PROLOG (cz.2)
***
Nieoczekiwanie oczyska Nyoki otworzyły się , przez przechodzącą falę bólu. Jęknęła cichutko. Łupnęła wzrokiem na obolałe podbrzusze. Tak, tym razem to nie złudzenie.
Krwiak biegł po połowie brzucha a fioletowe nicie rozbiegały się po miękkiej powierzchni. Odwróciła natychmiast wzrok, wolała tego nie oglądać. Niewiedza w pewien sposób niwelowała ból. Zamknęła oczy, skupiła myśli na wyobrażeniu sobie małych puszystych motylków, które śmiały się i mówiły: "Tak naprawdę jesteś jedną z nas, i odlecimy razem z tego okrutnego miejsca ".
Kiedy to sobie wszystko wyobrażała, poczuła że leży na czymś lepkim, nawet bardzo lepkim, do tego stopnia ,że musiała wysilić ostatek energii aby odlepić chociażby jedną z łap. Bała się otworzyć oczu. Bała się co mogłaby zobaczyć, ale ciekawość zżerała ją od środka i nie wytrzymała. Odchyliła lekko prawą powiekę, a to co zobaczyła wstrząsnęło ją jeszcze bardziej.
Leżała na niczym innym, jak ogromnym języku, a z oddali dostrzegła gigantyczne migdałki i mały w porównaniu do nich, dyndający języczek.
- Ktoś mnie połknął?! - powiedziała z niedowierzaniem w głosie.
- O matko!. Ktoś mnie połknął! - Wykrzyczała w panice
Zaczęła drzeć się wniebogłosy, odchodząc jak najdalej od gardzieli, a przynajmniej próbując. Wbijała pazury w miękki organ, na którym leżała i usiłowała doczłapać się do zębów tego monstrum. W net rozległ się wrzask giganta.
Chyba zabolał go język, i dobrze, niech w końcu mnie wypluje - pomyślała, mocniej wbijając szpony.
Nie zamierzała ginąć na marne. W głębi serca wierzyła, że rodzice czekają na nią w domu a ona znowu gdzieś uciekła żeby pobawić się w głębinach.
- Przestań mnie ranić, dziewczynko. - Powiedział olbrzym ,a jego paszcza otworzyła się.
To była szansa na ucieczkę, kiedy powoli zbliżała się do miejsca docelowego zetknęła się z falą napływającej do niej wody , która zaczęła spychać ją w stronę jego gardła.
Zaczęła ostro manewrować ogonem gdy przypływ w nią uderzył, jej płetwa grzbietowa zaczęła przecinać natłok wody. Nyoka nie miała szans uciec, dobrze o tym wiedziała, ale gdyby śmierć jej rodziców okazała się prawdziwa, a oni oddali życie żeby ja ratować, musiała by walczyć.
Złapała się trzonowego zęba, był żółto-czarny, zresztą jak całe jego uzębienie.
- Powinnaś być mi wdzięczna, uratowałem ci życie. - Stwierdził nieznajomy.
- Skąd mam wiedzieć że nie kłamiesz. - Wykrzyknęła. - Pewnie chcesz mnie zjeść.
- Pozwól dziecko, że wszystko ci wytłumaczę. - Odparł spokojnie.
Gdy nic nie usłyszał zaczął kontynuować .
-Płynąłem w poszukiwaniu kałamarnic, ale napatoczyłem się na bodajże trójkę Tomór wyjadających resztki Pangen. - Rzekł płynnym odrobinę chrapliwym głosem. Który o dziwo uspokajał Nyokę, wciąż kurczowo trzymającą się ogromnego trzonowca.
- Przypływ emocji mną zawładną, a to często mi się nie zdarza. Postanowiłem więc zbadać teren. Odgoniłem te paskudy, które zmierzały w twoją stronę. Obserwowałem cię dniami i nocami, ale ileż można było czekać. Nie chciałem pozostawiać cię samej, krwawiącej w odmętach oceanu, więc wziąłem cię w moją paszczę.
Nyokę zatkało, wyglądało na to że mówi prawdę a jej rodzice rzeczywiście zginęli...
- Dziękuję ci. - Powiedziała podnosząc głos, aby mógł ją usłyszeć. Dopiero później stwierdziła że nie zna imienia olbrzyma.
- Mimba - powiedział jak by, czytał jej w myślach, po czym dodał znienacka . - Najszczersze kondolencje, z powodu twoich rodziców... - Odrzekł ze współczuciem w głosie.
- Skąd wiesz, że to byli moi rodzice ? - Powiedziała z gulą w gardle.
- Domyśliłem się.
Mimba po tych słowach już się do niej nie odezwał.
Nyoka postanowiła że poszuka miejsca, które było by odpowiednie do spania, a tym samym chroniło by ją przed połknięciem z śliną giganta. Po chwili znalazła spory ubytek po zębie. Poczłapała ociężale w jego kierunku.W czasie drogi uświadomiła sobie, czemu Mimba nie chciał jej wypuścić. Nie miała sił właściwie na nic, zasadniczo nie mogła chodzić, a co dopiero pływać. Kiedy znalazła się w przesmyku, zaczęła się w niego wciskać. Mieściła się tam praktycznie cała, wystarczyło tylko podkulić ogon, a zajmowała cała wolną przestrzeń. Nie potrwało długo nim zasnęła.
***
Kilka tygodni wystarczyło by przyzwyczaiła się do obecności Mimby w jej życiu. Gdy tytan po raz pierwszy od ich spotkania musiał spożyć posiłek, wypuścił Nyoke ze swej potężnej szczęki, a małe stworzonko - nadal trochę się ociągając - z niej wypełzło.
Niemal omdlała na jego widok. Nyoka wiedziała że jest ogromny (widać to było po jego gardle) ale gdy stanęła z nim twarzą w twarz, nie spodziewała się że będzie ona niemal wielkości orzechowych oczu Mimby. Strach zalał jej ciało, które powoli dochodziło do siebie. Cięta rana nadal się nie zabliźniła, ale mogła nie co sprawniej się poruszać.
Przeleciała po nim wzrokiem. Posiadał dużą prostokątną głowę, oraz rozszerzony na końcu i stromo ścięty pysk w kolorze atramentu. Na czubku głowy widniał mały otwór a obok niego rozrastały się zaróżowione blizny. Nyoka dostrzegła druga brązową parę oczu - olbrzym najwidoczniej dopiero co je otworzył - tym razem mniejszych od poprzednich. Obok gałek wyrastała niewielka płetwa. Wszystko to, ozdobione było nie wielką dekoracją na środku łba, w postaci rozwidleń na których zaczepione były światełka.
Nyoka podejrzewała że mierzył on jakieś dwadzieścia jeden metrów długości, a sam obwód jego cielska wynosił jakieś czternaście metrów. Na końcu, osadzona była dwupłatowa płetwa ogonowa, a na niej rozpościerały się głębokie wcięcia.
Od tego momentu widziała go o wiele częściej.
Wieczorami opowiadał jej wielorakie powieści, które utulały ja do snu. Mimba robił wszystko, co w jego mocy by Nyoka nie czuła tak dotkliwie straty rodziców. Sam dobrze wiedział , że tęsknota po najbliższych najbardziej boli. Słyszał jak mała co noc w pierwszych tygodniach szlochała w jego paszczy. Postanowił jej w tedy powiedzieć o własnej stracie, żeby wiedziała że nie jest sama. Od tamtej pamiętnej nocy z dnia na dzień stawali się sobie coraz bliżsi. Połączyła ich - z początku delikatna -czerwona nić oplatająca ich bijące serca.
Stary Gwizdoświt opowiedział kiedyś Nyoce o ludziach, ich chęci władzy i posiadania wszystkiego, co doprowadziło ich do zguby .
"To dzięki nim, mamy prawo żyć " - Powtarzał się co wieczór olbrzym. I tak było tym razem.
Nyoka rozłożyła się wygodnie na środkowym - mniejszym od reszty - świetle.
- Opowiedz mi coś nowego. - Powiedziała błagalnym głosem.
- " Z prochu powstałeś w proch się obrócisz. " - Zarecytował.
- Skąd znasz takie piękne słowa. - Powiedziała zdumiona Nyoka z uniesionymi brwiami i błyskiem ciekawości w oczach.
- Ludzki Bóg, którego wysławiali to powiedział.
- A my, w kogo wierzymy Mimba?
- W wielką Timiat. -Odparł.
Nyoka spojrzała na dno otulone czarną mgłą, w której rozbłyskiwały setki tysięcy malutkich błękitnych iskierek. Z resztą były one wszędzie. Oderwała od nich wzrok , i spojrzała w głąb czwórce orzechowych oczu, a Mimba kontynuował.
- Timiat zgładziła ludzi, tuz po tym kiedy ci, ukradli jej serce. Ukryta w jądrze ziemi, zemściła się na nich. To dzięki niej mogliśmy powstać. Przepowiednia mówi iż wszystkie pozostałe królestwa zjednoczą się w poszukiwaniu jej zaginionego serca.- Zaakcentował kolos.
- A co jeśli go nie znajdziemy?
Mimba zawahał się przez chwilę, nie był pewny czy aby na pewno jej to powiedzieć. Po chwili namysłu zadecydował.
- Zacznie się od nie winnych trzęsień ziemi, a skończy się na upadku gwiazdy polarnej. Innymi słowy, czeka nas nikła śmierć.
~~~~~~~~
Hejka (๑♡⌓♡๑),
jeśli ktoś jest zainteresowany zobaczeniem postaci zapraszam tu:
https://www.deviantart.com/taichii45/art/Tajga-757231461
link podany jest również na moim profilu ⸉ᘓ◎⃝ᆺ◎⃝ᘐ⸊
Wiem ,wiem prolog trochę przy długi ale mam nadzieje że jednak wam się podoba (I że ktoś to przeczyta ɾ◉⊆◉ɹ)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro