Rozdział 52
LILIANA
Do domu docieram przed północą.
Ostrożnie wchodzę do środka, uważając na to, by nie wpaść na szafkę z butami. Wszystkie światła są zgaszone. Stoję w bezruchu przez kilka chwil. Rozglądam się dookoła. Nigdzie nie dostrzegam czającej się w kącie matki. Zatrzymuję się przed jej sypialnią. Słyszę szelest pościeli i ciche chrapanie. Zaglądam do środka. W powietrzu unosi się odór taniego wina.
Rezygnuję z prysznica. Nie chcę obudzić kobiety, która przypomina tykającą bombę. Przebieram się w piżamę i opadam na materac. Moje ciało jest ociężałe. Powieki same się zamykają. Resztkami sił odblokowuję telefon.
***
Drzwi prowadzące do jednej z sali skrzypią, przerywając tym samym ciszę panującą w pomieszczeniu. Wślizguję się do środka. Kątem oka dostrzegam ruch. Adam siedzi przy jednej z ławek, pochylając się nad kartką. Nasze spojrzenia krzyżują się, gdy jestem w połowie drogi. Skrobanie ołówka ustaje.
– Hej. – Kiwam brodą w stronę szkicownika. – Nie wiedziałam, że umiesz rysować.
Policzki Adama barwią się na kolor czerwony. Jego dłoń sunie w stronę niedokończonego rysunku. W pośpiechu zakrywa portret. Spomiędzy palców wystaje jednak wzór pstrokatej apaszki, którą nosi jedna z bliźniaczek.
– Och, jasne – chichoczę. Udaję, że zamykam buzię na kłódkę, a klucz wyrzucam za siebie. – To nasza tajemnica. Nic nie powiem. – Posyłam mu szczery uśmiech i siadam bokiem na wolnej części biurka.
– Będzie mnie to sporo kosztowało, co?
Wydymam usta.
– Nie – odpowiadam niewinnie. – Ale chciałabym przyjść na imprezę Sary bez obaw, że mnie zatłucze. Dasz radę to załatwić?
Adam marszczy brwi.
– Nie wiem, czy będzie to możliwe. Laura powiedziała nam o wszystkim. – Oczy Adama zatrzymują się na mnie. Jego mina jest trudna do rozszyfrowania. – Naprawdę to zrobiłaś? Czemu? Po co włamywałaś się do jej domu?
Biorę głęboki wdech.
– Grozi jej niebezpieczeństwo i potrzebuję twojej pomocy. Mam pewne podejrzenia. Myślę, że coś stanie się podczas noworocznej imprezy. Czy Daniel mógłby ją skrzywdzić?
Adam przygląda mi się przez dłuższą chwilę.
– Nie – odpiera wreszcie. – Daniel to dupek, ale nie zrobiłby niczego Laurze.
– Chciał uderzyć Sarę – przypominam.
– Nie zrobiłby nikomu krzywdy – powtarza spokojnie. – Znam go na tyle, żeby wiedzieć, że nie uderzyłby jej.
– Ale w szopie rzuciłeś się na niego, by go zatrzymać.
– Tak – przytakuje. – Bo Daniel to dupek, który ma problemy z agresją, ale dałbym sobie głowę uciąć, że nie uderzyłby dziewczyny. Chciał ją tylko nastraszyć.
– A więc dupek z zasadami? – podsuwam z kpiną.
Adam przeciera oczy.
– Wiem, jak to brzmi, ale Daniel ma ciężkie życie. Potrzebuje kogoś, kto doprowadzi go do porządku. Rzuciłem się na niego, by przypomnieć mu, że agresja nie jest rozwiązaniem problemów. Akurat on powinien wiedzieć o tym najlepiej. Większość osób uwzięła się na niego, bo pochodzi z nieciekawej okolicy. Ludzie oceniają go przez pryzmat stereotypów. Wiesz, jego ojciec siedzi w więzieniu za kradzieże i pobicia, wiec Daniel musi być taki sam. Kiedy słuchasz takich rzeczy przez całe życie, zaczynasz w nie wierzyć. Kiedyś pyskował nauczycielce, bo oskarżyła go o ściąganie na sprawdzianie, co było nieprawdą. Broniłem go, bo uczył się ze mną przez całą noc, ale nikt nam nie uwierzył. Potem prawie pobił jakiegoś chłopaka na oczach reszty nauczycieli. Tamten mu dogryzał, bo Daniel nosi ciuchy po starszym rodzeństwie i nie stać go na nowe. Daniel się wkurzył, trochę się poszarpali... Nauczyciele napisali na niego skargę z prośbą o wydalenie. Dołączył do klubu fotograficznego i trochę się uspokoił. Każdy poza nami chciał się go pozbyć. Niestety zakochał się w Laurze i wszystko na nowo się spieprzyło. Nie docierało do niego, że nic z tego nie będzie.
– Ale jego teczka była pusta.
Adam wybucha śmiechem.
– Serio? Przetrzepałaś teczkę Daniela? Czy jest miejsce, do którego jeszcze się nie włamałaś?
Wzruszam ramionami.
– Nieważne – kontynuuje. – Była pusta, bo syn dyra wykradł pismo. Ma zapasowe klucze. Dyrektor co prawda potem dowiedział się o tym, ale i tak odrzucił wniosek. Daniel dostał drugą szansę i stara się jej nie spieprzyć. Wiem, że czasem zachowuje się jak idiota.
– Czy syn dyrektora chodzi tu do szkoły?
Adam kręci głową.
– Nie. Skończył ją kilka lat wcześniej. To on założył klub fotograficzny. Jego zdjęcie wisi w pokoju, nie wiedziałaś?
– Chwila. Czy on... ma blond loki?
– Dokładnie! A więc się znacie?
– Można tak powiedzieć – mówię powoli. – Nadal ma klucze zapasowe i może wejść do środka w każdej chwili?
Adam skina głową.
Przełykam ślinę. Czy podróżując na drugą stronę byliśmy bliscy przyłapania? A może sobowtór Kajetana obserwował nas przez cały ten czas? A co, jeśli to przez nas odkrył portal?
– Jest w związku z Laurą? – pytam.
Mina Adama tężeje.
– Co ich łączy? – dopytuję.
– Słuchaj. – Adam prostuje się i patrzy prosto w moje oczy. – Zdążyłem cię polubić. Uważam, że dobrze byś się z nami bawiła, ale Laura się boi.
– Powinna – wtrącam – bo ktoś chce zrobić jej krzywdę. Musisz mi zaufać. Proszę. – Nie przejmuję się tym, że brzmię żałośnie. – Nie możesz pytać, skąd o tym wiem. Po prostu wiem. Zaufaj mi.
Adam zaciska usta. Atmosfera z każdą minutą gęstnieje. No dalej, poganiam go w myślach, zerkając na zegarek. Wskazówki nieubłaganie zbliżają się do godziny, w której wybije dzwonek na lekcje. Nie mogę ryzykować.
– Proszę, Adam.
Chłopak z udawanym zainteresowaniem wygląda za okno. Bębni palcami o biurko, obserwując biegających na boisku szkolnym uczniów.
– Laurze stanie się krzywda, jeśli jej nie pomożemy. Musisz mi pomóc.
Moje słowa wiszą nad nami. Są gęste i lepkie, uczepiają się naszych głów i zatapiają w najciaśniejsze zakamarki umysłu.
Adam zaciska szczęki. Jego spojrzenie jest tak intensywne, że mogę przysiąc, że słyszę wszystkie sprzeczne myśli, jakie go nękają. Powinien mi uwierzyć, a może spławić, bo w końcu włamałam się do domu jego przyjaciółki i nikt do końca nie wie, jakie mam intencje?
Wraz z głośnym brzękiem dzwonka zrywam się na równe nogi. Lawiruję między ławkami, starając się na żadną nie wpaść. Moja dłoń boleśnie zaciska się na klamce. Trzymam ją tak mocno, że bieleją mi palce.
– Błagam cię. Co jeszcze mam zrobić, żebyś mi uwierzył?
– Osiemnasta – mówi jedynie Adam. – Daniel opowiedział mi o papierku po batonie. Dla niego to głupota, ale ja... Wierzę, że nie pojawiłaś się tu przypadkowo. Ufam ci. Nie spieprz tego.
– Dziękuję – wykrztuszam. – Jest jakaś szansa, że pozbędziesz się tego śmiecia?
Adam ściąga brwi.
– Batonik – precyzuję.
– Och. Wątpię. Daniel go gdzieś schował, bo uważa to za niesamowite odkrycie. Przykro mi.
Kiwam głową.
– Jak ma na imię syn dyrektora?
Wzdrygam się, kiedy w odpowiedzi słyszę tylko:
– Czemu tak bardzo zależy ci na Laurze?
Te słowa panoszą się w mojej głowie. Drapią czaszkę i próbują się z niej wyrwać, ale ja zatrzymuję je w sobie, bo wiem, że tym razem nie muszę się bać. Nawet jeśli coś mi się stanie, jest ktoś, komu na mnie zależy. Mam w swoim życiu cztery osoby, które przejęłyby się moim losem i zaczęłyby mnie szukać. Dzięki nim zupełnie inaczej patrzę na tę sprawę. Mój cel jednak pozostaje ten sam.
Muszę uratować Laurę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro