Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

03. Kiedy Harry zamiast mówić, krzyczy


Miałem rację. A ja nienawidziłem mieć racji, bo przyznaję, kiedy tak się działo było bardzo źle. Dlatego czasami wolałem żyć w błogiej nieświadomości, że szkolnymi rurami poruszał się bazyliszek. Bo jak myślałem, że Syriusz chciał mnie zabić i dlatego uciekł, to okazywało się, że Parszywek był zmarłym Peterem Pettigrew i zdrajcą.

Od wakacji podejrzewałem, że Draco Malfoy przyjął Mroczny Znak. Ale co innego myśleć, że tak jest, a co innego usłyszeć, że taka jest prawda. Bo okazywało się, że czułem coś do Śmierciożercy sam będąc uważanym za Wybrańca Jasnej Strony.

– Chcę ci pomóc, Draco – mówił Snape. – Złożyłem Wieczystą Przysięgę.

Wieczystą Przysięgę? Czym ona niby jest?

– Pomóc? Myślisz, że sobie nie poradzę? Że jestem zbyt słaby? Nie potrzebuję twojej pomocy!

Jeszcze bardziej przysunąłem się do drzwi jakieś nieużywanej sali gdzie był Snape z Malfoy'em. Dziękowałem sobie i swojemu sekundowemu przebłysku geniuszu, że przed wyjściem na Przyjęcie wziąłem Mapę Huncwotów i Pelerynę Niewidkę. Dzięki temu wiedziałem gdzie znajdowała się ta dwójka Ślizgonów. Nie słyszałem całej rozmowy, ale ten kawałek był już czymś.

– To czemu zachowujesz się jak rozhisteryzowana jedenastolatka? – szydził z niego Snape. Nie miałem pojęcia co on miał na myśli. Draco nie wydawał się spanikowany. Obserwowałem go i niczego takiego nie zauważyłem – Myślisz, że nie wiem, że ten naszyjnik to była twoja marna próba? Ty w ogóle wiesz co robisz, Draco?

Wiedziałem! Miałem rację z tym, że to Malfoy stał za tym przeklętym naszyjnikiem, ale nikt nie chciał mi uwierzyć! Snape wręcz wyśmiał moje podejrzenia, a teraz sam mówił to samo.

– Wiem! – krzyknął głośniej Draco przez co przez chwilę miałem wrażenie, że zbliżyli się do drzwi, gdzie stałem. Mimo że miałem na sobie Pelerynę to i tak bałem się, że zostanę złapany. – Mam plan – powiedział już spokojniej. – Wypełnię zadanie, które mi powierzył i nikt, rozumiesz nikt, mi go nie zabierze.

– Nie bądź głupi, Draco. Jeśli to zrobisz, nie doczekasz się dni chwały i oklasków. Masz świadomość jakie dosięgną cię konsekwencje jeśli zrobisz to co chce Czarny Pan?

– Och, jakbym mógł tego NIE zrobić. On albo ja. Jak myślisz kogo wybiorę?

O czym on, do diabła, mówił? Co Draco miał zrobić? Dostał jakieś zadanie od Voldemorta? Będąc tutaj, w szkole? I kim był ten „on"?

– Musisz pamiętać, że potem nie będzie już odwrotu.

– Już go nie mam, Snape – rzucił ostro. – Dla mnie odwrót nie istnieje.

Merlinie, to bolało. Bolały mnie słowa, które wypowiedział Draco. Bolało mnie to, że on tak naprawdę myślał. Bolało mnie to, że chyba nie jestem w stanie mu pomóc.

Po tych słowach Malfoy'a nastąpiła cisza. Nie wiedziałem co się dzieje za drzwiami. Czy któryś może nie wyciągnął różdżki? Czy patrzyli na siebie bez słowa szukając czegoś co dałoby im przewagę w tej dyskusji?

Odsunąłem się odrobinę od drzwi. Chyba nic więcej już nie usłyszę. W tym momencie drzwi otworzyły się z hukiem, a Snape wręcz wyleciał przez nie, ciągnąc swoją pelerynę po ziemi. Byłem zaskoczony jego gniewem, ale udało mi się nie wziąć głośnego wdechu tylko wręcz przestałem oddychać.

– Będziesz żałować Draco – powiedział na koniec Snape i ruszył korytarzem w głąb Lochów. Nie ruszyłem się z miejsca, czekając, aż Mafloy również wyjdzie, ale to nie następowało. Słyszałem tylko szelest szat i głębokie westchnięcie.

Nie wiedziałem co zrobić mając świadomość tego, że od Draco dzieliły mnie drzwi klasy.

W Hogwartcie nauczyłem się kilku rzeczy przez te lata nauki. Jedną z nich było to, że mój instynkt samozachowawczy jest na naprawdę niskim poziomie, a ja kieruję się intuicją, która czasami każe mi schodzić do Komnaty Tajemnic walczyć z Bazyliszkiem i ratować jedenastoletnią siostrę najlepszego kumpla.

Dlatego zdjąłem Pelerynę Niewidkę, schowałem ją do kieszeni szaty, wziąłem wdech i zbierając swoją gryfońską odwagę, wszedłem do sali gdzie był Draco.

I okej, widziałem wiele rzeczy. Hermionę, która wzięła zły Eliksir Wieloosokowy i wyrosło jej futro na twarzy wraz z kocimi uszami oraz trytony w Jeziorze, ale chyba nic nie przygotowało mnie na widok zgarbionego Draco opartego o ławkę i trzęsącego się jakby płakał.

Chciałem się wycofać, odwrócić się i wyjść, bo dotarło do mnie, że nie wiem co miałbym zrobić. Malfoy nie był osobą, którą można pocieszyć czy szeptać słodkie słówka zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. Sam nienawidziłem jak ktoś tak robił, a co dopiero gdybym to ja miał być w roli pocieszyciela.

– Potter.

Drgnąłem zaskoczony. Draco patrzył się na mnie z grymasem na twarzy, który ledwo udawało mi się zobaczyć, bo w sali było dość ciemno. Nie widziałem jednak śladów łez na jego twarzy.

– Malfoy – odpowiedziałem i nie wiedziałem co dalej. Czy chociaż raz w życiu mogłem mieć jakiś plan?

Draco nie wyprostował się, nie zaczął szydzić, nie wyciągnął różdżki i nie przeklął mnie, co można uznać za bardzo dobry początek. Zakołysałem się na piętach niepewny co dalej.

– Więc...

– Spieprzaj, Potter. Idź, grać złotego chłopca Dumbledore'a gdzie indziej. – Głos Draco znowu był wyprany z emocji, pusty. Skrzywiłem się na jego słowa. Nie wiedziałem co mną kierowało żeby chociaż spróbować z nim porozmawiać. – A mi daj spokój.

– Żebyś dalej mógł knuć? – zapytałem zły i skrzyżowałem ręce na piersi. – Co chcesz osiągnąć Malfoy, co? Katie Bell przez ciebie jest w świętym Mungo. Dlaczego? To była część planu żebyś mógł wypełnić zadanie od Voldemorta?

– Nic nie wiesz! – wykrzyczał i dodał nieco histerycznie: – I nie wymawiaj jego imienia!

– Wiem, że masz Mroczny Znak!

Merlinie, to nie miało być tak! Nie chciałem na niego krzyczeć, nie chciałem się kłócić. Ale wyszło tak, że staliśmy naprzeciwko siebie w ciemnej sali lekcyjnej, z zaciśniętymi pięściami i dzieliła nas chwila, by wyciągnąć różdżki.

– Tak? – zapytał drwiąco. – To idź do Dyrektora, powiedz mu! Albo, nie. Zawsze lubiłeś sławę, prawda? – Skrzywiłem się. Nienawidziłem jej. – Udzielanie wywiadów to coś co lubisz, nie? Leć do Proroka, powiedz, żeby szykowali cele w Azkabanie obok Lucjusza Malfoy'a, bo jego syn do niego dołączy!

– Nie chcę żebyś trafił do Azkabanu!

Chodziło o to, że widziałem co Azkaban robił z człowiekiem. Jaki Syriusz był po nim. Chodziło o to, że naprawdę nie chciałem żeby Draco tam trafił. Nie byłbym w stanie tego znieść.

– To czego ty chcesz, Potter?

– Ja... – Chciałem tyle rzeczy, których nigdy nie byłbym w stanie dostać. Nauczyłem się, że moje marzenia nie mają sensu. – Chcę ci pomóc – powiedziałem w końcu.

– Pomóc? Nie bądź śmieszny.

Przeczesałem włosami palcami i westchnąłem sfrustrowany. Jak miałem przekonać Draco, że naprawdę nie jestem jego wrogiem? Ślizgon cały czas się na mnie patrzył, czułem jego wzrok na sobie co tylko jeszcze bardziej mnie rozpraszało.

– Wiem, że masz jakieś zadanie od Voldemorta – starałem się być w miarę opanowany. – I naprawdę, nie mam zamiaru lecieć z tym do Dumbledore'a czy Proroka.

– Merlinie, Potter, czego ty nie rozumiesz? Idź stąd.

Nie ruszyłem się z miejsca. Nie miałem takiego zamiaru i może to trochę masochistyczne z mojej strony, ale nie mogłem go tak zostawić. Nie kiedy nawet ja zauważyłem, że Draco jest cieniem samego siebie. I jeśli właśnie nadarzyła się okazja żeby mu pomóc, to miałem zamiar ją wykorzystać.

– Chcę ci pomóc – powtórzyłem o wiele pewniej niż za pierwszym razem. Byłem w końcu Gryfonem. – Voldemort cię zabije, prawda? Jeśli nie zrobisz tego co ci każe?

– Nie wymawiaj tego imienia, na Merlina. I nie twój zakichany interes!

Draco był zdenerwowany. I nie musiałem być Sherlockiem Holmes żeby wiedzieć, że wcale nie pomagam mu się uspokoić. Może jednak szeptanie pocieszających słówek byłoby lepszym wyjściem.

Zrobiłem krok do przodu i zobaczyłem wyraźniej jego twarz. Dawno nie stałem tak blisko niego i po prostu przez kilka sekund chłonąłem widok jego rysów, kształt podłużnego podbródka, jasnych brwi i wysokich kości policzkowych.

– Słyszałem twoją rozmowę ze Snapem i...

– No, tak cudowny Potter, który nie przestrzega czegoś takiego jak zasady i tylko czeka na okaz...

– Nie chcę żebyś zginął! – przerwałem mu tak jak on mi wcześniej i wykrzyczałem to co tłukło mi się w głowie od kiedy tylko to usłyszałem. – Nie chcę twojej śmierci! Nie chcę żeby ktokolwiek zginął w tej pieprzonej wojnie!

– To są prawa wojny, Potter! I lepiej naucz się tej lekcji najszybciej jak potrafisz, bo będzie z ciebie marny rycerzyk jasnej strony jeśli tego nie pojmiesz.

Staliśmy naprzeciwko siebie z zaciśniętymi pięściami, grymasami na twarzy i mając po szesnaście lat mówiliśmy o wojnie. Było mi niedobrze na myśl o tym, że może Draco podjął już decyzję i jest za późno. Na cokolwiek.

– Ludzie zabijają, ale sami zostają zabici, o to ci chodzi? A gdzie trzecia strona medalu?

– Nie ma jej. To tylko wymysł głupców, którzy nie umieją stanąć po jednej ze stron i podjąć decyzji.

– Ty nie jesteś głupcem, prawda?

Miałem poczucie, że gramy w jakąś grę. Nie do końca znałem jej zasady, nie wiedziałem dokąd prowadzi i które z nas wyjdzie z tej potyczki jako zwycięzca. Nie podobała mi się ta gra.

– Żaden z nas nie jest – powiedział Draco, a ja nie mogłem oderwać oczu od jego twarzy i ust, które mimo że mówiły te wszystkie słowa nadal były tymi samymi, które chciałbym całować. – Decyzja o tym, po której stronie staniemy została podjęta jeszcze zanim się urodziliśmy. To nie był nasz wybór, to scheda, którą dostaliśmy.

– A gdybym ci powiedział, że możesz przejść na drugą stronę? Masz jeszcze czas.

Draco zaczął się śmiać. Nie był to jednak dźwięk, który można porównać do czegoś miłego. Był to pusty śmiech osoby, która po prostu wie, że nic jej nie pomoże. Śmierciożercy na cmentarzu się tak śmiali. Dreszcz przeszedł przez moje całe ciało kiedy tylko urywki tych wspomnień mnie zaatakowały.

– Czarny Pan nie przyjmuje rezygnacji, Potter. Powinieneś się już tego nauczyć.

Nienawidziłem kiedy mówił o Tomie „Czarny Pan". Nienawidziłem tego, że Draco miał rację.

– Czyli co będziesz jego wiernych pieskiem na każde gwizdnięcie i wykonasz jego rozkaz? – Znowu się zdenerwowałem. Czy tak ciężko jest przyjąć czyjąś pomoc? – Upadłeś tak nisko, że płaszczysz się u jego stóp?

Wiedziałem, że przegiąłem.

– Och, pierdol się, Potter.

Sądziłem, że mnie uderzy. Tak jak wtedy we wrześniu w pociągu. Myślałem, że rzuci kolejny komentarz o moich rodzicach. Nic takiego jednak się nie stało. Draco po prostu popatrzył na mnie ostatni raz, prychnął niczym rozjuszony kot i wyminął mnie, by móc wyjść z klasy.

Odwróciłem się w momencie kiedy był już prawie przy drzwiach.

– Nie chcę żebyś stał się mordercą, Draco.

– A ja nie chcę żebyś mnie ratował.

Malfoy wyszedł.

Nie wróciłem na Przyjęcie do Slughorna. Prawie biegiem pokonałem drogę do Pokoju Wspólnego, a stamtąd nie patrząc na nikogo do dormitorium. Jak tylko drzwi się za mną zamknęły zacząłem krzyczeć.

Merlinie, wszystko zniszczyłem.




**** 

Trudno było napisać ich kłótnię, ale mam nadzieję, że czytało się ją dobrze. Ale za to końcówka dla mniej jest dobra. I tak naprawdę to dopiero tutaj mamy Draco i jego interakcje z Harrym, która nie wyszła z ich perspektywy najlepiej. 

Do następnego, 

Demetria1050 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro