Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 56

LILIANA

Staję w progu salonu. Pomieszczenie rozświetlają dwie zawieszone na ścianie lampy oraz projektor gwiazd ulokowany w rogu. Kajetan tasuje karty, a uczepiony jego boku chłopak cmoka z dezaprobatą. Kamizelka, którą ma na sobie, jest różowa i ma wyhaftowane z przodu truskawki. Chłopak przeczesuje dłonią niebieskie, sięgające ramion włosy i woła:

– Koleś, robisz to totalnie źle. – Wyrywa Kajetanowi talię i zaczyna przetasowywać ją po swojemu. Pomalowane na srebrno paznokcie mienią się w kolorowym świetle. – Rozgrywka znowu byłaby do dupy.

Jedna z trzech siedzących na kanapie kobiet podnosi się i rzuca w niego poduszką.

– Wyrażaj się, Fifi! – krzyczy.

– Jasne, jasne – mamrocze w odpowiedzi. – Dolej sobie jeszcze winka, a zaraz wszystkie słowa i tak zamienią się w szum.

Po chwili każdy z graczy ma przed sobą siedem kart. Blondynka w kucyku ostentacyjnie przewraca oczami.

– Źle je rozdałeś.

Chłopak posyła jej szeroki uśmiech. Na przednich zębach błyszczą się kryształki.

Bullshit – mówi bezgłośnie, po czym celuje we mnie palcem i puszcza oczko. – Ona to widziała, co nie? Mam sprawne ręce, jak dotąd jeszcze nikt nie narzekał na moje umiejętności.

Dziewczyna odchyla głowę i patrząc w stronę sufitu, jęczy:

– Litości. Nikt nie chce o tym słuchać.

– Ty musiałaś – wytyka jej wyraźnie zadowolony.

– Pieprzone cienkie ściany. – Blondynka przewraca oczami. Taksuje swoje karty wzrokiem i nie odrywając się od nich, rzuca: – Będziesz tak stała w przejściu czy do nas dołączysz? Nie mamy całego wieczora.

Chłopak bezradnie rozkłada ramiona.

– Sama rozumiesz, mamy napięty grafik. Zapytasz co potem? – Kiwa głową w kierunku kanapy. – Obstawiamy, która z nich jako pierwsza odpadnie.

Zauważam, że jedno z krzeseł przy stole jest wolne. Kupka kart, która najwyraźniej należy do mnie, pozostaje nietknięta przez resztę graczy. Zajmuję miejsce pomiędzy Kajetanem a obcym chłopakiem.

– Jestem Filip – mówi. – A ta jędza naprzeciwko ciebie to Gabriela.

Dziewczyna zagryza policzki, co dodatkowo podkreśla ostre rysy twarzy. Unosi cienkie brwi i uderza Filipa w ramię.

– Wszyscy jesteście spokrewnieni? – pytam. – Kajetan wspominał, że przyjeżdżają do niego kuzyni.

Gabriela wybucha niepohamowanym,
głośnym śmiechem. Łapie się za brzuch i patrzy na Filipa, który również wygląda na rozbawionego.

– Nigdy w życiu – odpiera wreszcie, ocierając łzy. – Z Fifim znamy się od dziecka, a dodatkowo jestem jego byłą dziewczyną. Rozstaliśmy się niecałe dwa lata temu, ale nasze matki się zaprzyjaźniły, więc w święta muszę oglądać jego paskudną gębę.

Filip chwyta się teatralnie za serce. W tym czasie z kanapy dobiega do nas krzyk:

– Fifi! Przynieś z auta jeszcze jedną butelkę wina!

– Oczywiście, mamacita – odpowiada. – Jak tak dalej pójdzie, to wszyscy postawią na ciebie i przegram – dodaje znacznie ciszej. – W tym roku zaskoczę wszystkich, bo celuję w matkę Kaja!

– Jesteś obrzydliwy. Specjalnie mówisz takie rzeczy, żeby brzmiały dwuznacznie – komentuje Gabriela. Upija łyk napoju z wysokiego kieliszka. Bąbelki osadzają się po bokach szkła. Jako jedyna z naszej czwórki pije alkohol, więc domyślam się, że musi być najstarsza.

Kajetan wzdycha.

– Specyficzne towarzystwo. Powinienem cię uprzedzić.

– Nie szkodzi. – Posyłam mu półuśmiech. – Uno? – Macham w powietrzu kartami. – To jakaś wasza tradycja?

– Zawsze gramy we wszystkie gry po kolei – informuje mnie. – Zostały nam Twister i Monopoly...

– Nie gram w żadne Monopoly – wtrąca Gabriela. – Rok temu tak się pożarliśmy, że nie odzywaliśmy się do siebie przez kilka miesięcy.

Kajetan wybucha śmiechem.

– Fifi oszukiwał – informuje. – Kradł pozostałym pieniądze.

– I nie chciał odsprzedać mi pieprzonego dworca w Olsztynie. Głupi, niedojrzały dzieciak. To jeden z powodów, przez które się rozstaliśmy.

Za moimi plecami rozlega się stukot. Filip wchodzi do środka z dwoma butelkami wina pod pachą.

– Nie, kochana. – Całuje Gabrielę w policzek. – Twoja monogamia nim była.

Dziewczyna prycha.

– Masz szczęście – rzuca w moją stronę – że Kajtek jest wierny jak pies.

– Hej! – Kajetan w okamgnieniu robi się czerwony. Poprawia się na siedzeniu, chcąc wcisnąć się w nie jak najgłębiej. – Nie wiem, o czym mówisz – mamrocze niewyraźnie i zasłania się kartami. – Gramy?

Ignoruję dudniące w klatce piersiowej serce. Nieoczekiwane ciepło rozlewa się w moim brzuchu. Mogłabym przyzwyczaić się do tego uczucia.

Pierwszą rundę wygrywa Filip, któremu ponownie przypada potasowanie i rozdanie kart.

– Makao! Te karty jedzą mi z ręki.

– Gramy w Uno, kretynie.

– Gdybyśmy nie byli po rozstaniu, za takie słownictwo właśnie bym z tobą zerwał.

– Widzisz te łzy? To ze szczęścia, że nie muszę się z tobą użerać.

Druga kolejka przebiega podobnie. Wygrywa Filip. Kajetan wściekle zgarnia ze stołu wszystkie karty i wręcza je mi. Przechodzi mnie dreszcz, kiedy nachyla się nade mną i szepcze do ucha:

– Potasuj tak, żebym wygrał.

– Zrobię co w mojej mocy – odpieram cicho.

– Wiem, że zrobisz. W końcu jesteś niezastąpiona.

Dziesięć minut później Kajetan uderza czołem o stół.

– Jesteś fatalna! Przez ciebie odpadłem jako pierwszy.

– Przegrałeś, bo jesteś beznadziejny – wytykam.

Filip zasysa powietrze, po czym wybucha śmiechem i klepie Kajetana po plecach.

Błękitne oczy skupiają się jednak tylko i wyłącznie na mnie.

– Przykro mi – dodaję na widok smutnego spojrzenia – ale nie można być dobrym we wszystkim.

Gdy wypowiadam te słowa, dziwny błysk przemyka po twarzy Kajetana. Chłopak dumnie prostuje plecy i składa dłonie w wieżyczkę, którą następnie przytyka do ust.

– Proszę, proszę – mówi powoli. – Komplement z ust Liliany. Nie zdarza się to zbyt często.

– Nigdy! Nie zdarza się to nigdy! – woła dramatycznie Filip. – Sorki, ale Kaj nieco nam wspominał o waszej sytuacji. Chyba chciał się poradzić.

Gabriela teatralnie odkasłuje.

– Ciebie? – Unosi brew. – Nic dziwnego, że nadal... – urywa. Odwraca głowę w moją stronę. – Nieważne. Miło cię wreszcie poznać, to wszystko. Słyszeliśmy o tobie wiele dobrego.

Nie komentuję tego, co powiedział Filip. Nie muszę też pytać, o czym rozmawiali. Zawstydzone, błąkające się po ścianach spojrzenie Kajetana i jego czerwone policzki są dla mnie wystarczającą odpowiedzią.

Odgłosy z kanapy stają się coraz głośniejsze, aż wreszcie przeradzają się w donośny śpiew.

Filip staje na równe nogi i zaczyna przeszukiwać kieszenie spodni.

– Dobra, koniec tego dobrego. Przejdźmy do biznesów, panienki. – Wyjmuje telefon i kładzie odblokowane urządzenie na blacie. Na tapecie widzę go w objęciach rudowłosej dziewczyny i chłopaka o ciemnej karnacji.

Ukradkiem zerkam na Gabrielę, ale ten widok nie wywołuje w niej żadnych emocji.

– Niestety z bólem serca – odzywa się, obejmując długimi palcami kieliszek – obawiam się, Fifi, że twoja mama będzie idealną kandydatką na tegoroczne zakłady.

Chłopak mruży oczy. Odwraca się w stronę kluczowej części salonu, która obejmuje telewizor, kanapę i wolną przestrzeń robiącą za parkiet dla trzech wstawionych kobiet.

– Puść jej hiszpańskie piosenki, a zapomni o całym świecie. Nieważne! – Wznosi do góry palec wskazujący. – Ważne jest to, że stawiam stówę na mamę Kaja. Zobaczycie. Nie odmawia, gdy chcę dolać jej alkoholu.

Jestem jedyną osobą przy stole, która nie bierze w tym udziału.

Kolejne godziny płyną pod znakiem gry w Twistera. Siedzę poza matą z tarczą w dłoniach. Nie gram, bo nie chcę ryzykować, że z Kajetanem znajdziemy się w niezręcznym położeniu. W mojej głowie wciąż odtwarzam nasz niedoszły pocałunek.

Kręcę strzałką i czekam, aż się zatrzyma.

– Filip, prawa noga na czerwone – mówię.

– Oglądałam twój tyłek wystarczającą ilość razy – jęczy Gabriela. – Dlaczego muszę robić to też w święta?

Filip pokazuje jej język.

– To czas, żebyś przyznała, że za nim tęsknisz, bo nie znalazłaś jeszcze godnego następcy.

Kajetan co chwilę rzuca w moją stronę zmartwione spojrzenie, ale za każdym razem kręcę głową na boki i uśmiecham się, by wiedział, że wszystko gra.

Dwadzieścia minut po północy żegnam się ze wszystkimi i idę do pokoju Kajetana, by się przebrać. Moje ubrania leżą na łóżku. Są suche i pachną kwiatowym płynem do płukania. Zmieniam jedynie spodenki. Sweter, który mam na sobie, jest ciepły i mam pewność, że dzięki niemu nie zmarznę w drodze powrotnej.

Kajetan czeka na mnie w korytarzu. Z salonu płynie powolna, instrumentalna muzyka. W milczeniu wkładam buty, po czym narzucam na siebie kurtkę.

– Dziękuję za wszystko. Dobrze się bawiłam.

– No i nie wylosowałaś pieroga z migdałem.

– Wiesz, że gdybym na niego trafiła, podrzuciłabym go tobie?

Kajetan zagryza uśmiech.

– Nie oczekiwałem niczego innego. Mogę zadać ci pytanie? – wypala nagle.

Wzruszam ramionami.

– Skoro musisz. Jedno – podkreślam dobitnie. – Niech to będzie twój prezent świąteczny.

– Pokłóciłaś się z mamą?

Parskam pod nosem.

– Naprawdę tracisz swoje jedyne pytanie na rzeczy tak absurdalnie oczywiste?

– Próbowałaś się z nią dogadać?

Och na litość wszystkich gwiazd w kosmosie.

– A czy ty marnowałbyś swoją energię na kogoś, kto nawet cię nie lubi? Jestem dla matki jedynie problemem. Wolałaby, żebym nie wracała do domu. Przypominam jej tylko o przeszłości i błędach, jakie popełniła. Nigdy nie chciała mieć dzieci i wcale mnie to nie dziwi. Kompletnie się do tego nie nadaje. – Kajetan otwiera usta, ale uciszam go machnięciem dłoni. – Mógłbyś stworzyć relację z kimś, kto wiecznie wypomina ci, że jesteś błędem? Matka od zawsze stara się wpasować mnie w jakąś dziwną formę, którą uroiła sobie w głowie, a do której zupełnie nie pasuję. Więc nie, nie próbowałam się z nią dogadać.

Zapada niezręczna cisza przerywana moim ciężkim oddechem.

– No dobra – mówię wreszcie. – Skoro wykorzystałeś już swoje pytanie, mogę już iść.

– Dwa pytania – poprawia z ustami wywiniętymi w zadowolonym uśmieszku. – Czy gdyby Oliwier nam nie przeszkodził, odepchnęłabyś mnie?

Och.

Och.

– To już trzecie – śmieję się nerwowo. – Mogłeś lepiej to rozegrać.

Wychodzę na zewnątrz. Mróz szczypie mnie w policzki.

Chyba nie miałabym nic przeciwko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro