Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 51

LILIANA

Ani Kajetan, ani Tobiasz nie pojawiają się następnego dnia w szkole. Mimi jest jedyną osobą, którą martwi ich nieobecność. Wysyła dziesiątki wiadomości, ale na żadną z nich nie dostaje odpowiedzi.

– Nie napiszę do Kajetana – powtarzam po raz kolejny, wywracając oczami.

Mimi łapie mnie za rękę.

– Liliana! – woła płaczliwie. – Tobie od razu odpisze, no weź.

– Mimi...

– Proszę. Zrób to dla mnie. Przecież się przyjaźnimy, prawda?

Nie wiedziałam, chcę odpowiedzieć, że tak o mnie myślisz, ale ostatecznie nie mówię nic.  Żadne słowa nie wyrażą tego, co czuję. Sama nie wiem, jak nazwać kotłujące się w mojej klatce piersiowej ciepło. Zamiast tego wyciągam telefon i wybieram numer Kajetana.

Odbiera po drugim sygnale.

– Halo? – chrypi. – Liliana, to ty?

– Czyli żyjesz – stwierdzam na tyle głośno, by Mimi nie miała żadnych wątpliwości.

– Tak się cieszę, że dzwonisz! Liliana, mam ci tyle do opowiedzenia. Po pierwsze chcę cię jeszcze raz przepro...

Kończę połączenie i wsuwam telefon do kieszeni.

– Zadowolona?

Mimi natychmiast mnie przytula. Wiśniowe perfumy otulają moje nozdrza. Niezgrabnie klepię ją po plecach, mając nadzieję, że będzie to wystarczające.

– Dziękuję – szepcze i odsuwa się ode mnie. – Teraz wiem, że muszę mu nagadać. Od ciebie potrafi odebrać od razu.

– Ciekawe dlaczego – rzuca kąśliwie Fabian. Wciska do ust kanapkę i zatapia zęby w ciemnym pieczywie.

Mimi go ignoruje. Patrzy na mnie i pochyla się, by ściszonym głosem zapytać:

– Uważasz, że to dobry pomysł?

– Nic się nie stanie – uspokajam. –  Muszę iść. – Spoglądam na zegarek. Do dzwonka pozostały dwie minuty. – Nie mogę się spóźnić. – Jako jedyna wybrałam rozszerzoną biologię. Mój mózg staje się senny na samą myśl o ponownym powtarzaniu materiału o podziałach komórkowych. – Widzimy się po lekcjach. Mamy ważne sprawy do załatwienia, prawda?

Pozostała dwójka kiwa głowami.

***

– Uważasz, że tam będzie? – pyta Mimi, gdy przedzieramy się leśną ścieżką.

– Oczywiście – odpowiadam.

Zasłaniam twarz przed złowieszczymi zrywami wiatru. Moje kroki są ciężkie. Nogi odmawiają posłuszeństwa. Kolejny podmuch powoduje, że zatrzymuję się w miejscu.

– To był fantastyczny pomysł! – krzyczy Fabian, owijając się szalikiem.

Mimi wystawia w stronę nieba uniesiony kciuk.

– Najlepszy! – wtóruje.

Kręcę głową i idę przed siebie. Po chwili walki z wiatrem moim oczom ukazuje się stara szopa. Drzwi na zmianę otwierają się i zamykają. Towarzyszy im odgłos skrzypiących zawiasów.

– Jakim cudem ta rudera jeszcze stoi? – rzucam.

Zatrzymuję się w progu. Pomieszczenie rozświetlają dwie migoczące lampy rozstawione w kątach.

Coś trzeszczy. Rozlega się stukot i tępe uderzenie. Z wątpliwej jakości głośnika zaczyna płynąć cicha muzyka. Sara siedzi na niskim taborecie i manewruje przy leżącym na podłodze radiu. Najpierw odgina jedną antenkę, później drugą. Kręci nimi, dopóki dźwięk nie wydaje się nieco czystszy.

– Niezłe cacko – mówię, kiwając brodą w kierunku radia. – Pozazdrościć.

Sara na mój widok uśmiecha się półgębkiem.

– Najpierw Laura, a teraz ja, co?

Pozostała dwójka zostaje w tyle. Fabian z założonymi ramionami opiera się o framugę drzwi. Za jego plecami stoi Mimi, która nie spuszcza ze mnie spojrzenia.

– Nie mamy czasu – oznajmiam. – Coś złego ma się wydarzyć.

Przed okrągłym taboretem stoi rozstawiona sztaluga z płótnem. Sara poprawia się na siedzeniu. Obejmuje pędzel smukłymi palcami, po czym zanurza go w czerwonej farbie. Ręka dziewczyny lawiruje w powietrzu. Cień wije się na podłodze w iście tanecznych ruchach.

Natychmiast rozpoznaję twarz na portrecie.

– Wow – wyduszam. – Musisz naprawdę go nienawidzić, co?

Mężczyzna wpatruje się we mnie z dziwnym wyrazem, którego nie potrafię rozszyfrować. Prawy kącik ust wywinięty jest do góry. Wygląda, jakby ze mnie kpił. Błękitny kolor tęczówek został zastąpiony krwistą czerwienią. To nie jest chłopiec, którego znam. Niczym nie przypomina Kajetana ani jego sobowtóra.

– Dobrze się znacie? – pytam.

– Niektórych ludzi nie musisz dobrze znać – odpowiada powoli Sara – żeby wiedzieć, że są źli.

Przełykam ślinę.

– To chłopak Laury, prawda?

Sara wybucha śmiechem.

– Chłopak – wypluwa z siebie z nienawiścią. – Chciałaby. Nie wszystko jest nam przeznaczone. Czasem możesz czegoś bardzo pragnąć, a i tak... – Wzrusza ramionami.

Nie musi kończyć zdania. Doskonale wiem, co chce mi przekazać.

Ostrożnie wymijam plastikowy kubek z brunatną wodą oraz otwarte pojemniki z farbami.

– Muszę przyznać – oznajmia niespodziewanie Sara – że nie spodziewałam się tego. Włamałaś się do jej domu – rzuca kpiąco.

– Ja również nie – przyznaję. – To wyszło dość niespodziewanie, podobnie jak to... – Wyciągam z kieszeni pogięty świstek. Rozwinąwszy papier, przystawiam go Sarze pod nos. – Rozpoznajesz? Obie wiemy, że to napisałaś, ale spokojnie, nie przyszłam tu, żeby cię szantażować. Nie powiem nic Laurze.

Sara celuje palcem w Fabiana i Mimi.

– Dlatego zabrałaś ze sobą obstawę? – pyta. – Poza tym myślisz, że Laura by ci uwierzyła? Osobie, która włamała się do jej domu i szperała w rzeczach? Już myśli, że jesteś wariatką. Jeśli chcesz skończyć zakuta w kajdanki, proszę bardzo. – Macha dłonią w stronę wyjścia. – Z wielką przyjemnością odprowadzę cię na posterunek.

Fabian robi krok w przód.

Kręcę głową. Dam sobie radę.

– Stanie się coś okropnego, jeśli mi nie pomożesz.

– Przychodzisz tu, idiotko, i zaczynasz mi grozić?

Sara zaciska pięść i wpatruje się we mnie z czystą nienawiścią. Skończyły mi się pomysły. Nie wiem, jak mogę nakłonić ją do zaufania nam bez odkrywania wszystkich kart. Patrzę błagalnie w kierunku Fabiana i zaczynam się wycofywać.

– Masz fotograficzną pamięć – wtrąca chłopak. Staje przy sztaludze i pochyla się nad płótnem. – Ale zapomniałaś o pieprzyku pod lewym okiem.

Sara lustruje wzrokiem portret. Mięśnie na jej twarzy rozluźniają się.

– Znasz Leona?

Fabian posyła Sarze pełen litości uśmiech.

– Niezłe z niego ziółko, co? – rzuca. – Kto by się spodziewał, że wywinie taki numer?

Sara macza pędzel w czerwonej farbie i powraca do malowania tęczówek.

– Powiedz to jego żonie.

Prostuję się.

Fabian mruga do mnie porozumiewawczo.

– Wiem, co czujesz. – Kuca obok krzesełka, nie odrywając wzroku od obrazu. – Doskonale wiem, jak to jest, gdy zakochujesz się w kimś, w kim nie powinnaś. Rozumiem, że byłaś wściekła. Mogę być z tobą szczery? – Sara ledwo zauważalnie przytakuje. – Zrobiłbym to samo, gdybym był na twoim miejscu. Chciałbym, żeby osoba, którą kocham, była tylko moja, ale niestety to nie zależy od nas.

Czuję na swoim ramieniu dotyk. Odwracam się i dostrzegam lśniące oczy Mimi, które odbijają słabe światło lamp.

– A ty czemu ryczysz? – szepczę.

Mimi pociąga nosem i łapie mnie za rękę.

– To takie smutne i niesprawiedliwe.

– Ja... – zaczyna cicho Sara. – Nie uważam, że to, co robi Laura, jest słuszne, okej? Nie chodzi tylko o to... – urywa i zerka ukradkiem na mnie oraz Mimi. – O to – podkreśla twardo, a Fabian kiwa ze zrozumieniem głową. – Laura postępuje źle. Skoro znasz Leona, powinieneś o tym wiedzieć. Nie wiem, czy chcę, żeby przychodzili tu w nowy rok. Wyobrażasz sobie, że Laura chce go zaprosić na m o j ą imprezę?

– I jeszcze ta ciąża – dorzuca Fabian.

Twarz Sary tężeje.

– Ciąża... – powtarza wściekle. – Gdyby nasze miasto organizowało konkurs na to, kto najbardziej spieprzył sobie życie, Laura zajęłaby wszystkie miejsca na podium.

– Jakim cudem nikt nie wie, że jest w ciąży? – wypalam. – Przecież... Jej rodzice musieli coś zauważyć, skoro z nimi mieszka.

– Co? Przecież to... Chwila. – Sara uchyla usta. – Wcale nie znasz Leona, prawda? – Rzuca Fabianowi wściekłe spojrzenie. – Nie wierzę, że dałam się tak wrobić! – Wstaje i szturcha kubek z pędzlami. Brudna woda wylewa się na ziemię, przy okazji obryzgując jej glany. – Wynoście się stąd! Niczego więcej wam nie powiem. Spływajcie stąd albo Laura o wszystkim się dowie. Jak tylko jej rodzice usłyszą, że ją śledzicie, nie będziecie mieli życia, jasne? Od razu zadzwonią na milicję!

Fabian kładzie dłoń na ramieniu Sary, ale dziewczyna natychmiast ją odtrąca.

– Głuchy jesteś? Gówno wiecie, więc przestańcie się wtrącać!

Ostatni raz patrzę w stronę Sary.

Dziewczyna kuca na podłodze z twarzą schowaną w dłoniach. Kiwa się w przód i tył, mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro