiad właśnie z Tobą! A jeśli ktoś chce poczytać nową odsłonę moich wypocin to również zapraszam tam! Są również dziewczyny, które wykonują okładki (są genialne, mówię Wam), a także recenzje. Dlatego zapraszam wszystkich! Wiem, że zawsze mogę na Was liczyć, dlatego to piszę, a teraz....

Wchodźcie na profil OgrodRozany

See you later!
Dusia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro