Rozdział 26
Rozdział dedykuję:Gunia11
***
Chyba każdy z nas ma w życiu takie momenty, kiedy nie potrafi wypowiedzieć jednego, sensownego zdania. Kiedy czas zatrzymuje się w miejscu, a my tkwimy w swojej idealnej bańce ciszy i natłoku myśli. Przestajemy wtedy racjonalnie myśleć, a nasze serce gubi rytm. Zapominamy jak używa się ust i wpatrujemy się uporczywie w jeden punkt. Wszystko wokół zamiera, a szok jaki sparaliżował twoje ciało i umysł nie chce odejść. Myślisz jak wybrnąć z zaistniałej sytuacji i co zrobić, ale w głowie widzisz już same czarne scenariusze.
Potrzebowałam początku, dzięki któremu nabrałabym nowego startu w przyszłość. Chciałam grubą linią odkreślić wszystko to co działo się do tej pory i rozpocząć wszystko od początku. Potrzebowałam momentu, w którym rozpocznę wszystko od nowa. Musiałam odciąć się od wspomnień, bo byłam zmęczona. Wyczerpana tym wszystkim i nie tylko fizycznie. Psychicznie również miałam już dość. Ta cała sytuacja już powoli zaczęła mnie wykańczać, a ja zdecydowałam się wziąć głęboi oddech i przypomnieć kim jestem.
Każdego dnia od ich powrotu moją głowę zaprzątały myśli dotyczące jego. Tego jak się czuje, jak bardzo go nie lubię, jak cholernie chciałabym wydrapać mu oczy. Tego jak zaklimatyzował się w szkole i czy jakaś konkretna dziewczyna wpadła mu w oko. Potem powoli zaczęło się to zmieniać. Myślałam czy zwraca na mnie uwagę, czy widzi jak bardzo się staram, gdy tylko jest w pobliżu. Czy czuje te elektryzujące iskierki pomiędzy naszymi ciałami, gdy tylko się dotykamy. Czy byłby w stanie spojrzeć na mnie inaczej niż na swoją przyjaciółkę. Dlaczego w jednej chwili potrafi być kochany, a w następnej zamienia się w największego dupka i idiotę na całej ziemi.
Miam tego dość. Chciałam raz na zawsze pozbyć się jego ze swojego życia. I zrobiłam to. Może w nie najlepszy sposób, ale udało mi się. Zaczęłam nowy etap w swoim życiu i nie było w nim dla niego miejsca. I byłam z tego dumna.
Weszłam do swojego pokoju cichutko zamykając za sobą drzwi, tak aby nie obudzić żadnego z domowników. Moje krótkie wyjście wydłużyło się o dobre kilka godzin, ale po impulsywnej decyzji jaką podjęłam, musiałam jeszcze sobie wszystko przemyśleć. A spacer po plaży, kiedy nie było na niej żywej duszy był do tego najlepszą okazją.
Moje myśli wciąż krążyły wokół rozmowy z Caleb'em. Może i dla niektórych mogłam być idiotką. Dla jeszcze innych mogłam postąpić słusznie. Dla kolejnych mogłam być zdesperowaną dziewczyną, ale szczerze mówiąc to ja sama nie wiem co skłoniło mnie do tego wszystkiego.
Tłumaczyłam się chęcią zaczęcia od początku, nowego startu. Tylko gdzieś w głębi siebie czułam, że to nie do końca prawda. I może byłam najbardziej bipolarną i niezrozumiałą osobą, ale trudno. Prawda jest taka, że za wszelką cenę chciałam odkryć dlaczego Caleb i Matt tak bardzo skaczą sobie do gardeł. Chciałam dowiedzieć się o co, w tym wszystkim chodzi. Chciałam odkryć prawdę i byłam niemal pewna, że ta dwójka coś przede mną ukrywa. Możliwe też, że chciałam w pewien sposób odegrać się na Matt'cie. Chciałam żeby był zły. Żeby był zazdrosny.
***
-Ashely, ja ci się nie oświadczam- zaśmiał się lekko Caleb widząc moją reakcję- Ja proszę cię o drugą szansę. Abyś dała mi szansę na odbudowanie tego co zepsułem. Chciałbym spróbować z tobą na poważnie, choć wiem doskonale, że nie czujesz teraz tego samego co ja, ale mam nadzieję, że z czasem i twoje uczucie wróci. Przypomnij sobie jacy byliśmy szczęśliwi. Ash, daj mi szansę.
-Zgoda- odpowiedziałam uśmiechając się lekko, na co chłopak pochylił się i delikatnie cmoknął mnie w usta.
***
Zdjęłam buty z nóg, odrzucając je w kąt pokoju. Byłam w trakcie mocowanie się z koszulką, kiedy światło w pokoju rozbłysło, a przede mną wyrosła wściekła Bethany. O cholerka.
-Tłumacz się- warknęła, a następnie usiadła na moim łóżku wciąż patrząc na mnie z zaciętą miną. Domyślałam się, że jestem na mnie wkurzona. Nie odbierałem telefonu i wyszłam z domu bez powiadomienia o tym nikogo, ale byłam przecież dorosła. Doskonale zdawałam sobie sprawę również z tego, że lepiej będzie jeśli przyjaciółka dowie się tego wszystkiego ode mnie, dlatego zaczęłam jej streszczać całe dzisiejsze spotkanie z Caleb'em, a ta nawet na sekundę mi nie przerwała. Ona nawet nie mrugała. Ominęłam oczywiście pewne szczegóły, bo przyjaciółka nie mogła wiedzieć o niektórych sprawach, gdyż od razu odwiodłaby mnie od tego.
-Chcesz mi powiedzieć, że ty i Caleb jesteście parą?- krzyknęła szeptem, patrząc na mnie z politowaniem
-Dokładnie tak- odpowiedziałam
Ja naprawdę uwierzyłam w jego słowa. Wybaczyłam mu, bo w końcu każdy z nas popełnia błędy. Wierzyłam, że mnie kocha i chce spróbować ze mną poważnego związku. I choć może nie odwzajemniałam teraz jego uczuć to za jakiś czas może coś do niego poczuję. Bo to możliwe. Prawda?
-Ty naprawdę w to uwierzyłaś?- zapytała śmiejąc się gorzko- Jesteś kretynką Ashely czy tylko udajesz? Przecież to bardziej niż pewne, że on chce się tylko tobą ponownie zabawić. Nie wierzę w ani jedno jego słowo, a ty dałaś się nabrać na jego czułe słówka i troskliwie gesty.
Może Bethany miała rację? Może byłam kolejną dziewczynąz która nabrała się na jego słodkie słówka i gierki? Zdawałam sobie sprawę, że moja przyjaciółka mogła mieć rację, bo po co Caleb chciał być ze mną skoro otaczał gronem o wiele ładniejszych dziewczyn?
Ludzie naprawdę potrafili dobrać słowa tak, że wszystko w co do tej pory się wierzyło, nagle pękało jak bańka mydlana. Wszystkie moje nadzieje zniknęły, a zastąpił je szereg wątpliwości. Może znowu chciał się mną zabawić? Może miał w tym wszystkim jakiś cel? Oni wszyscy podcinali mi skrzydła za każdym razem, gdy próbowałam zacząć od początku. Ciągle sprawiali, że czułam się bez użyteczna.
Ale Betty nie wiedziała, że ja też miałam pewien cel. Miałam zagadkę do rozwiązania. Musiałam dowiedzieć się o co chodzi między Matt'em i Caleb'em i nikt mi tego nie zepsuje.
-Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć- powiedziałam gwałtownie podnosząc się z łóżka- Nie wracaj do tego tematu. Nigdy. To moje życie i pozwól, że sama będę o nim decydować.
-Tylko później nie mów, że cię nie ostrzegałam- westchnęła, a następnie wyszła z mojego pokoju.
***
Wysiadłam z samochodu i wrzuciłam klucze do torebki. Zdecydowałam się wrócić do szkoły. Miałam nadzieję, że ta cała sytuacja została już zapomniana, a jej miejsce zajęła jakaś nowa drama. Nie mogłam przecież wiecznie siedzieć zamknięta w pokoju i unikać ludzi.
Szłam przez dziedziniec z wysoko uniesioną głową i nie zwracała. uwagi ani na szepty, ani chamskie zaczepki. Byłam na to przygotowana. Nie miałam zamiaru wchodzić w niepotrzebne dyskusje w osobami, które nie były warte mojej uwagi.
Nie mogłam też unikać konfrontacji z Matt'em. Przez tą całą sytuację uodporniłam się na niego, a przynajmniej tak sobie wmawiałam. W rzeczywistości moje kolana nadal uginały się za każdym razem, gdy nasze spojrzenia przypadkowo spotykały się, gdy siedział na kanapie w salonie wraz z Max'em. Nadal bym moim jedynym podejrzanym w całej tej sytuacji, ale nie powiedziałam o tym nikomu i tego nie zrobię, dopóki nie będę mieć pewności.
Pracowałam nad swoim spokojem, ćwiczyłam wytrzymałość i utrzymywanie nerwów. Przy każdym naszym spotkaniu szło mi coraz lepiej. A przynajmniej tak sądziłam. Toczyłam bitwę ze swoim sercem i każdym innym organem, który w jakiś sposób reagował na obecność Matt'a. Miałam zamiar tę bitwę wygrać. Wystarczyło teraz utrzymać wszystkie moje postanowienia, a myślami uciekać w stronę Caleb'a. Łatwizna.
Przebrałam się w sportowy strój i udałam się na boisko, gdzie od dobrych kilku minut trwał już trening cheerleaderek. Z opowiadań Beth wynika, że dziewczyny zaczęły już przygotowywać się do zawodów cheerleaderek, które odbędą się niedługo. Ominęłam wiele treningów, ale dam radę nadrobić to wszystko.
-Cześć wszystkim!- krzyknęłam wybiegając na boisko i dołączając do rozgrzewki. Nie byłyśmy same. Dołączyli do nas chłopaki z drużyny piłki nożnej, aby zapewne pomóc nam z niektórymi figurami.
Mój wzrok ani raz nie uciekł w stronę Matt'a i tak, to był powód do szczycenia się.
-Ustawcie się w pary, które przydzieliłam wam na poprzednim treningu!- krzyknęła Kimberly po zakończeniu rozgrzewki. Każda dziewczyna podeszła do przydzielonego im chłopaka, a ja przez chwilę stałam zdezorientowana- Hood, jesteś z Matt'em
Kimberly uśmiechnęła się do mnie szatańsko i już zmierzałam w jej kierunku, aby zetrzeć jej ten uśmiech z tej fałszywej gęby, gdy zatrzymał mnie silny uścisk dużych dłoni na moich biodrach. Od razu przeszedł mnie prąd, a serce zaczęło szybciej bić.
-Chyba jesteśmy na siebie skazani- mruknął Matt wprost do mojego ucha
***
Dzisiaj nieco dłuższy...
Jak wrażenia, moi drodzy?
Team Matt czy Tema Caleb?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro