Epilog
*Zachęcam do włączenia piosenki, która znajduje się w mediach, bo to przy niej powstał ten rozdział i jakoś mi tutaj pasuje
**Notatka pod rozdziałem jest bardzo ważna, gdyż tam napisałam dokładnie co planuje dalej, więc proszę, aby każdy ją przeczytał
***Mam nadzieję, że rozdział nie jest chaotyczny przez te zmiany perspektyw
***
Stanęłam w progu swojego pokoju opierając się barkiem o framugę drzwi. Spoglądałam na puste, szare ściany, z których zniknęły plakaty moich ulubionych zespołów i aktorów. Na idealnie zaścielone łóżko zwykłą, białą pościelą, które jeszcze wczoraj było pełne różnych kolorowych poduszek. Weszłam do środka i ostatni raz przejechałam dłonią po białej toaletce, na której nie było ani grama kurzu. Biurko, zazwyczaj pełne różnych notatek i rzeczy do szkoły było teraz całkowicie puste. Patrzyłam na pokój, w którym spędziłam całe swoje dzieciństwo. Na miejsce, gdzie przeżywałam swoje pierwsze rozterki miłosne.na miejsce, które było moją prywatną oazą spokoju. Miejscem pełnym wspomnień, zarówno tych dobrych jak i tych złych. To tutaj wylewałam swoje żale w poduszkę i śmiałam się bez opanowania. Usiadłam na łóżku, z którego miałam idealny widok na beżowe kartony z moimi rzeczami. Przymknęłam oczy, aby opanować stres związany z moim nowym życiem. Powróciłam myślami do najlepszych wspomnień. Do tych rzeczy, do których chciałam wracać. Takich, których nie byłam w stanie zapomnieć. W których ciągle pojawiał się On.
***
–Przestrzeń osobista– powiedział kiedy znajdowałam się zaledwie kilka kroków od niego i wystawił swoją rękę w znaku, że mam się zatrzymać.
–Oh, przepraszam, wasza wysokość, że niechcący naruszyłam pańską barierę osobistą– odparłam kłaniając się przed nim teatralnie.
***
–No, no– powiedział Matt, który zdecydował przerwać niezręczną ciszę–Najgorsze wyczucie czasu odkąd Napoleon uznał, że środek zimy to najlepsza pora na inwazję Rosji.
–Ja chciałem tylko pożyczyć ładowarkę– mruknął wyraźnie zakłopotany Max drapiąc się w kark.
***
–Chcesz kopniaka na szczęście?– zaśmiałam się nerwowo.
–Chcę buziaka na szczęście–odparł wprost, a moje oczy niemal wyszły z orbit.
***
–Gdybym wiedział, że będę miał takie widoczki to wpadałbym do ciebie częściej, Ashy– odwróciłam się gwałtownie w stronę chłopaka, na co tylko wybucha głośnym śmiechem.
–Jesteś głupi czy głupi?–pytam zakrywając swoje niemal nagie ciało kocem.
–Cholera!– udawał zamyślonego– Ciężki wybór, ale myślę, że głupi.
***
–W takiej samej pozycji byliśmy, gdy pierwszy raz cię pocałowałem–powiedział, zmniejszając odległość między nami.
–Nie wypominaj mi tego–bąknęłam, wywracając oczami.
–Ja bym to chętnie powtórzył–mruknął i nie czekając na moją reakcję wpił się w moje wargi.
***
–Wolę cierpieć samemu niż pozwolić, aby tobie coś się stało– powiedział delikatnie unosząc kącik ust.
***
–Dla ciebie chyba zabiłbym samego siebie– wyszeptał, a następnie kolejno pocałował mnie w czoło, nos i na koniec w usta.
***
–Pozwól mi pokazać jak bardzo wyjątkowa jesteś–szeptał między pocałunkami, które składał na mojej szyi– Jesteś piękna. Wręcz idealna. Proszę, pozwól mi.
–Jeśli miałabym komuś na to pozwolić to byłbyś to tylko ty–wyjęczałam, gdy jego język odnalazł czuły punkt tuż nad moim obojczykiem i zaczął robić mi tak malinkę.
***
–Jesteś moja, Ashy– wyszeptałem– Pamiętaj o tym nawet wtedy, gdy nie będę umiał pokazać jak kurewsko ważna dla mnie jesteś.
***
–Nie mogę cię pokochać, bo żeby pokochać kogoś innego trzeba pokochać samego siebie– usłyszałam cichy szept bruneta. Uśmiechnęłam się smutno sama do siebie, bo on nie zasługiwał na to wszystko co go spotkało. Był złamany przez los i to było cholernie przykre, bo on był osobą, która zasługiwała na wszystko co najlepsze.
***
–Bo ja cię kurwa kocham
***
Starłam z policzka pojedynczą łzę, która wydostała się z moich oczu. Podniosłam się, gdy zobaczyłam w jednym z pudeł ramkę ze zdjęciem. Chwyciłam w dłonie czarną, plastikową ramkę, w której znajdowało się zdjęciem czwórki nastolatków. Osób, które były tego dnia cholernie szczęśliwie. Nie spodziewały się jednak wtedy, że los nie będzie dla nich łaskawy. Zrobiłam to zdjęcie niedawno, właściwie kilka tygodni temu. Nie wiem jakim cudem znalazło się ono w pudełku z podpisem „do wyrzucenia”. Ostrożnie wyjęłam zdjęcie z ramki, a następnie ostatni raz patrząc na roześmiane twarze moich przyjaciół, złożyłam zdjęcie na pół i schowałam do tylnej kieszeni białych jeansów.
–Ashley, taksówka czeka– krzyknęła Melanie z dołu. Ostatni raz spojrzałam na wnętrze swojego pokoju i głośno wzdychając opuściłam go, zamykając za sobą drzwi. Doskonale wiedziałam, że szybko nie będę miała okazji znowu tam wejść.
Zbiegłam na dół po schodach, a następnie szybko założyłam buty, by Melanie mogła zamknąć za mną drzwi na klucz. Spojrzałam na auto moich rodziców, które właśnie odjeżdżało z podjazdu. Następnie spojrzałam na taksówkę, stojącą przed domem. Starszy pan właśnie kończył wkładać nasze walizki do bagażnika. Zajęłam miejsce z tyłu. Tuż obok Madeline, która zajęta była właśnie przeglądaniem instagrama. Oparłam rękę o drzwi, a kiedy ruszyliśmy Spoglądałam na te wszystkie znajome ulice. Na plażę, za którą będę tęsknić w szczególności. Uśmiechnęłam się smutno, podziwiając po raz pierwszy w życiu piękno Miami.
***
Stałam wśród tłumu na jednym z lotnisk w Miami. Patrzałam jak moje siostry szybko żegnają się z rodziną i przyjaciółmi by następnie dać mi czas. Coraz bardziej zaczynało docierać do mnie co tak naprawdę się dzieje. Miałam zaraz wsiąść w samolot by rozpocząć nowe życie. Z dala od miasta, które znałam na wylot, od rodziny i przyjaciół. Nerwowo ściskałam rączkę od swojego podręcznego plecaka. Zaciskałam na niej palce aż do momentu, w którym nadeszła moja kolej. Spojrzałam na rodziców, którzy na ustach mieli szerokie szerokie uśmiechy, jednak w ich oczach czaiły się łzy. Mama rzuciła się na moją szyję, mocno mnie obejmując, a ja objęłam jej drobne ciało. W moich oczach zebrały się pierwsze łzy, jednak obiecałam sobie, że nie będę dziś płakać. Ostatnio wylałam stanowczo za dużo łez. Odsunęła się ode mnie na zaledwie kilkanaście centymetrów, by zrobić miejsce tacie. Objął moje ciało swoimi silnymi ramionami.
–Leć podbijać świat, kochanie– wyszeptał wprost do mojego ucha, a następnie złożył na moim czole długi pocałunek–Bardzo cię kocham, skarbie.
Patrzyłam jak odsuwają się na bok, by dać szansę na pożegnanie innym. Serce bolało mnie, gdy widziałam jak tata przytula mamę do swojej szerokiej piersi bym nie widziała jak z jej niemal identycznych jak moje oczu wypływały łzy. Sam zaciskał co jakiś czas powieki, by nie dać wypłynąć łzom. Co jakiś czas spoglądał na ekran swojego telefonu, by następnie kilkukrotnie uderzyć w ekran i schować go do kieszeni swoich jeansów. Przeniosłam spojrzenie na mojego najmłodszego brata, który był moim największym oparciem w przeciągu ostatnich miesięcy. Rozłożyłam szeroko swoje ramiona, w które wpadł bez wahania. Ułożył podbródek na mojej głowie i delikatnie gładził moje plecy ręką jak to miał w zwyczaju.
–Czyli jednak piekło zamarznie– zaśmiał się, choć w tym śmiechu czaił się smutek. Przypomniałam sobie naszą rozmowę w samochodzie i sama uniosłam lekko kącik ust– Nie wiem co ja bez ciebie zrobię.– zacisnęłam powieki, by wyszeptać mu do ucha jak bardzo będę za nim tęsknić. Stanęłam na palcach i cmoknęłam go w polik pokryty lekkim zarostem. Przeczesałam dłonią jego brązowe włosy i uśmiechnęłam się do niego smutno. Czułam się kurewsko dziwnie, gdy widziałam jak odchodzi by również przytulić się do boku płaczącej mamy. Bolał mnie ich widok.
–Nie wierzę, że to powiem, ale będę za tobą tęsknił– powiedział mój bliźniak, patrząc na mnie z góry.
–No chodź tutaj, idioto– mruknęłam, gdy widziałam jak spoglądam na mnie z góry. Rozłożyłam ramiona i już po chwili byłam owinięta jego silnymi ramionami. Przycisnęłam policzek do jego czarnej koszulki i objęłam go w pasie.
–Ale będzie bez ciebie pusto– westchnął mocniej zaciskając ramiona wokół mojej talii– Nigdy bym nie pomyślał, że będzie mi przykro, gdy wreszcie pozbędę się największego wrzoda na tyłku z domu– zaśmiałam się lekko, a następnie odsunęłam od mojego bliźniaka.
Przeniosłam swoje spojrzenie na wysoką brunetkę, której żelazna maska zaczynała pękać. Na osobę, która była przy mnie zawsze pomimo tego, że ja zawiodłam ją wielokrotnie. Na dziewczynę, która zawsze stawała po mojej stronie, nawet gdybyśmy były tylko we dwie przeciwko całemu światu. Na moją najlepszą przyjaciółkę, siostrę po innej matce i ojcu.
–Max, czy ty płaczesz?– zapytał Leo drżącym głosem, gdy patrzał na bruneta ze zmarszczonymi brwiami
–Wpadło mi coś do oka– odpowiedział wachlując się ręką, a jego głos niebezpiecznie drżał. Przytulił Leo chowając głowę w zagłębieniu jego szyi, a ten zaczął klepać go delikatnie po plecach.
Patrzyłam na to wszystko ze łzami w oczach, bo tego widoku będzie mi cholernie brakować, ale z Nowym Rok rozpoczynałam nowy rozdział w moim życiu. Kiedy chcemy zakończyć jeden rozdział w życiu, od razu pojawia się drugi. Chyba, że kończymy już całą pieprzoną książkę, bo akurat wtedy to jest już ostatni. Wszystko się kiedyś kończy. Nie mamy wpływu na to czy dobrze, czy źle.
A ja chciałam napisać sequel do mojej książki…
***
~Bethany~
Patrzyłam na wszystko co się działo ze łzami w oczach, które usilnie chciały wydostać się na światło dzienne. Widziałam jak Cameron usilnie starał się pokonać łzy, niestety z marnym skutkiem, bo od czasu do czasu, gdy myślał, że nikt nie patrzy wycierał mokre policzki. Siedział z nosem w telefonie i mogłam się założyć, że próbował skontaktować się z Matt’em. Wiedział, że on jest jedyną osobą, która może powstrzymać Ash od wyjazdu. Nikt nie chciał, aby ona wyjeżdżała. Wyjątkiem była Melanie, bo Madeline również była do tego pomysłu dość sceptycznie nastawiona. Ashley była naszym słoneczkiem, które oświetlało nawet pochmurne dni.
Spojrzałam w oczy mojej najlepszej przyjaciółki, z których wypłynęła pierwsza łza, lądując na podłodze. Wpadłam z jej ramiona cicho łkając, bo nie potrafiłam wyobrazić sobie mojego życia bez jej czynnego udziału w nim. Przytulałam jej drobne ciało do siebie, mocząc jej włosy łzami, a ona to samo robiła z moją koszulką.
–Nie wierzę, że wyjeżdżasz– wychlipiałam, mocniej ściskając jej szyję.– Będę tak bardzo tęsknić.
–Obiecaj mi, że nadal będziesz taka szczęśliwa jak do tej pory– mówiła cicho wprost do mojego ucha– Obiecaj mi, że będziesz pilnowała Max’a
–Obiecuję– odpowiedziałam niemal niesłyszalnie. Taka właśnie była Ashley. Wyjeżdżała na drugi koniec świata kompletnie nie wiedząc jak to wszystko będzie miała wyglądać, ale martwiła się o nas wszystkich. O to jak sobie będziemy radzić.
–Lot numer sto dziewięćdziesiąt cztery do Mediolanu, proszony do odprawy–usłyszałam, a mój żołądek zawiązał się w supeł. Nie wierzyłam w to co się działo. Ashley uśmiechnęła się lekko do mnie, a następnie ostatni raz spojrzała na nas wszystkich. Chwyciła w dłoń rączkę od swojej czarnej, dużej walizki i ruszyła przed siebie na ruchome schody. Wszyscy patrzyliśmy jak wjeżdża na samą górę i doskonale wiedzieliśmy, że ponownie szybko jej nie ujrzymy.
–Myślicie, że się odwróci?– zapytał cicho Leo, gdy Ash przystanęła na samym szczycie schodów.
–Nie, to nie byłoby w jej stylu– uśmiechnęłam się lekko i otarłam łzę widząc jak moja przyjaciółka ginie w tłoku ludzi.
Widziałam jak Cameron całkowicie się rozkleja, a za nim podążyła Rosalie. Oboje płakali, bo chyba do wszystkich zaczynało docierać to co przed chwilą się stało. Chyba każdy z nas miał jeszcze iskierkę nadziei, że zaraz pojawi się tutaj Matt wybijając Ashley z głowy pomysł o wyjeździe. Jednak on się nie pojawił. Usiedliśmy na kanapach przy oknie, aby obserwować jak samolot z najważniejszą osobą w naszym życiu odlatuje. Nikt nic nie mówił. Panowała między nami absolutna cisza. Zastanawiałam się co czuł teraz Matt. Wierzyłam, że to nie był koniec ich historii.
Nie wiedzieli co przygotował dla nich los. Nikt nie wiedział. Być może spotkają się przypadkiem za jakiś czas, gdy emocje opadną i zaczną od nowa budować swoją relację. Bo choćby chcieli już nigdy nie przestaną się kochać. On się jej oświadczy, a ona oczywiście przyjmie oświadczyny cała w skowronkach. Wezmą skromny ślub, bo Ash nigdy nie lubiła przepychu. Kupią skromny domek z wielkim ogrodem na obrzeżach miasta. Potem przyjdzie czas na dziecko, które stanie się ich oczkiem w głowie.
A może spotkali się po raz ostatni tego pamiętnego wieczoru. Ashley rozpocznie karierę modelki i będzie podróżować po całym świecie. Matt pójdzie do college'u i wróci do swojego dawnego trybu życia. Już nigdy nie wpuści do swojego życia żadnej dziewczyny, bo tą jedyną od zawsze była Ashley.
Zobaczymy co przyniesie los… Bo w końcu życie lubi zaskakiwać. A ich to już w szczególności.
***
~Matthew~
Dociskałem pedał gazu do samej ziemi. Jechałem slalomem omijając stojące mi na drodze samochody. Przez to kilkanaście minut jazdy złamałem dosłownie wszystkie przepisy ruchu drogowego, ale musiałem zdążyć na czas. Gdy tylko Cameron wysłał mi sms, o której treści „Lotnisko. Już” wiedziałem, że to była moja ostatnia szansa. Nie mogłem pozwolić, aby ona wyjechała. Przez ostatnie kilka dni nie mogłem nawet zbliżyć się do jej domu, bo był pilnie strzeżony przez jej siostry. Wielokrotnie chciałem wślizgnąć się do niej przez okno, ale obawiałem się, że wylecę przez nie jeszcze zanim dobrze zdążę dostać się przez nie do środka.
Zatrzymałem auto na środku parkingu. Wbiegłem do ogromnego budynku jak strzała. Rozejrzałem się dookoła i widząc siedzących na kanapach przyjaciół serce mi stanęło. Spojrzałem na Camerona, który jedynie lekko pokręcił głową, ale ja nie wierzyłem. Ruszyłem w stronę ruchomych schodów, przeskakując po kilka na raz. Biegłem przed siebie ciężko oddychając. Wierzyłem, że zdążę. Przeciskałem się między ludźmi, słysząc ich marudzenie, które swoją drogą miałem totalnie w dupie.
–Samolot do Mediolanu właśnie przygotowuje się do startu– usłyszałem z głośników. Zatrzymałem się gwałtownie w miejscu, czując jak wszystko wokół mnie zaczyna wirować.
Nie, to niemożliwe…
Ukryłem twarz w dłoniach, a następnie podbiegłem do ogromnego okna patrząc jak samolot startuje z miłością mojego życia w środku.
Mogłem kupić bilet na najbliższy samolot, ale po co mi to było skoro ona podjęła już decyzję? Nie chciała mnie w swoim życiu i udowodniła to wyjeżdżając. Żałowałem tylko, że wyznałem jej swoje uczucia tak późno. Gdybym zrobił to wcześniej może właśnie siedzielibyśmy na jednej z ławek w parku. Razem. Zakochani.
Niektóre rzeczy zaczynamy doceniać dopiero po ich stracie…
Nigdy nie daruję sobie jej odejścia. Bo odeszła przeze mnie i moją głupotę. Żałowałem, że nie chciała mnie wysłuchać, że nie dała mi kilku głupich minut na wytłumaczenie się. Uwierzyła w filmik Kimberly. Przerobiony filmik. I to chyba bolało najbardziej.
Upadłem na kolana, patrząc jak samolot wzbija się w powietrze, a następnie znika. Znika, zabierając ze sobą moje serce. Bo kochałem ją. I wyjeżdżając zabrała je ze sobą. Chciałem kupić bilet. Wsiąść w samolot i odnaleźć ją.
Ale jeśli kogoś kochasz to musisz dać mu odejść…
***
Kochani, pamiętajmy, że to jeszcze nie koniec. Ostatni rozdział jutro, a z nim podziękowania. Dzisiaj naprawdę nie mam siły by je pisać.
Teraz chciałabym odpowiedzieć na pytanie, które zapewne ciekawi Was najbardziej.
Co dalej?
Cóż, naprawdę długo zastanawiałam się nad tym. Zaczynałam mając zaledwie trzynaście lat. Wtedy chyba nawet nie śniłam o tym, że mogę być w tym miejscu co dzisiaj, ale tak jak mówiłam. Na podziękowania przyjdzie czas jutro.
Jak wiecie od września idę do nowej szkoły. Tak jak Ashley rozpoczynam nowy etap w swoim życiu. Tak naprawdę nie wiem czego mogę się spodziewać. Wiem jedynie, że czasu będę miała o wiele mniej. Sam dojazd w jedną stronę będzie zajmował mi ponad godzinę, co w porównaniu z dwoma kilometrami, które miałam do podstawówki jest śmieszne. Został miesiąc wakacji. Nie ma szans, że zdążę skończyć książkę w przeciągu tych trzydziestu jeden dni. Nie chcę zostawić Was ani z takim zakończeniem ani z niedokończoną historia. Naprawdę długo nad tym myślałam.Ale podjęłam decyzję. Nie odejdę. Może rozdziały. Nie będą tak często jak teraz, ale wiem, że pewne osoby ze mną zostaną i nawet jeśli rozdział będzie pojawiał się raz na miesiąc to oni po prostu ze mną będą.
Potem długo myślałam z czym do Was wrócę. Wielokrotnie wspominałam, że historia rodziny Hood’ ów zaczyna mnie nudzić. Jeszcze dwa tygodnie temu byłam pewna, że wrócę do Was z kompletnie nową historią.
Zastanawiałam się czy ma być to “Porzucony narzeczony” pisany od nowa.
Czy przerobione “Shadows” nad którym pracuję w każdej wolnej chwili, tworząc Trylogię “Dark”.
Czy Fanfiction, które obiecuję Wam już od samego początku mojej działalności na wattpadzie.
Czy nietypowa historia Madeline, którą strasznie mam ochotę napisać.
Pomysłów dużo, czasu mało, ale wiem, że kiedyś uda mi się to wszystko kończyć. Dzisiaj, na swoim koncie mam trzy ukończone historię, ale ta liczba będzie rosnąć. Bo jak to zaśpiewali One Direction w jednej ze swoich piosenek:
THIS IS NOT THE END
Zdecydowałam, że wracam do Was z czwartą częścią perypetii rodziny Hood’ów, czyli kontynuacją losów Ashley i Matt’a. Nie wiem, czy ktoś będzie to czytał, ale ukończę tę historię…
… Po urlopie…
Teraz myślę, że należy mi się zasłużony wypoczynek. Przez ostatnie tygodnie zarwałam tyle nocy, aby to skończyć, że muszę to odespać. Jednak nie będzie to kilkanaście dni bez niczego. Do przyszłej niedzieli opublikuję prolog nowej historii, której tytułu Wam jeszcze nie zdradzę. Chcę napisać sobie kilka rozdziałów do przodu i dokładnie przemyśleć jak ma wyglądać akcja książki. O wszystkim będę informowała na swoim profilu, więc zachęcam do zaglądania tam.
Na obecną chwilę to tyle. Widzimy się jutro przy rozdziale dodatkowym, na którym popłakałam się (przy jako jedynym podczas pisania całej opowieści).
Pamiętajcie słoneczka
THIS IS NOT THE END.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro