Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22 - Czas pożegnania

Po wspólnym posiłku szli długim korytarzem. Rozmawiali na przeróżne tematy. Śmiali się, żartowali i wśród nich panowała miła atmosfera. Niespodziewanie na ich drodze pojawiła się dobrze im znana blondynka. Wyprostowała się dumnie i słodkimi oczami spojrzała w stronę Lyona. Juvia zrobiła niezadowoloną minę, gdyż w końcu miała okazję porozmawiać ze swym bratem i jak zwykle im przeszkodzono.

— Och, jak miło cię widzieć, Angelico! — zawołał białowłosy i przytulił ją na powitanie.

Dziewczyna nie byłaby sobą, gdyby nie odwzajemniła uścisku ze strony ukochanej osoby.

— Ciebie również, Lyon! — odpowiedziała przesłodzonym głosem.

Juvia i Gray spojrzeli na siebie, a następnie na tę dwójkę. Nie byli przekonani, czy to będzie dobra relacja, albo czy w ogóle będzie trwała ona długo. Lyon i Angelica odkleili się od siebie i obrócili w ich stronę.

— To my już pójdziemy — poinformował Lyon, a Juvia doskonale wiedziała gdzie. — Spotkamy się z wami później. — Po tych słowach białowłosy jak gentleman wziął pod ramię blondynkę i w podskokach udali się do pokoju.

Juvia odprowadziła ich wzrokiem i tak jak spostrzegła wcześniej, poszli do sypialni. Westchnęła i uderzyła się lekko w głowę. Naprawdę myślała, że jej brat, chociaż w małym stopniu się zmienił. Totalnie ją rozczarował, ale w końcu to jednak facet więc, co się dziwić.

Gray ziewnął cicho.

— Jesteś śpiący? — zapytała, a po chwili zauważyła ogromne wory pod jego oczami i poczuła się nieco dziwnie, gdyż zadała oczywiste pytanie.

— Nie — skłamał i przetarł lewe oko.

Prawdę mówiąc, to najchętniej rzuciłby się na kanapę, która była w salonie. Znajdowali się niedaleko tego pokoju, a Gray wręcz marzył, aby poświęcić kilka minut na drzemkę.

— Chodź! — pociągnęła go za rękaw.

Sam już nie wiedział, czy czytała mu w myślach, czy po prostu sama odczuła oznaki zmęczenia. Zaprowadziła go do salonu, a Gray jako pierwszy usiadł na kanapie i przechylił kark do tyłu. Juvia nie czuła potrzeby bycia tutaj i przeszkadzania mu w drzemce, więc obróciła się żwawo i gdy już miała wychodzić, powstrzymał ją głos Graya:

— Nie zostaniesz ze mną?

Niepewnie spojrzała na niego. Gray wzrok wbity miał w jej oblicze i przez kilka minut nawet nie zamrugał. Prawdę mówiąc dziewczyna nie wiedziała, czy to dobry pomysł. Tydzień temu, gdyby ją o to zapytał, nie miałaby żadnych wątpliwości, ale teraz gdy przez pewien okres czasu był w zamknięciu i nie widywali się codziennie, Juvia odczuła pewien niepokój. Ale wciąż jednak to był jej przyjaciel i oczywiście nauczyciel. Obróciła się, chociaż nie wiedziała, czy to dobra decyzja. Usiadła blisko niego i wgapiała się w kominek naprzeciwko kanapy, w którym już nie palił się ani jeden płomyk. Gray dobrze widział, że z Juvią jest coś nie tak, ale pomyślał, że może to przez trud zadany, aby ich wyciągnąć z więzienia. Pozycja, w której aktualnie się znajdował była dla niego tak niewygodna, że czuł ból wzdłuż kręgosłupa. Przechylił głowę na bok i idealnie trafił na ramię dziewczyny. Zamknął oczy i poczuł ogarniający go sen. Juvia zaskoczona spojrzała na uśmiechniętą twarz samuraja i sama nie potrafiła się nie uśmiechnąć. Zauważyła, że śpi bez przykrycia, a najlepiej sprawdziłby się tu koc.

— Nie jest ci zimno, Gray? — spytała, a czarnowłosy nic nie odpowiedział.

Pomyślała, że śpi, więc nie pytała już o nic. Musiała przyznać, że pierwszy raz ktoś śpi na niej w taki sposób. Czuła się z tego powodu spięta. Nim zdążyła uporządkować myśli, Gray zaczął mówić:

— Powiedz to jeszcze raz.

— Co takiego? — nie zrozumiała.

— Moje imię.

Tego się nie spodziewała, bo myślała, że chodzi o koc. Zdezorientowana poprawiła jeden kosmyk włosów za ucho.

— Gray.

— Jeszcze raz — poprosił.

Nawet ton głosu był inny — taki delikatny, jakby bał się, że powie coś nie tak i straci życiową szansę. Juvia zgodnie z prośbą powtórzyła jego imię po raz kolejny, ale Gray chciał słyszeć je cały czas z ust dziewczyny. Dlatego Juvia mówiła je bezustannie, a samuraj zasnął po kilku minutach. Po chwili i ona poczuła ogarniający ją sen i zasnęła, opierająć się o głowę Graya.

~*~

Rankiem Juvia sama znajdowała się w salonie. Otarła zaspane oczy i wyciągnęła ręce do góry, aby rozprostować kości. Zdziwiła się, że nie zastała samuraja u jej boku. Ziewnęła cicho i wstała, lekko się chwiejąc. Wyszła z pomieszczenia i udała się do swojego pokoju. Przebrała się w jedną z jej ulubionych niebieskich sukienek, rozczesała grzebieniem kręcone włosy, a na stopy włożyła płaskie buty tego samego koloru co suknia. Opuściła pokój i zauważyła dziwną ciszę panującą w zamku. Wszyscy żołnierze, których mijała, byli opanowani i uradowani. Nie napotkała żadnej znajomej twarzy. Czuła się trochę jak w labiryncie. Gdy przechodziła obok schodów, które były ogromne i prowadziły na dół, a kawałek dalej od nich znajdowało się wyjście. Właśnie tam zgromadzili się jej przyjaciele. Nie rozumiała, dlaczego akurat przed wyjściem, ale nie zastanawiając się długo zeszła po schodach. Levy i Gajeel stali gdzieś z boku, a dziewczyna przytulała się do niego, a on otaczał ją ramieniem. Naprzeciw nich stał Lyon, a za nim Angelica. Kilka metrów przed dużymi drzwiami znajdował się Gray Fullbuster, który poprawiał katanę zapiętą do pasa. Juvia rozejrzała się po znajomych twarzach i zauważyła, że każdy patrzał na nią ze smutkiem i z żalem. Spojrzała na brata, ale on jedyny wyglądał na ucieszonego.

— O co tu chodzi? — zapytała zdezorientowana tą całą sytuacją.

Nikt jej nie odpowiedział. Każdy tkwił w milczeniu, a Levy mocniej objęła Gajeela. Juvia przeniosła wzrok na samuraja. Zdała sobie sprawę, że zmienił się jego ubiór. Zamiast ciemnego i podartego kimona, miał na sobie czarne szerokie spodnie, granatową koszulę, wysokie brązowe buty do kolan, a na ziemi obok niego leżała długa czarna peleryna z kapturem. Wyglądało na to, że postanowił opuścić zamek.

— Gray? — samuraj odwrócił się i spojrzał pytającym wzrokiem na Juvię. — Dokąd się wybierasz?

Spuścił wzrok i sięgnął po rzecz leżącą na podłodze i zawiesił ją na ręce. Juvia nie dawała za wygraną i powolnym krokiem zmierzała w stronę czarnowłosego. Nie rozumiała irytującej ciszy panującej między nimi. Chciała się pozbyć uczucia niepewności, że coś ją ominęło, coś bardzo ważnego. Chłód objął jej ciało, ale nie przestawała iść. Nagle zauważyła cień uśmiechu na twarzy Graya.

— Chyba nadszedł ten czas — westchnął i zaczesał do tyłu czarne jak smoła włosy.

Juvia przystanęła i z wyraźnym szokiem patrzyła na przyjaciela.

— Jaki czas? — czuła coraz większe zimno wędrujące po jej ciele.

— Czas pożegnania, Juvio — zaakcentował jej imię, gdyż bardzo je lubił.

Ręce zwisały jej obezwładnione, jakby ktoś przeciął jej ścięgna. Nie mogła poruszyć nawet palcem u ręki. Gray patrzył na nią ze zmartwieniem, ale szybko się opanował. Już nie mógł się o nią troszczyć. Poczuł się gorzej, ale nie fizycznie, lecz psychicznie. Ciężko było mu zakończyć coś, co trwało tak długo. Relację, którą budowali z każdym dniem. Ogromny ciężar objął jego serce i czuł, że się rozpadał. Jakby każda część ciała odmówiła mu posłuszeństwa i poszła własną ścieżką. Westchnął, ale głośniej. Juvii twarz stała się blada jak grudniowy śnieg. Pewnie się domyśliła, o jakie konkretnie chodzi mu pożegnanie. Wyglądała jakby się kruszyła. Kiedyś przypominała piękną porcelanową lalkę, jednak teraz odpadała z niej kolorowa farba. Całe jej szczęście spływało po niej i zamieniało się w proch. Oblał ją strach, smutek, żal. Nie chciał, aby ich pożegnanie było dla niej ciężarem do końca życia. Pragnął, aby o nim zapomniała, by żyła własnym życiem. By zaplanowała je po swojemu. Gray zrujnował je od początku. Wytępił całą wioskę, kazał jej trenować, choć wiedział, że jest słaba i delikatna, pozwalał, aby z kimś walczyła i zwykle kończyło się na obrażeniach. W głowie przeleciały mu wspomnienia. Ich wspólne. Nigdy nie zapomniał jej wzroku, gdy pierwszy raz napotkał ją we wiosce. Widział w nich chęć mordu i pogardę. Teraz patrzał, jak po jej bladej twarzy spływają krople słonej cieczy. Przez niego. Ukłucie w sercu powiększało się z każdą chwilą. W końcu nie wytrzymał i podszedł do dziewczyny, aby otrzeć kciukami łzy, które na nowo wypływały. Wpatrzony w jej błękitne oczy, powróciło do jego głowy całe dzieciństwo. Kąciki jego ust drgały, chcąc utworzyć uśmiech, który nie był tego wart. Jedną dłonią lekko chwycił za podbródek dziewczyny i nie wiedząc, w jaki sposób podziękować jej za zrozumienie, uśmiech i każdą spędzoną chwilę, pocałował ją. Nie trwało to długo, gdyż na czas musiał być w określonym miejscu. Pochylił się jeszcze raz, aby wyszeptać do jej ucha słowa, które tak bardzo dla niego znaczyły.

— Dziękuję ci, że byłaś. Że nie odeszłaś tak jak reszta. Po mimu tylu trudnych chwil wciąż mnie wspierałaś, gdy ja zaczynałem tracić wiarę. Dziękuję ci, że nie poddałaś się na treningach. Wciąż ćwiczyłaś. Dziękuję ci, za twój uśmiech, który każdego dnia dodawał mi energii — przytulił ją ostatni raz, chcąc zapamiętać ją na długo. — Dziękuję.

Odwrócił się tyłem do dziewczyny i nałożył na siebie pelerynę. Naciągnął kaptur na głowę. Kątem oka spojrzał na roztrzęsioną dziewczynę. Ruszała wargami, ale nie umiała wykrztusić z siebie ani słowa. Lyon podszedł do niej i położył dłoń na ramieniu. Gray wiedział, że jego rola opieki nad Juvii w tym momencie się skończyła. Fullbuster odwrócił się w stronę drzwi i wolnym krokiem zmierzał do celu. Juvia strzepała dłoń brata z ramienia i podążyła za Grayem.

— Gray! — krzyknęła przez płacz. — Nie odchodź!

Lyon zmarszczył brwi i dogonił siostrę. Chwycił ją za ręke i pociągnął w przeciwną stronę. Nie mógł dopuścić do tego, aby poszła za samurajem. Jako brat musiał dać jej do zrozumienia, że nie powinna przebywać czas z takim człowiekiem.

— Gray! — próbowała się wyrwać, ale jej brat posiadał więcej siły.

Samuraj chwycił za klamkę od drzwi i ostatni raz spojrzał na jej pełne bólu oczy. Przed trzaśnięciem drzwiami i  ucieczce z zamku, powiedział bezgłośne „przepraszam".

I stało się — odszedł. Juvia upadła na kolana i chwyciła się za głowę. Łzy płynęły po jej twarzy. Czuła się tak słaba, że nie mogła wstać. Dławiła się samymi łzami.  Próbowała krzyczeć, lecz nie miała już co. Próbowała pobiec, ale nie miała za kim. Próbowała wmówić sobie, że to jakiś sen i wystarczy uszczypnąć się w rękę, ale nic nie mogło sprawić odwrót zdarzeń. Krople słonej cieczy spadały na niebieską sukienkę. Lyon objął ją ramieniem i kołysał na boki, aby nieco ją uspokoić. Ale było już za późno.

W tym momencie Juvii pękło serce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro