Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15 - Chłopak od komplementów

Księżniczka Levy Mcgarden właśnie oprowadzała gości po całym zamku. Niestety albo na szczęście bez jej narzeczonego Edwarda. Dla samuraja (Natsu) było to bardzo korzystne, a to z tego powodu, że będzie wiedział którędy uciec z zamku. Nie interesowały go niebywale piękne obrazy na ścianach czy też porywające wprost historie z życia księżniczki. No chyba, że dotyczyły one Juvii. Wtedy wydawał się nieco zaciekawiony. W końcu interesował się swoją uczennicą tak jak na nauczyciela przystało.
Normalne, prawda?

— Pamiętacie? — westchnęła poetycko Levy. — To zdjęcie, gdy byliśmy jeszcze dziećmi. 

Natsu kątem oka spojrzał na obraz. Lekko go to zdziwiło. Podszedł bliżej i przyjrzał się mu. Juvia w wieku sześciu lat, która miała na sobie niebieską sukienkę do kolanek w białe groszki, a włosy związane w dwa kucyki. W ręce trzymała jakiegoś różowego misia. Obok niej stał Gajeel z szopą na głowie i Levy z burzą loków. Pod ramieniem otaczał Juvię jej brat. Natsu lekko uśmiechnął się, sam nie wiedząc z czego. Może przez tę małą i drobną postać Juvii? Czy może przez jej przesłodką fryzurę? Albo to dobra rzecz, aby później móc szantażować Juvię?

— Na dzisiaj koniec wycieczki — rzuciła wesoło Levy. — Zaprowadzę was do waszych pokoi. — Cała trójka przytaknęła i udali się za przewodnikiem. 

~*~

— Jesteś pewny, paniczu? — zapytał jeden z najlepszych żołnierzy.

— Jak najbardziej — wziął do ręki stary papier z jakimiś napisami. — To on — wskazał na zdjęcie na piśmie. — Nie ma mowy o pomyłce.

— Ale to zdjęcie jest niedokładne i w dodatku rozmazane. Nie mam stuprocentowej pewności, paniczu — rzekł spokojnym głosem.

— Nie muszę widzieć wszystkich detali, aby wiedzieć, że Czarny Książę pałęta się po zamku.

— Jeden że strażników podał nam, że jego imię jest całkowicie inne niż na papierze.

Chłopak uśmiechnął się szeroko i powiedział pół żartem:

— Chytry z niego lis — po chwili oboje wybuchli śmiechem.

~*~

Sensei siedział aktualnie w salonie. Było tak nudno w tym zamku, że rozrywało go od środka. W niektórych pomieszczeniach leciała spokojna i odprężająca muzyka, a czarnowłosego to irytowało.

„Jak można żyć w takiej nudzie?" — przeleciała mu myśl w głowie.

Spojrzał na ogromny zegar nad kominkiem. Było kilka minut po północy. Dostał pozwolenie, aby siedzieć gdzie tylko chce i kiedy chce. A wszystko przez to, że był towarzyszem Juvii. Miał teraz pełną swobodę. Nie był przystosowany do spania o takiej godzinie. Zwykle wystarczyło mu jedna godzina snu i po kłopocie.

W pewnym momencie usłyszał czyjeś kroki. Zbliżały się one do salonu, a go wcale to nie obchodziło. Myślał, że osoba właśnie ominęła pokój szerokim łukiem, ale gdy się obrócił w tamtą stronę zobaczył Juvię w czarnym stroju. Tu nie chodziło raczej o żałobę. Miała wory pod oczami i najprawdopodobniej szła do kuchni po tabletki nasenne.

— Co się stało, Juvia? — zapytał samuraj, nie odrywając od niej wzroku.

— Nie mogę zasnąć — przyznała rozpaczliwie. Przetarła oczy, bo światło ognia w kominku ją oślepiło.

On jedynie posunął się na kanapie i wskazał jej, aby usiadła. Posłusznie zrobiła to o co prosił. Z własnej woli oparła głowę o jego ramię. Była nieco przyzwyczajona, bo w ciągu ich podróży do zamku zwykle zasypiała na nim. Teraz jakoś trudno było jej zapaść w sen bez jego obecności. Zamknęła oczy i bardziej wtuliła się w jego ramię. Nauczyciel wolną ręką pogładził ją po głowie. Lubił jej niebieskie i kręcone włosy. Nie zauważył kiedy Juvia zasnęła. Wziął ją w ramiona i poszedł do jej pokoju. Jakimś cudem otworzył drzwi i położył ją na łóżku. Przykrył szczelnie pierzyną i chwilę przyglądał się jej spokojnej twarzy. Oparł rękę na łóżku i cmoknął ją w czoło. Po chwili wyszedł.

~*~

Rankiem w całym królestwie było gwarno i tłoczno. Sensei, Juvia i Gajeel ubrani odświętne stroje chodzili po zamku, bo nie mieli nic innego do roboty. Wyszli do ogrodu gdzie rozmawiali o wszystkim i o niczym. Sensei zauważył, że każdy żołnierz napotkany na ich drodze zwracał szczególną uwagę właśnie na niego. Przeleciała mu myśl, że już dowiedzieli się o jego tożsamości. Oby się mylił. 

Gajeel opowiadał jakąś historię, która ani trochę nie była prawdziwa lecz przezabawna, a Juvia śmiała się bez końca.

— Właśnie dlatego ryby nie mówią! — zakończył swoją wypowiedz, a Sensei również się zaśmiał z jego głupoty.

Zastanawiał się czy kiedyś to się skończy. On wypełni swoje zadanie i dotrzyma obietnicy, a potem? Gajeela i Juvię już nigdy nie napotka na swej drodze? Czy tak właśnie ma się to skończyć? Żal ściskał za serce, gdy pomyślał o przyszłości. Musiał przyznać, że nawet się do nich przywiązał. Nie powinien. To nie w jego stylu. 

Jak człowiek, który zabił tyle ludzi ma kogoś pokochać?

Jak „Czarny książę" lub „Szybka śmierć" ma zmienić swój wizerunek na „niegroźny"? 

Jak ma zrozumieć ludzi, którzy uśmiechają się bez powodu?

Jak ma przeżyć skoro dużo ludzi już go rozpoznaje?

Jak ma pogodzić się z swym losem?

Jak?

Posmutniał i ciężko westchnął. Wątpił w każdą nadzieję. Wierzył, że dla niego nie ma nadziei.

— Ej! — klepnął go w ramie Gajeel. — Coś tak spoważniał?

Juvia wydawała się być zmartwiona. Sensei uśmiechnął się i udawał, że nic się nie stało.

A stało się już za wiele.

~*~

Wieczorem ludzie pili, śmiali i świętowali z okazji zaręczyn Levy i Edwarda. Pierw para na środku parkietu wokół wszystkich zebranych zatańczył taniec, a potem dołączyli rodzice, krewni, znajomi, przyjaciele... Dla Senseia to wszystko było na pokaz. Nie umiał wytłumaczyć dlaczego tak myśli. Co chwilę obserwował Juvię, aby nie sięgnęła po alkohol. On sam dzisiaj nie pił, a to dlatego, że miał coś ważnego do wykonania. Ignorował irytujące dziewice, które błagały wręcz o jeden taniec. Tylko problem w tym, że Sensei nie dorastał na sali tanecznej tylko w obozie przetrwania, gdzie nie było słowa „nie mogę" czy też „nie chcę". Był wychowany twardą ręką i dobrze wiedział, co oznacza słowo głód czy brak wody. Osoba, która nauczyła go sztuk walki była jego ojcem. Szanował go nad życie i ani razu mu się nie sprzeciwił, bo wiedział czym to grozi. Jego matka, której nawet nie znał, umarła kilka dni po urodzeniu dziecka. Ojciec jego pogrążył się w wielkiej żałobie i uznawał syna za pozostałości po żonie. Cenił go ogromną miłością, ale w żaden sposób nie mógł jej okazać. Senseiowi to nie przeszkadzało. Cieszył się, że w przyszłości będzie mógł obronić siebie i tak jak to jego ojciec powiadał: "osobę, którą będziesz darzył wielkim uczuciem i będzie ona dla ciebie wszystkim". Nie rozumiał tych słów. Nie rozumie ich do dziś. Jego ojciec zginął na jednej z wojen. Mimo, że był najsilniejszy z obozu to przez chwilę nieuwagi stracił życie. Pochowany został na polu bitwy, a Sensei nie ma bladego pojęcia gdzie. Wiedział tylko, że ludzie, którzy zamieszkiwani wioskę, w której wychowała się Juvia, zabili jego ojca. Ta niby spokojna wioska uczyniła tyle zła, a Juvia nie wiedziała o niczym. Sensei dokonał tylko zemsty. Zabijanie tych ludzi było jak zdjęcie ogromnego ciężaru z jego ramion. Od zawsze chciał to zrobić. Jednak oszczędził Juvię. Sam nie wiedział czemu wtedy jej nie zabił. Była słaba. Przypomniał sobie jedną rzecz. To właśnie on obiecał komuś, że się nią zaopiekuje. 

Sensei westchnął i dalej obserwował Juvię. Oderwał od niej wzrok i wyszukiwał osoby, która miała się zjawić za moment. Spojrzał na zegar. Za minutę dwudziesta trzecia. Nudził się. Złapał się za brzuch, aby sprawdzić, czy ma katanę. Była. Musiał być ostrożny, aby nie podpaść strażnikom. Wtedy zauważył mu znajomą białą czuprynę. Ominął sprawnie ludzi i zmierzał w jego kierunku. W ostatniej chwili upewnił się, czy aby na pewno to ta osoba. Położył dłoń na jego ramieniu i lekko się uśmiechnął. Chłopak momentalnie się obrócił, a na jego twarzy promieniał uśmiech. Sensei pociągnął go za sobą. Przedarli się przez tłum i wyszli na hol, gdzie akurat panowały pustki. Białowłosy zmierzył nauczyciela od góry do dołu.

— Wyglądasz jak zawsze — skrzywił się. — Nie, jednak nie. Garnitur cię pogrubia — zaśmiał się.

— Zamknij się — Sensei poszedł wzdłuż holu.

Po chwili do niego dołączył „chłopak od komplementów".

— Nie przywitasz dawnego ucznia? — posmutniał i udawał, że płacze. — Co z ciebie za nauczyciel!

Sensei zgromadził go wzrokiem i westchnął.

— Dobrze ciebie widzieć, Lyon.

Białowłosy położył dłonie na policzki i otworzył usta ze zdziwienia.

— Ja za tobą też tęskniłem, Gray! — rzucił się na nauczyciela, przytulając go i o mało go nie udusił.

Teraz liczyło się powodzenie misji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro