Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 62

LILIANA

Panujący w stodole półmrok rozświetla żółte światło lampy zwisającej z belki pod sufitem. Płynąca z głośników muzyka trzeszczy, jednak nie przeszkadza to bawiącym się nastolatkom, którzy cisną się na niewielkiej przestrzeni i wykonują ruchy mające imitować taniec. Ich ramiona ocierają się o siebie, trzymane w dłoniach puszki z piwem kołyszą, przez co bursztynowy napój kapie na ziemię. Powietrze jest lepkie i gęste. Odór potu i duszący dym tytoniowy tworzą mieszankę, od której aż kręci mi się w głowie.

Rozglądam się dookoła i dostrzegam stojącego w rogu Adama. Osoba, z którą rozmawia, zwrócona jest do mnie tyłem, ale natychmiast rozpoznaję czarne, krótko przystrzyżone włosy. Postać wygląda za ramię. Nasze spojrzenia krzyżują się na ułamek sekundy. Jej mina świadczy o tym, że mogłaby rozszarpać mnie tu i teraz. Czuję, że zamiast puszki z piwem, wolałaby zaciskać palce na mojej szyi.

Szturcham Fabiana.

– Chodźmy.

Kajetan nie był zadowolony, kiedy oznajmiłam, że zamiast niego, wolę zabrać ze sobą Fabiana. W tamtej chwili wydawało mi się to najbardziej logicznym posunięciem. Sarę i Fabiana połączyła dziwna nić porozumienia. Dodatkowo Kajetan przez swój wygląd skupiłby na sobie całą uwagę, a to ostatnia rzecz, jakiej tego wieczora potrzebujemy.

Przeciskam się pomiędzy spoconymi, cuchnącymi alkoholem i papierosami ludźmi. Powstrzymuję odruch wymiotny i pomagając sobie ramionami, dopycham się do Adama i Sary.

– Cześć! – Chłopak od razu mnie przytula. – Ciebie chyba jeszcze nie znam! – Wyciąga rękę, jednak Fabian ignoruje ją i skupia wzrok na najbliższej ścianie.

– Nie jesteś tu mile widziana – rzuca z pogardą Sara. – Idź stąd, zanim wywlekę cię siłą.

– Sara – przerywa jej Adam. – To ja ją zaprosiłem.

Sara parska, nie dowierzając tym słowom.

– A niby po co?

– Bo... – Adam drapie się po skroni. – Liliana nie wraca po przerwie zimowej do klubu i chciała się z nami pożegnać.

– Albo szuka kolejnej ofiary, której może włamać się do domu. Pomyślałeś o tym?

– Sara... – W oczach Adama tli się nadzieja. – Odpuść jej, proszę.

Posyłam Adamowi półuśmiech, który ten nieśmiało odwzajemnia. Wiele dla mnie znaczy, że ponownie mnie obronił.

Staję na palcach i krzyczę Sarze do ucha:

– Możemy pogadać? Byłam u Leona, o wszystkim mi powiedział.

Sara mruży oczy. Wygląda, jakby analizowała wszystkie za i przeciw. Po chwili wzrusza ramionami.

– Bez twojego przydupasa – odpowiada.

Powietrze na dworze jest mroźne i pachnie lasem. Biorę głęboki wdech, delektując się tym, że wreszcie mogę swobodnie oddychać.

– Wiem, że jesteś zakochana w Laurze – rzucam do stojącej naprzeciwko Sary.

Dziewczyna nie przerywa naszego kontaktu wzrokowego. Unosi puszkę i nabiera do ust łapczywy łyk piwa.

– Nie wiem, o czym mówisz. Brałaś coś przed przyjściem tu?

Zaciskam pięści. Paznokcie wbijają się w wierzch dłoni. Niech wszechświat powstrzyma mnie przed zdrapaniem cwanego uśmieszku z twarzy Sary.

– Nie podoba ci się jej związek – kontynuuję. – Leon powiedział mi o wszystkim. O siniakach i waszej szarpaninie.

– Co to za brednie? Nigdy nie tknęłam Laury!

– Ale Leon powiedział...

– Leon? – Sara niespodziewanie wybucha śmiechem. – Ten sam Leon, który zdradza swoją żonę z jej rodzoną siostrą? Nie ma co, ostoja moralności.

– W takim razie kto jej to zrobił? – Pytanie zawisa nad naszymi głowami.

Sara patrzy na mnie, a w jej oczach dostrzegam zrezygnowanie. Wygląda na zmęczoną, jakby cała sytuacja z Laurą ją przerosła.

– Róża. Jak tylko dowiedziała się, co wyrabia jej siostrzyczka, wściekła się. Pożarły się, trochę poszarpały, Róża spakowała swoje rzeczy i kilka tygodni temu się wyprowadziła. Laura wspomniała, że jedyne, co po sobie zostawiła, to kilka sukienek i połowę ich wspólnej fotografii, którą zrobił im Leon. Laura wiedziała, że Róża zrobiła to specjalnie, żeby jeszcze bardziej jej dopiec. W międzyczasie wzięli ślub, a Laura nie została zaproszona. Obiecała Róży, że to koniec i nigdy więcej nie wda się w romans z Leonem, skoro są małżeństwem i planują założyć rodzinę.

– Nie dotrzymała obietnicy – mówię.

– Nie – odpowiada Sara. – Wytrzymała jakiś tydzień i od razu do niego pobiegła. Wiedziała, gdzie pracuje. Nie miała zamiaru odpuścić, nawet jeśli oznaczało to skrzywdzenie osoby, która zawsze przy niej była.

– A co z testem ciążowym?

– Wcześniej myślałam, że to niemożliwe, żeby Laura była w ciąży, ale... Może chciała wrobić Leona w dzieciaka? Kto wie, co siedzi jej w głowie. Powoli przestaję ją rozumieć.

– Czyli może być w ciąży?

Sara wzdycha.

– No – przyznaje niechętnie. – Możliwie. Nie wiem. Nie gadam z nią od dłuższego czasu. Przynajmniej nie tak, jak kiedyś. Nie chcę się już wtrącać. Ciężko patrzeć na to, jak osoba, którą kochasz, rujnuje sobie życie.

– Laura miała tu przyjść razem z Leonem. Gdzie są?

– Leona nie widziałam w ogóle, ale Laura przyszła, pokręciła się chwilę i wyszła jakieś dwadzieścia minut temu. Pytałam, czy zdąży na zimne ognie, bo odpalamy je co roku.

– Wiesz, gdzie mogła pójść?

– Wspomniała coś o jeziorze. Miała coś załatwić i wrócić przed północą.

Wymijam Sarę i wchodzę do stodoły. Odnajduję podpierającego ścianę Fabiana i wyciągam go na zewnątrz.

– Jezioro – rzucam.

Skręcamy za budynek. Głośne śmiechy i muzyka powoli się rozmywają.

Na środku ścieżki, która prowadzi do oddzielonej części jeziora, dostrzegam cień. Postać porusza się niespokojnie, a po chwili odwraca w naszą stronę. Kiedy jej twarz wyłania się z mroku, otwieram usta.

– Chyba śnię – wyduszam drżącym głosem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro