Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 11.

Usłyszała jak przeklął.

- Nie wstawaj, już idę - Odrzekł błyskawicznie.

Cała drżała, nadal głośno oddychając.

Raptownie zobaczyła szamana trzymającego niebieską fiolkę, ogromne mięsiste liście i przecudaczną roślinę z kolcami. Uklęknął i wziął łapę Tishio. Teraz była prawie cała czarna, z śliwkowymi prześwitami.

- Co chcesz zrobić? - Szepnęła.

W tym samym czasie stara Herpydra wzięła flakonik i oblała jej prawą kończynę.

Odziwo nie bolało.

Druid ułamał jeden z kolców żółtego kwiatu i zaczął wpychać go w ranę, tam gdzie trzymała ją mandragora.

Wytrzeszczyła oczy, z których samowolnie wylatywały łzy. Zaczęła się wyrywać,jednak Kifo mocno ją trzymał i wkładał coraz głębiej szpilki pąków,a później jego główki. Wrzeszczała z bólu nadal się szamotając. Kifo energicznie zaczął owijać łapę płatami mięsistej rośliny. Uspokoiła się trochę, była bardzo kojąca.

- Już nie boli? - Zapytał ochryple - Aloes powinien pomóc- Dodał.

- Tylko trochę.

- Zapamiętaj coś sobie, nigdy nie wkładaj łap do paszczy mandragory - Rzekł - Gdyby była większa nie powstrzymał bym trucizny.Masz nauczkę na przyszłość. Można by powiedzieć, że lekcje pierwszą mamy za sobą - Odparł uśmiechając się lekko.

- Boją się krwi... - Mruknęła do siebie, gdy Kifo zawiązywał jej drugi opatrunek na tylnej kończynie.

- Poprawka, boją się, kiedy opadnie na ich delikatne liście. Dezorientuje ich.

- Opowiesz mi o nich więcej- Odparła z zapałem.

- Niech ci będzie - Powiedział spokojnie patrząc się na Tisho. Raczej nikt nie przepadał za jego wykładami.

Starzec nawijał tak długo, dopóki oczy jego wychowanki zaczęły powoli opadać ze zmęczenia, ale nie chciała mu przerywać.

Dowiedziała się wiele o mandragorach. Nie miała pojęcia, że mogą rosnąć w dziczy o wiele większe niż te maleństwa, lub ,że te większe potrafią - w nielicznych przypadkach - wyjść całkowicie z gleby. Przerażały ją bardziej niż ćmy, które od czasu do czasu wlatywały do jej oczu.

Pokazywał jej właśnie lecznicze rośliny : kocią łapkę, dziewanne, jeleni głóg, aloes czy jagody goji, które spożywała królowa Wifu. Sprawiały, że była jeszcze piękniejsza i przedłużały jej życie.

-Masz może Alurune? - Spytała ziewając.

- Wiesz do czego służy, prawda?

- Tak, sprawia, że posiadacz w zamian za opiekę dostawał ochronę i uzdrowienie - Powiedziała patrząc się wprost na szamana.

Wciąż siedziała na muchomorze spoglądając na zabandażowaną kończynę.

- Znasz jej prawdziwe pochodzenie? - Zapytał kładąc się na przeciwko uczennicy.

Kielichy kwiatów nadal oświecały kamienną grotę z milionami dzbanów, zwojów, ziół, próbek i bordowych okręgów.

Pokręciła głową, walcząc z zamykającymi się ślepiami.

- Alurona jest korzeniem mandragory...

Tishio rozwarła szerzej oczy i wgapiała się zdziwiona w Kifa, ale nie przerwała mu.

- Wierzono, że była stworzona z rajskiej ziemi, jako pierwowzór człowieka. Jednak nie spodobały się  stwórcy i dlatego ją wyrzucił.Odtąd Alurona tęskni za rajem.Stała się atrybutem diabła, demonów, czarnoksiężników i osób uprawiających czarną magię - Zamknął stare oczy - Jest symbolem obłędu, czarów, proroctwa, tajemnicy, senności, żądzy, miłości i głupoty.

- Skąd to wiesz, w żadnych zwojach u Drywa tego nie było - mówiąc poruszyła łapami, które zwisały z grzyba.

Widziała jak Kifo nad czymś rozmyśla.

Tishio spojrzała na mandragorę stojącą na jednym z regałów w drugim pokoju. Była odrażająca. Liście, które oblała krew szamana zostały przedziurawione, wręcz zwęglone.

- Mój ojciec kiedyś ją miał. Opiekował się tym zdradzieckim liliowym kwiatem. Dzięki niej wiedział wszystko. Uzdrawiała go, ale przez nadużycie jej mocy popadł w obłęd. Musieliśmy go dobić.

Nastała niezręczna cisza. Nigdy nie była dobrym pocieszycielem, wolała więc to przemilczeć.

Pnącza, na których były świecące kwiaty zaczęły pomału się zawijać.Druid spojrzał na nie i wstał ociężale.

-Choć, późno już jest - Spojrzał na zasypiającą Ilawrę - No już, wstawaj - Dotknął jej wychodzące żebra pazurem.

Otworzyła świecące zielone oczy. Podniosła się i zeszła z muchomora.

- Gdzie idziemy? - Ziewnęła 

- Odprowadzę cię do pałacu, nie będziesz tu spać - Odrzekł otwierając drewniane drzwi.

***

Zimne powietrze ją rozbudziło, w grocie Kifo było o niebo cieplej, tak przyjemnie.Kulejąc szła za druidem, który stąpał ciężko po ziemi.Dziwiła się, że może normalnie chodzić, przecież rozdarł sobie łapę.

Podróż do królowej odbyła się w ciszy. Szaman najwyraźniej nie miał ochoty z nią rozmawiać. Nie chciała go denerwować, tak jak jednego z strażników, więc o nic nie pytała. Nim się zorientowała stali przed ogromnymi złotymi wrotami z wyrytymi imionami władców .

Wzrokiem odszukała  Romusa, którego tutaj odłożyła. Z uśmiechem podreptała do niego uważając na swoją poranioną kończynę, która wciąż piekła. Cały opatrunek przez te parę godzin przesiąknął krwią, lepiej natomiast  było z tylną łapą.

Woda na pomoście lśniła w blasku pełnego księżyca. Kwiaty wiśni unosiły się na jej powierzchni kołysząc się wraz z strumieniem.

Brudna sakwa leżała po boku drzwi. Wzięła ją w pysk i odwróciła się do Kifa, który wpatrywał się w jej poczynania.

- Oddaj mi to - Odrzekł. Tishio wpatrywała się na niego ze zdziwieniem.

- Nie oddam ci mojego przyjaciela - Odpowiedziała odkładając wcześniej skórzany worek przed siebie.

- Nie rozumiesz, królowa będzie kazała ci to wyrzucić. Cokolwiek w tym masz , nie zgodzi się, żeby przebywało w jej otoczeniu - Powiedział stanowczo zbliżając się do śmierdzącego zawiniątka.

- Nie zrobisz mu krzywdy i nie będziesz  tam zaglądał ? Romi nie lubi obcych - Zapytała patrząc się na nauczyciela z podejrzeniem.

- Nie zrobię mu krzywdy- Potwierdził zirytowany.

Przysunęła z wahaniem zdechłą ropuchę w worku do nauczyciela, dość długo wstrzymując na nim łapę. W końcu ją zabrała i spojrzała tęsknie na sakwę.

- Jutro kolejna lekcja odbędzie się o świcie, u mnie w domu, nie spóźnij się - Poinformował ją po czym wziął cuchnący worek w dziób i odleciał gibając się na boki.

Zbliżyła głowę do pozłoconych drzwi, słyszała zachwyt królowej. Z rozmowy z posłańcem wynikło, iż dostała zaproszenie na jakieś zebranie.

 Nagle wrota  otworzyły  się z trzaskiem, a w nich stanął jeden z strażników monarchini. Wpatrywał się nieufnie w Tishio.

-  Ja, miałam właśnie wejść - Uśmiechnęła się nerwowo.

-  Kim jesteś i czego chcesz od mojej pani - Mrożący krew w żyłach głos wydobył się z jego pyska.

-  Jestem nowym szamanem i miałam tu przenocować - Powiedziała nieśmiało. Ten  olbrzymi osobnik wyjątkowo wywoływał u niej respekt.

-  Wpuść ją - Usłyszała uniesiony ton królowej.

Strażnik otworzył szerzej drzwi, jego ostry zakrzywiony dziób oświetlało szampanowe światło runicznych kamieni, unoszących się w każdym zakątku komnaty.

Weszła niepewnie do środka i rozejrzała się dookoła. Wcześniej nie widziała kamiennych pomników, które stały po bokach szklanych ścian. Przeważnie były to wizerunki młodej królowej, ale jeden wyróżniał się spośród wszystkich - przedstawiał małego samczyka uśmiechniętego od ucha do ucha, był uroczy. Jadeitowe filary rozpinały się koło posągów, a przed sobą ujrzała czerwony dywan z jagód, który pokryty był przeźroczystą, kryształową podłogą. Wreszcie zobaczyła schody, które prowadziły wprost do ogromnego diamentowego  tronu opływającego poduszkami.  Tishio podejrzewała, że spokojnie zmieściło by się tam czterech Kifów.

Władczyni  oglądała list, który dostarczony został przez małego Eldyra, który cupnął sobie na framudze tronu. Małe łyse stworzonko wpatrywało się dużymi gałkami w podchodzącą do schodków Tishio. Drobne kopytka rozjeżdżały się na klejnocie, duże, puszyste uszy miał postawione na baczność, a fioletowy róg odbijał wiązki światła niczym nóż.

- Przybyłam królowo - Powiedziała z szacunkiem kłaniając się.

Skrzywiła się lekko, gdy poczuła jak rana pod opatrunkiem zaczęła się rozrywać, a liście aloesu ponownie zalały się ciepłą posoką, której krople wyciekły przez płaty rośliny i skapnęły na wyszlifowaną podłogę.

Wifu odłożyła kopertę zrobioną z kory i spojrzała zaciekawiona. Szkarłatny dziób wyglądał jak gdyby  pokryty był krwią, a sprytne niebieskawe oczy ją skanowały.

- Zbliż się - Odparła odkładając list.

Ilawra wchodziła powoli po krętych schodach, zostawiając po sobie kropelki czerwonej posoki wciąż wyciekającej z opatrunku.

Eldyr,który z przerażeniem obserwował zaistniałą sytuację uruchomił swoje skrzydła pokryte barwną błoną i wbił się w powietrze.

Monarchini spojrzała na niego gniewnie, a małe łyse stworzenie odleciało w przestrachu.

- Wybacz  Ususine panikuje, gdy widzi obcych - Odezwała się - Usiądź - Wskazała pozłacanym pazurem jedną z olbrzymich poduch.

Tishio grzecznie podeszła i wyłożyła się na miękkiej powierzchni. Królowa w tym czasie spojrzała na plamy krwi, które zostawiła nowa szamanka, a potem na jej cały przesiąknięty bandaż.

- Widzę, że już rozpoczęłaś naukę, moje kafelki również to zauważyły - Powiedziała niewzruszona.

- Mogę to posprzątać - Wypaliła szybko gwałtownie podnosząc pysk.

- Zostań, zrobisz to jutro. Lepiej powiedz czy moje imperium przypadło ci do gustu.

- Jest cudowne... wszystkie dwory są oszałamiające , trawa jest taka mięciusia, a  woda przejrzysta.I..i.. te rogate kozice z skrzydłami...- istny raj- Mówiła szybko, była tym wszystkim zachwycona. Monarchini Herpydr rozpromieniła się - Tylko... chatka Kifa trochę od tego wszystkiego odstaje, ale i tak jest świetna, o wiele lepsza niż nasze namioty z kości i skór - Dodała.

- Ten stary zgred cały czas sprzeciwia się wyburzeniu tej rudery - Wysyczała- Ale gdy umrze nie będzie miał nic do gadania . Nie będziesz w tym czymś mieszkać. No chyba, że zostaniesz u mnie w pałacu - Powiedziała zamyślona Wifu.

- Masz przepiękne wisiorki - Odparła po chwili  Tishio zapatrzona w błękitną błyskotkę w środku jednego z nich.

- Oh, dziękuję, nie musisz mi tak schlebiać - Obwiesiła zachwycona królowa machając przy tym szponami - Dostałam je od matki, gdy byłam dzieckiem. Nic specjalnego - Uśmiechnęła się do Tshio - Spójrz na te posągi, widzisz? Wszystkie wykonane są z marmuru i są  moją podobizną, czyż nie są wspaniałe? - Dodała w zadumie.

- Są cudne - Odparła szczerze młoda Ilawra wpatrując się w jednego z nich - Ale ten - wskazała zdrową łapą - nie przedstawia ciebie moja pani, jest twoim synem? - Zapytała z ciekawością w głosie.

- Moim synem ? Błagam cię, królowa niema czasu na dzieci - Zaśmiała się z kpiną - Ty również musiałaś się wyrzec rodziny i potomstwa.

- To kto cię zastąpi? - Spytała zapominając o tym, że rozmawia z monarchinią.

 Wiedziała,że Wifu ma racje, nie może mieć rodziny, ale nigdy nie chciała jej posiąść.

- Spokojnie, znajdę godnego następcę, chodź nie wydaje mi się, żeby był ktoś lepszy ode mnie - Mówiła cały czas wpatrując się  na zakrwawioną podłogę i parę schodków z degustacją. Nie wytrzymała.

- Ususine ! - Wrzasnęła - Sprzątnij to, nie mogę zdzierżyć widoku moich pięknych zaplamionych kryształów.

Łysa, pulchna istotka przyleciała natychmiast z mchem w kopytku. wylądowała na posadce i zaczęła ją czyścić.

- Powinnyśmy pójść spać - Poinformowała uprzejmie Wifu, Tishio, obserwując Eldyra, który wykonał już swoją pracę.

- Dobranoc - Powiedziała Ilawra, gdy królowa klasnęła w szpony, a runiczne kamienie zgasły.

~~~~~~~~

Witajcie, chciałam przeprosić za opóźniony rozdział, ale wstawianie o dwudziestej trzeciej mija się z celem . Przynajmniej rozdział jest dłuższy niż zazwyczaj. c:

Chciałam jeszcze poinformować, iż w dniu dzisiejszym, na deviantarcie pojawi  się nowa postać. ^ↀᴥↀ^



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro